Ace x Reader cz.2

  Siedziałaś razem z Ace w lesie przez pięć dni, tylko że on codziennie chodził do miasteczka po coś do jedzenia. Teraz też tak było i aktualnie siedziałaś sama i myślałaś jakim cudem, tak bardzo go polubiłaś. Nie znasz go długo a możesz powiedzieć, że ufasz mu całkowicie, nie boisz się go, a nawet może i ... nie, lubisz go jak przyjaciela, jak kogoś, kto postanowił zmarnować swój cenny czas by posiedzieć z tobą w lesie.

Nagle twoją uwagę przykuł szelest liści w ciemnościach, uśmiechnęłaś się myśląc że to pewnie Ace chcę cię przestraszyć... znowu, więc wstałaś i odeszłaś trochę od ogniska. Skuliłaś się w ciemnościach przy dużym drzewie, chcąc mu się odpłacić, ale gdy usłyszałaś kilka nieznajomych głosów wstrzymałaś oddech i bardziej wcisnęłaś plecy w szorstki pień.

- Ona tu jest... znaleźć ją! - krzyknął na pozostałej czwórki goryli, pokaźnej postury mężczyzna z tatuażami na całym ciele. Nie miał włosów, ale nie ze starości, był w średnim wieku i gdy na jego twarz padł blask płomieni miałaś wrażenie, że skądś go znasz. - Ona gdzieś tu jest...

- A co my tu mamy... - usłyszałaś głos obok i zanim zdążyłaś jakkolwiek zareagować, wielkie łapy owinęły się wokół twojego drobnego ciała, odcinając na chwilę dopływ tlenu.

- Zostaw mnie! - krzyknęłaś, próbując się uwolnić, ale mężczyzna był za silniejszy.

- Podrosłaś ... - usłyszałaś, a po chwili poczułaś dotyk szorstkich dłoni na twarzy - ...nareszcie nic nie stoi mi na drodze, byś była moja...

- Co?! - warknęłaś odtrącając jego rękę - Jaka twoja, zostaw mnie w spokoju! 

- Nie poznajesz mnie prawda? - zapytał wypychając dumnie pierś 

- Nie i nie interesuje mnie twoja osoba! Postaw mnie na ziemi! - krzyczałaś cały czas i choć zdawałaś sobie sprawę z tego, że kogoś ci on przypomina ignorowałaś to uczucie.

-[tw. im.] ciszej bo znowu ktoś usłyszy... - powiedział rozglądając się 

- Znowu? - dopytywałaś się - I skąd znasz moje imię?!

- Jak mogłaś zapomnieć osoby która pozbawiła cię wszystkiego?! - zaczął się śmiać, a ty w tym momencie uświadomiłaś sobie, kto stoi przed tobą

- Ty... - jęknęłaś ze strachem

- Tak... ja! - krzyknął ci w twarz - Shark! Pirat nad piratami i przyszły Król Piratów!

- Czego ode mnie chcesz... - jęknęłaś, czując jak cały zapał do walki zamienia się w strach i odrętwienie.

- Chcę tego samego, czego chciałem kilka lat temu, zdecydowanie za długo czekałem na nagrodę za pozbycie się tego potwora! - oblizał usta, a potem pogładził twój policzek - Puść ją..

 W tym momencie poczułaś pod sobą ziemię, chciałaś uciekać, ale twoje nogi odmawiały ci posłuszeństwa, jakby miał nad tobą kontrolę... tylko jak?! Po twoim czole spływały pojedyńcze kropelki potu, a ręce trzęsły się jak galareta.

- Czyli czego chcesz... - wyszeptałaś, czując ucisk na gardle

- Ciebie. - powiedział krótko i przybliżył się do ciebie.

 Twoje szeroko otwarte oczy wpatrywały się ze strachem w przybliżającego się mężczyznę, kiedy poczułaś impuls i w sekundzie poderwałaś się na równe nogi. Minęłaś zaskoczonego i wściekłego pirata i uważając na jego sługusów puściłaś się biegiem w głąb lasu. W ciemności co jakiś czas potykałaś się o wystające korzenie i leżące bezwładnie na ziemi gałęzie. Nie mogłaś stanąć, bo cały czas słyszałaś ich krzyki i widziałaś blask pochodni. Do oczu napłynęły ci łzy... miałaś wrażenie, że to wszystko się powtórzy... bo skoro jest tu on, to musi być tu i jego parszywa banda... musiałaś niezwłocznie ostrzec staruszka!

Będąc już w wiosce udałaś się niezwłocznie na poszukiwania dziadka. Niespodziewanie wpadlas na chłopaka, od którego się odbiłaś i upadłaś na ziemię.
- [ tw. im.]? - usłyszałaś zdziwiony głos, ale nic nie powiedziałaś. Widziałaś do kogo należy głos i nie chciała by mężczyzna widział twoje łzy. Chciałaś uciec, ale silny uchwyt na ramieniu, skutecznie ci to uniemożliwić. - Ej... co się stało?

- Oni.. tam... w lesie... oni wrócili.. mówili coś dziwnego... muszę powiadomić Starszyznę! - zaczęłaś się plątać z pośpiechu i strachu.

- Powoli... oddychaj... - powiedział kładąc ci ręce na ramiona i spoglądając w oczy, w których od nowa zaczęły zbierać się łzy.

- Pamiętasz jak ci mówiłam, że jak byłam mała, to wyspa została zaatakowana przez piratów i zabili mi rodzinę.. - powiedziałaś smutno, spoglądając jak kiwa potwierdzajaco głową - Oni wrócili! Zaatakowali mnie w lesie i zaczęli gadać coś o tym, że należę do nich, a raczej do ich kapitana... i.. i.. 

- Dobrze, uspokój się... - powiedział uspokajająco przyciągając cię do siebie - Przy mnie nic ci nie grozi...

-Dziękuję.. - szepnęłaś obejmując rękami jego nagi tors

- A teraz chodź, musimy ostrzec tą całą starszyznę.. - powiedział poważnie, a ty skinęłaś głową i łapiąc go za rękę pociągnęłaś w kierunku centrum.

 ~~Jakiś czas później~~

 Wbiegłaś do karczmy w której pili piraci, mając nadzieję że dziadek jest razem z nimi i na szczęście miałaś rację, gdyż siedział przy stole z jakimś gościem z dość specyficznymi, białymi wąsami.

- Dziadku! - krzyknęłaś, ignorując zaskoczone spojrzenie pirackiej załogi

- [tw.im] co się stało? - zapytał ze spokojem, ale gdy zobaczył twoje czerwone od płaczu oczy i kilka siniaków jego mina trochę zrzędła - Dziecko... co ci się stało?!

- To oni! Dziadku! Oni wrócili! - krzyknęłaś zipiąc - Oni napadli mnie w lesie, próbowałam się ukryć, ale jeden zaszedł mnie od tylu i złapał... nie mogłam nic zrobić i był tam Shark i powiedział, że przybył na wyspę po swoją nagrodę po potwora i że to ja jestem tą jego nagrodą! Dziadku boję się... - powiedziałaś upadając na kolana, spoglądając na rosnący strach i gniew w oczach staruszka.

- Czy ty powiedziałaś Shark? - zapytał pirat z którym jeszcze przed chwilą siedział staruszek

- Tak... - odparłaś

- Ten sukinsyn postawił nogę na tej wyspie?! - warknął wściekły, a na sali zapanowała grobowa, wręcz ciężka cisza - Moi synowie, na statek po broń! To jest nasze terytorium i dom naszych przyjaciół, nie możemy pozwolić, by wydarzenia potoczyły się tak jak kilka lat temu, kiedy jeden z nas, wasz brat stracił życie przez tą szumowinę! 

 Nagle całą karczmę wypełniły pełne determinacji i wyzwisk pod adresem najeźdców krzyki załogi. Wpatrywałaś się w to jak w obrazek, gdy nagle poczułaś jak czyjaś wielką dłoń na swoim ramieniu .

- Nie powzolę by coś się stało mojej wnuczce... - spojrzałaś zaskoczona w górę i ujrzałaś lekko uśmiechającego się brodatego pirata

- Wnuczcę? - zapytałąs niemal bezgłośnie

- Chyba mogę cię tak nazywać, przecierz twój ojciec był moim synem, zresztą jak reszta mojej załogi... - zaśmiał się poprawiając kapelusz

- Mój ojciec był piratem? - zapytałaś z niedowierzaniem - Jak to?

- Próbowałem ci to powiedzieć tyle razy, ale gdy tylko wspominałem coś o piratach, od razu wybuchałaś złością i wychodziłaś... - rzekł smutno dziaduszek

- Przepraszam... - wyszeptałaś wypuszczając łzy, kiedy zdałaś sobie sprawę że całe życie spędziłaś w kłamstwie które sama sobie narzuciłaś. - przeraszam...

- Nie płacz dziecko... każdy może się mylić... - powiedział Białobrody, chcąc odejść, ale powstrzymałaś go przytulając się do jego umięśnionej, nagiej klatki piersiowej

- Dziadku... - szepnęłaś, na tyle cicho, by tylko on mógł cię usłyszeć. - Tak mi przykro...

- Już nie przepraszaj, tylko pozwól mi pójść na statek.. - zaśmiał się kładząc wielką dłoń na jej [kol. i dł. wł.] włosach.

 Mimo że wciąż nie mogłaś w to uwierzyć, mimo że dopiero co poznałaś ciężką prawdę, to zaakceptowałaś ją bardzo szybko. Wyszłaś wraz ze wszystkimi na plac przed karczmą na którego środku stała piękna marmurowa fontanna, otoczona różnobarwnymi kwiatami, krzewami i wielką, starą, kwitnącą wiśnią. Jako, że było lato ptaki powinny ćwierkać, tak jak rano, jednak teraz, tak jakby przewidywały co się niedługo wydarzy zamilkły kryjąc się w swoich dźuplach i gniazdach. Atmosfera też była napięta, ale czego innego możnabyło się spodziewać po wydarzeniach które miały się niedługo odbyć. 

- Ace, idę na chwilę do Kiry, zaraz wróce.. - powiedziałaś do stojącego u twojego boku mężczyzny.

- Dobrze, ale potem muszę ci coś powiedzieć.. -  odpowiedział z jakby lekkim zakłopotaniem - Jakby co będę w karczmie..

- Ok.. - powiedziałaś i posyłając mu słaby uśmiech, ruszyłaś w kierunku domu przyjaciółki.

 Tylko Bogu mogłaś dziękować, że Kira mieszka na tyle blisko centrum, by dotrzeć do niej w ciągu kilu minut, jednak widząc lekko uchylone drzwi frontowe, poczułaś nieprzyjemne uczucie, zwane obawą. Lekko dotknęłaś drzwi, a one otwierając się szerzej zaskrzypiały przeraźliwie, na co się skrzywiłaś... nici z zaskoczenia... Weszłaś do korytarza w którym panował niewyobrażalny bałagan, co było niepodobne do twojej przyjaciółki  .

- Kira? - zapytałaś cicho, lecz odpowiedziała ci cisza - Kira?! - krzyknęłaś głośno mając nadzieję, że kobieta zaraz wychyli się z kuchni, przepraszając za bałagan i próbując wymyśleś jakąś wymówkę typu... pies z kotem w jednym pomieszczeniu..

 Zaczęłaś przesuwać się głębiej w dom, uważając by nie stanąc na żaden z przewróconych przedmiotów, ale drżące ze strachu i niepewności ciało, wcale ci tego nie ułatwiało... Wchodząc do kuchni doznałaś istnego szoku, gdyż na przeciwnej ścianie wisiała kartka przybita dużym myśliwskim noże, nie bawiąc się już w ninje, podbiegłaś do ściany zrywając lekko zażółknięty świstek...

              [tw. im.] jeżeli chcesz zobaczyć jeszcze kiedyś swoją przyjaciółkę żywą przyjdź do lasu, do miejsca w którym cię znalazłem... masz być sama i pamiętaj... należysz do mnie..

                                                                                                                                                    SHARK 


 - Nie... - szepnęłaś czując jak łzy cisnął ci się do oczu... znowu, który to już dzisiaj raz płaczesz, musiałaś wziąść się w garść i powiedzieć o tym reszcie, dlatego już po chwili biegłaś do innych.

 Biegłaś ile sił w nogach, jednak w pewnym momęcie usłyszałaś coś za sobą, przez co zatrzymałaś się by to sprawdzić, jednak gdy nic nie zauważyłaś odwróciłaś się i chciałaś biec dalej, ale wpadłaś na czyjąś klatę, od której się odbiłaś upadając na brukową kostkę.

- Kogo my tu mamy... - zaśmiał podnosząc cię za rękę.

- Zostaw mnie! - warknęłaś głośno szarpiąc się

- Nikt cię nie usłyszy, więc darujmy to sobie i chodźmy do mojego kapitana... - odrzek złośliwie

- Nie... - szepnęłaś przerażona - Nie, Ace! Ace, proszę!

 Krzyknęłaś głośno imię pr zyjaciela zdzierając sobie gardło, chciałaś krzyczeć dalej jednak wielka, szorstka dłoń zatkała ci usta i nos odciając dopływ powietrza. Po chili zaczęło ciemnieć ci przed oczami i straciłaś wszystkie siły do walki.

- W końcu...- westchnął goryl, przerzucając sobie przez ramie twoje odrętwiałe ciało

- Ace... - szepnęłaś ostatni raz, zamykając oczy i godząc się z porażką

- Zostaw ją! - zawołał dobrze znany ci głos, co przyprawiło cię o szybsze bicie serca

  Przyszedł... on przyszedł...

- Ace... - powiedziałaś uśmiechnięta, zanim całkowicie odpłynęłaś w ciemnośc


CDN                                                                   

                                                                                ###

     Macie pełne prawo mnie nienawidzić, zwyzywać za tą moją długą przerwę, ale nawet nie będę się tłumaczyć... po prostu zawaliłam i chcąć wam to jakoś wynagrodzić napisałam trochę dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba i że nadal mam jakchś czytelników.

Kocham GuSia <3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top