Rozdział 9

Pov: Czkawka

Wreszcie docieramy na statek,nadal nie mogę ruszać nogami,bosko po prostu, na szczęście Zofii nie ma.

- Szefie udało nam się sprzedać smoki za 1500 koron

- Fantastycznie

- Co się szefowi stało?

- Mieliśmy problemy z Varrikiem

- Od początku było pewne że będą z nim kłopoty ale dlaczego Dagur i Sven pana niosą?

- Arno znowu nie czuję nóg i nie może na nich stać

- Acha, ile wam zapłacił?

- Sześć tysięcy koron

- Ile?!

- Tyle ile słyszałeś

- Dobra dajcie kapitanowi odpocząć, mieliśmy ciężki dzień

- Masz rację Dagur,jestem wściekły, cały w błocie i zmęczony, zanieście mnie do mojej kajuty idę spać

- Się robi

Schodzimy pod pokład i do mojej kajuty

- Dzięki,poradzę sobie stąd

- Na pewno?

- Powiedziałem że sobie poradzę!

Na rękach wchodzę do pokoju i Dagur zamyka drzwi,dochodzę do łóżka,  zdejmuje ubrania i zapadam w sen.

- Jak się dzisiaj czujesz?

- Dobrze,coraz lepiej

- Fantastycznie, możesz wstać?

- Tak mogę

- A więc choć ze mną

Co się dzieje? Jestem, na statku,tylko nie swoim, to statek Viggo, pamiętam to miejsce, tutaj leżałem gdy mnie znaleźli, ale to nie może być sen,inaczej nie byłbym aż tak świadomy, podnoszę się i idę za Viggo.

Jest dokładnie tak jak zapamiętałem to miejsce, i pamiętam ten dzień,wtedy wyszliśmy na pokład, znaleźliśmy stado gronkli,nawet jednego trafiłem i związałem,to był pierwszy smok jakiego złapałem.

Chwila nie idziemy na pokład, tylko do ładowni? To się nie stało

- Spójrz,oto plan ataku na wyspę obrońców skrzydła

C-Co? To się stało dwa lata później, atakowaliśmy obrońców skrzydła, ale jestem z Viggo sam,a wtedy było ze mną pełno innych łowców. Co się tutaj dzieje?

- Czkawka, zostań na chwilę

- Tak Viggo?

- Coś się dzieje,Ryker coś planuję

- Skąd wiesz?

- Zawsze widział że on jest drugim dowódca zaraz po mnie,ale od kiedy ty się pojawiłeś uważa iż jego pozycja jest zagrożona

- To się nie ma czego bać

- Właśnie o to chodzi, rzeczywiście przez te dwa lata które z nami jesteś bardzo się wykazałeś i udowodniłeś że masz umiejętności aby dowodzić, latać smoki i walczyć

- Chyba nie chcesz powiedzieć-

- Tak, zamierzałem abyś to ty został moim następcą, i Rykerowi to się nie podoba,mam dlatego powody sądzić iż kombinuję coś

- Co?

- Tego jeszcze nie wiem,ale miej się na baczności, może zamachnąć się na twoje życie

- Będę uważał

- Mam nadzieję, wiesz że jesteś dla mnie jak brat bardziej niż Ryker

- Wiem

- Dlatego on czuje się zazdrosny, może czegoś próbować, powodzenia

- Powodzenia

Viggo,mam szansę muszę mu powiedzieć,ale nie mogę ruszyć ustami,zaraza, nie, zawracaj.

Nie mogę nic zrobić jestem bezsilny,tak jak wtedy.

Spadam z łóżka,to rzeczywiście był sen,ale to było takie realne,to się naprawdę stało ale było inne niż wtedy, która godzina?

Wyglądam za okno,jest już ciemno,ile ja spałem? Długo, chwila,o na szczęście mogę już ruszać nogami.

Podnoszę się z łóżka i z szafy biorę nowe ubrania, biała koszula, wełniana kamizelka, purpurowa kurtka, krótkie stalowe rękawice, czarne spodnie i czarne buty z aksamitu ze srebrnymi zdobieniami,

Wychodzę na zewnątrz i udaje się do kantyny,wszyscy w niej są, słyszę jak balują, wchodzić? Nie, za chwilę, wpierw pójdę zobaczyć co się dzieje na pokładzie.

Wychodzę, odpłynęliśmy od portu,jednak się nauczyli po tym gdy zostawili niestrzeżony statek przy porcie a oni poszli do miasta i nas okradli, teraz nie każdy może wejść na statek, podchodzę do rufy i spoglądam na niebo, czarne z tysiącami białymi gwiazdami na nim, nie ma perfekcyjnej ciszy,nadal słychać odgłosy rozmów z portu.

- Co tam Czkawka?

- Nic ciekawego Zofia

- Chłopaki powiedzieli mi o tym co się stało

- Domyślam się

- Wybacz że rano prawie się do ciebie odezwałam po imieniu,tym prawdziwy imieniu

- Na przyszłość uważaj,gdyby się dowiedzieli że Czkawka Haddock jednak żyje to wysłałby za nami całą flotę,i nie po to zawsze gdy opuszczam statek zakładam maskę i kapelusz abyś ty przez przypadek wszystkim powiedziała

- Już przeprosiłam

- Wiem ale mówię ci na przyszłość, co robią na dole?

- Co mogli by robić,Dagur i Maki siłują się na rękę i przegrany oddaje swój kufel piwa zwycięzcy

- Kto wygrywa?

- Powiedzmy że Dagur jutro nie podniesie się z łóżka

- A co robią pozostali?

- Sven,Dorian i Avor grają w Szpony i topory

- Viggo uwielbiał tą grę,ja też

- Nie mówiłś o Viggo od trzech lat, dlaczego akurat teraz ci się przypomniał?

- po prostu o nim pomyślałem, sam nie wiem, tak czy siak przez to znowu pamiętam, mimo iż próbuje jak najbardziej zapomnieć

- Mówiłam to kiedyś i ci to powtórzę, znam pewnego znachora który specjalizuje się w obrażeniach mentalnych, korzysta z specjalnych ziół i narzędzi aby uzdrowić tych którzy nie mogą sobie poradzić z przeszłością

- "Czary mary hokus pokus twój  rachunek wynosi kilka tysięcy koron"

- Pracuje za darmo,chce jedynie pomagać ludzią, bardzo mądry człowiek

- A moja odpowiedź nadal brzmi nie, zmieńmy temat

- W porządku

- Gdzie się udasz na zimę?

- Zostaje tutaj

- Na tej łodzi zamarzniemy, znalazłem domek na wyspie kilka dni drogi stąd, zapłacę za wynajem na całą zimę, wiesz coś o reszcie?

- Dagur cię nie opuści nigdy więc pewnie też zostaje, Dorian trochę zarobił ale nie starczy aby wrócił do rodziców,Maki nie ma nikogo a Avor właśnie wrócił po trzech miesiącach przerwy ponieważ złamał nogę więc raczej też zostanie,a Sven to Sven więc też zostaje

- Czyli całą zimę będę musiał się z wami użerać

- Wiem że to uwielbiasz

- Masz rację

- Patrz,coś się dzieje w porcie

- Rzeczywiście, pożar?

- Nie,gorzej, idź na dół i weź tych którzy są na tyle trzeźwi aby walczyć,ja obieram kurs na port

- Ale co się dzieje?!

- Smoki atakują,musimy im pomóc

Wbiegam do swojej kajuty, z skrzyni biorę, noże do rzucania,toporek,miecz,kołczan na strzały, łuk i swoją zbroje.

Wychodzę na pokład i jesteśmy prawie przy porcie,Avor,Sven i Maki wraz z Zofią na mnie czekają.

- Gdzie Dagur?

- leży pod stołem zalany w trupa

- Kurde liczyłem że będzie zdatny,ale nic, przybijamy i pomagamy w obronie

Dobijamy do portu i strzelam z łuku do pierwszego smoka jakiego widzę,spada jak mucha,toksyna obala je w mgnieniu oka.

- Rozbiegamy się i pomagamy w walce

- Tak jest!

- Do roboty!

Niespodziewałem się takiego końca dnia, najwidoczniej zbyt dobrze szło i muszę coś zrobić aby zasłużyć na te sześć tysięcy koron.

Biegnę ulicą,po obu stronach wszystkie domy się palą,z uliczki wypada Koszmar Ponocnik, zauważa mnie i zionie ogniem,
skaczę za wóz i czekam aż przestanie, i...koniec,wychylam się z łukiem i strzelam mu prostu w oko,dezorientuje go to na tyle że mam czas aby podbiec i mieczem przeciąć mu tętnice na szyji.

Smok chwieje się i wykrwawia,za góra minutę zdechnie,nie znoszę zabijać ich w taki brutalny bolesny sposób ale nie mam czasu by zadawać im szybką śmierć, biegnę dalej na targu znajduje dwa Gronklę zjadające ryby z straganów, to jest bardzo dziwne, one jedzą głazy nie ryby, chwila,nie żują ich tylko od razu połykają, tak jakby brały ryby dla młodych,tylko nie swoich chyba widzą mnie, jeden unosi się i odlatuję a drugi biegnie na mnie.

Robię krok w bok aby uniknąć szarży,przebiega dalej i przebija się przez palącą ścianę budynku,daleko poszedł,chyba nie zdaje sobie sprawy że mnie ominął, no to jego mam z głowy-
kolce!

Słyszę charakterystyczny świst i unika większości kolców zębacza, powiedzialem większości, Ponieważ jeden wbija mi się w ramie a drugi w plecy,boli, bardzo, chwytam za łuk i gdy tylko znowu próbuje strzelić odsłania brzuch i trafiam go strzałą z toksyną,upada na ziemię, podchodzę aby dokończyć robotę, unoszę miecz-
Chwila moment, ten smok ma obroże a na niej fiolka z fioletowym jadem, GRIMELL.

Ten ***** ********* to wszystko zaplanował! Ten cały atak, tylko po co? O kurwa, statek jest nie chroniony, chciał nas wywabić ze statku. Nie udało mu się kupić receptury na moją toksynę to ją chcę ukraść? To się zawiedzie ponieważ nie jest nigdzie zapisana,tylko ja znam recepturę, ale nie pozwolę aby ta szuja łaziła mi po statku.

Chwytam za róg przy moim pasie i dmucham w niego,mam nadzieję że to usłyszą, szybko na statek.

Jak najszybciej biegnę do portu, jeżeli coś zrobił ze statkiem to go zabiję mam gdzieś prawo braku przemocy pomiędzy konkurencją, on zaczął, jest! Widzę mój dwu żaglowiec,jak odbija z portu, zabiję go, dobiegam do brzegu i skaczę za nim do wody,dobrzy bogowie jaka zimna,już prawie jestem, tak! Dopływam do statku, wspinam się po burcie, i-

- Witaj Arno,widzę że łatwo się nie poddajesz, tak jak się spodziewałem, wiesz? Moi ludzie obstawiali zakłady czy wogóle zorientujesz się że kradniemy ci statek, wiedziałem że prędzej czy później trafisz na jakiegoś smoka z obrożą i połączysz fakty ale zorientowałeś się o wiele szybciej niż ja sam się spodziewałem

- Złaź z mojego okrętu

- Niestety nie mam takiego zamiaru, a teraz żegnaj!

Chwyta za kuszę i strzela mi w ramię,jedną ręką nie utrzymuje się na burcie i spadam do wody, co za łajza, dopadnę go, ale muszę wracać na ląd, wynajmę jakiś statek i go dopadnę.

Cały mokry i zmarznięty dopływam do brzegu gdzie większość mojej załogi na mnie czeka.

- Arno pomogę ci

- Nie potrzebuje pomocy! Potrzebuje statku,byle jakiego,ma być szybki, i potrzebuje go na wczoraj, nie obchodzi mnie ceną, musimy odzyskać mój statek

- Kto go ukradł?

- Ten szmaciarz Grimell,dla toksyny,ale statku nam nie odda i go zatopi, chwila, gdzie Dagur?

- Przecież tutaj stoi- Dagur?

- Czy on został na statku?

- Najwyraźniej

- Mają jeszcze zakładnika, świetnie

- Może Dagur ich pokona i odzyska statek

- On był tak pijany że dziecko by go pobiło, gdybym był trzeźwy to może jeszcze ale teraz nie ma szans

- Nie możemy tracić wiary

- Wiarę ja straciłem lata temu, znajdzie statek, ja muszę......... odreagować

- W jaki spos-

Podchodzę do najbliższej ściany i zaczynam w nią uderzać pięściami.

- Ohh

- Arno przestań,już nóg nie masz sprawnych a za chwile palce sobie tak połamiesz

- Ani słowa,jestem tak zły, że gdybym teraz zobaczył Grimella to bym go gołymi pięściami rozerwał

- Uderzanie w ścianę nic nie zmieni,idźcie szukać statku ja z nim zostanę i przypilnuje zanim zacznie się dźgać nożem

- Ta jest Zofio

Wszyscy z wyjątkiem Zofii odchodzą

- Czkawka

- Co Czkawka! Zofia ja już nie mam ma to wszystko siły! Varrik koszmary, Grimell, Dorian ze załamaną nogą to wszystko kosztuje mnie nerwy i siły!

- Koszmary?

Brawo! Wygadałeś się! Teraz ci nie dam spokoju

- Żadne

- Czkawka

- Słuchaj,na dziś mam dosyć,idę się przejść,SAM

1754 słów

Czas na Głosowanie

Zdałem sobie sprawę że statek nie ma nazwy, piszcie w kom jakie macie propozycje.

Jeżeli się spodobało to zagłosuj proszę 😁

Welp Hamburger się żegna i idzie na ruszt!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top