Undercover (Rozdział 9,5)
Tego nikt się nie spodziewał, nawet ja XDD
Oryginalny "rozdział 9" który mi nie pasował w Undercover, więc został wyjebany XD ten został wywalony, bo podejście Monte było niespójne z tym co było wcześniej i później. Nie trzeba chyba znać fabuły undercover by to przeczytać, ale no. ten. :3
Btw przepraszam za cringe jeśli jakiś jest, pisałom to w... grudniu jakoś? Chyba tak, bo w Polsce byłom.. No a ostatnio czytane to było gdzieś w kwietniu, gdy uznałom że mi się nie podoba XD
Edited by alemqa <3 muuaa
A no i fragmenty mogą się powtarzać z jakimiś linijkami z wcześniejszych/późniejszych rozdziałów (zwłaszcza początek i końcówka)
Jeśli się nie mylę to właśnie dlatego Erwin był na początku rozdziału 10 na komendzie (już canon). Więc ten rozdział ma logiczny sens, jedynie mi nie pasuje pod względem charakteryzacji (która i tak leży w tym ff, ale jebać, jes jak jes, lepiej nie będzie, a nie chce zmieniać.. wszystkiego dosłownie XD)
Miłego czytania i guess <3
~~~~
Gregory wpatrywał się od paru dobrych minut w telefon, a dokładniej w jedną wiadomość. Jej nadawcą była Sussane. Przy ostatnim zaproszeniu na spotkanie, tym razem do restauracji, dziewczyna po raz kolejny odmówiła. Tym razem, zamiast słabej wymówki, przyznała się, że jest w związku, z jednym facetem, a dokładniej, Thomasem Shelby.
Co by tu nie mówić, zabolało go to trochę. Niby z góry miał wrażenie, że Sussane bardziej zapatruje się na ich relację koleżeńsko, niż romantycznie, lecz z tyłu głowy miał nadzieję, że zdoła przekonać ładną blondynkę. Trudno było powiedzieć, czy to jego uczucia zostały zranione, czy ego. W końcu, mu też nie do końca zależało na miłości dziewczyny.
Tak czy inaczej, dwie rzeczy wyniknęły z owej sytuacji. Po pierwsze, Lyse zaprosiła go na ślub, zrobiła z niego świadka, a nawet poprosiła go o zorganizowanie całej uroczystości. Trochę wcześnie i nieoficjalnie, biorąc po uwagę, że nie byli jeszcze zaręczeni, ale zawsze coś. Oznaczało to, że policjantka jedynie go zfriendzonowała, a nie nie chciała znać, co po dłuższym zastanowieniu było dużym plusem. Po drugie, Gregory nie musiał już wybierać na kim powinien się skupić; od parunastu dni zastanawiał się kto byłby dla niego idealną, potencjalną dziewczyną... Jednak życie samo za niego wybrało, i teraz mógł się w pełni skupić na cichej, miłej i pięknej Mii Clark.
Poza miłym czasem, który może spędzić z przepiękną funkcjonariuszką, może też powkurzać pastora. Stało się to jego personalnym hobby, zresztą, ze wzajemnością. Poza ranieniem wybujałego ego Erwina, najprostszym sposobem do zdenerwowania niższego, było spędzanie czasu, nawet na patrolu, z samicą. Sam Montanha miał z tego niezły ubaw, ale złotooki brał to dosyć poważnie. Zasady prime time'u zostały ustalone między nimi, a gdy Gregory odważył się wyjść poza ustalone godziny, spotykało się to z marudzeniem niższego i większego wyżywaniu się na policji z Grzegorzem na czele.
Jednak, działało to w dwie strony. Ciągłe widywanie szarowłosego w towarzystwie klejącej się do niego Heidi Bunny go irytowała, i był w stanie przestrzegać "zasad prime time'u", pod warunkiem, że Knuckles będzie spędzał mniej czasu z irytującą go blondyną.
Nie zmieniało to faktu, że miał żal do Sussane. Dawała mu mylne sygnały, a koniec końców go zostawiła. I to dla jakiegoś Shelbiego, na serio, czym się on w ogóle wyróżniał? Zranione ego Gregorego powodowało jego zwiększoną dekoncentrację, więc gdy jego patrol partner zapytał czy może prowadzić jego SEU, nie robił żadnych trudności.
— Co tam Grzechu? — z zamyślenia wyrwał go głos owego to patrol partnera, Hanka Over'a.
— Nic... nic ważnego — mruknął.
— Chwila... czy to nie pojazd pastora? — zapytał Hank, marszcząc brwi, wskazując na ciemno fioletowy Dominator, który zdecydowanie przekroczył limit prędkości.
— Chyba tak — odparł niepewnie szatyn. W takim mieście jak Los Santos porusza się mnóstwo, niemal jednakowych samochodów, więc nie można było mieć pewności. — Odpal dwójki, zobaczymy co zrobi. I tak trzeba go zatrzymać — mruknął, odkładając telefon. Gdy tylko światła radiowozu zostały włączone, kierowca obserwowanego przez nich samochodu odjechał z piskiem opon, kilkakrotnie przekraczając obowiązującą prędkość.
— To raczej on, zachowanie do niego pasuje. Czekaj, czy on nie jest poszukiwany? — zapytał rozemocjonowany Over, naciskając mocniej pedał gazu.
— Chyba jest - wymamrotał brązowowłosy, stukając w policyjnym tablecie, by sprawdzić owe informacje. — Ta, jest. Jedziemy — dodał niepotrzebnie, bo przecież Hank i tak by nie odpuścił.
Jechali tak przez jakiś czas, a Knuckles nawet na chwilę zadzwonił do szatyna i powyzywali się nawzajem. Over powoli zaczął się denerwować, przez co utrzymanie pościgu stało się trudniejsze. W pewnym momencie, brunet stracił kontrolę nad kółkiem i przypadkiem z całej siły uderzył samochód pastora w bok. Ten przeleciał parę fikołków, ostatecznie dachując, a ich SEU zostało zniszczone.
— Jak ty jeździsz! — ryknął Montanha. — Moja biedna Vecia... — ubolewał.
— Latarnia spadła na mnie! — oburzony niebieskooki próbował się wybronić, lecz obydwaj dobrze wiedzieli, że żadnej latarni nie było. Gregory westchnął głęboko, i rzucając ostatnie pełne troski spojrzenie na "Vettkę", wysiadł oraz podszedł do rozbitego pojazdu Knucklesa.
Dominator przeżył to spotkanie zdecydowanie gorzej. Miał gigantyczne wgniecenie w boku, porozbijane szyby i leżał na dachu, a silnik zaczął dymić. Prawdopodobnie nie będzie zdatny do jazdy, chyba, że zostanie sprawnie poskładany przez jakiegoś sprawnego mechanika.
Nieco zmartwiony, ukucnął i zerknął przez rozbitą szybę. Erwin siedział, a bardziej wpół-leżał, nieprzytomny, znajdując się pod dziwnym kątem. Montanha wyciągnął rękę i dotknął tyłu głowy. Gdy zabrał ją z powrotem, widniała na niej ciemna krew.
— Kurwa — mruknął sam do siebie i krzyknął do Hanka, by zadzwonił po pogotowie.
Sam, ukucnął przy zakonniku. Wyciągnął go z pojazdu, upewniając się, że nie zrobi mu tym większej krzywdy. Złotooki dość mocno uderzył głową o drzwi samochodu, przez co stracił przytomność. Szef policji dziękował bogu, że tym razem Erwin zapiął pasy; zazwyczaj nie stosował się do takich podstawowych zasad bezpieczeństwa. To prawdopodobnie uratowało go przed poważniejszymi obrażeniami. Do tego miał wbite kilka kawałków szkła, które Montanha wyjął naprędce. Może i nie był lekarzem, ale i tak miał niemałe doświadczenie medyczne, które zdobył w wojsku, jak i potem, jako policjant.
Wyciągnął go ostrożnie, nie chcąc go bardziej zranić. Zauważył, że złotooki ma złamaną rękę, więc ja usztywnił. Nie widząc innych większych obrażeń, położył jego głowę na swoich udach, i zaczął przeczesywać delikatnie jego siwe włosy. Bawiąc się kosmykami zaczął analizować, co się właśnie wydarzyło. Był zdenerwowany na Hanka. Nie dość, że rozwalił jego ukochane SEU, to jeszcze naraził życie obywatela! Oczywiście nie było to celowe, a w dodatku Erwin był poszukiwany, a Montanha wielokrotnie sam niechcący poturbował niewinnych przechodniów, lecz szatyn wciąż odczuwał złość. Przecież mógł go zabić!
Jednak patrząc na Knucklesa, powoli się uspokoił. Może było to spowodowane niecodzienną łagodnością wymalowaną na nieruchomej twarzy złotookiego, może miękkością jego włosów, a może zrozumieniem, że gniewem nic nie wskóra. Niebieskooki zresztą niedługo przyszedł i ponownie go przeprosił, informując, że karetka jest już w drodze, a nawet zaoferował zapłacić za naprawę.
W końcu przyjechał ambulans. Zabrali szarowłosego i odjechali na sygnale. Montanha wiedział, że raczej nic nie zagraża życiu szarowłosego, ale nagle zaczął odczuwać stres. Co jeśli coś się jednak stało? Co jeśli poprzez wyjęcie go z samochodu przypadkiem go bardziej skrzywdził? Wpatrywał się w oddalające się światła rozmyślając nad tym, dopóki Over nie przywrócił go na ziemię.
— Grzechu?
— Wybacz, zamyśliłem się — mruknął, odwracając wzrok od karetki.
— SEU jest dalej sprawne. Zgłosiłem na odcholownik jego pojazd... chcesz na szpital? — powiedział cicho, poprawnie odgadując powód zamyślenia brązowookiego.
— Tak — westchnął cicho, wstając i kierując się do Corvetty.
— Obiecuję nie rozwalić jej jeszcze bardziej... jak cię odstawię, to pojadę na CarZone — rzekł brunet niepewnie. Nie wiedział jak Gregory zareaguje, ale szatyn nie mógł prowadzić. Prędzej to on by spowodował wypadek. Najwidoczniej on sam o tym wiedział, gdyż bez protestów usiadł ponownie na miejscu pasażera.
Hank podjechał pod szpital na Viceroy i cicho pożegnał się z szefem policji, który zgłosił status drugi. Montanha podszedł do szklanych drzwi i je pchnął. Szybko odnalazł salę, w której pastor był operowany. Parędziesiąt minut później lekarze skończyli i przenieśli go do sali obserwacyjnej. Montanha usiadł na krzesełku obok i wpatrywał się w śpiącego szarowłosego. Nie wiedział, ile czasu minęło, dopóki wysoka osoba stanęła centralnie przed nim.
— Montanha... idź do domu. Byłeś na służbie od szóstej rano, a teraz dochodzi już czwarta. Niedługo wybory na szefa policji, powinieneś być wyspany i dawać dobry przykład — odparł Over.
Szatyn spojrzał na niego obolałym wzrokiem. Obydwoje wiedzieli jaką opinię w policji ma Gregory. Mimo wysokiej pozycji, nie był lubiany, a wielu funkcjonariuszy plotkowało o nim i obgadywało go za plecami. Nie wiedział nawet dlaczego - dawał z siebie 150%, pracował nadgodziny i naprawdę starał się postawić komendę na nogi. Czy Pisicela, albo Capela byli dobrym wyborem? Zapewne. Ale co oni byliby w stanie osiągnąć, czego Montanha by nie mógł?
Szatyn miał cichą nadzieję, że uda mu się jednak wygrać, jeśli reszta zobaczy jak bardzo się stara i jeśli zaoferuje im więcej premii. Ale do tego potrzeba pieniędzy, które odkładał często z własnej pensji. Over patrzył na sytuację nieco bardziej pesymistycznie, ale nie odważył się powiedzieć jej na głos. Przy okazji, może przekona starszego by się położył, gdyż wyglądał jak trup.
Szef policji wymamrotał niezrozumiałe słowa, kiwnął głową i wyszedł ze szpitala, a Hank pozostał w budynku, by zabrać poszukiwanego potem na komendę. Parę godzin później, Knuckles się obudził.
— Dzień dobry, pastorze, jak się pan czuje? — zapytał Hank.
— Nieźle — wychrypiał szarowłosy, rzucając zainteresowane spojrzenie brunetowi. — Panie Over, niech pan uważa, bo jeszcze pan kogoś zabije. A wtedy na pewno pan nie dostanie własnego SEU.
Hank zrobił obrażoną minę i wyszedł po medyka. Lekarz uznał, że zatrzymanego można zabrać na komendę, gdyż na szczęście nie doszło do wstrząsu mózgu, a kość w ręce powinna mu się niedługo zrosnąć. Over zakuł, niespecjalnie mocno, złotookiego, skutecznie ignorując jego prośby i groźby, a następnie odwiózł na komendę. Po tym zszedł ze służby i zostawił młodszego samego w sali przesłuchań, w oczekiwaniu na wsparcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top