22.Wasza wysokość
Stał przed telebimem, nieświadomy, że lekko otworzył usta. Na szczęście dzięki maseczce nie było widać. Tylko dlatego Ryuzaki zgodził się, aby zamiast udać się prosto do hotelu, przeszli się po Tokio. Light miał na twarzy wspomnianą maseczkę, okulary, a na wciąż pofarbowane włosy narzucił kaptur. Tyle musiało wystarczyć, aby nie został rozpoznany. Detektyw się martwił, ale uległ, widząc jak bardzo mu zależy. W końcu od dawna nie był w domu. Nie spodziewał się, że Japonia powita go taką informacją.
- Pospieszmy się. To, że zgodziłem się, abyśmy się przeszli, nie oznacza, że mamy tkwić na dworze nie wiadomo ile. - mruknął Ryuzaki, cofając się kilka kroków do księcia, który niespodziewanie się zatrzymał.
Light nie mógł się ruszyć. Skinął głową w stronę telebimu, a kiedy Ryuzaki zwrócił tam wzrok, momentalnie zmarszczył brwi. Ekran głosił, że wybrano nowego króla, którym miał zostać Minoro. Koronację zapowiedzieli na marzec.
- Cóż, to było do przewidzenia. - stwierdził cicho Ryuzaki, posłusznie stając przy Lightcie. - Za niedługo minie pół roku.
- Nie sądziłem, że faktycznie wezmą właśnie jego. - odparł niespokojnie, wreszcie ruszając z miejsca, ponieważ prowadzenie takich rozmów w tłumie Japończyków nie było mądrym pomysłem, nawet w obcym języku.
Nie mógł mówić o sobie w pierwszej osobie, a udawanie, że nie o niego chodzi, nie pozwalało na przedstawienie pełni zdegustowania, jakie go w tym momencie ogarnęło. Więc Minoro udało się dokonać tego, przez co próbował go zabić. Z jednej strony wiedział, że istotnie nie ma lepszych kandydatów, a z drugiej był w szoku, jak gładko słudzy zrealizowali swoją wizję.
Ciekaw był, czy Minoro lub Hitoro czasem o nim myślą i zastanawiają się, czy żyje. Uważają go za zagrożenie? A może spisali go na straty, tak jak spora część społeczeństwa? Krocząc jedną z najnowocześniejszych ulic, mijał wiele telebimów z różnymi nagłówkami. Część głosiła, że jego śmierć staje się realną perspektywą. Nie był zresztą zdziwiony, czytał o tym w internecie. Na razie cicho, cichutko, po kryjomu. Zaszczepiają w umysłach jedynie wątłą nitkę informacji, iskierkę, której ogień rozbłyśnie, gdy oficjalnie ogłoszą, że jest martwy. Po jakimś czasie pewnie to zrobią. Może nawet sfałszują informację o odnalezieniu ciała?
Kiedyś sądził, że świat i polityka są czyste. Wierzył w kodeksy, prawo karne i prawa człowieka. Przede wszystkim sądził, że ludzie na wysokich stanowiskach mają swoją godność i moralność. Obecnie wierzył w to, że taka mistyfikacja mogłaby się wydarzyć, aby oczyścić służby specjalne z poczucia winy. Mniejszą hańbą jest znaleźć księcia martwego, niż w ogóle nie złapać tropu.
- Czy możemy pójść pod pałac?
- Prosisz się o zgubę.
- Bardzo bym chciał. - odparł, zrównując z Ryuzakim krok i łapiąc go za rękaw, ponieważ wokół przewijało się tyle ludzi, że mogli się przypadkowo rozdzielić.
Detektyw spojrzał na niego i cicho westchnął. Później złapał go za nadgarstek i zaczął iść w stronę stacji metra. Po krótkiej przejażdżce i spacerze, podczas którego co jakiś czas mijali twarze Minoro, Sayu czy nawet Lighta, patrzące na nich z kolorowych ekranów, dotarli pod pałac. Stał tam jak zawsze, niewzruszony, godny, królewski. Na jego widok Light poczuł tak ogromną radość, że miał ochotę się rozpłakać, a przy tym lęk. Od zawsze czuł potęgę bijącą od fasady domu, w którym się wychował, ale był wobec niej obojętny. Stanowił część tego skomplikowanego, niedostępnego dla większości mechanizmu. Obecnie wyjątkowość go odpychała, sprawiała, że czuł, jakby nie miał prawa być w otoczeniu czegoś tak wspaniałego.
A wnętrze? Przypomniał sobie środek. Niesamowity gabinet ojca wypełniony książkami, salony gościnne całe w atłasie, jedwabiu i najlepszej bawełnie. Zdobne, ciężkie firany, kilkumetrowe obrazy, kwieciste fotele. A jego pokój? Ostoja dobrobytu. Mahoniowe łóżko o czterech kolumnach, z firanami, które po zasunięciu dawały absolutną ciemność, z czego nie korzystał, bo przecież i tak wstawał skoro świat. Niemal poczuł pod palcami gładki, błyszczący blat biurka, przy którym pisał przemówienia. Usłyszał chrzęst klucza w zamku jednej z jego szuflad, cichy szmer, kiedy wysuwał ją z wgłębienia. W środku pióra wieczne, pióra zwykłe, pióra najszlachetniejszej maści używane do kaligrafii. Czy wciąż umiał pisać w wytworny sposób? Przywołał w pamięci notatki, jakie robił u Ryuzakiego. Ciapate, niegodne bazgroły, z których rozczytywał się chyba tylko on i detektyw.
Brudne, niegodne... Tak jak on cały. Czuł, że nie umiałby znów położyć się w tamtym łóżku, zasiąść do biurka, poszurać nogami po dywanie i rozkoszować się jego abstrakcyjnie przyjemną, szorstką fakturą. Był zupełnie inny, niż go pałac zapamiętał, i dla niego pałac stał się miejscem zupełnie innym. Nie musiał wchodzić do środka, aby czuć, że zmienili się dogłębnie.
Podszedł bardzo blisko bramy. Ryuzaki niechętnie poszedł za nim, rozglądając się czujnie. Strażnicy od razu zwrócili na nich wzrok, jednak nie mogli nic zrobić poza łypaniem podejrzliwie. W końcu nie łamali żadnego regulaminu.
- Nie przyciągajmy uwagi. - szepnął mimo to Ryuzaki, stając obok Lighta.
Książę nie odpowiedział, wpatrzony w pałac. Towarzysz zlustrował wzrokiem jego twarz, a następnie zamilkł. Złapał go jednak znów za nadgarstek, dłonią nie chłodniejszą od powietrza, które wydychane przez nich, zamieniało się w parę.
Książę czuł jednak wyraźnie jego chłodne palce. Były niczym kotwica, która trzymała go w świecie przed bramą. Niby mógł się wyrwać i spróbować przez nią przeskoczyć, znów stanąć na świętej ziemi, ale umysł nałożył na niego niewidzialne kajdany, których nie próbował zdjąć. Nawet jeśli mógł chcieć zrobić coś tak abstrakcyjnego, jak właśnie taka próba przedarcia się za mury, czuł, że od początku byłby na straconej pozycji, i to nie z powodu strażników.
- Kira. - Ryuzaki szturchnął go lekko w bok. Ustalili, że publicznie wciąż będą używać jego pseudonimu.
- Jeszcze tylko chwilę. - odparł, jednak kiedy znów został szturchnięty, zwrócił niecierpliwie wzrok we wskazanym kierunku.
Wtedy też zauważył skazę na murze. Otóż na jasnym piaskowcu ktoś wydrapał, prawdopodobnie kamieniem, znak. Znajomy okrąg, a w środku kreski i gwiazdy, przekleństwo ostatnich miesięcy, niemal diabelski symbol śniący im się po nocach. Książę poczuł, że to kolejna kotwica każąca zostać mu po tej stronie, zatrzymać się w świecie zwykłych śmiertelników. Złapał mężczyznę bezpośrednio za rękę i ścisnął ją, wypuszczając przy tym z siebie jeden dłuższy oddech.
Jeszcze może być częścią tego, co niekrólewskie. Chce tu na razie zostać. W końcu każda kotwica zostaje kiedyś wciągnięta, zarzucenie jej nie oznacza, że podróż się kończy. Na razie musi po prostu skończyć zwiedzać to miejsce, a później na pewno zarzuci ją gdzieś indziej. Osiądzie w pałacu, i będzie to końcowy port.
***
Dotarli do hotelu, w którym się na razie zatrzymali. Aby mieć pewność, że Light nie zostanie rozpoznany, planowali zmieniać miejsce pobytu. Wybierali lepsze hotele, gdzie obsługa zawsze pukała i odwracała wzrok, kiedy przechodziła obok. Nie było opcji, żeby gość poczuł się obserwowany. W tego typu miejscach często zatrzymywały się różne sławy, które musiały codziennie znosić wiele niepożądanych spojrzeń i płaciły za anonimowość, aby chociaż tam poczuć się zwyczajnie.
Mello, Near i Matt już dawno przybyli. Nie byli w żaden sposób rozpoznawalni, więc dowoli korzystali z dobrobytu. Obecnie przegrywali pieniądze, jakie dostali na wyjazd, wrzucając kolejne monety do automatu. Cała sztuka polegała na odbijaniu kulek różnymi przeszkodami w środku urządzenia, używając do tego dźwigienek i przycisków. Nawet Near, który zaledwie obserwował, wydawał się mieć ubaw z kulek, które czasem udało się ochronić przed wpadnięciem w dziurę u dołu automatu, a czasem zostawały tam stracone, tym samym ograniczając liczbę kuponów, jakie można było potem wymienić w sklepiku z nagrodami.
- Zbiórka. - ogłosił krótko Ryuzaki, zerkając przy tym na ekran, który pokazywał, ile jeszcze zostało do końca gry. - Przyjdźcie do naszego pokoju, kiedy skończycie.
Następnie udał się z księciem do wspomnianego pomieszczenia. Mieli wspólny pokój, gdzie Watari, który także z nimi pojechał, zdążył rozstawić sprzęt.
W niedługim czasie zjawili się pozostali członkowie agencji. Ryuzaki opowiedział im o znaku, jaki znaleźli pod pałacem i podzielił się swoimi odczuciami - sądził, że mógł trafić z tym, że morderstwa miały swój początek właśnie w tym kraju, i nie chodziło tylko o to, gdzie znaleziono pierwsze zwłoki.
Potem rozdał dyspozycje na najbliższe dwa dni, jakie mieli spędzić w tym miejscu. Nie mówił im o podejrzeniach i działaniach, jakie będzie podejmować w sprawie księcia.
- Nie wtajemniczysz ich w to? - zapytał Light, kiedy zostali sami.
- Będą mieli wystarczająco pracy ze śledztwem w sprawie morderstw. Twój przypadek jest dla mnie priorytetem, więc drugie śledztwo spadnie niemal w całości na ich barki. Niech poświęcą mu najwięcej uwagi. - usiadł na łóżku i wziął laptopa. - Spróbujemy podłączyć się pod komórkę Minoro. To pewnie stary model, a jego właściciel słabo zna się na zabezpieczeniach.
Nie było to dalekie od prawdy. Light podał mu wszystkie informacje, jakie miał o Minoro i jego telefonie, takie jak numer czy sieć, w której wykupił kartę. Miał w głowie potężną bibliotekę danych. Nie należał do ludzi, którzy jednym uchem wpuszczali, a drugim wypuszczali informacje. Wystarczyło, że kilka razy zadzwonił do mężczyzny, a ten parę razy poskarżył się na internet w swojej sieci, aby chłopak zapamiętał te informacje. Udało im się dostać do urządzenia, jednak nie znaleźli w nim nic przydatnego. Ryuzaki stwierdził, że wiedział, że tak będzie, jednak wyglądał na trochę rozczarowanego. Rozczarowanego i zdeterminowanego. Light lubił w nim upór, z jakim rozwiązywał sprawy. Porażki go podłamywały, jednocześnie sprawiając, że zaczynało mu bardziej zależeć. Szukał, główkował, szedł okrężną drogą, jeśli ta prosta prowadziła donikąd. Dla człowieka, który nie tolerował poddawania się i rezygnacji, taka cecha w drugiej osobie budziła duży szacunek.
- Myślę, że więcej dowiedzielibyśmy się z komputera... - stwierdził w zamyśleniu Ryuzaki.
- Ale? - zapytał Light, wiedząc, że gdyby można było się do takowego dostać, detektyw zapewne już by to zrobił.
- Ciężej będzie do niego wejść, a nie mamy gwarancji, że z wirtualnego poziomu wyciągniemy wszystko. Łatwiej tam zabezpieczyć dane. Najlepiej byłoby włamać się, mając go przed sobą.
- Co sugerujesz? - w sumie domyślał się, co Ryuzaki sugeruje, jednak chciał usłyszeć to z jego ust.
- Włamiemy się do jego domu. To nie tylko pewność, że znajdziemy wszystko, co trzyma w komputerze, ale też możliwość zdobycia innych nośników informacji.
- Jeśli cokolwiek zniknie, od razu się zorientuje, że nie umarłem, bo na razie zapewne żyje w takim założeniu.
- Nie zabierzemy sprzętu ze sobą, zabierzemy tylko dane. A jeśli już trafi się coś fizycznego, co weźmiemy ze sobą, zapewne uzna, że to zgubił. Jest stary, starzy ludzie często mają demencję, ogólnie są zapominalscy. Pewnie uzna, że odłożył to w inne miejsce niż zazwyczaj.
- Kiedy próbował mnie zamordować, nie wyglądał, jakby miał demencję. - prychnął, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Czy nie ryzykujesz za bardzo, za jedyny argument przyjmując dolegliwości starszego wieku, jakie może mieć lub też nie?
- Bycie detektywem to praca, w której przydaje się trochę rozsądku, trochę szczęścia i trochę naiwności. Ludzie z natury są przewidywalni, nawet wtedy, kiedy wydaje im się, że wymyślili coś nieprawdopodobnego.
- Nie byłeś taki optymistyczny, kiedy w Anglii nie umiałeś znaleźć tropu. Czy wtedy ludzie też byli przewidywalni? Jakim cudem wciąż szukamy sprawców tamtych zbrodni, skoro ich działania są wiadome?
- Czy ty próbujesz mi dopiec, Light? - zapytał, zamykając wieko laptopa.
- Sprowadzić cię na ziemię.
- Życie sprowadziło mnie na ziemię niemal na początku. - stwierdził szorstko, odkładając sprzęt na szafkę.
Light zauważył, że jest zestresowany. Znowu. Po przyjeździe do Tokio wydawał się chwilowo odprężyć, lecz jak widać nie na długo. Nie pomyślał, że Ryuzaki, nawet jeśli podejmuje głupie wybory, nie robi tego z przyjemności. Raczej miał lepsze rzeczy do roboty niż plądrowanie domu przyszłego króla, który w związku z tym na pewno ma ochronę, a po budynku będą się szwendać pokojówki, które uprzykrzą im pracę. Mimo to Light nie umiał mu zaufać, powiedzieć, że wierzy w jego wybory. Bo czy dotychczas przyniosły im sukces?
Słyszał o wielu sprawach, jakie Ryuzaki rozwiązał i był świadkiem drobnych dedukcji, które okazały się trafne. Detektyw wciąż pokazywał oznaki swojej wysokiej inteligencji, lecz czym była dokładna charakteryzacja humoru Lighta bądź zgadnięcie, jaka będzie pogoda po samym zapachu powietrza, w porównaniu z zagwozdką, z jaką żyli przez ostatni czas?
Do końca dnia atmosfera między nimi była dziwna. Nie odzywali się do siebie zbyt dużo, choć nie można było jasno stwierdzić, skąd taki stan rzeczy. Ryuzaki nie wydawał się śmiertelnie obrażony, a Light nie czuł się winny, bo i nie powiedział nic, co miało detektywa obrazić. Mimo to siedzieli w ciszy do późnej nocy, kiedy to Ryuzaki robił coś na laptopie, a Light zajmował się książką, którą udało mu się już w pełni przetłumaczyć. Porównywał obie wersje, poprawiał, wreszcie skupił się na samym sensie książki, zamiast na odnajdywaniu japońskich odpowiedników angielskich zwrotów.
''Był nad wszystkimi, niczym król, a przy tym wśród tłumu, też jak król, który będąc dobrym władcą, w dwóch istnieje światach'', przeczytał, po czym spojrzał na mężczyznę na łóżku obok. W jego oczach, szklących się z powodu zbyt długiego wpatrywanie się w ekran, zobaczył znajomą grę z kolorowymi kulkami. Dla jakich myśli tym razem był to ''podkład''?
- Wiesz, że przypomniała mi się pewna bajka?
- Mhm. - mruknął, nie odwracając wzroku od ekranu.
- Chcesz posłuchać? - Ryuzaki spojrzał na niego krótko, po czym w pełni skupił na nim uwagę. - Musisz podejść bliżej, jeśli chcesz dobrze słyszeć. Jest późno, więc nie chcę być za głośno.
Wydawał się wyczuć podstęp, a mimo to nie protestował. Wstał, a następnie usiadł na posłaniu Lighta, podciągając kolana pod brodę. Wtedy też książę zaczął swoją opowieść.
- Było sobie kiedyś malutkie państewko, w którym cała władza spoczywała na barkach króla. Kolejni władcy byli wybierani spośród wykształconego ludu na podstawie głosowania, w nadziei, że tym razem monarcha będzie żył dłużej. Na stanowisku ciążyła klątwa, przez którą każdy kolejny posiadacz korony szybko umierał. Z początku wszystko było w porządku, lecz później w szybkim tempie starzał się, a następnie, zniedołężniały i cierpiący, zamieniał się w proch. Aż pewnego dnia wybrano nowego króla i król ten zauważył, że młodnieje za każdym razem, kiedy ktoś powie do niego ''wasza wysokość''. To tytuł tej bajki, swoją drogą, ale kontynuujmy. Sądził on, że posiadł sposób na przełamanie klątwy. Zatrudnił w pałacu wiele osób, których jedynym zadaniem było zwracanie się do niego w ten sposób. ''Wasza wysokość'', wzdychały służące, nadworni błaźni, którzy zmienili profesję, a nawet kucharze, jeśli król poczuł, że zaczyna choć trochę podupadać na zdrowiu. W komnatach, w których się znajdował, zawsze rozbrzmiewały te dwa słowa. Słysząc je wiele razy dziennie, z jego twarzy zniknęły zmarszczki. Pomarszczone dłonie także się wygładziły. Odkrył, że nie potrzebuje już grubych okularów, ponieważ wzrok, który zepsuł, ślęcząc nad książkami, naprawił się, ale wyparowała wtedy również wiedza, którą z nich posiadł. - Light złapał Ryuzakiego za rękę i sprowadził do pozycji leżącej. Nakrył następnie kołdrą po szyję i kontynuował opowieść. - Nie dbał o kraj, w którym ludzie zaczęli przymierać głodem. Noworodki umierały przy narodzinach z powodu złego stanu zdrowia ich matek. Starsi ludzie odchodzili z tego świata, a przez brak osób, które mogłyby zająć ich miejsce, nie miał kto pracować na roli. Ludzie chcący się kształcić, przyszła inteligencja, zaczęła pracować w polu, aby zbierać plony, których i tak nie starczało dla wszystkich. Przez to w państwie zaczęło brakować lekarzy, a więc szerzyły się choroby, które zabierały kolejnych mieszkańców. Król się tym nie przejął, ponieważ był młody i zdrowy, nic mu nie dolegało, a cierpienie ludzi wokół nie dotykało jego serca. Podwładni zaczęli więcmówić o nim ''wasza wysokość'', jednak z nienawiścią, bólem i zawodem. Nawet wynajęci do tego nadworni słudzy, mimo że w ich ustach ''wasza wysokość'' brzmiało słodko, wewnętrznie nacechowane było złością. Król szybko zaczął podupadać na zdrowiu. Na jego dłoniach pojawiły się starcze plamy, wypadły mu wszystkie zęby, i oślepł przy tym całkowicie, a w ciągu zaledwie kilku dni obrócił się w proch jak jego poprzednicy. Wybrano więc nowego króla, a był to król, który stracił niemal całą rodzinę w wyniku głodu i chorób. Tak jak reszta pomagał na roli, lecz wieczorem, ostatkami sił, zanurzał się w książkach i myślał, dużo myślał nad losem państwa i zmianami, których ono wymaga. Wiedział, że jego poprzednik zaczął młodnieć, słuchając słów ''wasza wysokość'', lecz nie miało to dla niego znaczenia. Przez pracę nabawił się poważnych problemów z kręgosłupem, tak jak poprzedni król cierpiał także na poważną wadę wzroku i w wyniku braku ostrożności przy zbiorach stracił kilka palców, jednak w pierwszej kolejności zajął się wszystkimi problemami, jakie mieli jego poddani. Zadbał o odpowiednie wykształcenie ludzi, tak aby kraj zyskał lekarzy, prawników i urzędników. Później dofinansował gospodarstwa rolne i zadbał o kobiety, aby mogły w spokoju i trosce zachodzić w ciążę i rodzić dzieci. Kiedy tylko zmiany zaczęły poprawiać jakość życia obywateli, całe państwo rozbrzmiewało pełnymi miłości słowami ''wasza wysokość''. Zwracali się tak do niego słudzy, mówili tak o nim obywatele między sobą, niemal płacząc ze szczęścia i wdzięczności. Nim król się spostrzegł, jego kręgosłup był sprawny jak za młodu, wzrok stał się niemal jastrzębi, a którejś nocy nawet odrosły mu palce. Był władcą, który pojął istotę klątwy, jaka ciążyła na tym stanowisku, a w rzeczywistości była ona błogosławieństwem dla tych, którzy naprawdę nadawali się do tej roli. Rządził krajem przez wiele stuleci, a kiedy jego syn urodził się i dorósł, przekazał koronę właśnie jemu, a sam zestarzał się w zaledwie kilka sekund i obrócił w pył, odchodząc ze świadomością, że należycie wypełnił swoje zadanie.
Skończył, zerkając na Ryuzakiego, który, co mocno go rozbawiło, wydawał się przysypiać. Zapewne w Wammy's nikt nie opowiadał mu bajek, a kto ich nie lubi. Sam uwielbiał te rzadkie momenty, kiedy rodzice opowiadali mu coś przed snem. Tę konkretną bajkę usłyszał pewnego wieczoru od ojca. On naprawdę nieczęsto spędzał z nim czas w ten sposób.
Mówił, że to historia, którą usłyszał od dziadka, a więc możliwe, że przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jakby się nad tym zastanowić, Light nie dziedziczył jedynie korony, a niezwykle wiele takich drobiazgów, jak chociażby wspomniana bajka. W gruncie rzeczy każdy ma takie dziedzictwo, nawet jeśli nie zdaje sobie z niego sprawy.
- Brzmi jak bajka, która miała prać ci mózg od małego. - stwierdził bezdusznie, przez co Light miał ochotę ukręcić mu łeb, ale w opozycji objął go ramieniem i przysunął bliżej. W porę, bo łóżko było tak wąskie, że Ryuzaki leżał na krawędzi.
- Może poniekąd tak było. Bardzo chciałem być jak król z opowieści. Dobrze pojąłem zasadę, że jeśli mam długo rządzić, muszę zadbać o to, aby ludzie naprawdę mnie lubili. W sumie dalej chcę nim być. Dużo myślę o Japonii, jej dobru i rzeczach, które można zmienić. Chciałbym kiedyś zrealizować te plany i zostać władcą, który będzie żył w pamięci ludzi jeszcze wiele stuleci jako ten, który zmienił życie Japończyków na lepsze. Żeby tego dokonać, potrzebuję ciebie. - wplótł palce w jego włosy i przeczesał je powoli. - Ufam ci, Ryuzaki, choć dziś tego nie pokazałem. Wciąż nie uważam, aby twój pomysł był dobry, ale masz więcej doświadczenia. Prowadzenie śledztw to twoja praca i pomogę ci, tak jak obiecałem. Jedyne, o co cię proszę, to abyś dobrze wszystko przemyślał i zaplanował. Jeśli mi to obiecasz, ślepo za tobą pójdę.
- Przecież zawsze to robię. Nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo. - powiedział spokojnie, jak zawsze leżąc sztywno, ale zostając przy nim. - Ja też ci pomogę, Light. Zostaniesz dobrym królem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top