14.

Zostały cztery dni do moich urodzin.! Tylko o tym myślę, od kiedy wróciłam do domu po lekcjach. Pięć! Dni! Już mam wstępną listę osób, które zaproszę:
Rozalia
Iris
Lysander
Armin
Alexy
Melania
Violetta
Kim
Nataniel
Kastiel (może)
Nad tą głupią rudą małpą zastanowię się jeszcze 183737181 razy. Laeti poinformowała mnie wcześniej że akurat w moje urodziny jedzie odwiedzić rodzinę, więc jej nie będzie.
Peggy zabronię komukolwiek wspominać o imprezie, nie chcę jej, nie dogadujemy się. Tak samo Klementyna.
Postanowiłam zadzwonić do mamy, w końcu nie widziałam rodziców już od kilku dni.
- Halo?
- Mamo! Hej!- zawołałam.
- Laura? Cześć, skarbie. Co u ciebie słychać?
- Wszystko dobrze. Dzwonię tylko, żeby powiedzieć, że jeszcze nie wysadziłam mieszkania.
Mama po drugiej stronie telefonu zaśmiała się.
- Słyszałeś, Filipie? Laura nie wysadziła nam jeszcze chaty- zawołała do mojego taty, który też się odezwał.
- Naprawdę? Spodziewałem się zdjęć ruin..
- Haha, no dobra, ale może trochę więcej zaufania? - wybuchłam śmiechem. - Wiecie co? Tęsknie za wami..
- Oj, słonko, my za tobą też..- łagodny głos mamy sprawił, że wyprostowałam plecy i się ogarnęłam.
- Będziemy lecieć- odezwał się tata- za chwilę idziemy do restauracji. Do usłyszenia, córuś!
- Pa!
Rozłączyłam się i opadłam na łóżko. Westchnęłam. Fajnie jest mieć tyle luzu, ale jednak..
Związałam włosy niedbale w koka.
- Trzeba się ruszyć..- powiedziałam sama do siebie. Wyszłam z mieszkania i zamknęłam je na klucz. Zeszłam piętro niżej i zapukałam do drzwi mojej sąsiadki. Drzwi się uchyliły, w drzwiach stała pani Moon. Uśmiechnięta jak zawsze.
- Cześć, kochanie!- zaświergotała i dosłownie wciągnęła mnie do środka mieszkania.
- D-dzień dobry- powiedziałam, masując rękę, w którą się uderzyłam.
- Nie przeszkadza ci wyprowadzanie Azorka w tygodniu? Wiesz, ja już nie mam siły na bieganie za nim, kości nie te same..- zaczęła staruszka.
- Nie, oczywiście że nie przeszkadza.- zapewniłam, głaszcząc kundelkopodobne małe coś. Uwielbiam je.
- Dobrze, więc tu masz smycz..- widząc, że już się podnoszę z zamiarem wyjścia dodała szybko- Poczekaj, słonko! Skusisz się może na ciasteczko? Sama piekłam..
Wzięłam jedno, podziękowałam, i wyszłam z Azorkiem na smyczy.
Wyszliśmy z bloku i skierowałam się do parku, mogę tam siedzieć godzinami.
Odpięłam Azorka dając mu się wybiegać, sama usiadłam na ławce.
Nagle przerażona zobaczyłam, że w stronę małego Azorka biegnie ogromna ciemna masa. Zanim zdążyłam pomyśleć, pobiegłam do kundelka, złapałam go, i już miałam uciekać, gdy..
Ta wielka bestia rzuciła się na mnie i mnie przewróciła.
- Demon!- usłyszałam znajomy głos.. Kastiela.- Złaź z niej, ty wielka..
Demon przygniatał mnie i lizał mnie po twarzy. Azorek wił się koszmarnie, w końcu go wypuściłam, ale nie mogłam zrzucić z siebie ogromnego psa. Musiał podejść Kastiel i odciągnąć go ode mnie siłą.
- Nic ci nie jest?- spytał Kastiel pomagając mi wstać.
- Ech, zdarłam tylko kolano, poza tym w porządku.
- To dobrze. Lepiej zabierz stąd tego kundla. Nie chcę być odpowiedzialny za jakiś wypadek..
- No, już zdażył się wypadek, ale nie widzę, byś czuł się za to odpowiedzialny- spojrzałam na niego z rozbawieniem i powagą jednocześnie.
- Hej! Jestem bardzo poruszony, głęboko, w środku.
- Tia..- przewróciłam oczami i westchnęłam. Przypatrywałam się psom bawiącym się razem. Urocze są. Nagle usłyszałam szczekanie kolejnego psa.
- Kiki.. Ki..ki- biegła za psem starsza kobieta. A nie, chwila..
- Patrz, to dyrektorka!- zaśmiał się Kastiel. Faktycznie wyglądała komicznie biegając za swoim kundelkiem. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę aż w końcu wstałam i zapięłam Azorkowi smycz.
- Narka, płaska desko.- roześmiał się Kastiel.
- Do jutra, ruda małpo.- mruknęłam.
Wyszłam z parku. Gdy byłam tu ostatnim razem spotkałam Armina. W sumie, to wpadł na mnie, ale dobra. Chciałabym go jeszcze raz spotkać.. w szkole gadaliśmy niewiele, a on mnie zainteresował. Lubimy te same gry, choć nie jestem aż tak uzależniona jak on. Jest bardzo przystojny, to trzeba mu przyznać. Jest też miły.
Z rozmyśleń wyrwał mnie hałas miasta. Jakieś auto zatrąbiło kilka metrów ode mnie, na co podskoczyłam gwałtownie.
Wróciłam szybko do bloku. Oddałam sąsiadce psa (zaprosiła mnie na ciasteczko, ale grzecznie odmówiłam).
Weszłam do mieszkania i opadłam na kanapę. Nie chce mi się NIC. Wzięłam piżamę i poszłam się przebrać. Zasnęłam oglądając ulubiony serial (the walking dead).
(...)
Obudziłam się wcześnie, także miałam czasu na wszystko. Na spokojnie poszłam się umyć, ubrać i lekko pomalować, zdązyłam nawet spokojnie zjeść śniadanie przy telewizji.
Wow, takie spokojne ranki zdarzają się dość rzadko.
Wyszłam do szkoły uśmiechnięta, przy wejściu spotykają mojego ulubionego przyjaciela, Kastiela.
- Hej, Laura.. Mam do ciebie kilka pytań.
- No, słucham- spojrzałam na niego z politowaniem.
- Czy gdybyś nie miała rąk, kupowałabyś sobie rękawiczki?- spytał bardzo poważnie.
- Nie.
- A gdybyś nie miała nóg, kupowałabyś sobie buty?
- Nie- odparłam, nie wiedząc, do czego prowadzi ta rozmowa.
- TO CZEMU, DO CHOLERY, NOSISZ STANIK?- wykrzyczał i ryknął śmiechem. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się. Poszłam sobie, rzucają ciche: Co za debil.
Wrzałam ze złości, i natychmiast w myślach usunęłam go z listy gości na urodzinach.
Byłam tak wkurzona i pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyłam jak wpadłam na kogoś.
- Hej, wiem, że jestem przystojny i w ogóle, ale nie musisz na mnie lecieć- roześmiał się Alexy i poczochrał mnie po głowie.
- J-ja.. przepraszam.
- Woah, jesteś cała czerwona! Coś się stało?
Zaczęłam wpatrywać się w swoje buty.
- Nie, wszystko gra.
- Na pewno?
- Tak- westchnęłam.- O, Alexy! Prawie bym zapomniała!
- Hm?
- Zapraszam cię na moje urodziny!- krzyknęłam radośnie.
- Och, super! Kiedy organizujesz?- spytał energicznie.
- Hm, za 3 dni, ale wszystko prześlę ci sms, okay?
- Jasne.
Teraz muszę wszystkich zaprosić. To będzie problematyczne.
Nagle rozległ się dzwonek i musiałam wrócić pod klasę. Westchnęłam.
Na lekcji nie mogłam się skupić. Cały czas rozmawiałam z Rozalią.
- Hm.. trzeba ci będzie wybrać kilka ciuchów..- powiedziała przyjaciółka.
- Moje ubrania są w porządku..
- Spokojnie! Pamiętasz naszą małą kłótnię?
- Taak, przecież to było wczoraj..- zaczęłam, nic nie rozumiejąc.
- No, jeszcze nie zdążyliśmy ci podziękować, tak oficjalnie, wiesz! Dlatego razem z Leo postanowiliśmy podarować ci strój na twoją imprezę!
Spojrzałam na uśmiechniętą od ucha do ucha Rozę.
- Hmm. To był twój pomysł, zgadza się?
Rozalia przytaknęła.
- I Leo jeszcze nic nie wie, prawda?
- Tu mnie masz- roześmiała się.- Ale po tym, co dla nas zrobiłaś na pewno mi nie odmówi. Tak naprawdę, to zastanawialiśmy się, jak ci podziękować już wczoraj.- wzięła głęboki oddech- Ale, skoro zaprosiłaś mnie na swoje urodziny, stwierdziłam, że to idealny pretekst.
Siedziałyśmy chwilę w ciszy. Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Postanowiłam przerwać milczenie.
- Ech, ja nie mogę przyjąć od was tego stroju- powiedziałam twardo.- Przecież, znając cię, będzie kosztował więcej, niż sama mam.
- Zapomniałaś chyba, że Leo ma swój butik.
- Tak, ale tu nie o to chodzi..
- Nie podobają ci się ubrania z jego sklepu?- zasmuciła się Rozalia.
- Nie! Absolutnie nie o to chodzi! Po prostu nie chcę pasożytem!- roześmiałam się.- Poza tym, nie robiłam tego byście się odwdzięczali!
Rozalia spojrzała na mnie z głupią miną.
- Kiedy masz czas?- spytała mnie.
- Ech, jutro. Widzę, że nie ma co z tobą dyskutować- westchnęłam.
- No widzisz- wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. - Dobra, a teraz gadaj. Jest jakiś SPECJALNY ktoś na twojej urodzinowej liście?
- J-ja..ech..
W sumie nie wiedziałam, co dodać. Sama nie jestem przecież pewna.
- No, już. Gadaj!- Rozalia uniosła brwi i spojrzała na mnie tym swoim wzrokiem „i tak się dowiem".
- No.. nikt?- powiedziałam wymijająco.
- Ach tak? Ale przecież musi ktoś być..
- Ee..
Uratował mnie dzwonek na przerwę. Wybiegłam z sali czując na sobie niezadowolony wzrok Rozalii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top