Rozdział XI


  - Kapitanie zaraz będziemy na pozycji! - krzyknął młody chłopak do Białobrodego 

- Wspaniale... - z uśmiechnął się - Roronoa, lepiej się szykujcie jesteśmy na miejscu..

- Jesteśmy gotowi od samego początku.. - odparł stając na czele swojej uśmiechniętej załogi

- Odbijemy Luffy'ego! - krzyknął ucieszony i podekscytowany Chopper.

- Taaak... pokarzemy im żeby nie zadzierali z Słomianymi! - dodał Usopp

- Suuuupeerrr! - wrzasnął cyborg, na co reszta się zaśmiała.

  Wszyscy stanęli przy balustradzie wpatrując się w ledwo widoczne białe żagle na horyzoncie. To dzisiaj, dzisiaj odbiją swojego kapitana, swojego przyjaciela... swojego brata. 

- Dobra zaczynamy operacje Król Piratów! ( jakież oryginalne.. -.- ) - krzyknął Białobrody, a piraci na wszystkich statkach wybuchnęli gromkim krzykiem

- Franky, Chopper, Robin - powiedział Zoro spoglądając na przyjaciół - Jeszcze raz.. idziemy do łodzi... podpływamy do wroga szalupą i sprawdzamy, czy da radę wyciągnąć Luffy'ego po cichu, albo chociaż jak jest strzeżony... w razie gdyby coś poszło nie tak, Franky odpala race i reszta wyrusza nam pomóc... rozumiecie?

- Hai.. - odparli wszyscy poważnie..

- Liczymy na was.. - powiedział na pożegnanie Brook - Powodzenia..

 Cała czwórka wsiadła do szalupy i pod osłoną nocy podpłynęła do jednego z trzech statków Marynarki. Dzięki mocy Robin Zoro i reszta bezpieczne dostali się na pokład na którym jak na ich nieszczęście było dość sporo marynarzy... lecz jako że były to zwykłe płotki dość szybko się ich pozbyli, a ciała pochowali po kątach.

- Nigdy bym nie przypuszczał, że będziesz chciał załatwiać coś po cichu.. - szepnął w pewnym momencie Franky do szermierza..

- Czasami trzeba zmienić swoje metody.. - odparł dalej skanując wzrokiem pokład. Czysto. - Dobra... Franky i Robin idźcie na górny pokład i załatwcie tamtych, a ja z Chopper'em pójdziemy pod pokład, możliwe że Luffy jest ranny, więc będzie potrzebny medyk.. - wyjaśnił cicho, na co reszta kiwnęła głowami i rozeszli się.

~Zoro i Chopper~

 Podeszli do drzwi prowadzących na pod pokład i już przez nie słyszeli głosy marynarzy. Nie było na co czekać, więc po tym jak renifer zjadł swój ,,cukierek" ( :D ), Zoro zrobił typowe z buta wyjeżdżam pozbawiając tym przytomności kilku gości stojących przy drzwiach. Obaj rzucili się na zdezorientowanych wrogów, przez co szybko wygrali..

- Myślałem, że będzie trudniej.. - powiedział Chopper spoglądając na związanych mężczyzn

- Zaskoczenie.. - powiedział skupiony na ciemnych schodach Roronoa - Idziemy dalej, mamy mało czasu..

 Biegli po cichu...( niczym ninja z Naruto :D ) na dolny pokład z nadzieją na znalezienie całego i zdrowego Luffy'ego, choć Zoro dobrze wiedział, że tak nie będzie... sam był przetrzymywany przez Marynarkę, więc aż nazbyt dobrze znał metody jakimi się posługują..

- Zły statek... - powiedział głos w ciemności, na co Zoro spiął mięśnie chwytając za katany

- Garp.. - syknął przez zęby szermierz - Gdzie Luffy?

- Ehh... przecież powiedziałem, że nie na tym statku...  - wyjaśnił zmęczonym głosem wyłaniając się z cienie, na co Zoro spiął się jeszcze bardziej. - Nie chcę z tobą walczyć... przynajmniej na razie.

- Cholera... - przeklną pod nosem -... więc gdzie jest?

- Jeżeli ci powiem uratujesz mojego wnuka? - zapytał głosem przepełnionym bólem

- Oczywiście, po to tu jesteśmy! - odezwał się Chopper do tej pory chowający się za Zoro

- Jest na tylnym statku po prawej na samym dole, ale uważajcie... pilnuje go Czerwony Pies... - powiedział i z lekkim uśmiechem, usiadł na krześle stojącym w cieniu.

- Możesz na nas liczyć... - odparł spokojnie szermierz zostawiając mężczyznę samego

  Zoro wraz z Chopper'em wdrapali się  z powrotem po schodach i zauważając przyjaciół czekających już na nich wytłumaczyli całą sytuację wracając na statek Białobrodego.

- Czyli co teraz robimy, masz plan szlak trafił! - krzyknął zdenerwowany Usopp

- Uspokój się! - trzasnęła do w głowę Nami - Twoje durne krzyki w niczym nam nie pomogę, a szczególnie w pokonaniu Czerwonego Psa...

- Nami ma racje... jeżeli chcemy go pokonać będziemy musieli uderzyć wszyscy na raz... - powiedział poważnie Ace

 - Nie wiem czy to dobry pomysł... jeżeli to pułapka to wszyscy w nią wpadniemy.. - odparł Marco, podchodząc do reszty.

 - Zgadzam się z Marco... - rzekł Białobrody  - Zrobimy jak przedtem, podzielimy się za dwa zespoły.. góra i dół... jednak część z was będzie czekać tutaj ... - powiedział.

-  Czyli plan się nie zmienia.. - podsumował kapitana Zoro

- Tak.. -zapewnił

- No to na co czekamy chodźmy... - powiedział Sanji i już chciał iść do łodzi, gdy ktoś złapał go za łokieć - Co do...

- Poczekaj... - usłyszał  głos swojego tymczasowego kapitana - Sanji zostaniesz u z Nami i resztą...

- A to niby dlaczego? - zapytał z irytacją

- Żeby jak Luffy wróci, miał kolejnego zastępce.. - powiedział zielonowłosy

- Co ty odpierdalasz?! - odparł zdezorientowany słowami szermierza - Niby dlaczego miałby mnie potrzebować, ma ciebie...

- Na razie, ale wiesz że walka z Sakazuki'm łatwa nie będzie, a ja nie pozwolę by komukolwiek coś się znowu stało... nie tym razem... - odparł wpatrując się w oczy kuka

- Glonie... nie pierdol tylko po prostu idź i wróć z Luffy'm.... cały, a nie jak podczas walki z Kumą..- zaśmiał się gorzko 

- Nie było tak źle. - powiedział pod nosem zielonowłosy

- Serio?! Jak cię znalazłem to myślałem, że ty nie z Kumą walczyłeś, tylko z bandą pierdolonych wampirów! - krzyknął zirytowany

- Idziesz Roronoa! - usłyszeli krzyk gdzieś z dołu

- Idę! - odkrzyknął Zoro i skierował się w stronę głosu

- Zoro... - usłyszał jeszcze Sanji'ego - Pamiętaj, nie możesz zostawić Luffy'ego i Robin-chan.

 - Dobra. - Na wzmiankę o kobiecie zielonowłosy spiął się i spojrzał na nią siedzącą na sterburcie przedstawicielkę płci pięknej, mówiącej coś do wymachującego kopytkami Chopper'a.

- Obiecaj. - szepnął cicho blondyn

- Obiecuję.

================================================================================================================================================================

   I'M BACK! Tak wróciłam....po długiej drodze do wyleczenia mojego złamanego ducha i psychiki w końcu postanowiłam wrócić i wziąć się za opowiadanie....

 Oczywiście zrozumiem jeżeli w tym momencie zwyzywanie mnie, gdyż nie było mnie dość długo, ale nie chce się usprawiedliwiać moimi problemami, tyko po prosty cicho liczę, że mi to kiedyś wybaczycie...

 Kocham 

GuSia <3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top