Rozdział 36
Pov: Czkawka
- Jak to wygląda?
- Nic specjalnego, zaraz skończę zszywać te rany i możemy iść
- Dobra, zanim pójdziemy chce spojrzeć na ciało tego niedźwiedzia
- Po co?
- Miał pysk i brzuch pokryty w jakiejś fioletowej substancji, nie wiem co to jest ale może właśnie to sprawiło że wyrósł do takich rozmiarów
- Uważaj, może być trujące
- Jak mówiłem, teraz już będę uważał
Uśmiechnąłem się mówiąc to po czym wstałem i ostrożnie zszedłem z drogi do ciała niedźwiedzia.
Nie ruszył się, dziwne, znając moje szczęście pewnie za chwilę wróci do życia, kopnąłem go w wiszący łeb by się upewnić, odzyskałem swój miecz i nóż po czym dla całkowitej pewności zakończam dzieło Zofii ucinając mu łeb, no teraz na 100% nie żyje.
- coś czułam że nie pozwolisz mu zachować głowy
- Jestem dosyć pechowym człowiekiem więc mało co pozostawiam losowi do zdecydowania
- Właśnie widzę, dobra, o jakich plamach mówiłeś?
- Spójrz na brzuch
- O kurwa, Czkawka zakryj usta i nos
Mówiąc to z pasa wyjęła jakąś chustę którą okryła twarz, o cholera co to znowu jest, sam założyłem swoją maskę.
- To trujące?
- Nie wiem, ale zanim coś powiesz, wiedz że wygląda na zaraźliwe
- Trucizna pozwoliła mu urosnąć do takich rozmiarów?
- Jad, nie trucizna, musiał ją skądś zjeść skoro znalazła się w żołądku,
- Dlatego tak mu odbiło, jad wywołał szał
- Na to wygląda, paskudztwo, trochę przypomina twoją toksynę
- Niby jak, tylko ty i ja wiemy jak ją przyrządzić
- Nie jestem pewna, wezmę trochę i poddam testom gdy będę miała chwilę
- Ostrożnie, daj ja to zrobię
- Wszystko w porządku, poradzę sobie
- Mogę wyrwać mu ząb na dowód dla tamtego wikinga?
- Wpierw zobacz czy niczego na nich nie ma
- Dobra
Podnoszę się od truchła wykonując bez pośpiechu kilka kroków głowa jest w moim zasięgu, podnoszę ją i zaglądam do paszczy, zdaje się być czyste ale co ja o tym wiem, ponownie kładę na ziemię, staje na nim nogą a nożem haratam dziąsła i w końcu sam wypada, ta zdaje się być czysty.
- Mam, znalazłaś coś jeszcze?
- Ta, choć spojrzeć
Tym razem z lekkim pośpiechem obchodzę na około cielsko wracając do Zofii.
- Co wypatrzyłaś?
- Patrz na jego płuca, nieźle go rozerwałeś to cud że przeżył to cięcie które mu zrobiłeś na brzuchu, zdaje się że niczego nie czuł lub przynajmniej miał wysoką tolerancję na ból, ale wracając, są całe w małych bąblach, ewidentnie tej jad bardzo go wzmocnił fizycznie ale jego organów już nie, serducho nie było w stanie wystarczająco szybko pompować krwi dlatego pewnie w trakcie walki się zatrzymywał lub miał przerwy pomiędzy atakami, a płuca nie mogły szybko wdychać i wydychać, przez co zaczęły się formować bąble krwi, nawet gdybyśmy się nie pojawili byłby martwy w przeciągu tygodnia
- Wiesz że mało się na tym znam ale chce wiedzieć dlaczego w płucach pojawiły się bąble krwi?
- Będę szczera, nie znam dokładnej przyczyny, ale wiem jakie są skutki, czytałam o przypadkach gdy u chorych na gruźlicę też pojawiają się takie bąble ale to dosyć rzadka choroba sama, nigdy się z nią nie spotkałam ale wiem że jest zaraźliwa
- Acha, dobrze wiedzieć, ale teraz zastanawia mnie inna rzecz
- Gdzie on ten jad znalazł?
- Dokładnie, jeśli okoliczne smoki to zjedzą miejscowi będą mieli kłopoty, Niedźwiedźia nawet takich rozmiarów powstrzyma mur lub brama, ale smoka?
- Sugeruje trochę się rozejrzeć może nam się poszczęści i dowiemy się skąd ten syf się wziął
- Wpierw pójdziemy do Brana-
- Znam ten wyraz twarzy wpadłeś na coś
- Tak, ale- dobra powiem ci, Sven ukradł tą kartkę Grimellowi, podejrzewa że prowadzi z kimś ściśle tajną korespondencje, tak tajną że używają języka którego prawie nikt tutaj nie zna, biorąc pod uwagę że to Grimell wolę wiedzieć o czym oni mówią lub z kim
- Mogłeś mówić od razu, bez wąchania bym ci pomogła, Czkawka, jeśli jest coś jeszcze czego nie mówiłeś, powiedz mi, pomogę ci
Zofia podeszła do mnie i chwyciła mnie za dłonie, nie chce jej okłamywać- ale
- Grimell może chcieć przejąć władzę nad wszystkimi łowcami smoków, to może być tylko moja paranoja, ale wiem że zaczął wynajmować najemników i otaczać się lojalnymi do siebie ludźmi, Sven dowiedział się że rozmawia z kina o jakimś ukrytym Świecie, że odzyska dzięki niemu swoją dawną chwałę i będzie pamiętany na wieki, stanie się legendą, ale potrzebuje ludzi i funduszy, a sam nie ma ich zbyt wiele, może planować przejąć skarby wszystkich Smoczych Lordów by mieć z czego fundować te wyprawę
- Ale inni Smoczy Lordowie nigdy mu nie pomogę z dobra serca- planuje ich zabić
- To samo myślałem, to główny powód dla którego tutaj jestem, nie odbiło mi wtedy gdy przyszedł szydzić ze mnie w karczmie, wręcz przeciwnie dał mi idealną nie podejrzaną wymówkę by tutaj być
- Mogłeś mi powiedzieć, ja bez powodu na ciebie krzyczałam myśląc że myślałeś nie racjonalnie
- Wiem wiem, przepraszam ale teraz już nic tego nie zmieni, teraz będę ci o wszystkim mówił
- Cieszę się,a teraz choć, bez konia trochę będziemy szli
///Godzinę później///
- Już wiem dlaczego koń miał trud tutaj wejść
- złap mnie za rękę wciągnę cię
Stojąc na szczycie ścieżki, kląkłem przy krawędzi i wystawiłem rękę do Zofii ledwo trzymającej się stromej ścieżki, o kur- noga jej się obsuneła ale już ją złapałem za nadgarstek i podnosząc się wciągnąłem.
- O cholera, wystraszyłam się, nawet nie poczułam jak ziemia się obsuneła spod mojej nogi, dzięki
- Nie ma za co-
- Co jest? Nic się nie zmieniło
- Słyszysz?
- Nie?
- Właśnie, jest za cicho tylko wiatr słychać
- Czkawka jesteśmy na szczycie dosyć wysokiej góry oczywiście że tylko wiatr tutaj słychać
- chyba masz rację, może mi odbija powoli, ale bądź ostrożna proszę cię,
Idziemy w kierunku chaty, jest tutaj inaczej, nie mogę tego nawet sam sobie wyjaśniać ale instynktownie wiem że coś tutaj nie jest w porządku, opieram dłoń na rękojeści miecza by móc go szybko dobyć jeśli zajdzie potrzeba, Zofia mnie wyprzedza muszę iść pierwszy.
Lekko przyspieszam krok i znów jestem przed nią, pierwszy dochodzę do chaty i uderzam w drzwi.
- Otwieraj, zabiliśmy niedźwiedzia
- Co?
Drzwi się otwierają a w nich stoi wielki siwy o potężnej posturze wiking, biała brodą zwinięta w warkocz sięga mu do pasa, niedbale obcięte włosy są różnej długości, przy pasie ma czachy różnych zwierząt, lepsze takie niż ludzkie, zwykłe futrzane buty i spodnie związane sznurami by się nie rozpadły, na nadgarstkach zrobione z skór i włókien trzymane sznurem karwasze zasłaniające wnętrze dłoni, nic nie zasłania jego klaty, pełnej blizn, poparzeń i tatuaży, na prawym przedramieniu ma tatuaż Młota otoczonego błyskawicą, honorowy członek Klanu Młota, ale jakoś dziwnie wygląda ten tatuaż, może po prostu został dawno zrobiony?
- Witam, czego tutaj szukacie?
- Słyszałem że mieliście problem z niedźwiedziem, zabiliśmy go, mam jego kieł na dowód
- Doprawdy go zabiłeś? Imponujące, sam nie wiem czy dałbym mu rady a widziałem tą bestie w akcji, rozpruł bez żadnego trudu Śmiertnika na moich oczach
- Nic dziwnego, zeżarł jakiś jad który go bardzo wzmocnił ale zaczął powoli zabijać, był w bólu i nieustannym szale
- Zrozumiałe, tak jak berserkowie w trakcie rajdów, do dobrze, dziękuję wam, wejdzie proszę
Obydwoje wchodzimy do środka, chata jak chata, z wyjątkiem piękne wykonanego topora dwuręcznego stojącego obok łóżka, piękna rzecz, widać że robiony w klanie Młota, chwytam za krzesło spod ściany i siadam na nim przy małym stole, Zofia idzie trochę dalej i rozgląda się po chacie, wiking który zapewne ma na imię Bran siada przy stole na przeciw mnie.
- Jestem Bran łusko skóry, jak na ciebie mówią?
- Mam wiele imion, jednak najczęściej wołają na mnie Arno, Arno D'Artagnan
- Słyszałem o tobie
- Doprawdy?
- Od kilku kowali w mieście, ponoć kiedyś tutaj byłeś i zaimponowałeś im swoimi umiejętnościami kowalskimi, widzieli twój statek w porcie i wypytywali o ciebie
- Gdy wrócę z pewnością do nich zajrzę, jednak teraz mam do ciebie pilną sprawę
- Zabiłeś Niedźwiedzia i kowale którzy wykonali mój topór mówią o tobie same dobre rzeczy, nie mam powodu by odmówić
- Słyszałem że najeżdżałeś w rajdach, kraj Frankijski zgadza się?
- Bywałem tam
- Czy to prawda że jesteś w stanie odczytać ich język
Mówiąc to wyciągnąłem spod kurtki kartkę i położyłem na stole
- Umiem odczytać ich język
Podniósł kartkę i przez chwilę na nią patrzył, z niecierpliwością spoglądam jak ją oglada, co na niej będzie? Plan ataku? Ilość żołnierzy? Jego plan? Niech już mówi.
- To niedaleko stąd
- Co?
- Opisuje to miejsce do którego adresata tego listu ma się udać, wiem gdzie to jest, z 5 godzin drogi koniem na południe, małe jezioro przy rzece z jaskinią
- To wszystko?
- Nie, wiem nawet kto to napisał, taki wysoki siwy starzec w płaszczu, zgadza się?
Zdjąłem dłoń ze stołu i powoli położyłem na rękojeści miecza, czy on pracuje dla niego? Czy to pułapka? Jednak mój instynkt miał rację?!
- Tak
- Wiedziałem, sam tutaj był jakiś czas temu, chciał żebym mu zrobił książkę z dokładnym tłumaczeniem każdego słowa, coś w rodzaju tłumacza z Frankiskiego na nasz i vice versa
- Jak dawno?
- uhh, a niech mnie, jakiś rok już będzie może dłużej
- Bogowie miałem rację on coś knuje, słuchaj będę bardzo wdzięczny jeśli będziesz w stanie nas tam zaprowadzić
- A więc postanowione, zjem coś i możemy ruszać
- Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy
Wiking podniósł się i zaczął przygotowywać posiłek, nagle za ramię chwyciła mnie Zofia i podniosła z krzesła.
- Nie chcemy się naprzykrzać, zjedz sam w spokoju a my poczekamy na zewnątrz
- Mogłem wam też zrobić ale skoro nalegasz
Nadal trzymając mnie za ramię Zofia wyciąga mnie na zewnątrz zamykając na sobą drzwi i odchodząc kilka metrów od domu.
- Co się stało?
- Miałeś rację, coś nie jest w porządku, w domu jest pojedyncze łóżko, rzekomo mieszkają tutaj bracia, a wszystko wskazuje na to że żyje tutaj jedna osoba, a widzieliśmy tutaj przecież dwie różne osoby, ktoś tutaj kłamie
- Ale kto, ten dziad którego widzieliśmy wcześniej czy ten potężny wiking?
- Nie wiem, topór niby wykonany przez Kowalów z klanu młota ale mógł łatwo zabić Brana i go wziąć dla siebie
- Za chwilę ma nas zaprowadzić do miejsca które rzekomo jest opisane w liście, jeśli to on kłamie wyprowadzi nas daleko od cywilizacji i prosto w łatwą zasadzkę, musimy podjąć decyzje teraz
Cholera jasna, komu tu ufać niby on wygląda na wikinga ale ponoć jest bardzo stary a tamten dziad wcześniej mówił że jest bratem Brana, ale mógł tak mówić bo nie wiedział czy nam może zaufać, zaraza, nic nigdy nie może być proste zawsze muszę mieć pod górę, myśl Czkawka myśl, dobra spokojnie, jakie mamy opcje?
A) Zaufać wikingowi który ma nas zaprowadzić do jaskini i we dwoje iść z nim
B) Zaatakować go gdy opuści chatę i przesłuchać
C) Rozdzielić się, Ja pójdę z nim a Zofia czym prędzej uda się do Klanu Młota i wróci z załogą Furii
D) Zapytać się go o mężczyznę którego widzieliśmy tutaj wcześniej
1821 słów
Decyzję decyzję, należy podjąć decyzję, uprzedzam jest to bardzo ważna decyzja która wpłynie na resztę historii aż do jej zakończenia, ja oczywiście wiem która opcja jest poprawa ale wam nie powiem XD
Piszcie w komentarzach na jaką decyzję głosujecie ta z największą ilością głosów zostanie wybrana przez Czkawkę.
Welp, Hamburger się żegna i idzie na ruszt!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top