32.

- Lysander? Nie, skąd!- zaprotestowałam.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego.- Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobiła. Szanuję i cenię sobie prywatność.
- Przepraszam.. ta sytuacja wyglądała dwuznacznie.- rozchmurzył się trochę. Odebrał ode mnie zeszyt.- Gdy Amber ci go oddała, myślałem, że sama do niego zajrzysz. Twoja twarz umiejętnie skrywa ciekawość.
- Zaraz.. Czyli ty to wszystko widziałeś, a mino to tu nie przyszedłeś?
- To nie tak. Rozmawiałem z dyrektorką przy drzwiach do szkoły, ale wszystko widziałem.
- Rozumiem..- pokiwałam głową.- Nie jesteś zły?
- Na Amber? Po jej minie wnioskuję, że to ona jest zła na siebie, za to, że nie znalazła nic żenującego o mnie. Może myślała, że piszę pamiętnik?- wzruszył ramionami.- Wracając, już mogę iść z wami do Kastiela.
- Pójdziemy po lekcjach, dobrze? Za chwilę jest dzwonek.- przypomniałam.
Poszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsca w ławkach.
[timeskip]
Po lekcji matematyki wyszłam z sali jako pierwsza, by zgarnąć wszystkich w jedno miejsce.
- To Iris nie żartowała?- spytała Melania, wyraźnie zaskoczona.- Naprawdę chcecie zrobić koncert?
Zignorowałam ją, i zaczepiłam Kastiela, który wyszedł z klasy jako ostatni.
- O Jezu.- przewrócił oczami, widząc nas.- Co to za kółko różańcowe?
- Iris- szepnęłam do rudowłosej, która stała obok.- Idź z nim porozmawiać, co? Ciebie i Lyśka lubi najbardziej.
- Kastiel, my naprawdę na ciebie liczymy.- powiedziała.
- I potrzebujesz całej bandy, żeby o tym ze mną pogadać?- spojrzał na nas podejrzliwie.
- Ach, Kastiel, nie daj się prosić.- zaśmiała się Iris.- Wszyscy wiemy, że wymiatasz na gitarze! Poza tym, masz szansę zapunktować tym u dyrektorki!
- Może i mógłbym wziąć w tym udział..- przerwał na chwilę.- Ale i tak mam zepsuty wzmacniacz, a bez niego to jak bez ręki. I aktualnie nie mam na niego kasy.
- Czyli... Jeśli kupimy ci wzmacniacz to zagrasz?- zabłyszczały mi oczy z podekscytowania.
- Taa.
- Super!- roześmiałam się.- Dziękuję!
- Macie tu 100$ na wzmacniacz. Więcej, jak mówiłem, nie mam.- powiedział Kastiel.
- Okej. Wzmacniacz będziesz miał na jutro.- powiedziałam szczęśliwa.
Kastiel pokręcił głową z zażenowaniem i odszedł w swoją stronę.
- Czy ktoś dorzuci się na wzmacniacz dla niego?- spytałam.- To może być drogie, sama nie mogę pokryć kosztów.
- Jasne.- Rozalia otworzyła portmonetkę.- Mam dziesięć... nie, zaraz, piętnaście dolarów. Wystarczy? Przepraszam, nie mam więcej...
- Powinno wystarczyć, jeśli każdy się złoży..- rzuciła Melania, dodając do pieniędzy Rozy swoje 13$.
Każdy dorzucił mniej więcej tyle samo, i mieliśmy właśnie 200$.
- Kurczę, mam nadzieję, że to wystarczy.- powiedziała cicho Melania.
- Ja też.- przyznałam.- Tak w ogóle, to nie mam pojęcia, gdzie to jest. Ktoś, coś?
Rozejrzałam się po grupie, ale każdy pokręcił głową.
- Chodzę tam czasem z Kastielem, ale zawsze to on prowadzi.- oznajmił Lysander.- Sam tam nie trafię.
- Kurczę. To.. wygląda na to..- wyjęłam telefon z torebki i włączyłam mapy.- Że dojadę tam na GPS.
Armin się zaśmiał.
- Jeśli chcesz, ja mogę z tobą pojechać..- zaproponował i uśmiechnął się do mnie. Zarumieniłam się lekko.
- Jasne, czemu nie. Mam tylko nadzieję, że masz lepszą orientację niż ja.
- W porządku, to wy kupicie wzmacniacz, a.. co z trzecią osobą do zespołu?- spytała Iris.
- O matko, kompletnie zapomniałam!- walnęłam się w czoło.
- Mogę spytać się kumpla, który gra w zespole, czy nie chciałby z nami zagrać, ale w to wątpię. Mimo wszystko, zadzwonię do niego dzisiaj.- oznajmił Lysander.
- To w drogę, Armin!- zdecydowałam.- Moi rodzice za godzinę będą w domu, muszę się pospieszyć!
Chłopak posłusznie wyszedł za mną. Gdy tylko oddaliliśmy się od wszystkich, złapał mnie za rękę i objął w pasie.
- Na pewno tam trafimy?- zaśmiał się.
- Raczej tak.- odparłam.- Od czegoś w końcu wujek google jest.
- W porządku.
Z pomocą nawigacji dojechaliśmy tam w niecałą godzinę.
- I jesteśmy.- oznajmiłam, stojąc przed wejściem do sklepu. Patrzyłam na witrynę, gdzie wystawione były różne instrumenty, których ceny wykraczały poza cały mój budżet na następny rok. Serio.
- Czekasz, aż otworzę ci drzwi, czy co?- uśmiechnął się zadziornie, i otworzył przede mną drzwi.
- Pff, głuptasie! Zagapiłam się. To wszystko.
Weszłam do sklepu. Był ogromny, miał dwa piętra i był prawie pusty pod względem istot żywych. Za kasą jedynie siedziała jakaś zmęczona życiem pani.
- Zwiedzamy?- spytał rozbawiony Armin.
- Nie, nie mam czasu, rodzice będę niedługo w domu.- odparłam.
Podeszłam do kasy.
- Przepraszam?- pani spojrzała na mnie sennie.- Szukam wzmacniacza do gitary elektrycznej. Kompletnie się na tym nie znam, więc gdyby pani mogła nam polecić modele tak do 250$..
Pani kiwnęła głową, wstała i zaczęła nas prowadzić wgłąb sklepu.
- Ej, masz tylko 200$.- szepnął do mnie Armin.
- Tak, ale jestem w stanie dołożyć do tego 50 dolców, które mam przy sobie dodatkowo.
- Woah, widzę, że serio się poświęcasz.
- Taa, wiesz..- odgarnęłam lekko włosy z twarzy.- Ktoś musi się poświecić.
- Ten jest chyba najlepszy z tych, które posiadamy.- odezwała się w końcu pani, prezentując nam wzmacniacz.- Jest bardzo głośny, wysokiej jakości, no i gwarancja obejmuję dwa lata!
- Ile kosztuje?- zainteresował się Armin.
- Dwieście dwadzieścia pięć.- oznajmiła.- Ale mogę zejść z ceny o jakieś... 5$?
- Może być.- powiedziałam do chłopaka. Wyjęłam gotówkę od klasy i jeszcze swoje pięćdziesiąt.
- Schowaj tę 50$.- powiedział Armin.
- Przestań...- mruknęłam.
- Nie, nie pozwolę ci płacić samej w moim towarzystwie.- mrugnął do mnie.
- Uhh, no proszę cię, przecież to mój pomysł! Nie możesz zapłacić za mnie.
- Właśnie tak zrobię.
- Kiedy się skończycie kłócić o pieniądze, dajcie znać.- mruknęła babka z kasy.
Armin wykorzystał sytuację i położył swoje dwadzieścia dolarów na ladzie, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Pff.
Wzięłam wzmacniacz i paragon za niego.
Zaczęliśmy wracać autobusem, wysiedliśmy koło szkoły.
- Chcesz iść jeszcze na ciastko?- spytał mnie.
- Nie, raczej nie. Rodzice powinni już być w domu.- powiedziałam patrząc na zegarek.
- Dobra, to cię odprowadzę.- zaproponował.
Jęknęłam.
- Oj, Armin, jesteś cudowny, ale jeśli rodzice mnie z tobą zobaczą..- poczochrałam mu włosy.- Myślę, że następnego dnia ty byłbyś bez ręki, a ja bezdomna.
- Hm.. skoro mówisz.- westchnął, i mnie pocałował.
Objęłam go rękami za szyją i oddałam się chwili, nawet jeśli to było na przystanku przy szkole. W tej chwili to nie było ważne.
Oderwaliśmy się od siebie, a ja go jeszcze raz przytuliłam.
- Hej, przecież to nie koniec świata, tak?- zaśmiał się.- Jutro znów się zobaczymy.
- Tak, ale..- założyłam kosmyk włosów za ucho.- Teraz już nic nie będzie takie samo.. Nie będziemy się mogli tak często spotykać.
- Uh, rozumiem..- Armin też nie wyglądał, jakby się cieszył z tego powodu.
- To.. chyba w takim razie, do zobaczenia?
- Na razie..- powiedziałam smutno, odwróciłam się i odeszłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top