Rozdział III


 Nie mogli uwierzyć w to co usłyszeli... Jak to zabrali Luffy'iego, to jest w ogóle możliwe? 

- W-wybaczcie... - szepnął Zoro zakrywając twarz ramieniem - Wybaczcie mi...

Z oczu Roronao popłynęły łzy, każdy kto to zauważył był... zaskoczony to mało powiedziane. Nigdy by się nie spodziewali, że ten przerażający, niewyobrażalnie silny szermierz, który zawsze był poważny, opanowany i rzadko kiedy, okazywał jakiekolwiek uczucia, teraz płakał jak małe dziecko.

- Zoro... - szepnęła Robin - Zoro to nie twoja wina... - próbowała go pocieszyć 

- Gdybym był silniejszy... -  zacisnął pięści, aż zbielały mu knykcie - Gdybym był silniejszy, nie zabrałby go...

Sanji, który jak dotąd siedział cicho i po prostu przypatrywał się całej sytuacji wstał z kamienia i podszedł do szermierza.

- Zoro... - chyba pierwszy raz zwrócił się do niego po imieniu - Wstawaj chłopie... zamiast się użalać, to płyńmy odbić naszego kapitana.

- Ale jak? - zapytał smutnym głosem Usopp - Przecież wiesz, że Luffy jest najbardziej poszukiwanym piratem, więc jest w głównej bazie, albo w Impel Down...

- Odbijemy go... - szepnął poważnie Zoro - Nie ważne jak, musimy go odbić...

Zoro wstał ocierając łzy i lekko kuśtykając podszedł do jednego z głazów odsuwając go.

- Jest... - ucieszył się i zza kawałka ściany wyciągnął brudny, słomiany kapelusz. Otrzepał do z kurzy i uśmiechając się przywiązał go sobie go chusty razem z mieczami - Oddam go ci jak tylko cię odbijemy...

- To co teraz robimy? - cała załoga zebrała się w okręgu, ale pierwsza głos zabrał Franky - Kto teraz będzie kapitanem?

- Hmm... zastępcą Luffy'ego jak dotąd był Zoro... - powiedziała Nami - ... więc on powinien zostać kapitanem, co ty na to? - zapytała z filozoficznym wyrazem twarzy

Zapadła cisza, wszyscy patrzyli na szermierza i czekali jaką podejmie decyzje. Nami miała racje, to Roronoa najdłużej znał Luffy'ego i najbardziej mu ufał, więc to byłaby dobra decyzja.

- Zgadzam się... - powiedział przerywając ciszę, na co reszta skinęła głowami - ale tylko do czasu, kiedy odbijemy kapitana.

Reszta tylko blado się uśmiechnęła i razem ruszyli w kierunku Sunny Go. Nie mogli się doczekać, aż odpłynął od tej przeklętej wyspy i zaczną przygotowania do akcji. Sanji udał się do kuchni, Usopp do swojej pracowni, Nami wyznaczała kurs, Robin czytała kolejną książkę o historii, Chopper poszedł do bandaże i opatrunki, Brook zaczął denerwować Nami, Franky chwycił za stery, a Zoro wdrapał się na ptasie gniazdo i odpłynął w swoich przemyśleniach. Wciąż przed oczami miał obraz odchodzącego Kumy z ich kapitanem. Był na siebie wściekły, wziął do ręki słomiany kapelusz i zaczął się w niego wpatrywać. Z jego wewnętrznych refleksji, wyrwała go ciepła, drobna dłoń na ramieniu. Odruchowo złapał za katanę, ale widząc Robin schował broń z powrotem do pochwy.

- Wołamy cię już od jakichś pięciu minut Zoro... - uśmiechnęła się czarnowłosa

- Przepraszam... zamyśliłem się - odpowiedział smutno i chciał już wstawać, kiedy znowu poczuł ciepło na ramieniu.

- Cały czas się o to obwiniasz? - zapytała z troską - Przecież mówiliśmy ci, że to nie jest twoja wina... tylko nas wszystkich...

- Ale... - nie dokończył, bo poczuł jak smukłe ramiona Robin go oplatają

- Nie ma żadnego ,,ale", już mówiłam że to nie twoja wina - szeptała mu do ucha - Robiłeś co mogłeś, a teraz starasz się jak tylko możesz by znaleźć sposób na ocalenie Luffy'ego, więc przestań się zadręczać...

 Był zaskoczony jej poczynaniami, ale musiał przyznać że potrzebował takiego kubła zimniej wody na głowę, żeby trochę odetchnąć. Nie czekając dłużej odwzajemnił uścisk chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Stali tak przez chwile do puki nie usłyszeli hałasów z dołu, więc niechętnie się od siebie oderwali i zeszli na dół. Źródłem hałasu byli oczywiście Brook i Usopp walczący o najlepszy kąsek, których z kolei próbowała przekrzyczeć Nami, ale gdy tylko zobaczyli nowo przybyłych, zapadła cisza, którą przerwał Franky.

- No ileż można na was czekać? - Franky był zły, bo musiał na nich czekać.

- Sorry, zamyśliłem się i Robin nie mogła mnie dobudzić... - powiedział Zoro drapiąc się po karku

- Dobra, koniec gadania - zabrał głos Sanji niosący ostatnią tacę z daniami. - Siadać i jeść, bo wystygnie. Potem sobie jeszcze pogadacie. - Wszyscy przytaknęli i zaczęli pałaszować jedzenie, przygotowane przez kucharza.


 ~~ Marynarka ~~


 W jednej z cel zaczął się budzić czarnowłosy chłopak. Jego ubranie było w wielu miejscach zakrwawione i w strzępach, ale też na twarzy, nogach i rękach, były ślady stoczonej nie dawno bitwy. Zaczął się podnosić, jednak czując przeszywający ból w całym ciele zaprzestał na chwilę, by złapać oddech odebrany nagłym bólem. Był zdezorientowany, obolały i oczywiście głodny, nie bardzo rozumiał sytuacje w jakiej się znalazł. Zaczął się rozglądać i po chwili jego móżdżek przyjął do wiadomości, że jest w jakiejś ciemnej celi z jednym łóżkiem. Ostrożnie wstał i podszedł do krat, jednak gdy tylko dotknął prętów, wszystkie siły jakie miał rozpłynęły się, a on wycieńczony upadł na podłogę.

- Morski Kamień? -zapytał sam siebie, na tyle cicho, że on sam ledwo to usłyszał.


Cdn.

=====================================

=====================================

Na początek chcę powiedzieć, że wszyscy którzy znają OnePiece niech się nie czepiają :D kilku nieścisłości w opowiadaniu, ponieważ trochę pozmieniam, więc w razie jakiejś niezgodności z mangą/anime , to nie błąd. Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania :D

Wasza GuSia <3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top