7.Wybrany przez Boga
W nocy, dzień po oświadczeniu detektywa, które miało w teorii wesprzeć księcia, a w praktyce doprowadziło go niemal do rozpaczy, Light postanowił pomyszkować w mieszkaniu swojego wybawcy. Było nietypowe, to wiedział na pewno. Szukał jednak czegoś, co naprowadziłoby go na to, kim naprawdę jest Ryuzaki. Nie zdradził o sobie zbyt wielu informacji, był złożonym człowiekiem i jeśli tak dobrym śledczym jak twierdził, musiał mieć w domu ślady po rozwiązanych wcześniej sprawach. Dla dziedzica kariera gospodarza była najważniejsza. Chciał bliżej poznać zagrożenie. W tym celu najpierw ostrożnie przeszukał szafki w pokoju, jaki został mu przydzielony na czas jego pobytu, lecz nie znalazł w nich nic ciekawego. Chociaż trafniej będzie powiedzieć, że znajdowało się w nich dużo nietypowych i niepasujących do siebie przedmiotów, lecz nic, co by mu pomogło. Szukał więc dalej, jako następny punkt obierając łazienkę. Ponownie przejrzał kartki na szybie, przeczytał etykiety kosmetyków stojących na brzegu wanny i przejechał palcami po kafelkach o wypukłej strukturze, która przypominała wzór, jaki morze tłoczy na piasku, rozbijając się o brzeg. Tam również nic nie znalazł.
Przekonany, że o trzeciej w nocy detektyw śpi, udał się do salonu. Jakie było jego zdziwienie, wręcz miniaturowy zawał, kiedy zapalił światło i ujrzał siedzącego na wersalce Ryuzakiego. Mężczyzna przyjął swoją ulubioną, zabójczą dla kręgosłupa pozę, i zaledwie przy świecy przyglądał się papierom. Gdy rozbłysło światło, zmrużył oczy i przetarł je, a następnie spojrzał na swojego gościa. Zrobił to z wyrzutem, jakby zapalenie żarówki miało być równe zamachowi na jego życie.
- Dlaczego nie śpisz, Kira? - zapytał, wyjmując spod kartek pewne zdjęcie. Nie przejął się tym, że kilka papierów spadło przy tym na podłogę.
- Mógłbym zapytać o to samo. - zdjął rękę z serca, na którym automatycznie położył dłoń, kiedy ze strachu zwiększyło tempo. - Co robisz? I to jeszcze przy zgaszonym świetle? Chcesz oślepnąć?
- Przy moim stylu życia umrę, zanim zdążę oślepnąć. Jeśli chodzi o to, co robię... Pracuję. Niektórzy muszą to robić.
- Nie moja wina, że nie mam jak pracować.
- Czy powiedziałem, że akurat ty miałbyś to robić? - zapytał znużonym tonem.
Light nie mógł wyjść z podziwu ile już razy mężczyzna robił mu podobne przytyki, nie uśmiechając się przy tym cwanie i nie pokazując emocji. Zawsze obrażał go tym samym przygaszonym głosem i obrzucał zamyślonym spojrzeniem, jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z uszczypliwości swoich zaczepek, które wplatał tak, jakby nimi nie były.
- Chodź, pomożesz mi. - dodał po chwili, widząc że Light krzyżuje ręce na piersi i gotów jest wrócić do siebie. - Chodź, nie ociągaj się. Ile masz wzrostu i jaki rozmiar dłoni?
- Tego też nie pamiętam.
- Naprawdę? Nawet wzrostu?
- Nawet wzrostu.
Detektyw w odpowiedzi udał się po centymetr krawiecki i dokonał pomiarów. Jak się okazało, książę był o dwa centymetry niższy od niego.
- Niemożliwe! - stwierdził, przyglądając się Ryuzakiemu. - Nawet teraz jestem od ciebie wyższy...
Drogą szybkiej dedukcji doszedł wniosku, że przyczyną wzrostu Ryuzakiego jest jego garbienie się. Zachęcał nawet mężczyznę aby ten się wyprostował, żeby w praktyce sprawdzić różnicę, lecz Ryuzaki się do tego nie garnął. Wydawał się go zupełnie zignorować, mimo wszystko po raz drugi dokonując pomiaru wzrostu, a potem przechodząc do dłoni. Wreszcie Yagami dowiedział się, w jakim celu został zmierzony.
- Odegramy krótką scenkę, potrzebuję tego do śledztwa. Mam szczęście, wymiarowo niemal idealnie pasujesz do sprawcy.
- Co mam zrobić?
- Uderz mnie.
- Uderzyć cię?
- Tak, w policzek. Tylko lekko, chociaż podejrzewam, że i tak nie masz zbyt wiele siły.
Light po tej docince czuł wielką ochotę aby użyć całej siły jaką miał, lecz finalnie posłuchał polecenia i zrobił to lekko, choć i tak mocniej niż powinien. Detektyw wydawał się tego jednak nie zauważyć. Pokiwał sam do siebie głową, a następnie zanotował coś na jednej z kartek, księciu wydawało się, że na losowym dokumencie. Normalnie zapytałby, czy Ryuzaki później odnajdzie potrzebne informacje, lecz zdołał już zauważyć, że mężczyźnie raczej nie przeszkadza rozgardiasz. Zręcznie poruszał się w nieładzie.
Wtem wzrok Lighta padł na stojący przy ścianie telewizor. Spory ekran był czarny jak panująca na dworze noc. Detektyw nie wydawał się kimś, kto lubi oglądać telewizję i lepiej, żeby jej nie oglądał, szczególnie wiadomości, w których zapewne trąbią o zaginięciu następcy, nawet w brytyjskich programach.
Light postanowił zapytać o przedmiot.
- Jaki jest twój ulubiony program?
- Hm? - mruknął mężczyzna, niezbyt zwracając na niego uwagę. Wykorzystał go do tego, na czym mu zależało, i więcej go już nie interesowało.
- Jaki jest twój ulubiony program. W telewizji. W końcu masz telewizor.
- Nie mam ulubionego programu. Niezbyt oglądam telewizję, w sumie jest odłączony od prądu. Mello mi kiedyś kupił, żebym czasem oglądał wiadomości, ale raczej nie korzystam. - przerzucił znów dokumenty, przez co kolejne zsunęły się z blatu. Light, pedant z natury, schylił się, pozbierał je i ułożył ponownie na ławie w równym stosie.
- Kim jest Mello?
- Pracuje razem ze mną. Tak jak Near i Matt. Założyłem agencję detektywistyczną i pracujemy w niej we czterech. Są tylko trochę starsi od ciebie, więc pewnie się dogadacie. - przygryzł końcówkę długopisu, przesuwając kartki, przez co idealny stosik znów runął na ziemię. Książę odetchnął głęboko, aby tego nie skomentować. - Chodzę tam codziennie, na jakieś sześć, osiem godzin. Zależy, ile jest pracy.
- Jakimi sprawami się zajmujecie?
- W agencji? Tymi mniejszymi. Te poważne dostaję od policji, ale tak duży kaliber zdarza się rzadko, a na co dzień trzeba z czegoś żyć. Ludzie przychodzą do nas, aby dowiedzieć się kim jest złodziej który obrabował im piwnicę, kto podtruł im kota, czy żona nie zdradza, a mąż nie ma jakichś potajemnych dzieci, bo według niej z konta znika zbyt dużo pieniędzy.
- Nie brzmi to zbyt ambitnie.
- Bo nie jest ambitne. Ale kiedy chcesz robić coś wielkiego, kiedy masz w sobie powołanie i chęć do zajmowania się czymś niesamowitym, po czasie musisz pogodzić się z faktem, że nigdy nie będziesz żył tylko tym. Urodziliśmy się w czasach, w których wielkie rzeczy zeszły na dalszy plan, gdy ciężko zajmować się tylko tym, co kochamy, bez względu na to, jak wiele wysiłku w to włożymy. Najlepiej wiedzą o tym artyści, którzy klepią biedę, zmieniają swoją twórczość pod społeczeństwo lub żyją w świecie twórczym i jednocześnie całkowicie szarym, łącząc pasję i zwyczajną pracę, aby przeżyć. - pierwszy raz od początku uraczył Lighta rozbudowaną wypowiedzią. Składał ją wolno i bez emocji, lecz miała sporo sensu. Wyglądała jak strzępek z wielu podobnych rozważań, jakie toczyły się w jego głowie. - Bycie kimś innym niż większość ludzi jest niesamowitym, ale trudnym zadaniem, Kira. Zawsze pełnym wątpliwości. Nie uważasz?
Light nie był artystą. Nie pisał książek, nie malował obrazów, ani nie komponował muzyki. Mimo to czuł się jak artysta, człowiek wybrany przez Boga spośród tysięcy. Nie tylko miał pochodzenie, ale i predyspozycje do bycia królem. Faktycznie napotkał w życiu wiele trudów, lecz znosił je z godnością, uznając za część drogi. Podczas gdy bliscy chłopcy z jego otoczenia narzekali na nawał obowiązków i dyscyplinę, on poświęcał całego siebie na rzecz dobrego wychowania. Czy miał wątpliwości? Nigdy. Od zawsze wiedział, że był we właściwym miejscu.
- Zapewne. - odparł, mimo że sądził zupełnie inaczej. Można być kimś wielkim i przy tym pewnym swoich wyborów, swojego życia. Najwyraźniej był wybrany w jeszcze inny, lepszy sposób. - Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem nikim szczególnym. Ty czujesz wątpliwości?
- Zawsze i wszędzie. Nie czuje ich tylko ten, kto nigdy nie musiał podejmować trudnych wyborów. Kiedy zaczniesz naprawdę decydować o swoim życiu, już zawsze będziesz miał z tyłu głowy myśl, czy postąpiłeś słusznie. To jeszcze przed tobą, jesteś młody. - podniósł jeden z dokumentów i podsunął mu. - Widzisz?
Light spojrzał na kartkę i lekko zmarszczył brwi.
- Menu włoskiej restauracji? Tak, widzę.
- W takim razie jaką masz wadę? Połówki? Ćwiartki? - zapytał, wpatrując się w niego spokojnie. Light poczuł nieprzyjemne ciepło rozchodzące się po kręgosłupie, kiedy doszło do niego, że zapomniał o okularach. Nie miał jeszcze nawyku zakładania ich, lecz zrobiłby to, gdyby nie sądził, że Ryuzaki śpi.
- Nie pamiętam, ale małą. Widzę bez nich.
- Wiem. Gdybyś nie widział, pierwszą rzeczą, którą robiłbyś po wstaniu, byłoby założenie ich.
Książę stał się w tym momencie bardzo podejrzliwy. Nie wiedział jakim cudem oczy, które zazwyczaj miały puste spojrzenie, wyłapywały tyle szczegółów. Z początku sądził, że mężczyzna się wywyższa, lecz każda chwila spędzona z Ryuzakim uświadamiała mu, że to detektyw z prawdziwego zdarzenia. Ile się już o nim dowiedział? Ile zdobył informacji, którymi się z nim nie podzielił?
- Jesteś naprawdę bystry, Ryuzaki. - rzekł cierpko Light, obrzucając niechętnym spojrzeniem swojego gospodarza, który tymczasem znów miał go w głębokim poważaniu.
- Gdybym nie był, nie byłbym też detektywem. Ta praca wymaga trochę sprytu.
- W takim razie na pewno szybko rozwiążesz moją sprawę.
- Nie martw się, jest ona dla mnie priorytetem. Raz-dwa znajdę rozwiązanie. Na pewno cieszysz się na myśl, że dowiesz się, co się stało, prawda? - posłał mu wyzywające spojrzenie.
Light utrzymał z nim kontakt wzrokowy, czując, że to nie tylko walka na spojrzenia. Ryuzaki wprost zarzucał mu kłamstwo. Nie musiał mówić tego dosłownie, aby książę zrozumiał oczywiste oświadczenie - nie wierzę ci.
W relacji, która z pozoru wydawała się czysta, niezmącona jeszcze nieporozumieniami, trudami wspólnego mieszkania i znajomością wad tej drugiej osoby, już teraz wkradła się podejrzliwość. Stanęli do niewidzialnej wojny o to, komu uda się spełnić swój cel - czy Light utrzyma się na powierzchni swojego kłamstwa, a Ryuzaki dostąpi satysfakcji związanej z rozwiązaniem sprawy. Obaj walczyli o dużą stawkę.
- Nie mogę się doczekać, Ryuzaki.
- Tak też sądziłem. A teraz przynieś mi z kuchni ciasto. Nie musisz kroić, wystarczy, że weźmiesz widelec.
- Proszę? - odparł, chcąc, aby detektyw przekształcił polecenie w prośbę.
- Ciasto z kuchni. I widelec. - powtórzył, uznając, że o to chodziło. Pogonił przy tym Lighta dłonią.
Chłopak, sfrustrowany faktem, że został zdegradowany z roli księcia do służącego, mimo wszystko poszedł po wypiek. Zgodnie z poleceniem wyjął talerz sernika i wygrzebał z szuflady w miarę czysty widelec. Z tym zestawem stanął w wejściu do salonu i poświęcił chwilę na wpatrywanie się w detektywa. Mężczyzna znów usadowił się w typowej dla siebie pozycji, tyle że teraz był skulony bardziej niż wtedy. Przygryzał kciuk i znów wpatrywał się w ścianę. Wydawał się w jakiś pokraczny sposób odseparowany od reszty świata i innych ludzi, po części z własnej woli, a po części przez aurę, jaka go otaczała. Tak jak siła wyższa stworzyła Lighta do roli władcy, tak Ryuzakiego uczyniła skazanym na samotność ekscentrykiem, najpewniej z myślą, że w świecie każdy odgrywa jakąś rolę.
- Nie guzdrz się, chodź. - pospieszył, nawet na niego nie zerkając, a jednak w jakiś sposób wyczuwając jego obecność. - I nie ciesz się na myśl, że będziesz miał codziennie kilka godzin wolnego. Będziesz chodził do agencji razem ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top