Blacklist

Ten oneshot to taka lekka kalka ze streama, plus jakieś tam moje opisy. Chciałam zrobić coś z tym dalej i zrobić to ciekawsze, ale straciłam zapał XD Ale w pewnym momencie mnie wkuriwało jak powtarzali jedno czy dwa słowa w kółko przez jakieś 30 sekund XDDDD no jes jak jes. Lecymy :D (nie będzie ten "ff" update'owany regularnie; może zakończy się na tych trzech oneshotach co na razie mam, nie wiem. Nie wiem też kiedy tamte pozostałe dwa wstawię. Zobaczymy)

Są tu słowa których nie jestem pewna, no i zapewne błędy xD

Dziekuję alemqa za edit<3

~~~~

— Gregory — zaczął pastor, patrząc uważnie na starszego, opierając się o ścianę. Znajdował się na dachu aż za dobrze mu znanego budynku. — Gregory. — Powtórzył, chcąc wywołać odpowiednie wrażenie.

— Erwin — odparł szatyn podobnym tonem. Zastanawiało go w jakim celu szarowłosy postanowił się spotkać, zwłaszcza w tak sentymentalnym miejscu, po tylu miesiącach. Odpalił papierosa i zaciągając się dymem, ponownie skupił wzrok na Knucklesie.

— Kiedy usłyszałbyś "Kadet Erwin Knuckles", jak bardzo byś pomyślał, że mnie popierdoliło? — zapytał, wyciągając notatnik i długopis.

— Jak bardzo w jakiejś skali, czy wolałbyś, bym to opisał słownie? — odpowiedział pytaniem na pytanie, względnie spokojny.

— W słowach! W słowach — Erwin wyjął z torby butelkę wody i upił niewielki łyk, bacznie obserwując ciemnowłosego z pod mieniących się złotem oczu.

— Ja pierdole — odpowiedział i dla efektu cicho westchnął. Erwin skrupulatnie wszystko zapisał w notatniku.

— Ponieważ, Gregory, wybrałem ciebie oraz dwóch policjantów do spec grupy... Oglądałeś kiedyś Blacklist?

— Blacklist? Nie — mruknął policjant, coraz bardziej się martwiąc na jaki pomysł wpadł temu pojebowi do głowy. Jednak, nie dawał tego po sobie znać i ze stoickim spokojem palił szluga. — Streścisz?

— W Blacklist osoba, która jest najbardziej poszukiwana na świecie, oddała się w ręce FBI by wkopać resztę świata przestępczego w zamian za immunitet i jakieś tam perki, ale już nie będę spoilerował serialu.

— Mhm — brązowooki nadal nie był pewny do czego zmierza młodszy, aczkolwiek się domyślał. I trochę go to martwiło.

— No i mi kilku przestępców w tym mieście wadzi.

— Okej...

— Z związku z tym, zgłosiłem się do dwóch policjantów... i tobie też ufam, że nikomu niepożądanemu tego nie powiesz... chcę, abyście we trójkę podjęli decyzje. Ty, Alex Andrews i Lincoln. Lincoln i Alex już o tym usłyszeli. Chciałbym się wbić do waszych szeregów jako kadet pod innym imieniem i nazwiskiem.

— Aha — Montanha mruknął cicho, przeczesując swoją czuprynę gładkim ruchem ręki, przetwarzając słowa niższego. Nie powiedział zbyt dużo od początku ich rozmowy, głównie dlatego, że nie miał kiedy, ale był cierpliwy. Najpierw chciał wysłuchać go d o końca. Jak na razie nie był do końca przekonany do tego pomysłu, ale nie zamierzał od razu go skreślać. Może ma on sens?

— I teraz pomyślisz sobie, no popierdoliło chłopa. Ma kartotekę stąd, to Maze Bank'u. Razem z Maze Bankiem.

— Maze Bank jest całkiem blisko stąd, powiedziałbym raczej, stąd do Liberty City — szatyn westchnął, dopalając papierosa i gasząc niedopałek podeszwą buta.

— Do Liberty City — zgodził się Knuckles, zdając się być dumnym z owego porównania. — Ale słuchaj. Ja nie chcę być waszym informatorem. To, że Kui Chak jest przestępcą, to, że Małpa jest przestępcą, to każdy wie — powiedział. Brązowooki leniwie przytaknął. — Tu chodzi, Montanha, o założenie specgrupy, która by uderzyła w aktywa — pastor zaakcentował ostatnie słowo.

— Aktywa? — Dopytał starszy, nieznacznie marszcząc brwi.

— Tak. Ja wiem.... Gdzie oni mają kryjówki, siedziby, magazyny — dodał po chwili zawahania. Brązowe oczy rozszerzyły się, przyswajając takowe informacje, a szarowłosy dostrzegł w nich trudną do zidentyfikowania iskierkę. Uśmiechnął się w duchu, podziwiając czekoladowe tęczówki. Szybko jednak się opamiętał i ponownie skupił wzrok na notatniku. — Więc w momencie, kiedy dostałbym się do was... mógłbym aktywować project Blacklist — zakończył zdanie tajemniczym tonem, uśmiechając się zadowolony. Gregory wciąż analizował wszystkie informacje, próbując sobie to wyobrazić. Złotooki postanowił kontynuować: — I każdego z tej listy eliminować. Bo tu nie chodzi o danie im tysięcy miesięcy, bo oni mają wyjebane w te wyroki. Nie, tu chodzi o coś więcej. Chodzi o atak w aktywa. Więc podsumowując, Gregory, przyjęlibyście mnie do jednostki, pod ukrytymi dowodami. Nawet moja grupa nie wie, że odpierdalam ten szajs teraz... I działamy tylko we czwórkę, jako specjalna specgrupa od działań operacyjnych. Bo informacje może ci wziąć każdy zjeb. Powie "no, Małpa jest przestępcą, robił bank". Wyjebane w tą informację, każdy o tym wie. Ale jakbym ci podał informacje w stylu, tu jest jego magazyn, na ulicy takiej i takiej, tu masz zdjęcie. Z takimi dowodami możemy iść do sądu i wpierdalamy mu się na magazyn. I co tam znajdujemy? Sto milionów kontrabandy, kałachy, SMGi. To byłby pierwszy sukces specgrupy. Potem, do następnego celu i tak powoli byśmy sobie eliminowali świat przestępczy. Pomyślisz sobie, "no dobra, możemy go wziąć do jednostki pod przykrywką, ale na chuj on to właściwie robi?" Zapytasz się tak. My--

— No, w sumie to mam jeszcze kilka innych pytań, ale mów, mów, później zadam — przerwał mu na chwilę starszy.

— Wyeliminujemy wszystkich oprócz mojej grupy — wytłumaczył Erwin. — Ja na swoich nie sprzedaję, od tego jest Kui Chak. Tu nie chodzi o nazwiska. Tu chodzi o aktywa. Mafie możesz wyeliminować w ten sposób, że zaatakujesz ich pieniądze. Ich siedziby - zamilkł na chwilę, myśląc nad czymś. Musiał jednak się rozmyślić, gdyż podniósł wzrok na szatyna, nie kontynuując poprzedniej myśli. — No, słucham, twoich pytań — wyszczerzył się, zachęcając do zmiany tematu.

— Pierwsza sprawa. Jak wytłumaczysz swoim, że znikniesz? — Gregory zadał pytanie, wyciągając kolejnego papierosa. Młodszy skrzywił się nieznacznie, lecz tego nie skomentował.

— Oglądałeś kiedyś Batmana? — Zapytał retorycznie. Nie czekając na spokojne "mhm" brązowookiego, mówił dalej: — W dzień będę Erwinem, a w nocy będę zakładał... inny strój — mruknął, wyjmując z torby mundur policyjny i natychmiast go na siebie zakładając. Montanha uniósł brwi z niemym zapytaniu, a potem parsknął śmiechem. — Witam — szarowłosy zasalutował, dotykając palcami "rondla" z którego Montanha był znany w lipcu.

— Ten biały pasek trochę nie pasuje, bo to High Command — szatyn się roześmiał, delikatnie przygryzając wargę, by pohamować się od powiedzenia czegoś za dużo. Prawda była taka, że Knuckles wyglądał cholernie dobrze w mundurze policjanta. Dla samego tego widoku byłby w stanie się zgodzić na jego propozycję.

— Wiem — obruszył się niższy, krzyżując ręce. — A co ty myślisz, że specgrupa to jakieś pizdziki do jebania? — Rzucił pytaniem. Tak, ty przeze mnie pomyślał ironicznie, lecz przemilczał to. — Od dzisiaj, możesz na mnie mówić Ernest Camembert.

— Camembert?

— Camembert.

— A może oscypek?

— Camembert.

— Ernest-- Ernest Camembert.

— Ernest Camembert — powiedzieli na raz, jakby wypowiedzenie tego imiona po raz pięćdziesiąty miało coś zmienić.

— Ernest Camembert... — brązowooki powtórzył już ostatni raz, utrwalając sobie te dwa słowa w pamięci.

— To może jeszcze nie być ostateczna decyzja, musicie to wszystko jeszcze obgadać, ale jestem dobrej myśli — złotooki przerwał bezcelowe powtarzanie jego nowej tożsamości. — Rozmawiałem o tym wczoraj z Lincolnem oraz Alexem. Z tobą nie mogłem, ponieważ ty byłeś akurat na wakacjach, jednodniowych. — Dodał, a wyższy tylko kiwnął głową na potwierdzenie.

Knuckles zaczął powoli ściągać z siebie ubrania, zostając w samych bokserkach. Gregory musiał przygryźć od środka policzek, żeby jego mimika twarzy nie zmieniła się, nie ukazując zadowolenia, czy też zainteresowania. Niemniej, wpatrywał się intensywnie w niemal nagiego pastora, który musiał doskonale wiedzieć, jak działa na starszego, gdyż na jego ustach widniał drwiący uśmieszek. Blada, szczupła, niemal wychudzona klatka piersiowa i delikatny zarys mięśni na brzuchu tworzyły ciekawe zestawienie. Jego bursztynowe tęczówki błyszczały, a wzrok którym obdarował go wyższy, schlebiał mu i łechtał jego i tak wyjebane w kosmos ego.

Po chwili zdołał odwrócić wzrok, zawstydzony swoimi nieprzyzwoitymi myślami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top