Rozdział 21
Londyn. Miasto dumne, majestatyczne i piękne, ale gdyby porównał je do człowieka, miałoby cechy tłustego, nienasyconego i wciąż rozrastającego żarłocznego dziecka, które pochłonie wszystko, co jest w zasięgu jego rąk. I takie było to miasto, które zagarniało coraz to nowe ziemie wokół siebie. Było olbrzymie i jak żadne inne potrafiło przytłoczyć przybysza, oszałamiając go hałasem, zapachem, bogactwem i biedą. Jest największym miastem w królestwie, najbogatszym i najpiękniejszym. Gwarnym, brudnym i śmierdzącym, potężnym, niebezpiecznym i kolorowym. Kiedy wczoraj wieczorem, wjeżdżał do miasta, tuż przed zamknięciem bram, widział powbijane na pale poczerniałe głowy przestępców z wydłubanymi przez ptaki oczyma, które były niczym symbole władzy króla Jana, przypominającym o tym, że ich władca jest surowy, ale sprawiedliwy.
Ale dziś już zapomniał o tym widoku, kiedy szedł szeroką i urokliwą ulicą, podziwiał niektóre z pięknych domów, czy gospód o pochylonych stromo dachach, których szczyty niemal stykały się ze sobą nad ulicą. Otwarte sklepy dumnie prezentowały swoje towary. Jedwabie, atłasy, aksamity, muśliny i inne drogie tkaniny. Futra z gronostai i popielic, słodycze i lekarstwa, owoce z dalekich krajów i przyprawy, a zapach pieczonego chleba, na chwilę wymieszał się ze smrodem garbarni, który przywiał wiatr znad Tamizy. Wszędzie widać pełno szyldów, kołyszących się lekko na wietrze, z symbolami pozwalającymi bez umiejętności czytania znaleźć odpowiedni sklep, w których różnorodność towarów przyprawiała o zawrót głowy. Panujący dookoła rozgardiasz malowany był kolorami ubrań. Od zgrzebnej koszuli żebraka, ozdobiony żółtym kapturem płaszcz prostytutki, po strojne i bajecznie zdobione ubrania kupców czy szlachciców. Jakiś mężczyzna ubrany w bogato haftowany ciemnoszafirowy strój, lekko trącił Iana ramieniem, a widząc go z damą, której strój również świadczył o wysokiej pozycji społecznej, skłonił się w głębokich przeprosinach.
Klara wsparta na ramieniu Iana, co jakiś czas zatrzymała się pod którymś ze sklepów. Dyskretnym gestem przywołała służącą i kazała jej zapisywać, co należy w tym miejscu kupić. Ian z coraz większym przerażeniem wsłuchiwał się w listę zakupów.
— Kobiety — pomyślał, wznosząc ukradkiem oczy ku niebu, co nie uszło uwagi Klary.
— Mój drogi, nie bądź taki przerażony. Nie zabiorę tego wszystkiego naraz. — Poklepała go uspokajająco po ręce, widząc jego konsternację. — Pojedziemy lekkim powozem, by nie opóźniać naszej podróży, a to wszystko zostanie dostarczone później do Nottingham.
— Wybacz mi — uśmiechnął się do niej lekko zażenowany swoim zachowaniem.
— Och, rozumiem. Ja tak jak ty, tęsknię za Izabellą i chcę jak najszybciej się z nią zobaczyć.
— Mam to tak bardzo widoczne na twarzy? — Wciąż zdumiewała go spostrzegawczość Klary.
— Tylko, wtedy kiedy o niej rozmawiamy. — Rozejrzała się za będącym w ciągłym ruchu Otisem.
Chłopiec, mimo że wychowany w równie wielkim mieście, był zafascynowany zgiełkiem i innością Londynu. Potrafił zajrzeć w najwęższą i najbrudniejszą uliczkę.
Zatrzymywał się przy straganach, zagadywał sprzedawców i podróżnych przybywających z dalekich stron, co sprawiało, że jego opiekunka musiała go pilnować, żeby się nie zgubił. Za każdym razem, kiedy zniknął jej z oczu, rozglądała się szukając go w tłumie i nerwowo wykrzykiwała jego imię.
Kiedy lista sprawunków została zrealizowana, Klara odesłała służbę do domu, a sami skierowali się na Most Londyński, jeden z największych cudów architektonicznych ówczesnej Anglii, a którego budowa zakończona była zupełnie niedawno. Król Jan starał się pokryć koszty budowy mostu, pozwalając kupcom na prowadzeniu na nim handlu, ale szeptano pokątnie, że one nigdy się nie zwrócą. Most to dziewiętnaście pobielonych łuków, których przestrzeń zajmują budynki, usytuowane w nich sklepy, mieszkania kupców oraz kaplica ku czci świętego Tomasza.
Zatrzymali się na jego środku, patrząc na łabędzie, które z gracją kołysały się na wodzie, a których była tu niezliczona ilość. Otis zafascynowany pociągnął za płaszcz Iana, starając się zwrócić jego uwagę na dwa ogromne statki cumujące w dokach, a które zapewne przywiozły towar z dalekich krajów. Mężczyzna spojrzał na chłopca z uśmiechem. Pochylił się i wziął go na ręce, by mógł je lepiej widzieć. Ten widok sprawił, że kobieta stojącą obok uśmiechnęła się.
Przy tak pięknej pogodzie, spacer do Pałacu Westminsterskiego okazał się dużą przyjemnością. Klara zauważyła, że im bliżej byli celu, tym twarz Iana stawała się bardziej chmurna.
— Coś cię gnębi mój panie? — zapytała.
— Nic, z czym nie dałbym sobie rady — odparł uprzejmie.
Skinęła głową, rozumiejąc, że mężczyźnie idącemu obok nie tak łatwo jest podzielić się swoimi myślami, pomimo nici sympatii, jaka się pomiędzy nimi zawiązała.
Domyślała się, że chce rozmówić się
z Anną i zapewne ta konwersacja nie będzie należeć do najprzyjemniejszych.
Królowa była piękną i smukłą, niespełna dwudziestoletnią dziewczyną. Czarne włosy splecione w warkocze i upięte na kształt baranich rogów po bokach głowy, przykryte miała cienkim muślinem obramowanym złotą wstążką. Niewielka, złota korona dopełniała wystroju jej głowy. W ciemnych oczach połyskiwały promienie południowego słońca.
Błogosławiony stan dodawał jej wdzięku, który dodatkowo podkreślony był strojem. Ciemnoszmaragdowa suknia była przepasana pod biustem, tak by uwydatnić krągłości, a głęboki dekolt stanowił wspaniałe tło dla ciężkiego, złotego wisiora, ozdobionego czerwonym rubinem.
Otaczało ją kilka dam wyglądających jak kolorowe ptaki. Każda o innej urodzie.
Ian i Otis złożyli ukłony, a królowa przywitała ich uprzejmym skinieniem głowy. Klara lekko dygnęła na tyle, na ile mogła sobie pozwolić z racji wieku.
— Witaj, pani. Czy mogłabym zamienić z tobą słowo na sposobności? — zapytała. Była ulubienicą królowej, więc mogła pozwolić sobie na pewną poufałość.
— Oczywiście moja droga. — Izabella skierowała się w stronę wnęki, w której stała szeroka ławka, wyłożona miękkimi poduszkami.
Kobiety usiadły na niej, a ukośnie wpadające przez duże okno promienie słońca, sprawiły, że obie wyglądały nierealne. Odbijające się światło w drobnych klejnotach, które ozdabiały koronę Izabelli, kładło się na ścianach świetlistymi refleksami tańczącymi wraz z ruchem głowy, na której spoczywała.
— Chciałabym cię, pani prosić o pozwolenie, na wyjazd do Nottingham, do mojej bratanicy.
Otis podszedł do Klary, która natychmiast otoczyła go ramionami i przytuliła do siebie. Chłopiec nieśmiało zerkał na królową.
Ian czuł na sobie spojrzenie jednej z dwórek królowej. Popatrzył w tamtą stronę i zobaczył wpatrujące się w niego intensywnie błękitne oczy Anny Byrne. Patrzyła na niego bez skrępowania i przenikliwie. Kiedy niemal niezauważalne skinął głową, na ustach dziewczyny pojawił się pełny dezaprobaty uśmiech. Ian zacisnął lekko usta i odwrócił głowę, bo w tym momencie królowa przywołała go ruchem ręki.
— Nie miałam okazji ci pogratulować. — Królowa wyciągnęła do niego ręce, a on delikatnie je uścisnął, pochylając głowę w ukłonie. — Wiem, że twoje małżeństwo zaczęło się dość niefortunnie, ale wiesz, jaki jest Jan. Zawsze musi pokazać, kto tu rządzi. — Izabella uśmiechnęła się wdzięczne.
— Czyżby? — Przelotnie zerknął na Klarę, a widząc łobuzerski błysk w jej oczach, o mało się nie roześmiał.
— Dziękuję. To był trafny wybór — odparł oszczędnie. Skłonił się jeszcze raz i wycofał, by kobiety mogły ze sobą swobodnie porozmawiać.
— Nie wydaje się szczęśliwy z powodu tego wyboru. — Królowa lekko pochyliła się w stronę Klary.
— Jak sama wiesz, Ian de Black nie ma najłatwiejszego charakteru, a i moja bratanica nie należy do uległych kobiet.
— Anna Byrne poskarżyła się, że pobiła jej brata — westchnęła lekko królowa.
— Moja, pani, więc sama widzisz, że muszę pojechać i trochę utemperować tę dziewczynę.
— Moja siostra jest dobra! — wykrzyknął, Otis.
— Och! Nie wątpię w to. — Izabella delikatnie ujęła chłopca pod brodę.
— Jesteś jej bratem?
— Tak! — Nagle stracił cały animusz onieśmielony dotykiem królowej.
— Bardzo odważnie bronisz swojej siostry. Jak się o tym dowie, to będzie z ciebie dumna.
Klara popatrzyła życzliwie na królową. Ta młoda dziewczyna od początku nie miała łatwo. Była już zaręczona z innym mężczyzną, z wysoko postawionej rodziny, ale zakochany Jan zrobił wszystko, by Izabella została jego żoną. Mówiono, że to nie była miłość, a zwykła polityczna rozgrywka pomiędzy Janem, a królem Francji Filipem Augustem, bo małżeństwo z Janem nie należało do najszczęśliwszych. Izabella była dużo młodsza od swojego małżonka, ale ten okazywał jej szacunek, choćby dlatego, że urodziła mu już dwóch synów.
— Otisie, proszę idź do Iana. — Klara uśmiechnęła się do niego.
Chłopiec skłonił się i podszedł do mężczyzny stojącego na uboczu. Ten popatrzył na niego z góry. Uśmiechnął się i ruchem dłoni, zmierzwił mu włosy. Czuł prowokujące spojrzenie Anny na sobie i słyszał ciche chichoty dam dworu, które spoglądały na niego z ciekawością, pomieszaną ze źle ukrywanym niesmakiem. Zdawał sobie sprawę, że nie należy do najprzystojniejszych mężczyzn, a rozorany blizną policzek tym bardziej nie dodawał mu uroku, ale kiedy popatrzył na Otisa, od razu pomyślał o jego siostrze i to jak na niego patrzyła i jak go dotykała, a to sprawiło, że wzgardliwe szepty i spojrzenia dwórek stały mu się obojętne.
— Ianie — usłyszał, miękki głos Klary.
— Proszę, pomóż mi. Wybacz mi moja, pani, ale podróż do Kastylii i droga z niej powrotna, dały mi się we znaki — zwróciła się do Izabelli.
— Rozumiem. — Królowa przyglądała się jak mężczyzna o chmurnej twarzy, ujmuje jej dwórkę pod ramię i z delikatnością, której by u niego nie podejrzewała, pomaga jej wstać.
— Czy mogę cię prosić, moja pani o pozwolenie na rozmowę z jedną z twoich dam? — Kiedy spojrzała na niego zobaczyła, jak w jego złoto-zielonych oczach załamuje się światło. Są piękne, pomyślała. Ton jego głosu był miękki, niczym aksamitny płaszcz, którym chciałoby się otulić. Przez krótką chwilę Izabella nie czuła się jak królowa, a jak zwykła kobieta, która pozazdrościła tej, która mogła patrzeć w te oczy i słuchać tego głosu.
— Oczywiście — odparła, otrząsając się w myślach z tego nagłego zauroczenia. Domyśliła się, że chce porozmawiać z Anną. Ich romans nie był tajemnicą na królewskim dworze.
Izabella uniosła lekko rękę, a jedna z jej dwórek pomogła jej wstać.
— Klaro, życzę ci, żeby wszystko ułożyło się po twojej myśli.
— Dziękuję, moja pani. — Tylko skinęła głową, bo ból, który poczuła w kolanach, nie pozwolił jej na ukłon okazujący szacunek królowej.
Izabella przyjęła to ze zrozumieniem.
— Ianie.
Ten zgiął się w głębokim ukłonie. Kiedy królowa ich minęła, Ian spojrzał na Klarę.
— Dasz sobie radę, pani? — zapytał.
— Muszę się trochę rozruszać i zaraz mi przejdzie. Idź — Zachęciła go uśmiechem. — My wracamy do domu.
Zauważył jak, Anna z ociąganiem ruszyła za królową. Kiedy podszedł do niej, szepty wybuchły ze zdwojoną siłą. Izabella spojrzała karcąco na swoje damy, a te natychmiast ucichły.
— Chciałbym z tobą porozmawiać — popatrzył na kobietę stojącą przed nim.
Była niewiele niższa od niego. Miała czarne włosy o granatowym połysku okryte delikatną siatką poprzetykaną perłami. Jej oczy były niemal jaskrawo niebieskie, a smukłą sylwetkę okrywała granatowa suknia, przepasana pod biustem pasem, w krwisto czerwonym kolorze.
Cały strój był tak dobrany, by podkreślić szczupłą figurę i biel jej skóry.
— Jeśli chcesz ze mną porozmawiać to, czemu nie pojawiłeś się u mnie, zaraz po przybyciu do Londynu? — zapytała.
— Miałem inne zobowiązania.
— Naprawdę? — oparła się o niego. Zrobiła to tak nagle, że nie zdążył się cofnąć.
Zmarszczył brwi, czując, jak jej dłoń spoczęła, na jego udzie. Tysiące razy ulegał jej dotykowi i zawsze był zostawiany z uczuciem goryczy i pustki. Od pierwszego razu z Izabellą, czuł spełnienie. Wystarczyło, że kiedy kończyli się kochać, jego żona nie odsuwała się, tylko przytulała się i zasypiała obok. Te zwykłe gesty sprawiały, że czuł błogość i zadowolenie z chwil, które z nią spędzał, a to było coś, czego tak bardzo brakowało mu przy Annie.
Jej dłoń nie przestawała wędrować po wnętrzu jego uda to w górę to w dół. Mruczała przymilnie, lekko się o niego ocierając.
Kiedy go pocałowała, nie zareagował. Próbowała rozsunąć jego wargi językiem, ale tylko mocniej zacisnął usta. Ujął jej nadgarstki, kiedy chciała objąć jego szyję i stanowczo odsunął ją od siebie.
— Widzę, że ta stara czarownica i jej przybłęda nieźle namieszały ci w głowie, mój panie! — prychnęła z pogardą.
Nie odpowiedział. Patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi ustami. Kiedyś był dumny, że jest jego kochanką. Zdobył przecież najpiękniejszą kobietę na królewskim dworze. Słońce przesłoniła chmura i światło w korytarzu przygasło. Jej skóra zrobiła się trupio blada, a figura nagle wydawała mu się wychudzona i odpychająca. Kolor oczu stał się wodnisty, a pod nimi pojawiły się ciemne cienie. Zupełnie, jakby ktoś ściągnął maskę z jej twarzy, ukazując to, co naprawdę pod nią było.
— Przestało ci zależeć na mnie? — Ton jej głosu stał się znów słodki i flirciarski.
— Przestało, kiedy mi odmówiłaś.
— Odmówiłam, bo wpadłeś w panikę, kiedy usłyszałeś, że z rozkazu króla masz ożenić się z tą szlają. Postanowiłam nie dać się wykorzystać — uniosła głowę i spojrzała na niego wyzywająco. — Zresztą, spójrz na siebie. Jak kobieta może kochać kogoś z taką twarzą? Wstyd by mi było pokazywać się z tobą.
— Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało — powiedział cicho.
— No cóż, muszę przyznać, i robię to z ogromną niechęcią, że jesteś idealnym kochankiem, ale jestem niemal pewna, że ta wywłoka nienawidzi twojego widoku. Zapewne zmusiłeś ją, by poszła z tobą do łoża, a kiedy przekonała się, że umiesz sprawić przyjemność kobiecie, sypia z tobą z litości i wyłącznie dla własnej korzyści.
Ian patrzył na nią i przez tę jedną krótką chwilę, zaczął zastanawiać się, czy Anna nie ma racji. Ziarno niepewności zostało posiane w jego myślach i wypuściło korzenie. To prawda, że Izabella została postawiona w sytuacji bez wyjścia, ale czy kochając się z nim, zmusza się do tego?
— Och! Widzę, że zacząłeś się zastanawiać — zaszydziła z niego, zauważając niepewność na jego twarzy, której nie zdążył przed nią ukryć. — Może już znalazła sobie pod twoją nieobecność, jakiegoś młodego chłopca o anielskiej twarzy.
Poczuł się tak, jakby dostał z całej siły pięścią w brzuch. Anna znała za dobrze jego czuły punkt.
— Radzę, zamknij usta za nim, powiesz za dużo — warknął, czując, jak powoli zbiera się w nim wściekłość.
— A może... kto wie, mój brat też rozgościł się w twoim małżeńskim łożu — ciągnęła niezrażona groźnym tonem jego głosu.
— Gadaj natychmiast, gdzie on jest! — Złapał ją gwałtownie za nadgarstek.
Krzyknęła przestraszona i usiłowała wyrwać rękę z jego żelaznego uścisku. Uniosła drugą usiłując, uderzyć go w twarz, ale i tę uruchomił. W jednej chwili zrozumiała, że jest za słaba, by walczyć z tym mężczyzną.
— Jak to? Nie wiesz, gdzie on jest? Przecież ci powiedziałam. Znajdziesz go w swojej sypialni na twojej żonie! — Zaśmiała się szyderczo prosto mu w twarz.
Obrzydzenie, jakie do niej poczuł, sprawiło, że ją puścił.
— No nareszcie. Już myślałam, że będę musiała wzywać królewską straż by, okiełznała poddanego króla, który napastuje dwórkę królowej! — Rozcierała na zmianę nadgarstki, a jej twarz wykrzywił złośliwy uśmieszek.
— Nasza rozmowa jest zakończona.
— Nie żartuj sobie, panie. Ja jeszcze nie skończyłam! — Postanowiła dalej go upokarzać.
— Powiedziałem! — Jego głos przetoczył się jak grom po korytarzu. — Znajdź sobie innego mężczyznę, który będzie cię utrzymywał. Choć, sądząc po ilości jadu, jaki z siebie wypluwasz, może to być trudne. — Przez bardzo długą chwilę patrzył na nią z litością i pogardą, a cała złość nagle gdzieś z niego uleciała.
— Nie zostawisz mnie w taki sposób! Nie dla tego mieszańca! Nie pozwolę ci na to! — Zrozumiała, że to koniec.
Chciała go jeszcze bardziej upodlić, ale okazało się, że to on wygrał ten pojedynek, mając ostatnie słowo.
— Ubliżasz mi, obrażasz moją żonę, a teraz skomlisz jak suka, żebym cię nie zostawiał? Gdzie twoja godność o pani? — zaszydził z niej. Odwrócił się i ruszył w stronę sali tronowej na naradę.
— Zemszczę się na tobie! Obiecuję ci to! — usłyszał za plecami piskliwy głos pełen histerii.
Nawet nie obejrzał się za siebie.
Dla moich stałych czyteliczek JustSeve FannyBrawne99 Lollires, które swym sokolim wzrokiem wyszukują wszystkie błędy i zostawiają fajne komentarze. Dziękuję i mam nadzieję, że rozdział się podobał ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top