Rozdział 36

— To co zwiedzamy najpierw? — Rozglądam się dokoła, zaciekawiona. Obecnie znajdujemy się na jednym z większych placów i zastanawiamy się co możemy zwiedzić, szukamy czegoś, co przykuje naszą uwagę. Największym naszym problemem jest fakt, że żadne z nas nie zna języka francuskiego. Moja rodzina mówi biegle po angielsku, ponieważ z pochodzenia moi wujkowie są amerykanami. Znam co najwyżej pojedyncze słówka, lecz nie wystarczą one w nawiązaniu rozmowy. 

— Mam coś — mówi nagle Lucas, podchodząc do mnie ze swoją komórką w dłoni. No tak, wujek Google zawsze coś doradzi. — Gdzieś w okolicy jest Luwr. Jeśli masz ochotę na małą lekcję historii, to możemy się udać. 

— Z przewodnikiem? — dopytuję, ponieważ nie jestem pewna. Mężczyzna doczytuje kolejne fragmenty, po czym ponownie podnosi na mnie wzrok. 

— Na to wychodzi... ale jest w wielu językach, więc pewnie to te słuchawki, wiesz... 

— Pewnie tak — zgadzam się, poprawiając swoje rozwiane włosy. — Więc prowadź — mówię, wskazując ręką na ulicę przed nami. 

Droga nie zajmuje nam długo, ponieważ byliśmy całkiem niedaleko szukanego miejsca. Kiedy jesteśmy już u celu rozglądam się przelotnie po otoczeniu. Na placu znajduje się mnóstwo ludzi, tłum jest spory. W naszych planach jest zwiedzanie muzeum, podobno jest ono największe na świecie. Być może dlatego cieszy się aż taką popularnością. Wchodzimy do środka zaraz za dużą ilością ludzi, którzy zmierzają w tym samym kierunku. 

— Bonjour!  Veuillez prendre les écouteurs de ce support.* — Po znalezieniu się w budynku dociera do nas przyjazny głos jednej z pracownic. Spoglądam na Lucasa, ale jego mina jest podobno do mojej, czyli rozumiem, że również nie wiele rozszyfrował. 

Kobieta wskazuje na uchwyty, na których znajdują się słuchawki. Pewnie o to jej chodziło, aby je zabrać. Kiedy ja podchodzę do stoiska, żeby zaopatrzyć się w sprzęt dla siebie i mojego towarzysza, on w tym czasie zajmuje się zapłatą za zwiedzanie. 

— Avec des écouteurs, vous pouvez utiliser le guide dans votre propre langue.** — Jej głos roznosi się echem po pomieszczeniu. — Les écouteurs ont un bouton pour que chacun puisse trouver la station dans sa propre langue. *** — Kobieta żwawo gestykuluje, lecz kompletnie jej nie mogę zrozumieć. Nie umiem na tyle francuskiego, a ona mówi bardzo szybko, co wcale nie ułatwia. Rozglądam się po innych zwiedzających i dostrzegam jak ich palce wędrują po słuchawkach i postanawiam dowiedzieć się co takiego tam mają. Okazuje się to trafnym ruchem, ponieważ to właśnie tam znajduje się pokrętło, dzięki któremu mogę ustawić swój język przewodnika. Działa na podobnej zasadzie jak zwyczajne radio. 

— Luwr to dawny pałac królewski, obecnie znajduje się tutaj jedno z  największych  muzeów sztuki na świecie. — Słyszę pierwsze zdanie wypowiedziane w znanym mi języku. Oh, udało mi się rozszyfrować sprzęt. 

Zwiedzając mam okazję podziwiać wiele znanych, i cieszących się dumą, dzieł sztuki, takich jak  Nike z Samotraki, Wenus z Milo oraz najsłynniejsza na całym świecie Mona Lisa. Nie jestem jakoś bardzo związana ze sztuką, ale oglądanie takich dzieł sprawia mi przyjemność. Nie wiem czy to fakt, że jestem w tak ważnym miejscu, czy może to, że jestem tak blisko największych skarbów świata, ale moje odczucie szczęścia jest wysokie. 

W muzeum spędzamy sporo czasu, bo blisko pięć godzin. Kiedy zerkam na Lucasa dostrzegam, że wcale nie jest tak zadowolony jak ja. Co, jak co, ale to on wybierał miejsce zwiedzania. 

— Co taki niezadowolony jesteś? — pytam go, gdy podchodzi do mnie. Mój głos jest ściszony, aby nie zakłócać innym pobytu. Mężczyzna spogląda na mnie zaciekawiony i również zdejmuje swoje słuchawki, aby lepiej mnie słyszeć. 

— Nie wiedziałem, że to całe zwiedzanie trwa tyle czasu... — tłumaczy, na co uśmiecham się rozbawiona. No, tak. Gdybyś tylko wiedział...

Dopiero teraz orientuję się, że zostaliśmy sporo w tyle. Cała nasza grupa wyszła już z obecnego pomieszczenia, jedynie my nadal w nim urzędujemy. W pewnym momencie Lucas chwyta mnie za rękę i prowadzi w odwrotnym kierunku. Jego chód jest bardzo szybki, a chwilami przypomina bardziej trucht. W pośpiechu odkładamy słuchawki i opuszczamy budynek. Na zewnątrz zrobiło się chłodno, a nasze ciała są lekko zgrzane. Oby tylko nie odbiło się to na naszym zdrowiu. 

—  Co to miało znaczyć? —  pytam przez śmiech, patrząc na rozbawionego Lucasa. Takiego ekspresowego wyjścia to ja jeszcze nie zaliczyłam. 

—  Nudziło mi się tam —  przyznaje szczerze, spoglądając w niebo. — Pora na finał. 

—  Jaki finał? —  pytam i również zerkam do góry, jakby szukając odpowiedzi. Dopiero po chwili dociera do mnie, że pewnie chodzi mu o wieżę Eiffla. Odnajdujemy nasz samochód, który grzecznie czeka na parkingu. 

Po wejściu do samochodu Lucas znowu grzebie w swoim telefonie. Jak się później dowiaduję mężczyzna ustawiał nawigację, a naszym celem okazała się wieża Eiffla. Uśmiecham się na myśl, że moje przypuszczenia potwierdziły się. Dobrze, że pogoda nam dopisuje, nie jest wcale zimno jak na obecną porę roku. Jestem bardzo zadowolona, że mogę tu być i zwiedzać Paryż wraz ze swoim chłopakiem. Pozwala mi to choć na chwilę zapomnieć o otaczających mnie problemach i zatracić się w spokoju i harmonii. Nim się orientuję jesteśmy już na miejscu, a moim oczom ukazuje się znana każdemu budowla.  

Zachwycam się jej wielkością. Co prawa miałam już możliwość oglądać to dzieło, lecz nigdy nie byłam na jej szczycie. Jest to dla mnie nie lada wyzwanie biorąc pod uwagę mój lęk wysokości Nie mam pojęcia jakim cudem Lucasowi udało się mnie na to namówić.  W tym momencie nie mogę już się wycofać, chociaż kiedy tak pod nią stoję mam ochotę z powrotem uciec do samochodu. Kolejnym moim zaskoczeniem jest długość kolejki, tego to się nie spodziewałam. 

— I myślisz, że zdążymy przed północą? — pytam, nawiązując do tłumu ludzi, dzielących się na dwie strony. No cóż, jest to dość spora i znana atrakcja, a co za tym idzie, cieszy się ogromną popularnością. 

— Schody czy winda? — Mężczyzna lekceważy moje spostrzeżenia. Z tego co wiem , to większa ilość ludzi wybrałaby windę ze względu na dużą wysokość budowli. Spora ilość stopni do pokonania. Ja natomiast mam pewien dylemat. Biorąc pod uwagę mój strach lepszym wyborem byłyby schody, przynajmniej łatwo je opuścić w razie zbyt silnego lęku. Jednak winda... 

— Dobra, to pojedziemy windą. — Moje rozmyślenia przerywa głos Lucasa. No tak, najlepiej decydować za kogoś. Przynajmniej to wychodzi mu zadziwiająco doskonale. Fukam oburzona i zerkam na długość kolejek. Orientuję się, że ta wybrana przez mojego faceta jest krótsza, aż dziwne. Z reguły to nikomu się nie chce chodzić schodami, lecz widocznie tutaj jest tego odwrotność. Stajemy na jej końcu, a za nami ustawiają się już kolejni chętni. Zerkając na początek mogę śmiało rzec, że czeka nas co najmniej godzina stania. Odwracam się do Lucasa, który jest za mną. Jego mina jest równie niezadowolona co i moja. 

— Trochę mamy czekania — zagaduje, kiedy orientuje się, że na niego patrzę. Kiwam głową potwierdzająco, przegryzając wnętrze polika. 

— Jakie mamy plany na później? — pytam, aby zając się czymkolwiek i nie myśleć o tym co dzieje się wokół mnie. 

— Jeszcze nie wiem, a masz jakieś propozycje? — Mruga do mnie, a moje polika momentalnie stają się czerwone. 

— Oh, takim facetom to tylko jedno w głowie — mówię dość głośno z teatralnym przewróceniem oczami. 

— Kiedy ma się przed sobą taki towar to ciężko żeby nie. — Jego słowa uderzają we mnie niczym rozpędzony pociąg. Zresztą kilkoro innych ludzi również patrzy na nas zaskoczonych. Jest mi ogromnie wstyd, a poczucie uprzedmiotawiania w niczym tu nie pomaga. Kolejny raz zostaję upokorzona, a on nie widzi w tym problemu. Mogłam się tego spodziewać, tacy ludzie się nie zmieniają. Drań na zawsze pozostanie draniem. 

Odwracam się od niego, nie komentuję jego dziecinnego zachowania wobec mnie. Nie mam zamiaru się bardziej ośmieszać. Nie chcę też, żeby dostrzegł, że jego słowa mnie dotknęły. Pewnie myśli, że skoro jestem dziewczyną z gangu to moje emocje są już ustabilizowane i nie czuję takich rzeczy. Niestety, tu się mylisz, kochany. 

~*~

Nadchodzi nasza kolej, a moje serce momentalnie przyspiesza. Dopiero teraz odczuwam te całe napięcie i strach związany z wyjazdem windą na sam szczyt. W moim umyśle już widzę, jak to całe metalowe pudło spada, pochłaniając życia mnóstwa ludzi, będących w środku. 

— Bilety — zwraca się do nas mężczyzna, który stoi na wejściu do windy. Dopiero po chwili docierają do mnie jego słowa, do tej pory stoję wpatrując się w niego jak w kosmitę. 

— Proszę. — Z opresji wydobywa mnie Lucas, który podaje mu dwa papierki. W głębi duszy dziękuje  za uratowanie mnie przed wścibskim spojrzeniem ochroniarza. Podążam szybszym krokiem za Lucasem, nie chcę się za bardzo od niego oddalać. Stach jednak robi swoje. 

Nadchodzi nasza kolej na wejście do metalowej pułapki, a moje serce właśnie zaczyna balangę. Dusza wita się powolnym gestem z tym u góry, a umysł wymyśla milion złowrogich scenariuszy. Inaczej mówiąc, strach mnie skutecznie obezwładnia.

— Wszystko okej? — Jego głos dociera do mnie jak przez grubą warstwę mgły. Jest niewyraźny i ledwie słyszalny. Spoglądam na niego, delikatnie odwracając głowę ku niemu. Mrugam kilka razy, po czym ostrość staje się stabilna.

— Tak, tylko... — zaczynam, lecz przerywa mi grupka młodzieży, która przepycha się, aby wejść do windy. — Mam lęk wysokości — kończę lekko cichszym głosem. Mężczyzna robi skupioną minę, wygląda jakby się nad czymś zastanawiał. W pewnym momencie chwyta mnie za dłoń i prowadzi do wnętrza klatki. Czy on czegoś nie rozumie?

Kiedy próbuję odezwać się, znacząco mi sugeruje, abym była cicho. Może ma mi to w czymś pomóc? Jego działania są dla mnie wielką zagadką.

Facet sprzed windy właśnie zamyka drzwi, każąc nam się przesunąć na środek dla własnego bezpieczeństwa. Cholerny lęk wysokości daje o sobie znać, a kiedy klatka rusza w górę z charakterystycznym hukiem, mam wrażenie jakbym miała zaraz zemdleć.

— Spokojnie. — Lucas chowa twarz w moich włosach, a jego dłonie kurczowo mnie obejmują. Nie wiem czy to środki zapobiegawcze przed bezwładnym osunięciem się mojego ciała, czy może faktycznie mu na mnie zależy i się martwi. Jednak w każdej z tych sytuacji jego dotyk sprawia, że na moim ciele pojawią się liczne ciarki. Zamykam oczy, aby zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Staram się również nie myśleć o tym, a skupić się na czynach mojego chłopaka. Niby jesteśmy parą, ale takie gesty z jego strony nadal są dla mnie obecne i takie niecodzienne. Może faktycznie powinniśmy zrobić kolejny krok na przód i...

Moje rozmyślenia przerywa mocne szarpnięcie, a razem z nim głośny huk. Ponownie staje się żywym trupem, odnośnie emocji jakie muszę ukrywać w głębi siebie. Gwałtownie odwracam głowę do Lucasa który wydaje się być nadzwyczaj spokojny. Moje oczy rozszerzają się z każdą sekundą ciszy i niewiedzy jaka mnie ogarnia.

— Jesteśmy na szczycie — odzywa się Lucas, a jego głos jest aksamitnie wytworny. Nic z tych rzeczy go nie rusza, a wręcz przeciwnie, napaja się wydarzeniami, które we mnie wzbudzają powód do ucieczki. Oj, jednak sporo się różnimy.

Mój wzrok skierowany jest na buty, nawet kiedy opuszczamy metalową klatkę. Nie mam odwagi go podnieść. Chociaż przy Lucasie czuję się o wiele bezpieczniej, to i tak nie na tyle, aby przeciwstawić się lękowi.

— Już możesz spojrzeć — dociera do mnie spokojny głos mężczyzny. Nie wyczuwam w nim ani krzty rozbawienia,  a wręcz przeciwnie. Jego dłonie momentalnie znajdują się na moich ramionach i delikatnie je ocierają, dodając mi pewności. Jego gest, choć maleńki, powoduje we mnie wiele pozytywnych emocji, które powoli przenikają przez lękową barierę w mojej głowie. Daję się ponieść dotykowi i chwilę później spoglądam na niego. Patrzę prosto w jego rozszerzone oczy i dostrzegam spojrzenie pełne troski. Moje polika momentalnie stają się różowe, skrępowanie bierze nade mną górę. Uczucie pożądania przejmuje nade mną kontrolę, a mnie jedyne co pozostało to oddać się chwili, zaprzestanie wiecznej walki z samą sobą. To naprawdę uciążliwe.

— Lepiej się czujesz? — Jego głos jest równie troskliwy, co czyny. To pozwala mi choć na moment zapomnieć o otaczających mnie intrygach i kłopotach. Mogę zatracić się w chwili spokoju i relaksu, jakim jest spędzanie czasu z kimś, na kim mi bardzo zależy, ale czy ze wzajemnością?

— Tak — mówię niepewnie. Zbieram się na odwagę, aby zerknąć na panoramę Paryża. Dopiero teraz mogę stwierdzić, że jest tu naprawdę wysoko. Nie mam na tyle pewności, aby spojrzeć w dół, ale wystarcza mi to, co widzę przed oczyma. Lek wysokości to naprawdę potężna zmora, która jedynie utrudnia życie. Próbuję wytłumaczyć sobie, że strach ma miejsce jedynie w umyśle i zacząć czerpać przyjemność z miejsca, w którym się znajduję.

— Pięknie tu, co? — zagaduje mężczyzna, lecz nawet nie patrzę na niego. Jestem zatracona w obrazie jaki widnieje przede mną. Kiedy przełamuje swoje lęki świat staje się naprawdę ciekawszy. Dopiero teraz odkrywam w sobie fascynacje, jakiej wcześniej nie miała okazji poznać.

— Tak. To jest... Wspaniałe — udaje mi się sformułować wypowiedź, choć krajobraz zapiera dech w piersiach. Ciężko skupić się na rozsądnej wymowie, kiedy mam przed oczami coś tak niezwykłego. Moja twarz z pewnością jest teraz rozmarzona, a oczy bezcelowo wpatrują się w obszar przede mną. W tej chwili jestem szczęśliwa, jest mi tu tak dobrze, że ani myślę stąd wracać! I pomyśleć, że wcale nie chciałam tu być...

----------------------------------
Słów: 2161









* Bonjour! Veuillez prendre les écouteurs de ce support —> Dzień dobry. Proszę zabrać słuchawki z uchwytów. 

** Avec des écouteurs, vous pouvez utiliser le guide dans votre propre langue —> Dzięki słuchawkom możesz skorzystać z przewodnika w swoim własnym języku.

*** Les écouteurs ont un bouton pour que chacun puisse trouver la station dans sa propre langue —> Słuchawki mają przycisk, dzięki czemu każdy może znaleźć stację w swoim własnym języku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top