Rozdział V
Chłodny wiatr rozwiewał włosy blondyna stojącego na rufie statku. Jego zamyślony wzrok skierowany był w przód, jakby miał tam znaleźć rozwiązanie ich wszystkich problemów, ale gdy nic nie znalazł odwrócił się i skierował swe kroki w kierunku swojego królestwa... kuchni.
Zaczęło świtać, a to był dla Sanji'ego sygnał do przygotowań do śniadania. Jednak nie mógł się skupić na niczym, w kółko jego myśli zaprzątało jedno bardzo ważne pytanie: ,, Luffy, jak tam u ciebie, żyjesz jeszcze? "
~~ Główna Baza Marynatki ~~
Garpp właśnie podążał za głównodowodzącym po krętych schodach prowadzących do lochów. Tak bardzo by chciał, żeby to nie był Luffy, tylko jakiś bardzo podobny do niego chłopak, ale gdy tylko stanął przed celą, jego nadzieje zostały rozwiane. Nie było pomyłki. W celi przed nim na prawdę siedział jego wnuk z kajdanami na rękach.
- Luffy... - szepnął cicho, ale i tak go usłyszał i odwrócił się do niego z uśmiechem.
- O dziadek cześć! - krzyknął z uśmiechem Luffy - Powiesz mi gdzie ja jestem i dlaczego mam kajdanki? - cały czas się uśmiechał.
- Ty nic nie rozumiesz, prawda? - zapyta patrząc w podłogę
- Niby co mam rozumieć? - zapytał głupio jak na Luffy'ego przystało, a jego dziadek tylko zacisnął mocniej pięści. Widząc to wszystko Sengoku wyłonił się z cienia, przez co Mugiwara drastycznie spoważniał i wyprostował się.
- Monkey D. Luffy, jesteś w Głównej Bazie Marynarki... - widział zdziwienie na twarzy chłopaka - I nie licz na to, że twój dziadek ci pomoże... - dodał, gdy zauważył jak zerka na wiceadmirała
- Heh... wiem o tym - zaśmiał się, przez co obaj spojrzeli na niego zdziwieni - Dziadek zbyt bardzo kocha marynarkę, żeby pomóc piratowi, nawet jeżeli ja nim jestem.. - powiedział spokojnie uśmiechając się szeroko.
Stali jak dwa słupy soli, zawsze mieli go za roztrzepanego dzieciaka, a tu się okazuję, że on jest całkiem inny niż się wydaje. Garp spuścił głowę, był wściekły na siebie i na wnuka ogólnie rozsadzała go wściekłość, ale nie mógł sprzeciwić się marynarce.
- Właśnie! - krzyknął chłopak - Gdzie moi nakama?! - krzyknął teraz przerażony
- Nie ma ich tu... - odezwał się Sengoku - Kuma sprowadził tylko ciebie..
W tym momencie Luffy wszystko sobie przypomniał. O Mori, o całej tej bitwie, ale nie wiadomo jak bardzo wytężał swoje szare komórki nie mógł sobie przypomnieć Kumy.
- A gdzie są?! Są cali, nic im nie jest?! - krzyczał przestraszony. Jego zachowanie zdziwiło mężczyzn, jak dowiedział się że został schwytany to był spokojny, ale kiedy przypomniał sobie o przyjaciołach to nagle zaczął panikować.
- Nie wiemy gdzie są, ale Kuma mówił, że jedynie szermierz jest w fatalnym stanie.. - powiedział spokojnie
- Zoro?! - przestraszył się - Co mu jest? Nie pamiętam żeby aż tak mocno oberwał...
- Bronił cię... - odezwał się, a Garp cały czas milczał i słuchał. - Byłeś nieprzytomny gdy Kuma przybył na wyspę, więc zaproponował układ, że jeżeli oddadzą cię jemu, to on ich oszczędzi. Możesz więc zgadywać, że się nie zgodzili i chcieli cię chronić, więc Kuma pozbawił ich wszystkich przytomności i jak już chciał cię zabrać, to nagle drogę zasłonił mu Roronoa. Z tego co było w raporcie, to chciał oddać swoją głowę za twoją, ale Shichibukai się nie zgodził i go pokonał, a gdy on stracił przytomność Kuma zabrał cię i przyniósł tu i tak trafiamy do tego momentu. - wyjaśnił widząc zdezorientowany wzrok Kapitana.
- Jak to... - jęknął - Zoro chciał oddać za mnie życie? - szepnął.
- Tak - odparł szybko
- Ale żyje... - uśmiechnął się - I nic im nie jest - tu się zaśmiał , czego już nie wytrzymał Garp.
- Luffy! - krzyknął łapiąc za kraty - Czy ty nie rozumiesz, w jakiej sytuacji się znajdujesz?! Martwisz się o przyjaciół, którzy są wolni, kiedy ciebie czeka kat!? - darł się na o dziwo spokojnego chłopaka - Gdzie ty masz rozum? Ty już nie spełnisz swojego marzenia, nie spotkasz się z nimi, więc dlaczego się o nich tak martwić, to ciebie czeka śmierć!
Ten jedynie podniósł głowę ukazując szeroki uśmiech.
- Bo to jest moja rodzina i załoga, której jestem kapitanem- zaśmiał się
- Byłeś kapitanem! - dalej nie mógł się opanować
- Dziadek jak myślisz, Sabo mnie jeszcze pamięta? - zapytał, co wbiło w ziemię mężczyznę - A tak szczerze to szkoda, że nie zostanę Królem Piratów, ale byłem blisko- zaśmiał się kładąc na łóżko.
Był taki beztroski, zachowywał się tak jakby nic się nie stało, ale to były tylko pozory. Tak na prawdę, to w tym momencie toczył ze sobą zażartą walkę. W swoim wnętrzu nie był taki spokojny, w kółko próbował sobie przypomnieć walkę. Pamiętał wszystko, aż do pokonania Morii. Potem film mu się urywał. Jako że myślenie nie jest jego mocną cechą, powtarzał tą czynność aż go głowa rozbolała, ale wymyślił jedno.
- Muszę się stąd wydostać.. - szepnął niemal niesłyszalnie.
- Powiem wprost... - powiedział dumnie dowódca - nie wydostaniesz się stąd. Twoja cela jest pod stałą obserwacją, a za tydzień przypłynie statek z Impel Down, gdzie spędzisz kilka miesięcy, a potem po prostu zostaniesz skazany.
Jak to powiedział odwrócił się i skierował się do wyjścia, a za nim Garp, który ostatni raz spojrzał na wnuka, po czym zniknął. Słomiany leżał na niesamowicie niewygodnym łóżku i wpatrywał się w sufit i zobaczył coś na co się uśmiechnął. Na syficie byłam małą dziurka, która się powiększała przy każdym przebiegnięciem marynarzy nad nim. Teraz z powrotem posmutniał, miał tydzień a potem przewiozą go do więzienia. Trochę się spietrał, ale zaraz mu przeszło kiedy pomyślał o przyjaciołach, myślał co teraz robią, aż nagle usnął.
~~ Sunny-Go ~~
Obudził go hałas dobiegający z kuchni i mimowolnie wstał zdejmując tym samym słomiany kapelusz z twarzy i przywiązując go do pasa. Wolnym krokiem poszedł do łazienki, gdzie obmył twarz ze snu załatwił swoje potrzeby ( chyba nie muszę pisać co.. :D ) udał się do kuchni. Gdy wszedł, zobaczył wszystkich przy stole pałaszujących śniadanie.
- Siadaj Zoro.. - odezwał się Sanji , na co reszta mało nie wypluła jedzenia, które mieli w ustach.
- Czekaj, czekaj czy ty właśnie nazwałeś go po imieniu?! - krzyknął przerażony Usopp
- Tak, a co w tym dziwnego? - zapytał
- Sanji oni nie wiedzą o naszym układzie.. - powiedział zielonowłosy siadając obok Robi.
- Jakim układzie? - zapytała dość zaciekawiona Nami
- A no dopóki nie odbijemy Luffy' ego, to zakopujemy topór wojenny, ale nie dłużej. - wytłumaczył kucharz, bo Zoro zajadał się mięsem. - A i jeszcze po śniadaniu zbieramy się na dziobie musimy omówić jedną rzecz. - podał spoglądając na Zoro, już wyglądającego normalnie.
Po śniadaniu tak jak ustalili wszyscy zebrali się w umówionym miejscu.
- Powiecie o co chodzi? - zapytała Nami
- Mamy pewien plan..- powiedział Sanji, ale widząc miny przyjaciół dodał - Ten tutaj.. - pokazał na Zoro - wymyślił plan odbicie Luffi'ego. Otóż zdaliśmy sobie sprawę, że nie damy rady sami pokonać całej bazy marynarki, czy pokonać Impel Down, więc postanowiliśmy poprosić o pomoc.
-No dobra, ale kogo? - zapytał Franky
- Jak to kogo? - zapytał Zoro - Jego brata i przybranego ojca...
- Yyy... a ktoś mi wyjaśni kim oni są? - zapytał dotąd milczący Brook
- Jego starszym bratem jest Ace z piratów Białobrodego, a przybranym ojcem, a przynajmniej tyle znaczy dla Luffy'ego Shanks, jeden z Imperatorów. Oni na pewno będą chcieli go uratować.
- I ja wciąż nie mogę uwierzyć, że to wymyślił Zoro - zaśmiała się Nami
- No ale mamy jakiś plan, więc brać się do roboty! - krzyknął Franky i wszyscy z nadzieją ruszyli do swoich zadań.
~~ Gdzieś :D ~~
Mewa pocztowa właśnie upuściła jedną gazetę na duży, biały statek przypominający wieloryba. Zauważył to jeden z załogantów, kapelusz z dwoma buźkami spoczywał na jego czarnym włosach, a granatowy znak przynależności zdobił jego odsłonięte plecy. Podniósł papier i zaczął czytać, lecz gdy dotarł do pewnego artykułu, jego oczy stały się dwa razy większe, serce zaczęło szybciej uderzać o żebra, a na twarz wstąpił zimny pot. Na stronie w którą się teraz wpatrywał była informacja o pojmaniu pewnego bardzo sławnego, młodego pirata..
-Luffy?! - krzyknął, czym zwrócił na siebie uwagę reszty załogi.
- Ace? - zapytał Marco, ale widząc jego drżące ciało dodał - Ej, chłopie co ci jest?
- Luffy... - szepnął i podał mu gazetę
- Co Luffy... - zapytał, lecz gdy przeczytał sam tytuł wiedział o co chodzi.
- Złapali Luffy'ego. - wybuchł i złapał się za głowę
- Co tu się dzieję?! - krzyknął Białobrody pojawiając się znikąd
- Kapitanie... - smutno rzekł Marco podając gazetę brodaczowi.
Ten tylko, jak też Marco po samym tytule wiedzieli o co chodzi. Ace nie raz opowiadał im o jego młodszym bracie, jak bardzo jest z niego dumny i jak bardzo go kocha. Na samą myśl Białobrody zmarszczył brwi ze zdenerwowania, zgniótł gazetę w ręce i rzucił na ziemię.
- Kapitanie... - szepnął Ace podchodząc do niego - Wyruszam, do jego załogi, na pewną będą chcieli go odbić...
- Nigdzie nie idziesz... - powiedział poważnym, grubym głosem.. - Idziemy wszyscy! - krzyknął, na co z oczu Ace popłynęły łzy, a reszta załogantów przyglądających się tej scenie, oddała okrzyk.
-Dziękuję! - krzyknął, łapiąc się za głowę. Nie mógł uwierzyć jak bardzo wspaniałą miał załogę i kapitana.
- Syny skoro to jest twój brat... to nie dam ci sam się tam pchać. - uśmiechnął się - A teraz wyśledzić mi jego załogę, płyniemy na małe spotkanie...
CDN.
===============================
===============================
No siemka, wiem że ostatnio nie pojawi się rozdział, a ten miał wyjść dopiero jutro, ale przez jedną z osób tak się nakręciłam, że postanowiłam dodać ten rozdział dzisiaj. Dziękuję za komentarz KarolinaPawlikowska2. :D
GuSia <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top