Rozdział 20
Od wydarzenia w hostelu nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Podążamy w milczeniu do celu, który zna jedynie mężczyzna. Odwracam głowę, opierając ją o szybę. W moich myślach pojawia się obraz sytuacji z rana. Nie ukrywam, że nie było przyjemnie, bo podobało mi się to, co między nami zaszło. Jedynie co teraz mnie forsuje to zachowanie Lucasa, którego w ogóle nie rozumiem. Skoro nie chciał tego, to dlaczego to zrobił?
Spoglądam na widok, jaki mijamy. Obserwowanie krajobrazu to jedyne co mi pozostało w tym momencie. Nigdy nie czuł się tak bardzo skrępowana w czyimś towarzystwie, jak własnie teraz. To jasne, że dla niego jestem jedynie nic nie wartą, porwaną siostrą jego wroga. Chociaż to, co ostatnio dzieje się między nami świadczy o nieco innych relacjach, a przynajmniej różniących się spostrzeżeniach na temat siebie. A może to jedynie dobra gra? Nie mogę za mocno przywiązywać się do tego typu zachowań, bo mam wrażenie, że to jedynie przelotne.
Mój wzrok pada na most, którym właśnie przejeżdżamy. Oddziela on nas od szerokiej rzeki, zapewne także głębokiej. Przełykam ślinę, gdy widzę zardzewiałą konstrukcję tej oto budowli. Jakim cudem to nadal się trzyma? Nawet nie chcę wiedzieć jak wygląda pod spodem. Nie mogąc patrzeć już na metal doszczętnie pochłonięty rdzą, odwracam wzrok przed siebie i zauważam niewielką tabliczkę z nazwą miejscowości, do której właśnie wjeżdżamy. Jak widzę zaczyna się jakaś cywilizacja, przez co w mojej głowie pojawiają się pytania, na które nie znam odpowiedzi.
— Gdzie jedziemy? — podejmuję kolejnej próby dowiedzenia się istotnej dla mnie rzeczy. Zauważam, jak wzrok Lucasa ucieka na boczną szybę. Wygląda na mocno zamyślonego, jakby się nad czymś mocno zastanawiał.
— Hiszpania. — Jego głos jest cichy, lecz pewny. Jednak do mnie to nie bardzo dociera. Mrugam kilkukrotnie, aby zakodować absurdalne dla mnie wieści.
— Co? — Słowo samo opuszcza moje usta. Jestem w niemałym szoku i powoli analizuję to, co przedtem powiedział. — Przecież to tak daleko... — szepczę, będąc nadal zaskoczona jego wyznaniem. Jakoś ciężko mi to przyswoić.
— Spokojnie — mówi nagle, nawiązując do mojego zachowania. — Wszystko mam już opracowane — wspomina, próbując mnie uspokoić. Podziwiam go. W tak krótkim czasie wymyślić cały plan co do najmniejszego szczegółu.Szczególnie, że to długa droga. Trzeba mieć do tego głowę...
Kręcę przecząco głową, by pozbyć się niepotrzebnych myśli. W głębi duszy cieszę się, że jedziemy do Hiszpanii. Nigdy tam nie była, a bardzo lubię odkrywać nowe miejsca, tym bardziej takie ciekawe, jak to. Mam tylko nadzieję, że zwiedzimy cokolwiek, jak już tam będziemy. Wiem. Mam dość głupie rozumowanie. Zostałam porwana, a w dodatku wywieziona wiele tysięcy kilometrów od domu, a interesuje mnie chodzenie po mieście zamiast ucieczka od porywacza.
— Brawo, Davino — gratuluję sobie w myślach.
Mężczyzna nie reaguje już nawet na moje zaczepki. Pochłonięty jest prowadzeniem samochodu i na niczym innym nie skupia swojej uwagi. Postanawiam wziąć z niego przykład i ponownie opieram głowę o szybę, obserwując każdy mijany detal. Po stronie, gdzie mam możliwość przyglądać się krajobrazowi wśród mnóstwa drzew zauważam wysokie, kolorowe...budowle? Nie, to raczej maszyny.
Jadąc dalej przez "dziurę" w lesie dostrzegam, że to, co widziałam wcześniej, co przykuło moją uwagę, to wesołe miasteczko. Momentalnie zapragnęłam znaleźć się tam. Tak dawno nie miałam żadnej rozrywki, a ciągły stres źle wpływa na funkcjonowanie organizmu ludzkiego.
— Lucas — zaczynam ostrożnie, aby na stracie go nie zdenerwować.
— Hm? — Zwraca na mnie swą uwagę, przez co wiem, że mogę kontynuować. Przełykam nerwowo ślinę, po czym biorę się w garść. Davina, do cholery! To tylko proste pytanie!
— Tam jest wesołe miasteczko — mówię głosem najmilszym, jakim potrafię. Chciałabym, żeby się zgodził, ale on nie jest na tyle rozrywkowy, a przynajmniej nie w taki sposób. Mężczyzna spogląda na mnie podejrzliwie, a na jego ustach dostrzegam kwaśny grymas.
— Myślałem, że jesteś już dorosłą osobą... — wyznaje, a mnie oblewa rumieniec. Wiedziałam, że się nie zgodzi, ale żeby od razu zawstydzać mnie? — ...a tym czasem mam do czynienia z dzieckiem? — Z gardła Lucasa wydobywa się zachrypnięty śmiech.
— Ej! — Biję go w ramię, w geście obrony na jego słowa. — To, że mam ochotę na chwilę zabawy wcale nie oznacza, że jestem dzieckiem! — Bulwersuję się niczym mała dziewczynka, co nie jest dobrym argumentem dla mojej wypowiedzi. Ponownie dociera do mnie jego stłumiony śmiech. Widać, że ma niezły ubaw ze mnie. Fukam oburzona jego zachowaniem wobec mnie. Pomimo tego zabawnego humoru, dostrzegam nutkę zastanowienia w jego pustym spojrzeniu na drogę.
W jednym momencie samochód skręca w boczną uliczkę, prowadzącą wgłąb lasu. Obserwuję jego poczynania z dużym zaskoczeniem. Czyżby przystał na moją zachciankę?
— Jedziemy tam? — pytam zdziwiona, nie bardzo dowierzając.
— Przyda nam się odskocznia — wyjaśnia, a na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Nie spodziewałam się takiej zmiany nastroju u niego. Jeszcze chwilę temu w ogóle nie rozmawialiśmy nawet, a teraz wspólnie jedziemy do parku rozrywki. To dopiero zaskoczenie...
Chwilę później moim oczom ukazuje się sporych rozmiarów parking, na którym i my zatrzymujemy się. W oddali dostrzegam wiele sprzętów, a sam ich widok wywołuje we mnie mocne emocje. Aż mnie korci, żeby wreszcie iść na cokolwiek.
— Nie podniecaj się już tak. — Głos Lucasa odbija się echem w mojej głowie, lecz nie robi na mnie żadnego, większego wrażenia. Bardziej przypomina mi się sytuacja z hostelu...
— No, chodź już lepiej — pospieszam go, gdyż już chwilę siedzimy bezczynnie na parkingu, a ja jedynie mogę przypatrywać się ludziom, którzy świetnie się bawią.
— Już, już. — Lucas podnosi obie ręce do góry w geście obronnym, co wygląda bardzo zabawnie.
Pomimo jego dwuznacznego zachowania bez marudzenia opuszcza samochód, po czym staje przy jego masce. Patrzy na mnie wyczekująco, zapewne czekając aż się ruszę. Nie chcę nadwyrężać jego uległości wobec mnie, dlatego również wychodzę z auta, a na mojej twarzy gości duży uśmiech. Już od bardzo dawna zabawa omija mnie szerokim łukiem, przynajmniej teraz ma okazję mi to wynagrodzić. Spoglądam na wielką bramę, która oddziela park rozrywki pd parkingu. Chwilę później podążam równym krokiem za Lucasem w stronę kas. Mężczyzna bez żadnych problemów zakupuje dwa karnety, które uprawniają do kilkunastu przejażdżek oraz innych form rozrywki.
Po przekroczeniu bramy wejściowej uważnie rozglądam się na wszystkie strony. Mój wzrok dostrzega wiele różnych maszyn, na które aż mnie korci, aby pójść. W tym momencie czuję się jak małe dziecko, powracają wspomnienia.
— To co idzie na pierwszy ogień? — Dociera do mnie mało podekscytowany głos Lucasa. Spoglądam na niego badawczo, mając wrażenie, że wcale nie chce tu być. Nic dziwnego... który facet ma ochotę bawić się w wesołym miasteczku? Kątem oka zauważam jedną z zabaw, a konkretniej sporych rozmiarów łabędzie, do których się wsiada.
— Tam. — Wskazuję ręką w stronę, gdzie mam chęć się udać, a mężczyzna wzdycha przeciągle. To raczej nie jest jego wymarzony plan na wieczór... Kiedy jesteśmy już przy atrakcji mój towarzysz podaje kobiecie karnety, na których przebija ona oczka. Dzięki temu możemy wejść za linkę. Spoglądam na „zwierzęta" unoszące się wysoko w powietrze. Jak byłam dzieckiem zawsze bałam się tej maszyny. Natomiast Max przywykł zaciągać mnie na nią, aby móc popatrzeć na mój paniczny strach przed wysokością.
Chwilę później jeden z łabędzi zatrzymuje się tuż przed naszymi nogami. Niepewnie wchodzę do środka, trzymając dłoń Lucasa. Właściwie nie wiem dlaczego zdecydowałam się iść akurat tutaj. Myślę, że to forma pokazania samej sobie, że nie jestem już małą, strachliwą dziewczynką. Czas pokonać traumę. Zajmuję miejsce praktycznie na środku małej ławeczki, ponieważ boję się zbliżyć do którejkolwiek krawędzi. Mam wrażenie, że jeśli usiądę zbyt blisko jednej ze stron, to łabędź się przeważy i spadnę...
— Mała... musisz się trochę przesunąć — mówi mężczyzna, kiedy wchodzi do małej klitki. Właśnie tego się obawiałam. Niechętnie przesuwam się nieco do krawędzi, ale ruch ten jest wręcz minimalny. Lucas jedynie kiwa przecząco głową, jakby z niedowierzania, ale nie odzywa się już ani słowem. W milczeniu zajmuje miejsc obok mnie. Jesteśmy bardzo blisko siebie, nasze nogi aż się stykają, co wywołuje u mnie niewielkie dreszcze.
W pewnym momencie maszyna rusza ku górze, a ja przełykam głośno ślinę w strachu przed wysokością. W moim umyśle pojawią się niechciane wspomnienia z dzieciństwa. Próbuję je od siebie odepchnąć, dlatego potrząsam energicznie głową, mając nadzieję, że to pomoże.
—Ej, wszystko okej? — Lucas spogląda na mnie dziwnie, jakby zaciekawiony moją reakcją. Nie dziwię się, z jego perspektywy pewnie wygląda to nie za normalnie. Zaczyna mi się kręcić w głowie, przez co wszystko wydaje się takie niewyraźne i niekształtne. Nieobecnym wzrokiem zerkam na twarz mężczyzny, który ciągle wpatruje się we mnie, nic z tego nie rozumiejąc.
— Jakoś tak... mi niedobrze — udaje mi się wyjąkać, po czym zamykam oczy, a moja głowa ląduje na ramieniu faceta obok. Nie wiem czym jest spowodowany mój aktualny stan. Czy to wina tego, że dawno cokolwiek miałam w ustach, a jednak to spora wysokość... czy może trauma z dzieciństwa nadal nie przeszła?
Lucas obejmuje mnie ramieniem, przez co mogę bardziej się w niego wtulić. W jego towarzystwie od razu czuję się nieco lepiej.
Chwilę później nagle, nie wiem jakim sposobem, nie czuję już strachu. Wszystkie negatywne odczucia minęły, a ja mogę wreszcie otworzyć oczy. Robię to powoli, badając własną reakcję, ale nic niepokojącego nie ma miejsca. Jestem zaskoczona tym faktem.
— Lepiej? — Spoglądam podejrzliwie na mężczyznę, ale to wcale nie jego sprawka. Maszyna nadal jest w locie, a ja czuję się całkiem nieźle.
—Tak... już jest dobrze — ostatnie słowo wypowiadam nieco niepewnie. Jakby bojąc się, że zaraz z powrotem będzie to samo, że wszystko wróci. Kątem oka dostrzegam niewielki uśmiech na ustach mojego kompana.
Kiedy jesteśmy na szczycie rozglądam się po innych łabędziach i dostrzegam, że oprócz nas są tutaj same dzieci, ewentualnie z rodzicami, a raczej jednym z nich.
— I takie małe dzieci się nie boją, a ty tak panikujesz... — odzywa się głos wewnątrz mnie. Oh, jesteś bardzo miły... One pewnie nie mają traumy tak jak ja.
Nim się orientuję jesteśmy już na dole.
— Davina, idziesz? — Nawet nie zauważyłam, że pora już wyjść. Czyżbym przezwyciężyła lęk?
— Tak, tak — odpowiadam i opuszczam łabędzia. — Nie było tak źle... — mówię, kiedy wychodzimy z obszaru maszyny.
— A czemu miałoby? Przecież to zabawa dla dzieci... — komentuje mężczyzna, nie zwracając uwagi na moje wcześniejsze przeżycia. Pewnie wziął to za chwilowe, złe samopoczucie. Może to i lepiej...
Na horyzoncie dostrzegam budkę z watą cukrową, na której samą myśl „cieknie mi ślinka". Zresztą mój żołądek jest dość pusty, dlatego chociażby taka przekąska powinna załagodzić sprawę.
— Mam ochotę na watę cukrową — mówię bez przekonania, ponieważ nie wiem czy mężczyzna w ogóle się zgodzi wydawać kolejne pieniądze na mnie. Jednakże Lucas bez zbędnych słów zabiera mnie właśnie do tej budki. Widocznie sam również ma chęć na coś słodkiego. Mężczyzna zostawia mnie przy ławce, abym odpoczęła po incydencie na łabędziach, po czym sam udaje się po słodycz. To miłe z jego strony, wygląda, jakby martwił się o mnie. Siedząc na ławce obserwuję poczynania Lucasa. Kolejka nie jest wcale długa, dlatego chwilę później widzę, jak wraca do mnie z dwoma, dużymi kulami waty.
— Proszę, oto wata dla pięknej pani — mówiąc to, zauważam na jego ustach uśmiech, jakby śmieszyła go ta sytuacja. Zresztą ja równie omal nie wybucham gromkim śmiechem. Jakoś nie często słyszę od niego takie słowa, w dodatku skierowane do mnie. Jednak widok pysznej waty cukrowej skutecznie odwraca moją uwagę od zbędnych pogaduszek. Tak dawno nie jadłam już nic słodkiego. Moją porcję słodkości pochłaniam w tempie ekspresowym. Wygląda to trochę, jakbym nigdy nie miała cukru w ustach. Kątem oka zauważam, że Lucas przygląda mi się z uśmiechem na twarzy.
— Jestem brudna? — zadaję pierwsze, lepsze pytanie, jakie wpada mi w tym momencie do głowy. Jednakże mężczyzna jedynie kręci przecząco swym ciałem, a na jego twarzy znów pojawia się szeroki zaciesz. Nie rozumiem jego zachowania...
— Kiedy ostatnio coś jadłaś? — Jego pytanie wybija mnie z rytmu. Patrzę na niego zaskoczona, mając mętlik w głowie. — Bo wyglądasz, jakbyś z dobry tydzień nie jadła... — dokańcza, sam śmiejąc się ze swojego "świetnego" żartu. W geście obronnym uderzam go z średnią siłą w ramię. Chciałam, żeby to poczuł, a widok zszokowanego Lucasa świadczy o mojej wygranej.
— Ej! Za co to? — Wygląda niczym małe dziecko, które właśnie dostało karę.
— Już sam wiesz dobrze za co! — Odgryzam mu się, wcale nie czując się z tym dziecinnie. W każdym z nas zalega dziecko, a czasem można pozwolić sobie na wypuszczenie go z zamknięcia i zawitania na świetle dziennym.
— Wiesz co... — Mężczyzna zacina się na moment, aby rozejrzeć się uważnie po otoczeniu. Jego wzrok wędruje na coś za mną, lecz nie mam ochoty się odwracać, aby sprawdzać co to takiego. — W takim razie teraz ja wybieram rozrywkę — dokańcza pewny siebie, a ja już wiem, że wcale nie będzie mi się to podobać.
Nim zdołam się odezwać Lucas chwyta mnie za rękę i prowadzi wgłąb zabaw. Ciekawe co takiego znowu wymyślił...
Mężczyzna ciągnie mnie, jak psa za sobą, a ja nie mam na to wpływu. Grzecznie podążam za nim, gdyż to jedyne co mi pozostało. Pomimo jego siły nie robi tego wcale mocno, po prostu jego chód jest dość szybki, a ja zwyczajnie nie nadążam. Kiedy zatrzymujemy się przy atrakcji mogę dopiero odetchnąć z ulgą i odsapnąć nieco. Jednak gdy podnoszę wzrok ku górze, nie jestem jakoś zadowolona. Przed nami znajduje się coś za czym nie przepadam.
— Dom strachów? Serio? — Staram się nie dać po sobie pokazać, że akurat ta rozrywka przyprawia mnie o dreszcze na sam widok. Nigdy nie lubiłam strasznego domu...
— No, jasne! — odpowiada z entuzjazmem mężczyzna, a ja jedynie przełykam głośno ślinę. Z tego co wiem, to miałam się tu rozerwać, a nie spinać na każdym kroku! — Jakiś problem, Davino? — Spoglądam na zaciekawionego faceta, który również przygląda mi się badawczo, szukając odmowy. Przecież nie powiem mu, że się boję!
— Nie — odpieram bez emocji, a przynajmniej się staram. — To chodźmy —pospieszam go, chcę mieć to już za sobą. Nie lubię tego typu atrakcji... według mnie w ogóle nie powinno być takich w wesołym miasteczku... w końcu ma to być "wesołe" miasteczko, a nie "straszne". Z pewnością nie pasuje ta rozrywka do reszty.
Lucas ponownie podaje karnety mężczyźnie, który stoi przy wejściu, a następnie gestem ręki pozwala nam przejść dalej. Przełykam ślinę, ale jednak robię to niezauważalnie dla otoczenia. Długo nie musimy czekać na wagoniki, które poprowadzą nas wgłąb "zabawy". Dobrze, że choć nie chodzimy tu na pieszo, wtedy pewnie nawet bym nie zdołała wejść do środka. Znając życie chwyciłaby mnie mentalna blokada i nie dałabym rady nawet zrobić jednego kroczka.
Wsiadamy do kolejki, która zaraz zawiezie nas w najgorsze dla mnie miejsce. Na sam widok czy świadomość przechodzę mnie mocne dreszcze. Tak, może faktycznie za bardzo panikuję. Może i macie rację. Ale ja naprawdę cholernie boję się tego!
— Wychodzi na to, że jedziecie sami. — Nagle dociera do mnie głos mężczyzny, stojącego przy wejściu. Super. Jeszcze ciekawiej...
— Idealnie — komentuje zadowolony Lucas. Ta, idealnie...
W jednym momencie kolejka zaczyna ruszać, a ja z wyniku niespodziewanego szarpnięcia przybliżam się do mojego towarzysza. Zerkam na niego przelotnie i już mogę zauważyć szeroki uśmiech na jego twarzy. Widocznie sprzyja mu taki rozwój akcji. Szybko jednak biorę się w garść i poprawiam swoją pozycję, odsuwając się nieco dalej od niego. Wagonik przyspiesza, a ja jestem z tego powodu zadowolona. Oby tylko jak najszybciej minąć ten tunel grozy. Może jak zamknę oczy, to...
— Boże! — wymyka mi się, kiedy nieoczekiwanie dociera do mnie głośny ryk. Nawet nie wiem skąd on dobiega! Jedno jest pewne... z pewnością gdzieś z głębi. Moje oczy automatycznie stają się otwarte na oścież.
— Spokojnie... to dopiero początek. — Nie mam zamiaru odpowiadać na "śmieszne" odzywki mężczyzny.
~*~
Jesteśmy już praktycznie przy końcu tej niesamowitej przejażdżki... Nie było aż tak źle, Co prawda w niektórych momentach prawie dostałam zawału, ale jednak sądziłam, że będzie gorzej. No, dobra. Krzyczałam... ale tylko kilka razy!
Ostatki tunelu nie są już straszne, kilka manekinów, stojących przy ścianach, niektóre bardzo blisko nas, praktycznie na wyciągnięcie ręki. Jednak w tym miejscu jest już nieco jaśniej, dlatego moje serce też nie przeżywa już maratonu o życie.
— I co, było aż tak źle? — Spoglądam na zaciekawionego Lucasa, który patrzy na mnie z wyczekującą miną. Już mam się odzywać, że wcale nie, lecz moje poczynania niweczy kolejna, i chyba już ostatnia atrakcja, tego wieczoru. Głośny krzyk wydobywa się z moich uchylonych ust, a serce o mało co przeżywa groźny zawał.
— O, kurwa! — Słowa same wylatują ze mnie, nie jestem w stanie zapanować nad emocjami, jakie mi towarzyszą w tym momencie. Patrzę przed siebie, jak zahipnotyzowana.
Chwilę później dociera do mnie jedynie wesoły głos Lucasa, dlatego zerkam w jego kierunku, nie rozumiejąc jego zachowania.
— Serio?! Boisz się klaunów? — Jego perfidny śmiech roznosi się echem w mojej głowie. Przez moment mam mętlik w głowie, czuję się po prostu głupio. Jednak szybko całe skrępowanie zamienia się w złość.
— Wiesz co?! Daj mi już, kurwa, święty spokój! — Mam go już totalnie dość! Ogarniam włosy, które spadają mi na twarz, po czym odwracam się ponownie w jego stronę. Zauważam, że mężczyźnie schodzi uśmiech z ust, wygląda na zainteresowanego moimi słowami. — Cieszy cię to? Masz jakąś chorą satysfakcję z mojego strachu? — Nie wytrzymuję już i wygarniam mu wszystko, co chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Najchętniej poszłabym jak najdalej od niego. Szkoda tylko, że jestem jego ofiarą... Myślałam, że okazał się naprawdę fajnym facetem... takim normalnym. Jednak to tylko złudzenie; jego wspaniałe gierki. A wszystko po to, aby mnie zbajerować, zawładnąć moim umysłem, a nawet całą mną. Nie wierzę w jego dobre cele. Wiem doskonale, że to wyłącznie na pokaz. Chce komuś coś udowodnić? Tylko komu?
Nie będę się dłużej nad tym zastanawiać, dość mam marnowania czasu, a przy tym nerwów, na niego. Prycham zażenowana ciszą z jego strony, po czym odwracam się od niego i idę przed siebie. Właściwie nawet nie wiem gdzie podążam... nie bardzo mnie to interesuje w tym momencie. Teraz liczy się jedynie bycie jak najdalej od tego egoistycznego frajera. Nie chcę go widzieć na oczy. Teraz ani nigdy więcej! Jestem zezłoszczona na maksa. Jak można być takim perfidnym chamem?
— Davina! Zaczekaj! — Nagle dociera do mnie zmachany głos Lucasa. Nie mam zamiaru ani nawet zwalniać kroku, co więcej, przyspieszam go! — Davina!
Pomimo mojego szybkiego marszu, kątem oka dostrzegam, jak mężczyzna mnie dogania. Jego duża dłoń, lądująca na moim ramieniu jedynie utwierdza mnie we własnych przekonaniach.
— Davina! Spójrz na mnie — woła za mną zawzięcie, lecz ja także nie daję za wygraną. Mam teraz zbyt duże nerwy, aby przejmować się jego poczuciem winy... o ile w ogóle to ono przemawia w jego sercu.
— Czego ty jeszcze chcesz ode mnie, co? — W końcu spoglądam prosto w jego oczy, znajduję w sobie tyle odwagi, aby to zrobić. Na jego twarzy dostrzegam zainteresowanie i jakby skruchę? Nie, to raczej mało możliwe. Przez dłuższy czas wpatrujemy się wzajemnie w oczy, bez żadnych słów z obu stron. Ja swoje powiedziałam, teraz czekaj jedynie na jego odwet, lecz jakoś nie następuje. Czyżbym go zaskoczyła? Myślał, że będę grzeczna jak owieczka i w milczeniu znosiła jego chamskie zachowania? Jego niedoczekanie.
Mężczyzna wzdycha ciężko, po czym jego wzrok opada na nasze buty.
— Ja... przepraszam — zaczyna dość skromnie, lecz stanowczo. Moje spojrzenie nadal pozostaje na tym samym miejscu. Nie odpuszczam mu skrępowania, niech wie za co przeprasza. — Nie przemyślałem tego.
— Zachowałeś się jak dupek — stwierdzam oschle, na co Lucas zerka na mnie zaskoczony, ale nie zaprzecza.
— Może i masz rację — odpiera żałośnie, lecz z nadzieją w głosie. — Ale chcę to naprawić. — Po tych słowach w mgnieniu oka chwyta mnie za rękę i ciągnie w nieznanym dla mnie kierunku. Co on znowu kombinuje?
W zaskakująco szybkim tempie przemieszczamy się w głąb gęstego tłumu zgromadzonych ludzi. Nie mam nawet czasu na dobre zastanowienie się nad obecną sytuacją, kiedy przepychamy się przez tych wszystkich ludzi. Nim się orientuję zatrzymujemy się przy jednej z mniejszych zabaw. Chcę już zadać pytanie odnośnie maszyny, ale mężczyzna mnie uprzedza. Puszcza moją rękę i ponownie zerka na mnie, lecz nie na długo.
— Jeden rzut, proszę — zwraca się grzecznie do faceta, stojącego za szeroką ladą, po czym ten podaje mu niewielką, białą piłeczkę. Uważnie rozglądam się po zabawie i dostrzegam wiele słodkich pluszaków. Nie mogę uwierzyć. Pan doskonały, przywódca niebezpiecznego gangu, a tym samym arogancki dupek, właśnie zawzięcie walczy, aby zdobyć pluszowego misia. Uśmiech sam wkrada mi się na usta, kiedy widzę jego starania gestem mnie. Nie jestem wcale zaskoczona, kiedy udaje mu się za pierwszym razem trafić w maleńkie oczko. Jak widzę jedynie mnie to nie rusza, ponieważ reszta gapiów ma wytrzeszczone oczy, jakby co najmniej ducha zobaczyli.
— Ładny rzut — stwierdza właściciel stoiska, któremu również zaimponował mój przymusowy towarzysz. — Niezłego masz cela, gdzie się tego nauczyłeś? — dalej ciągnie rozmowę mężczyzna. Jest widocznie zainteresowany Lucasem. Zaczyna mi się to nie podobać. Moje szare komórki szybko łączą fakty i często są zbyt podejrzliwe względem obcych ludzi.
— Doświadczenie zawodowe — odpowiada bez namysłu, posyłając w moją stronę oczko. Mnie to się nie bardzo podoba. Czy on chcę się wydawać? A przy okazji mnie... — Którego misia wybierasz? — tym razem zwraca się do mnie, a na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Widać, że się stara, ale czy to wystarczy? Spoglądam przelotnie na zabawki, a mój wzrok trafia na największego z nich.
— Tego dużego słonia, proszę — mówię w stronę właściciela, który chwilę później podaje mi wybranego pluszaka. Przejmuję go szczęśliwa. Może to dziecinne, a gest ten jest dość banalny, ale nikt wcześniej nie zrobił dla mnie niczego podobnego.
— To twoje przeprosiny? — odpieram dość oschle, przez co Lucas wpatruje się we mnie, próbując odgadnąć moje emocje.
— Nie podoba ci się miś? — Nadal patrzy na mnie, lecz w jego oczach dostrzegam nutkę smutku. Rusza go to? Chcecie mi powiedzieć, że on ma uczucia?
Nie odpowiadam na jego pytanie, bo dobrze zna odpowiedź. Szczególnie, że trzymam go wtulonego w siebie, niczym swoje dziecko.
Nasze spojrzenia nadal są skrzyżowane. Oboje zatracamy się w głąb swoich oczu, jakby szukając w nich skarbów. Ta sytuacja staje się bardzo intymna. Nawet nie orientuję się, kiedy nasze twarze są tak blisko siebie, że ledwie kartkę papieru można wcisnąć między nas. Pomimo tego nie protestuję. Nie oddalam się. Pozwalam zawładnąć emocjami i zostaję pochłonięta przez chwilę. Korzystam z niej, jakby druga taka miała się już nigdy nie powtórzyć.
I stało się.
Nasze usta łączą się w jedność. Współgrają systematycznie, jakby były stworzone wyłącznie dla siebie. Podniecenie zawłada naszymi ciałami, co nie daje nam się od siebie oddzielić. Chcemy więcej. Napajamy się zaistniałą chwilą, choć oboje doskonale wiemy, że to wcale nie powinno mieć miejsca.
Zakazany owoc smakuje najlepiej.
W jednej chwili, jakby było mało romantycznie, zaczyna padać deszcz, który moczy nasze ubrania. Wokoło słychać piszczących nastolatków, którzy uciekają przed dużymi kroplami, spadającymi z nieba. Ludzie omijają nas szerokim łukiem, a ich spojrzenia padają na nasze złączone usta.
Już chwilę później zostajemy sami na środku pustego placu. W oddali słychać grzmoty, które sugerują nadchodzącą burzę. Zapewne to jest powodem nagłego spustoszenia parku rozrywki. Nie dziwię się. To tylko my jesteśmy na tyle szaleni, aby w ostrą burzę całować się na środku wesołego miasteczka. Powinniśmy uciekać, tak jak inni. W moment jesteśmy cali mokrzy, a z naszych ubrań można kręcić. Jednak nam wcale to nie przeszkadza. Jesteśmy zajęci sobą i nic nie jest w stanie nam zepsuć tej małej chwili.
----------------------------------------
Słów: 3774
----------------------------------------
Wiem, że bardzo długo nie było rozdziału, ale mam swoje powody.
Wcześniej byłam w szpitalu sporo czasu (poród i problemy przed porodem), no a teraz mam moją kochaną córeczkę, której poświęcam wiele czasu. 💕
Mam nadzieję że rozumiecie 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top