"Dziękuję braciszku"

- Mam prośbę -  odezwał się Michael.

- Hm? - mruknęłam pytająco.

- Przytul mnie jeszcze raz - poprosił - i nie puszczaj. 

- Dobrze wariacie - zaśmiałam się spełniając jego prośbę. 

O mój boże! Znów ten sen! Czy ja nie mogę choć jedyny raz, przespać noc bez wspomnień? Czy o tak wiele proszę? Włożyłam głowę pod poduszkę usilnie próbując zasnąć. Niemniej udało mi się po trzech minutach. 

- Mich możemy porozmawiać? - zapytałam płacząc.

- Jasne, a coś się stało? - spytał zmartwiony.

- Wiem już wszystko! - krzyknęłam.

- Wszystko, czyli co? - spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc.

- Podarłeś moje podanie na studia, które chciałam wysłać za rok, a także spaliłeś bilety na koncert Bars and Melody! - załkałam - Ale nie to boli najbardziej.

- Więc co? - wyszeptał.

- Nie powiedziałeś mi, że umierasz! - wrzasnęłam zapłakana.

- No sorry - przeprosił - ale to nie twoja sprawa.

- A właśnie, że moja - stwierdziłam - bo jesteś moim przyjacielem. 

- Już nie - warknął zostawiając mnie samą. 

- Michael! - zawyłam szybko łapiąc się za głowę. Naomi spokojnie, to był tylko sen. Sen, który przypomniał mi o nim. Nawet nie zdążyłam zapytać, ile zostało mu czasu na tym świecie. Jaką ja jestem egoistką! Prędko wstałam i pobiegłam schodami w dół do kuchni, w miejsce, gdzie zostawiłam swój telefon. Wyszukałam w kontaktach jego numer, a gdy już znalazłam wcisnęłam zieloną słuchawkę. 

- Kto dzwoni? - rozbrzmiał głos po drugiej stronie telefonu. Kurcze, zapomniałam, że mam nowy numer. W sumie to dobrze, nie wiadomo, czy by odebrał ze starego. 

- Za nim się rozłączysz, wysłuchaj mnie. - zaczęłam niepewnie.

- Kto mówi? - zapytał zdenerwowany.

- Naomi - przedstawiłam się krótko.

- A więc czego chcesz paskudo? - wysyczał.

- Pamiętasz naszą ostatnią poważną kłótnię? - przypomniałam.

- No tak, i co? - odpowiedział zdenerwowany.

- Dowiedziałam się wtedy, że umierasz na raka. Choć nie wiem dlaczego zerwałeś naszą przyjaźń, to i tak wiem, że miałeś jakiś poważny powód. - powiedziałam pewna tego co mówię.

- Za godzinę w kawiarni The Griddle Cafe. - oznajmił zakańczając połączenie.

To było dziwne, ponieważ jak on chce się dostać w godzinę do Los Angeles z Sydney? Ignorując nurtującą myśl przebrałam się w czarne rurki i również tego koloru delikatną bluzkę z krótkimi rękawkami. Gotowa zabrałam torebkę, a także kurtkę, którą włożyłam w drodze na spotkanie. Będąc na miejscu weszłam do środka zajmując miejsce, jak zawsze, obok okna. Nie musiałam długo czekać, bo zjawił się minutę po mnie. 

- Musimy sobie coś wyjaśnić. - powiedział zajmując miejsce na przeciwko mojej twarzy. 

- Mysimy - potwierdziłam zamawiając dwie kawy, które chwilę później przyniósł sympatyczny kelner. 

- Przepraszam cię za moje zachowanie, ale nie mogłem inaczej. Kiedy dowiedziałem się, że zostało mi mało czasu, musiałem sprawić abyś mnie znienawidziła całym swoim sercem. - rzekł pijąc swój płyn.

- Dlaczego? - zapytałam zaskoczona. 

- Naomi - westchnął - to proste. Nie chcę byś codziennie o tym myślała. Nie chcę by każdy dzień sprawiał ci ból. Nie chcę widzieć twojego płaczu. Nie chcę abyś przeze mnie niszczyła swoje życie. Nie chcę...

- Zamknij się! - przerwałam mu, czym go zaskoczyłam. - Nigdy więcej cię nie opuszczę. Będziemy razem na dobre jak i na złe. Twoje ostatnie miesiące będą najlepsze w twoim życiu. Sprawię, że spełnisz marzenia! Obiecuję!

- A więc przyjaciele? - wystawił mały palec, który złączyłam własnym. 

- Przyjaciele - potwierdziłam uśmiechając się. - Tęskniłam Mich.

- Ja również i mam coś dla ciebie - odparł ucieszony. Z kieszeni wyjął małą paczuszkę, którą wcisnął w moją drobną dłoń. - Miej go cały czas przy sobie. Przyniesie ci szczęście, tak samo jak kiedyś mi. 

- Michael ja nie mogę... - wzruszyłam się, to takie urocze, a zarazem smutne. 

- Proszę - poprosił błagalnie - Chcę ci go dać abyś nigdy nie zapomniała o naszej przyjaźni, o mnie. 

- Dobrze - otworzyłam pudełko, w którym był śliczny złoty naszyjnik z sercem mający napis "M + N = BFF". Jaki piękny! - Ile ci pozostało?

- Sześć miesięcy, a co do łańcuszku, to miałem zamiar podarować ci go wcześniej, ale wiesz... - szepnął zakłopotany. 

- Rozumiem - oświadczyłam - Dziękuję braciszku.

- Nie ma za co maluszku - odpowiedział rozbawiony, po czym mocno mnie przytulił.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top