Rozdział 26
Kolejnego dnia, wracając z obiadu, dostrzegam plakat, który informuje o dzisiejszym koncercie na części widokowej statku. Czytam uważnie wszelkie szczegóły, gdyż mam zamiar się na niego wybrać. Myślę, że to idealna forma rozrywki dla naszej dwójki. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach z pewnością przyda nam się rozluźnienie.
Wracam do naszego pokoju, gdzie zastaję Lucasa, który nadal leży w łóżku i ogląda filmiki na youtubie. Przewracam oczami na ten widok. Ludzie, do cholery, jest godzina trzynasta!
— Masz zamiar dzisiaj wstać? — Nawet na obiedzie go nie było ze mną, bo przecież nie chciało mu się dupy ruszyć. Ja rozumiem wszystko, ale żeby na jedzenie nie wstać?
— Właściwie to nie — odpowiada, próbując mnie zbyć, gdyż telefon jest dla niego ważniejszy. Nie mam ochoty się z nim sprzeczać, dlatego podchodzę bliżej i zdejmuję z niego kołdrę.
— Wstawaj — rozkazuję, po czym odkładam pierzynę na bok. Z takimi nie ma co się patyczkować. W pierwszej chwili mężczyzna patrzy na mnie badawczo, jakby dopiero docierało do niego, co takiego zrobiłam. Niezły ma refleks, żeby tylko mózg mu się nie przegrzał.
— Mam nadzieję, że masz słuszny powód. — Piorunuje mnie swoim wściekłym wzrokiem, lecz ja lekceważę to. Przecież co może mi takiego zrobić?
— Pytasz co może ci zrobić porywacz? — odzywa się ironiczny głos w mojej głowie.
— Wieczorem jest koncert — wypalam nagle, starając się ukryć moje podekscytowanie. Lucas unosi się na łokciach, bacznie mi się przyglądając. Skanuje całą moją twarz z sporą uwagą, jakby szukał we mnie odpowiedzi. Sugeruje, że ściemniam? Nieładnie. Zero zaufania z jego strony...W pewnym momencie mężczyzna odkłada swój telefon na stolik obok i leniwie wstaje z łóżka.
— W sumie to dobry pomysł — wypala nagle, po czym poprawia swoją stronę łóżka. Co za dżentelmen... — Rozerwiemy się — dodaje nieco głośniej, jakby bardziej pewny swych słów. Tak myślałam, że spodoba mu się ten pomysł. Oboje lubimy się czasem wyszaleć, zresztą jak każdy normalny człowiek. Wszyscy potrzebują rozrywki.
Postanawiam zrobić sobie makijaż z tej właśnie okazji. Mam zamiar dobrze wyglądać, wyróżnić się nieco na tle innych kobiet. Takie zachowanie akurat jest całkowicie normalne wśród płci "pięknej". Uprzednio wziąwszy potrzebne kosmetyki, znikam za drewnianą powłoką, prowadzącą do wnętrza łazienki, i zabieram się za tworzenie arcydzieła. Nie często się maluję, ale od czasu do czasu nikomu nie zaszkodzi, a jednak potrafi podnieść na duchu. Makijaż dodaje pewności siebie, a nawet wyższości wśród innych. Żadna dziewczyna nie przepada za byciem całkowicie naturalną, czując się gorszą od reszty. A przynajmniej teraz, bo kiedyś było całkiem inaczej...
~*~
Kiedy docieramy na miejsce wydarzenia, rozglądam się uważnie po otoczeniu. Tłum ludzi, szukających zabawy, z minuty na minutę coraz bardziej się zwiększa. Na scenie nie ma jeszcze wyczekiwanego zespołu, ale pojawił się facet, zapowiadający cały plan dzisiejszego wieczoru. Impreza się rozkręca.
— Chyba za wcześnie przyszliśmy — dociera do mnie głos Lucasa, lecz słabo go słyszę przez hałas, jaki wywołują te wszystkie osoby, stojące tuż obok nas. — Chodź się napić — mówi nagle, co doskonale odbierają moje uszy. Pospiesznie rozglądam się za czymś, co własnie dostrzegł mój towarzysz i również to widzę. Zmierzamy do niewielkiego baru, tuż obok sceny.
— Dwa razy whisky, proszę. — Zajmujemy miejsca na wysokich, barowych krzesłach i czekamy na podanie naszego zamówienia. Nawet nie musiałam mówić, co takiego sobie życzę, ponieważ Lucas zrobił to za mnie.
Przelatuję wzorkiem po tłumie, jaki znajduje się przed nami. Jest ich naprawdę dużo, a liczba się wciąż zwiększa. Nic dziwnego, w końcu to najciekawsza atrakcja na statku. Będąc na otwartym morzu nie mamy za bardzo wyboru. Trzeba korzystać z tego, co nam oferują.
— Rzadko chodziłem na takie imprezy — wyznaje nagle mężczyzna, kiedy barman podaje nam zamówione napoje. Upijam łyk swojego, aby nieco się rozluźnić. Jestem raczej zwolenniczką pijackich zabaw, a co więcej, mój umiar czasami idzie bawić się razem ze mną. Zwyczajnie uwielbiam gorzki smak wódki i to pieczenie po całym przełyku...
— Mm, tego było mi trzeba. — Spoglądam na szklankę, której znaczna część już jakoś zniknęła.
— Mnie tak samo. — Lucas upija kolejnego łyka, którym kończy całą zawartość naczynia. Szybki jest...
Najbardziej z alkoholi gustuje własnie w whisky. Według mnie jest to coś, co aż pali mnie w gardle. Ba! To pali mi cały przełyk! Przyjemne uczucie.
Gestem ręki wołam barmana, po czym zamawiam to samo, lecz od razu podwójnie. Jakoś mam wrażenie, że jedna szklanka nie starczy.
— Nie rozpędzasz się za bardzo? — Pyta mnie Lucas, kiedy mężczyzna podaje nam whisky. Odbieram swoją szklankę, po czym zerkając na porywacza, upijam jej znaczną część.
— Nie wydaję mi się — mówię, sugerując aby również zabrał się za swoje. Na tym skończyło się jego wielkie pouczanie mnie... a przynajmniej na chwilę obecną.
W pewnym momencie głos prowadzącego staje się szczególnie głośny oraz podekscytowany. Zapowiada właśnie nadchodzący zespół, na co cały tłum żwawo piszczy, klaszcze czy dopinguje. Każdy jest nieźle uradowany, co ewidentne widać. Grupa zaraz po krótkim przedstawieniu się, prezentuje swój najnowszy kawałek, a cała widownia aż huczy z radości. Nie ukrywam, bo i mnie podoba się ten utwór. Obie szklanki whisky zniknęły w ekstremalnym tempie ze stołu barowego, a cała ich zawartość niebezpiecznie krąży w moich żyłach. Oh, to dopiero trzy szklanki, raczej rozgrzewka.
— Idziemy bliżej? — Wstaje Lucas, po czym chwyta mnie za nadgarstek i prowadzi w głąb całego zamieszania. Czuję się lekko wstawiona, ale bez przesady. Po prostu wypiłam większą ilość w stosunkowo krótkim czasie. Mam prawo się czuć nieco nietrzeźwo. Jednak równowagę utrzymuję zaskakująco dobrze!
Bawimy się w tłumie spoconych ciał, naprawdę nieźle! Impreza znacznie się rozkręciła, a my tańczymy na przemian z piciem. Zresztą nie tylko my. Większość towarzystwa jest już nieźle wstawiona! Niektórym to tak plączą się nogi!
— Kurwa — klnę pod nosem, ponieważ świat jest przeciwko mnie, a o grawitacji nie mam co tu wspominać nawet! Chwytam Lucasa za rękę, aby zachować stabilność, co wywołuje u niego głośny śmiech.
— Nie za dużo troszkę tej wódeczki? — pyta głosem na pozór dziecinnym, robiąc przy tym minę grzecznego chłopca. A to dobre!
— Nie, skarbie. Ja dopiero się rozkręcam! — Podchodzę do barmana i kolejny raz już tego wieczoru proszę o whisky. Zawartość szklanki jednym tchem ląduje w moim przełyku. Odkładam naczynie na blat, po czym spoglądam na Lucasa dumnym wzrokiem.
— Czy ty właśnie stawiasz mi wyzwanie? — Mężczyzna zinterpretował moje zachowanie prawidłowo, na co jedynie głośno klaszczę w dłonie. Moje usta wręcz pękają od szerokiego uśmiechu, a brzuch boli niemiłosiernie od zbyt długiego śmiechu. Nic nie poradzę na to, że tego wieczoru wszystko mnie bawi i wywołuje pozytywne emocje.
Lucas pospiesznie podchodzi do baru, a następnie mówi coś do mężczyzny za blatem. Niestety, nie słyszę jego słów. Huk jest ogromny, a w głębi duszy współczuję tym, którzy nie mieli ochoty wybrać się na koncert!
Z plątającymi się nogami udaje mi się dostać do mojego seksownego porywacza i zająć jedno z wysokich miejsc przy blacie. Zdecydowanie za wysokich.
Moje oczy gwałtownie się poszerzają, kiedy dostrzegam, jak barman niesie i nalewa sporo kieliszków wódki. Liczę je pospiesznie, lecz nie jest to wcale łatwe zadanie. Według moich obliczeń jest coś około dwudziestu. Stawia je w odstępie, rozdzielając je, jak mniemam, po połowie. Nie bardzo rozumiem co to ma znaczyć, ale jakoś specjalnie nie protestuję. Potrafię się bawić i nie mam zahamowań przed wyluzowaniem, nawet takim hardcorowym.
— To co, zakład? — wyzywa mnie na pojedynek. I wszystko staje się jasne. Nie mam zamiaru stracić swojej ogromnej dumy, tym samym kalecząc moje wspaniałe ego, dlatego uśmiecham się szeroko na jego pomysł.
— No, jasne!
Mężczyzna wyjaśnia zasady, co w bełkocie brzmi całkiem zabawnie. Jednak w tamtej chwili jest to dla mnie poważna rywalizacja, dlatego słucham z nastawionymi uszami. Nie zwracam uwagi na jego wymowę, ponieważ moja zapewne wcale nie jest lepsza.
— Rozumiesz? —Lucas patrzy na mnie wyczekująco, a ja jedynie śmieje się w głos na jego skupienie.
— Nie bardzo, powtórz — nalegam, na co ten wzdycha przeciągle. Chyba zaczyna z niego schodzić. Niedobrze.
— Pijemy na raz, wszystko aż do ostatniego kieliszka. Ten, który zrobi to szybciej wygrywa. — Mówiąc, dużo gestykuluje co wygląda bardzo zabawnie, lecz staram się opanować.
— Tak jest, Kapitanie! — Poważnie salutuję, po czym nachylam się nad swoim towarem. Mężczyzna gestem ręki pokazuje, że start. Oboje zabieramy się za opróżnianie zawartości, co idzie nam całkiem sprawnie. Kątem oka dostrzegam, że kilkoro ludzi przygląda nam się zaciekle. Ciekawe na kogo stawiają!
Kiedy kończę mam wrażenie, że wygrałam, dlatego dumnie podnoszę głowę, aby zorientować się jaka sytuacja. Niestety, nie tym razem.
— Ha! Wygrałem! — Lucas cieszy się, jak głupi ze swojego powodzenia. — Jednak nie jesteś taka dobra, słonce — słowa wypowiada z podniecającą chrypą, jaka zrobiła mu się od nadmiernego krzyczenia.
— No cóż. Ja i tak wiem, kto tu jest mistrzem. — Nie daję za wygraną i dalej przewyższam swoje umiejętności, na co mężczyzna jedynie śmieje się w głos. Towarzystwo zebrane niedaleko nas, które jak dotąd przyglądało się całej akcji, wiwatuje zaciekle, oddając szacunek Lucasowi.
A mieliśmy się nie wyróżniać...
— Ej! A jaka jest nagroda?! — krzyczy za mną Lucas, kiedy nieco oddalam się od zbiorowiska. Jakoś nie za dobrze się czuję, muszę odetchnąć.
— Nie mówiłeś nic o nagrodzie. — Wystawiam mu język na znak jego porażki.
— O ty, małpo! — Mój porywacz zaczyna biec w moim kierunku, dlatego i ja rzucam się w pogoń po statku. Ludzie, którzy spokojnie spacerują po części widokowej, pospiesznie usuwają nam się z drogi. I tak moja koordynacja ruchowa, w tym momencie, jest na tyle perfekcyjna, że o mały włos nie wpadam w grupkę chłopaków, może gdzieś w moim wieku. Nasze zachowanie wywołuje śmiech innych podróżujących, ale także groźne obelgi ze strony starszego pokolenia. Jednak nie zwracamy na to najmniejszej uwagi. No, bo co takiego mamy do stracenia?
Biegnę tak długo, aż docieram do końca części widokowej, która zakończona jest "dziobem" statku.
— Cholera — mówię pod nosem, gdyż nie mam drogi ucieczki. To mój koniec, a Lucas zbliża się do mnie zadziwiająco szybko. Chwilę później dorównuje mi i łapie mnie w pasie, przez co tracę równowagę. Dobrze, że mnie trzyma.
— Mam cię, małpo! — krzyczy, głośno się przy tym śmiejąc, a jego zachowanie wywołuje i u mnie falę radości. Już dawno nie czułam się tak wyzwolona, jak tego dnia.
— I co teraz ze mną zrobisz? — W moim głosie można dostrzec nutkę podniecenia. Działa na mnie ta sytuacja. Jego bliskość jest bardzo kusząca. Oddziałuje na mnie jak magnes. Pomimo tego, że wiem, że nie mogę go pragnąć, to chcę go coraz bardziej.
— Oj, same złe rzeczy, moja droga — szepcze mi do ucha, podgryzając jego płatek. Moje ciało momentalnie staje się ożywione, a po alkoholu nie ma ani śladu, przynajmniej czuję się trzeźwa. Dużą zasługę ma również ten, jakże cudowny, bieg wyczynowy.
Nagle pojawia się przy nas pewna staruszka, której ewidentnie nie podoba się nasze, odważne zachowanie. Kobieta patrzy na nas perfidnie, mamrocząc coś pod nosem. Cały czar prysł, dziękuję kochana babinko!
— Muszę odpocząć — mówię, wskazując na pobliską ławkę. W moim głosie słychać sporą zadyszkę, lecz nie jestem pewna czym jest ona wywołana. Sporym biegiem po alkoholu czy może emocjami, do których przyczynia się Lucas?
Mężczyzna uwalnia mnie ze swoich objęć, dzięki czemu mogę swobodnie zająć miejsce na drewnie. Przeczesuję swoje rozczochrane włosy, po czym zaplatam je z tył. Niestety, ale nie mam gumki do włosów, więc zostaje mi jedynie pozostawić je tak, modląc się, że za szybko się nie zepsują.
Lucas zajmuje miejsce obok mnie, lecz zachowuje pewną odległość. Zastanawia mnie to poczynanie. Jeszcze przed chwilą niemalże dobierał się do mnie, a teraz?
— Mogę odebrać swoją nagrodę? — Odwraca głowę w moim kierunku, lecz nie do końca wiem o czym on mówi. Nie nadążam za nim. Jednak postanawiam zdać się na niego i zaufać mu po raz kolejny. Niepewnie kiwam głową na znak zgody, a do dalszego działania nie trzeba go wcale zachęcać. Momentalnie facet likwiduje odstęp między nami, po czym wręcz przysysa się do moich lekko uchylonych ust. Jestem zaskoczona jego zachowaniem, dlatego moja reakcja z początku jest nijaka. Dopiero chwilę później, kiedy wszystko do mnie dociera, staję się o wiele pewniejsza i oddaję pocałunek. To już kolejny raz, kiedy nasze ciała się łączą, a języki tańczą wspólnego walca. Jego ręce zatrzymują się na mojej talii, mocno mnie do siebie przyciągając. Nasz pocałunek staje się coraz bardziej zachłanny, a mnie bardzo się to podoba. Jego dotyk wywołuje dreszcze na całym moim ciele. Moja jedna dłoń ląduje na jego krótkich włosach i wplątuję place w jego czuprynę. Chwilami ciągnę za nie, dzięki czemu dostaję jego gardłowe jęki. Rozkoszujemy się tą chwilą, lecz nie trwa to w nieskończoność. Zmęczeni oddalamy się od siebie, a ja zerkam na niego zaskoczona. Nie mogę do końca przetrawić tego, co przed chwilą miało miejsce. Przez dłuższą chwilę trwamy w bezwzględnej ciszy, jednak nie mogę dłużej wytrzymać tego napięcia.
— I co dalej? — Lucas doskonale wie, o czym mówię, jednak odpowiedzi nie słyszę. Spoglądam w jego żywe oczy, które wręcz płoną pragnieniem, przegryzam mocno dolną wargę. Sam jego widok przyprawia mnie o niegrzeczne myśli.
— Zauroczyłaś mnie, Davino — wyznaje po dłuższym czasie. Oboje wiemy, że nigdy nie powinno było to się stać. Nie mieliśmy się zakochiwać w sobie! To nie tak miało wyglądać.
— Ty mnie również, Lucasie. — Ale jednak stało się. Czasu nie cofniemy, a uczucie jedynie narasta w naszych ciałach. Nie jesteśmy w stanie dłuższej się przed tym bronić. Przegraliśmy. Zwyczajnie staliśmy się ofiarami własnych serc. To one władną naszymi życiami i to właśnie one bawią się naszym losem, pisząc wybujałe scenariusze. A nam nie pozostaje nic innego, jak pogodzić się z ich decyzją.
______________
Słów: 2256
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top