Rozdział 39
Narrator
Furia delikatnie i powoli płynie pomiędzy bryłami lodu, im dalej na północ tym wcześniej morze zamarza, podąża szlakiem w lodzie który został stworzony przez większy statek jakiś czas temu, mgła się przerzedziła, najpewniej oznacza to że smoki wróciły do gniazda.
Kapitan okrętu stoi na dziobie wraz z znachorką i razem przyglądają się flocie statków do której powoli się zbliżają.
- Myślisz że dali sobie radę?
- Nie, staram się być optymistyczny ale weszli prosto w paszczę bestii, może przy odrobinie szczęścia Grimell leży właśnie w tym gnieździe rozerwany na strzępy
- Jest na to zbyt cwany, dobrze o tym wiesz, najpewniej szedł ostatni lub miał jakiś plan
- Właśnie to mi nie daje spokoju, Grimell mógł z łatwością zapobiec temu atakowi przekonując lub grożąc innym lordom, ale tego nie zrobił, więc ma w tym jakiś interes
- Kapitanie!
- CO JEST!?
- Okręty! Przed nami! Przybite do brzegu!
- DOBRA! ZŁAZ STAMTĄD! Chodźcie na mostek tam jakiś plan wykombinujemy
Po krótkiej chwili cała załoga zebrała się na mostku przy kole sterowym obmyślając plan w trakcie gdy Furia powoli zbliża się armady statków przybitych do brzegu.
- Maki, Sven zwińcie żagle nie będziemy przybijać z resztą statków, bliżej popłyniemy szalupą, nie rzucajcie kotwicy jakbyśmy mieli szybko odpłynąć
- Tak jest kapitanie
- Arno, jaki masz plan
- Ja z Dagurem udamy się na zwiady, upewnimy się że jest bezpiecznie i damy wam sygnał by Sven i Maki przypłynęli drugą szalupą
- Co ze mną, Dorianem i Avorem?
- Zostajecie na Furi i jej pilnujcie
- Powinnam z wami iść, będzie tam niebezpiecznie, jeśli coś wam się stanie będziecie potrzebować natychmiastowej pomocy medycznej
- Tak jak sama powiedziałaś, będzie tam niebezpieczne, wolę żebyś była tutaj bezpieczna i gotowa udzielić nam pomocy gdy wrócimy niż ryzykować że nasz znachorka zostanie ranna
- Dobra, ale uważajcie
Nasza szalupa zostaje opuszczona do wody, jej uderzenie tworzy fale na tafli wody, po chwili Dagur wiosłując nieustanie wzburza taflę tworząc kolejne fale, rozmazując moje odbicie w wodzie na którą spoglądam, jest tutaj bardzo cicho, żadnych krzyków, ryków, odgłosów walki, nawet wiatru żadnego nie ma, jest jedynie chłód, oddychając tworzę parę z moich ust widoczną z daleka, jesteśmy bardzo łatwym celem w tej chwili, ale zanim cokolwiek mogło się wydarzyć dobijamy do ster burty najbliższego statku, chwytam się okna w kajucie kapitana i podciągam wyżej, Dagur podąża za mną i po chwili obydwoje znajdujemy się przy sterze.
Przed nami stoi duża liczba okrętów przybitych do brzegu a gdy zabrakło miejsca zaczęli przybijać do innych okrętów, widzę okręt Flagowy Draga, jest mocno uszkodzony, tak jak wszystkie statki, lepiej żeby Furia nie stała obok tych statków w razie jakiegoś ataku smoków.
- Dagur powiadom Makiego i Svena żeby do nas dołączyli, ja pójdę dalej
Schodzę po schodach a główny pokład, skrzypienie desek pod moimi butami jest nieznośnie głośnie pośród takiej ciszy, zaglądam przez kraty pod pokład, pusty, machiny wojenne przy burtach są zniszczone lub wyrwane, drugi masz złamany w pół, staje na dziobie okrętu, wszystkie statki są w podobnym stanie, nawet jeśli wygrają ewakuacja zajmie dni lub tygodnie, wątpię by duża ilość okrętów pozostała sprawna.
Utrzymując równowagę idę po dziobie na jego koniec po czym zeskakuje na kolejny okręt i powoli udaje się w ten sposób do brzegu, statek po statku każdy pusty i zniszczony, w końcu docieram do brzegu, na całym polu przed gigantyczną bryłą lodu leżą bronie, pułapki, machiny wojenne, wszystko przykryte śniegiem, obyśmy nie dotarli za późno.
- Arno! Poczekaj na nas!
- Dobra!
Zeskakuje na brzeg, śnieg mam na wysokości kostek, oby żadne pułapki nie były sprawne, nie chciałbym nagle stracić nogi, powoli maszerując przez śnieg docieram do pułapki, wielka stalowa kopuła, zamykają w nich smoki wabiąc kolejne smoki które spróbują je uratować po czym kopuła się zamyka jak pułapka na niedźwiedzie, jest zamknięta, w środku mogą być smoki, wolę nie sprawdzać trudno byłoby walczyć w tym śniegu, odchodzę na krok od kopuły, głośny trzask po wykonaniu kroku, nie czuje bólu, ale na coś stanąłem, chwytam za miecz i ogarniam śnieg wokół mojej nogi, uhhhh, wybacz, nie widziałem cię, zabieram nogę z czaszki jakiegoś spalonego do kości nieszczęśnika i cofam się do tyłu, to całe pole jest wypełnione ciałami smoków i ludzi.
Dagur z pozostałymi zeskakują na ląd i idą w moją stronę, odwracam się do nich plecami i spoglądam na smocze gniazdo, jest ogromne, nie ma żadnego oczywistego wejścia, dlatego też, łowcy je zrobili, w wielu miejscach powstały duże wyrwy pod którymi stoją drabiny, rusztowania, liny po których się wciągali, bitwę tutaj musieli wygrać skoro udało im się kontynuować do środka.
- Jaka sytuacja Kapitanie?
- Łowcy wygrali bitwę tutaj i kontynuowali oblężenie wewnątrz, tam dopiero zaczęła się prawdziwa bitwa, w ciasnych korytarzach i nie znając terenu tam zginęło ich najwięcej, i właśnie tam idziemy, weźcie po włóczni wbitych w tą kopułę, uderzajcie przed siebie żeby aktywować jakiekolwiek nie uruchomione pułapki, idziemy do tej wyrwy do której prowadzą liny
- Dlaczego akurat do tej, nie łatwiej byłoby iść tą z rusztowaniem?
- Tak, ale smoki i jeździec to wiedzą więc najprawdopodobniej te z najłatwiejszym dostępem są nadal obserwowane, idąc linami może uda nam się pozostać w ukryciu trochę dłużej, a każda minuta w której o nas nie wiedzą to minuta w której zbliżymy się do jeźdźca by go zabić, smoki są wystarczająco groźne same ale to nadal zwierzęta, ich zachowanie można przewidzieć i zwabić przynęta, jeśli jednak znajdą się pod wodzą umiejętnego stratega który pokierują ich ruchami to mogą się bronić miesiącami lub aż wybiją każdego łowcę, zabicie jeźdźca o tysiąckroć ułatwi walki
- Masz rację, ale martwi mnie jedna rzecz
- Jaka Dagur?
Idziemy do lin w trakcie rozmowy uważając na jakiekolwiek pułapki.
- Co jeśli jest ich więcej, lub mają wsparcie?
- To znaczy?
- Niecały miesiąc temu opuściliśmy Berk, od tamtego czasu jeździec mógł wezwać jeźdźców smoków i nawet obrońców Skrzydła do pomocy, nie wiemy ile grup jeszcze pomaga smokom,może tu być znacznie więcej ludzi przeciw nam niż myśleliśmy
- Mhhh, dobra obserwacja Dagur, też o tym trochę myślałem ale nie wiem czy Jeździec miałbym kontakty tak daleko od gniazda, to prawda, smokiem doleciałby na Berk w może tydzień gdzie my płynęliśmy niecały miesiąc, ale, możesz mieć rację, jeśli zobaczycie człowieka nie zakładajcie od razu że jest po naszej stronie, są liny, na górę
Łapiemy się lin i wspinamy około 30 metrów w górę aż docieramy do wyłomu, musieliśmy całkowicie polegać na naszym rękach, lód jest tak śliski że nie sposób był nogami sobie pomóc.
- Wszyscy żyją?
- Ledwo, muszą zacząć mniej jeść
- No Maki rzeczywiście gdybyś jadł połowę tego co teraz zapasów starczyłoby nam na dodatkowe dwa tygodnie
- Bardzo śmieszne Dagur, gdybyś ty pił mniej nadal moglibyśmy pić miód bez pozwolenia Kapitana, bo jak się dorwiesz do beczki to na raz idzie
- cicho obydwaj, tunele niosą dźwięk przez długi czas, łowcy wyłożyli futra i dywany na podłodze by się nie ślizgać na lodzie, mądre, możemy tak dowiedzieć się w którą stronę poszli, ostrożnie za mną
W linii idziemy przez tunel, nie wiem czy został zrobiony przez łowców czy już tutaj był a wyłom był tylko po to by zrobić większe wejście, nieważne, mimo głębi tego gniazda nadal jest widno, lód musi dobrze przewodzić światło słońca
- Uhh, ciary mam na plecach jakby ktoś nas obserwował
- Może tak może nie, miejmy nadzieję że jeszcze o nas nie wiedzą
- Ktoś ostatnio czytał jakąś dobrą książkę?
- Sven! Cicho bądź
- Przepraszam Kapitanie ale, bardzo się stresuje przez te ciszę i dziwne położenie
- Mówiąc tylko zwiększasz szansę na nasze wykrycie
Sven już nic po tym mówi, kontynuujemy drogę tunelem przez jakieś kilka minut aż docieramy do większej komnaty, są ślady obozowania, wypalone ogniska, wszędzie futra, koksowniki by mogli się ogrzać, podłoże w kilku miejscach się zawaliło od ciepła, idioci, całe miejsce może być niestabilne przez to.
- Dagur,Maki idźcie prawą stronę, patrzcie pod nogi-
- Tak,tak domyśliłem się że ogień z koksownisk osłabił strukturę lodu
- Dobrze, Sven, za mną
Idziemy wzdłuż półek lodowych nad obozowiskiem, moją uwagę przykuwa skała wystająca z lodowej kolumny, podchodzę bliżej i rękojeścią noża odkuwam lód wokół niej, pod lodem jest jej więcej, ta, to nie ma sensu, nie znam żadnego smoka który byłby w stanie zrobić coś takiego, myślałem że to wielki lodowiec w którym smoki zrobiły tunele ale, nie wiem, czyżby był tutaj jakiś smok, który byłby w stanie coś takiego zrobić, Grimell, to ma sens dlatego byłby zainteresowany czymś takim, nie widziałem jego okrętu ale na pewno tutaj jest, nie wiedział jaką trasę obraliśmy i przez wszystkie zboczenia z trasy nie miał szans nas namierzyć więc udał się do naszego celu.
- Kapitanie, proszę spojrzeć, tam w obozie ktoś nadal żyje
Odchodzę od kolumny i staje na krawędzi półki, spoglądam w dół szukając jakiegoś człowieka, jest pod kocami i futrami obok jednego z koksownisk, żyje rusza się
- Zejść do niego?
- Czekaj, idźmy dalej półką, znajdziemy się centralnie nad nim
Jest, ryzykowne, pewnie jest ranny, dlatego go tutaj zostawili, jeden krok może przeważyć lód j zawalić całe obozowisko, ale jest on naszym jednym potencjalnym źródłem informacji.
- Zejdę po niego masz te linie trzymaj ją lub obwiąż wokół czegoś, byle żebym nie spadł, spróbuję trzymając się liny chwycić go i wziąć na górę
- Zrozumiałem
Przyczepiam linę do mojego pasa i opuszczam się po linie na dół- co to? Na suficie, cholera zmiennoskrzydły
- Dagur! Na suficie! Zajmijcie się nim!
Smok nie czekając pluje we mnie kwasem, unikam jak mogę będąc na linie, ale długo tak nie dam rady.
- Sven wciągaj mnie!
- Próbuje ale jak tak skaczesz to tracę chwyt
Smok jakby zdając sobie sprawę że lina mnie podtrzymuje strzela w nią od razu ją przerywając, kurwa, ląduje zaraz obok człowieka pod futrami słyszę i czuję jak lód pęka podemną na skutek uderzenia, bez gwałtownych ruchów- bogowie za co, smok ze strzałą we łbie martwy spada prosto na mnie, raz się żyje,turlikam się w bok unikając spadającego smoczego truchła, mało mi to daje gdyż jego upadek łamie lód powodując że całe obozowisko się zawala.
Otwieram powoli oczy, paskudnie się czuje, widzę potrójne, zły znak, zaraza, moja głowa, ręką badam swoją głowę i rzeczywiście, ręką jest we krwi, świetnie, musiałem- musiałem uderzyć się w łeb spadając, jak głęboko jestem i ile byłem nieprzytomny, krew jest mniej więcej świeża więc więcej niż 10-15 minut nie byłem nieprzytomny, o bogowie, nie dam rady się podnieść. Próbuje ale nie mogę zebrać w sobie siły, dobra inaczej, obracam się by leżeć na brzuchu, po czym podpieram się rękoma, gdy to robię krew z głowy zlatuje mi na twarz i kapie z czubka nosa na podłogę, obfite krwawienie, muszę to szybko zabandażować, kolanami robię to samo co rękoma i opieram się na czworakach, dobra, jedną nogą staje na stopie i odpycham się od ziemię rękoma, najpier- kurwa jak mi się we łbie kręci, cofam się do tyłu nie kontrolując swoich ruchów, na szczęście wpadam na ścianę i udaje mi się o nią oprzeć, czym prędzej używam wody z manierki by obmyć ranę, urywam sukno z mojej koszuli i zawijam wokół głowy na ranie, krwawienie trochę ustało, tak w ogóle nie czuje lodu na plecach, dłonią dotykam za plecy i zamiast lodu czuje trawę? Powoli dochodzę do siebie i już lepiej widzę, jestem obok jakiegoś źródła ciepłego, rozpuściło lód dookoła przez co roślinność mogła się odrodzić.
Odpycham się od ściany i rozglądam, ciała smoka nie widzę, widzę za to krawędź, pewnie spadł głębiej, patrzę w górę, cholera, dosyć głęboko spadłem, musiałem spadać po kolei na półki i niszczyć je swoją wagą, tylko dzięki temu przeżyłem, bezpośredni spadek w takiej wysokości to pewna śmierć, kurwa, mogłem wziąć jednak z nami Zofię, może miałby coś na uśmierzenie bólu, jest nieznośny, ehhh, krzycząc pewnie by mnie usłyszeli, ale jestem w bardziej otwartej części jaskini, echo niosło by mój głos daleko, lepiej nie ryzykować.
Powoli docieram do krawędzi, rzeczywiście jest truchło, jest też więcej ciepłych źródeł, łowców chyba tutaj nie było, jestem gdzieś gdzie się mnie się nie spodziewają, muszę iść na przód, nie mam zbyt dużego wyboru, nie dałbym rady się wspiąć do góry z raną głowy po tym lodzie, a więc przed siebie.
Zeskakuje na półkę obok zmiennoskrzydłego, przez chwilę oglądam jego ciało, oooo, stare rany, dobrze zagojone, ktoś się tobą opiekował gdy byłeś ranny, inaczej tak dobrze by się nie zagoiły, jeździec zdaje się dbać o te smoki nie tylko ich bronić, dobra idę dalej.
Schodzę półka po półce aż docieram na sam dół, większa komnata,dużo tych źródeł, w ścianach na każdej wysokości jest pełno dziur, o cholera, jestem chyba w centralnym gnieździe, tutaj przebywają przez większość czasu, komnata zmniejsza się dalej w małe przejście, nie mam wyboru, to jedna droga na przód z której mogę skorzystać, idę pomiędzy źródłami aż docieram do przejścia, nierówno, ale dam radę, przechodzę i wypadam w jeszcze większej komnacie, ta ma nawet otwór w suficie na niebo, dużo skał i zieleni, pewnie niżej za tą krawędzią jest jakieś większe źródło wody, żadnych smoków, część martwa a żywa jest zajęta łowcami, szczęście w nieszczęśniu można powiedzieć, spadłem i jebłem się w łeb ale wyprzedziłem łowców i weszłem na tyłu smoków, mogę je zaatakować od tyłu.
Podchodzę do krawędzi by zobaczyć co jest na dole- o cholera co to kurwa jest, natychmiast się schylam i kładę na ziemi, gigantyczny biały smok z kłami po obu stronach paszczy, co za olbrzym, leży w wodzie, tak jakby pół przytomny, przy paszczy ma duże stosy ryb, to chyba Alfa tego gniazda, ale coś jest z nim nie tak, wydaje się ranny lub chory, podnosi łeb i węszy?
Kropla krwi nagle spada na dół i wpada do wody, nie umyka to jego uwadze przez co podnosi się trochę i podnosi łeb w moim kierunku, muszę się schować.
Odskakuje od krawędzi i biegnę na najbliższą skalę, chowam się na nią, zasłania swoim cielskiem cały przepływ światła przez co jego cień zakrywa całą polane skalną na której jestem, muszę się uspokoić wyczuje mój przyśpieszony oddech, węszy, wyczuwa mnie ale nie wie gdzie jestem, to tylko kwestia czasu zanim mnie znajdzie, myśl Czkawka myśl, fatalna sytuacj- co do- nagle po drugiej stronie komnaty następuje duża eksplozja która od razu przykuwa jego uwagę, teraz albo nigdy!
Sprintem wybiegam zza skały i biegnę wzdłuż polany, nie mogę wrócić skąd przyszedłem bo się tylko zamknę w jaskini z jednym wyjściem, co mogło wywołać ten wybuch? Nadal tam patrzy podchodzi nawet bliżej, przez otwór w suficie wlatuje smok z czterema skrzydłami na grzbiecie jeździec którego wcześniej zraniłem.
Wślizgiem chowam się w jakieś wnyce w ścianie i obserwuje co się dzieje, zaraz za nią wlatuje dużo innych smoków które natychmiast wlatują do wyłomu wywołanego przez wybuch, jeździec natomiast wlatuje przed alfę macha swoją laską i pokazuje na wodę w której wcześniej leżał, smok zdaje się ją rozumieć ale nie kładzie się tylko ponownie patrzy na skalę za którą wcześniej się chowałem, jednym z swoich kłów przewraca ją i ogląda ją, cholera na skalę jest moja krew, jeździec ląduje obok skały i ogląda ją, widzi moją krew, zaraza, wie że ktoś tu jest, jednak zanim ma czas mnie szukać znikąd za nią ląduje sylwetka w pancerzu ze srebrnymi skrzydłami na plecach?
Słyszałem o nich, ale nie sądziłem że są prawdziwe, więc Dagur miał rację ściągnęła pomoc do obrony gniazda, jeźdźcy z Berk i Obrońcy skrzydła też mogą tutaj być bogowie wiedzą kto jeszcze, coś do niej mówi i pokazuje palcem na wyłom, jeździec odwraca się plecami do niej, czegoś szuka wzrokiem w komnacie, wiem czego, mnie, nie widzi mnie, ale wie że ktoś tutaj był.
Przestaje mnie szukać i dosiada swojego smoka po czym odlatuje wraz ze skrzydlanką, muszę wyjść, ostrożnie wyciągam się z ciasnej szczeliny w której się chowałem i rozglądam, alfa znowu leży w wodzie, tym razem czujnej, muszę być ostrożniejszy, nie widzę żadnego przejścia do którego mógłbym dotrzeć na pieszo z wyjątkiem tego wyłomu do którego wszystkie smoki i jeździec właśnie wleciały, nie mam wyboru.
Ostrożnie przechodzę przez polanę od skały do skały żeby być ciągle ukrytym, gdy docieram do przejścia którym tutaj weszłem coś słyszę z komnaty z której przyszedłem.
-Psstt, tutaj
Z przejścia wyłania się dłoń która gestem pokazuje żebym podszedł, człowiek, ale łowca czy nie, nikogo nie było ze mną w tamtej komnacie ale ten łowca którego widziałem pod futrami też mógł przeżyć upadek tylko go nie znalazłem, to może być on, lub ktoś z mojej załogi zeszedł po linach w dół, lub to jeźdźcy zastawiają na mnie pułapkę, zaraza co robić.
A) Podejść do przejścia mając nadzieję że to łowca lub ktoś z mojej załogi
B) Zignorować go i kontynuować do wyłomu samemu
C) Spróbować z nim porozmawiać nie podchodząc, ryzykując obudzeniem alfy ale będąc bezpiecznym w razie zasadzki
2756 słów
Czas na głosowanie, decydujecie czy Czkawka zaufa dłoni w przejściu czy pójdzie dalej sam.
Welp Hamburger się żegna i idzie na ruszt!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top