Rozdział 3


Jak każdego dnia wstawała, kiedy było jeszcze ciemno. Dzisiejszy poranek nie stanowił wyjątku. Pierwsze ptaki nieśmiało odzywały się, kiedy szła przez dziedziniec do kurnika.

Ubrana w prostą suknię z włosami ukrytymi pod czepkiem, wyglądała jak zwykła służąca, a nie jak pani tego domu. Z wybranymi spod kwok jajkami szła do kuchni, gdzie pomagała w przygotowywaniu jedzenia. Zagniatała ciasto na codzienną porcję świeżego chleba. Piekła pasztety i mięsa. Sortowała przyniesione o poranku z łąk zioła i pomagała przy szorowaniu mosiężnych rondli po skończonym gotowaniu. Pilnowała codziennego warzenia piwa, dostaw żywności na zamek i jej wydawania stacjonującemu w zamku garnizonowi.

W pierwszych dniach, kiedy Izabella pojawiała się w kuchni, kobiety, które przyjęła do pracy, patrzyły nieufnie, zdumione jej obecnością i chęcią pomocy, ale już po kilku dniach przyzwyczaiły się do jej towarzystwa i bez skrępowania śmiały się przy niej i plotkowały. Wiedziała doskonale, że jeśli zadba o ludzi pracujących w zamku i zdobędzie ich zaufanie, to zawsze będzie mogła liczyć na ich pomoc. Swoim postępowaniem i brakiem wyniosłości, starała się zdobyć ich szacunek.

Szła galerią, która ciągnęła się wzdłuż holu. Uśmiechnęła się do siebie, widząc jak, wysprzątane jest to miejsce. Płytki na podłodze połyskiwały w słońcu. Po dwóch dniach oczyszczania ich z wszelkiego brudu, okazało się, że mają piękny błękitny kolor.

W holu pachniało świeżym drzewem, suszonymi różanymi płatkami. Ławy były wyłożone miękkimi skórami i poduszkami. Część gobelinów zawisło na murach pomiędzy oknami.

Reszta ścian wymagała odświeżenia. Widziała na nich niewyraźne wzory kwiatów, ptaków, gwiazd i księżyca. Były tam też symbole herbowe należące do jej męża, pięć podków.

Ze zniecierpliwieniem czekała na pigmenty, ktore miały być przywiezione dla niej z Londynu.
Tak bardzo chciała zacząć malować.

Przy stole siedział Ian, przeglądał listy i dokumenty. Przywiezione ze stolicy i te, które przysłano podczas jego pobytu w Londynie. Obowiązki szeryfa sprawiały, że większą część dnia spędzał poza domem. Objazd hrabstwa, zaprzysiężenie nowych urzędników, zbieranie oskarżeń i donosów. Ogłaszanie królewskich orędzi, zlecanie śledztw w sprawie kradzieży, awantur i wiele innych powinności, sprawiało, że w domu był nieobecny nawet całymi dniami. Dziś ku swojemu zaskoczeniu, zastała go w holu pochylonego nad pergaminami.

Zatrzymała się w cieniu jednej z grubych kolumn. Popołudniowe światło wpadające przez strzeliste okna rozświetlało jego twarz. Wygładziło rysy i sprawiało, że nie wyglądał tak gniewnie i srogo, a blizna z twarzy na chwilę znikła.
Musiała przyznać się sama przed sobą, że w tej chwili jej mąż wydał się bardzo pociągającym mężczyzną.

— Bzdura! — jego mocny głos rozniósł się po holu. Przedarł na pół czytane pismo. Resztki listu odrzucił na bok i sięgnął po kolejny, kiedy do komnaty wszedł dowódca garnizonu, strofując strażnika, który próbował go zatrzymać.

George Byrne był wysokim czarnowłosym i dobrze zbudowanym mężczyzną. Przystojnym o mocno błękitnych oczach. Jednak miłość do nadmiernej ilości alkoholu, była coraz bardziej widoczna na jego twarzy.
Nieumiarkowana ilość wypijanego piwa i wina sprawiały, że stawał się agresywny i zaniedbywał swoje obowiązki. Ian zerknął na niego znad pergaminu, podnosząc brwi w niemym pytaniu.

— Czy mógłbyś utemperować to babsko, które zostało twoją żoną?! Porządne lanie by się jej przydało, żeby zrozumiała, gdzie jest jej miejsce!

Ian odłożył czytany list na bok, tak ostrożnie, jakby stał się nagle czymś niezwykle kruchym. Rozsiadł się wygodnie na obitym atlasem krześle i popatrzył na niechlujnie wyglądającego mężczyznę. Kaftan, na którym kiedyś pyszniły się barwy dowódcy gwardii, teraz był poplamiony i podarty. Pas z mieczem krzywo wisiał na jego biodrach, a jeden z łańcuszków przytrzymujących pochwę od miecza, zerwany.

We wzroku Iana pojawiło się coś bardzo niebezpiecznego. Izabella zauważyła to ze swojej kryjówki, ale Byrne był tak oślepiony swoją arogancją, że całkowicie to zignorował.

— Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego obrażasz, w moim domu kobietę, którą poślubiłem? — Ian lekko przechylił głowę na bok. Już od dawna zastanawiał się, jak pozbyć się tego człowieka.

Kiedyś byli dobrymi kompanami do zabawy i pijaństwa. Anna Byrne, która jest siostrą Georga, została jakiś czas temu jego kochanką. To z jej powodu wciąż trzymał Byrna jako dowódcę gwardii. Już od jakiegoś czasu miał dość rodzeństwa. Anny i jej wygórowanych kaprysów i Georga niewypełniającego swoich powinności jako dowódcy. Irytowały go plotki, które rozsiewał Byrne, jakoby byli najlepszymi przyjaciółmi.

Może, kiedyś tak faktycznie było — pomyślał Ian, patrząc na stojącego przed nim mężczyźnę czerwieniejącego ze złości. Rozstanie się z kochanką, przyjdzie mu z łatwością i bez większego żalu, bo jego nowo poślubiona żona okazała się pełną wdzięku i nad wyraz roztropną kobietą.

Izabella lekko przygryzła dolną wargę. Nie miała ochoty wysłuchiwać lamentów zapijaczonego żołdaka, ale ciekawość tej rozmowy trzymała ja w tej kryjówce. Zawsze, kiedy przechodził obok, patrzył na nią wściekłym wzrokiem, a ona doskonale wiedziała za co. Najpierw kazała go wrzucić do fosy, żeby wytrzeźwiał, a później, kiedy groził jej laniem za to, że wtrąca się w jego obowiązki, pokazała mu, że nie jest pokorną kobietą i połamała na nim łuk, przez co stał się ofiarą niewybrednych żartów w zamku i poza nim. Miała okazję powiedzieć o tym mężowi, ale nie zrobiła tego. Spodziewała się raczej gwałtownej reakcji z jego strony, na wieść o tym, jak potraktowała dowódcę jego garnizonu, a ona nie miała ochoty na swary ze swym świeżo poślubionym mężem.

— Upokorzyła mnie przy moich żołnierzach i śmiała pouczać! Co ona sobie wyobraża, że jest lepsza od mężczyzny!? — wrzasnął, jakby chciał wymusić na Ianie jakąś reakcję. Izabella drgnęła przestraszona piskliwym tonem głosu, jaki wydobył się z ust Byrnea.

Plotki na zamku nie były niczym dziwnym. Po przyjeździe słyszał ciche szepty przemykające między murami jego domu, o tym, jak jego żona rozprawiła się z Byrnem. Uśmiechał się do siebie w myślach. Jego urocza małżonka dała mu idealny powód do pozbycia się tego człowieka.

— Jak śmiesz przychodzić tu i skomleć jak zbity pies! — Ian warknął cicho nad stołem do swojego rozmówcy. — Moja żona pod moją nieobecność zajmuje się wszystkimi sprawami i jeśli uznała, że nie dopełniłeś swoich obowiązków, to sam sobie jesteś winny.

Byrne patrzył osłupiały na człowieka, który jeszcze nie tak dawno wydawał się jego przyjacielem. Spodziewał się, że Ian gwałtownie zareaguje, na wieść o tym, jak został znieważony, ale stało się inaczej.

— Wyrzucam cię ze służby — spokojny głos Iana przetoczył się jak grom po komnacie.

— Co powiedziałeś? — Byrne patrzył na niego z niedowierzaniem.

— Nie mam zamiaru się powtarzać. Zanim opuścisz to miejsce, przekaż swoje obowiązki młodemu Magnusowi. — Słońce zaszło za chmury, a twarz Iana objął cień, który sprawił, że na powrót stała się groźna i ponura. — Jest coś jeszcze. Gdybyś nie przyszedł i nie zaczął ujadać jak wściekły, nigdy bym się nie dowiedział o tym, co się zdarzyło. Moja żona nie zdradziła się nawet słowem.

Byrne zacisnął szczęki tak mocno, że broda zaczęła mu drżeć z wysiłku.

— Wystarczyło, że byle dziewka podkasała spódnice, a ty już skaczesz, tak jak ci każe — wysyczał.

— Zejdź mi z oczu — Ian wrócił do czytania listu, nie reagując na przytyk. Nie miał dziś ochoty na pyskówki.

— Bardzo mocno tego pożałujesz — wysyczał Byrne.

— Nie groź mi w moim domu, bo każę cię wychłostać na pożegnanie. — Ian, mówił powoli tak, jakby starał się, by każde słowo dotarło do oszołomionego obrotem sprawy mężczyzny. — Wynoś się!

Zerknął za oddalającym się mężczyzną. George Byrne nie rzucał słów na wiatr, a Ian bardzo dobrze wiedział, jak mściwy potrafi być ten człowiek.

Przetarł oczy, kiedy za już byłym dowódcą straży zatrzasnęły się drzwi. Nagle uśmiechnął się do siebie. Zbyt dobrze znał kąty w swoim domu, by nie wiedzieć, że za jednym z filarów jeszcze kilka sekund temu stała pani tego domu.

— Szelma — wymruczał do siebie, mrużąc oczy w uśmiechu.

Nadmiar obowiązków i późne powroty do domu, sprawiały, że marzył tylko o tym, żeby odpocząć, ale dzisiaj w końcu musi zajrzeć do małżeńskiego łoża.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top