8.1 Baba Jaga i podziemie tajemnic

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił Stanisław.

„Miejscem" okazało się ogromne pomieszczenie piwniczne całkowicie puste, jeśli nie liczyć ogromnych dwuskrzydłowych drzwi, nad którymi świecił neonowy napis „Sex Kerker" ozdobiony wzorem różowych kajdanków.

– Znam się trochę na niemieckim – rzekł Wasilij. – Napis oznacza „Szóste Podziemie".

– Uczyłam się niemieckiego w podstawówce, a mimo to jestem przekonana, że szóstkę pisało się inaczej – zauważyła Halinka z przekąsem.

– Otworzyć bramę! – rozkazał Stanisław.

Chłopak podbiegł do drzwi (a właściwie wrót) i zaczął obstukiwać ściany wokół. Zatrzymał się dłużej na jednym punkcie, który wydawał nieco bardziej głuchy dźwięk. Nacisnął go dłonią. Fragment ściany wielkości pięści Wasilija odsunął się, a oczom zebranych ukazał się czytnik linii papilarnych. Chłopak przyłożył do niego kciuk. Wrota zatrzeszczały i majestatycznie się otworzyły. Za nimi czaiła się... czerń? Halinka zmrużyła oczy. Nic nie widziała.

– Wybaczcie, ale nie będziemy wam towarzyszyć. – Stanisław podał Halince i Wasilijowi latarki. – Jeszcze nikt poza Krystianem i jego wybrankami stamtąd nie wrócił.

– Czyli będziecie sobie po prostu czekać. Pięknie... – Uniosła wskazujący palec. – Jeśli nas okłamałeś...

– Za kogo ty mnie masz? – odparował Stanisław.

– Za kolesia, który wydaje irracjonalne rozkazy swoim podwładnym, a przy tym zachowuje się niczym parodia włoskiego mafiozo.

Stanisławowi zadrżała dolna warga. Chłopak podszedł bliżej, lecz kierownik powstrzymał go ręką, a następnie...

Popłakał się.

Halinka schowała dłonie za plecami. Dostrzegała same karcące spojrzenia towarzyszy, w tym nawet Maszy. Spuściła wzrok i zaklęła. Szarik siedział niemalże na jej stopach i gapił się na nią z surowością zawiedzionego ojca.

– Przeprośśś – zażądał.

– Ale...

– Ma rację – zgodził się trener.

Masza zawtórowała warknięciem. Halinka westchnęła. Czemu ją nikt nigdy nie przeprosił? Co usłyszała od Anety, gdy uratowała restaurację przed Tancernymi Amazonkami? Jak mogłaś doprowadzić do rozpadu zespołu, ty głupia szkapo!

– Przepraszam. – Dotknęła barku Stanisława. – Byłam niemiła.

– Wręcz okrrrutna – zauważył kot.

– Przessstań – odparła i aż zasłoniła usta. Czy właśnie syknęła jak Szarik?

– Idźcie już. – Stanisław obrócił się do niej plecami i pociągnął nosem.

– Poniosło mnie... – spróbowała, jednakże „płaczliwy gangster" ciągle demonstrował swoje pokrzywdzenie starannie wymierzonymi szlochnięciami lub smarknięciami do chusteczki.

– Naprawdę nie chciałam. – Może i kłamała, ale to nie zmieniało faktu, że żałowała. Niepotrzebnie wyrzuciła Stanisławowi jego przywary, zwłaszcza że próbował pomóc. Chyba...

– Pokonaj Szarego, a będziemy kwita – odburknął. – Mamy dość bycia jego popychadłami.

Halinka kiwnęła. Spełnienie tej akurat prośby zagwarantowałaby własnym życiem. Włączyła latarkę i pierwsza wkroczyła w ciemność. Tak jak się spodziewała, wrota zatrzeszczały i zaczęły się zsuwać.

– Liczymy na was! – zawołał chłopak.

– Zamiast tylko liczyć, moglibyście nam pomóc – szepnęła.

Wrota wydały z siebie ostatni zgrzyt i wreszcie zamknęły się na dobre. Westchnęła i poświeciła latarką wokół. Wnętrze podziemnej komnaty wyglądało niczym z katalogu sklepu dla doros...

Podskoczyła, gdy coś otarło się o jej łydkę.

– To ja – mruknął Szarik.

– Wystraszyłeś mnie! – rzuciła z wyrzutem.

– Skąd wiedziałaś, gdzie mieszka Szary? – zapytał. Nie słyszała w jego głosie ani krztyny skruchy.

– Wystalkowałam go w przez „Facepalm" – odburknęła.

Skupiła się na otoczeniu, próbując przypomnieć na czym skończyła. Ach tak! Wnętrze podziemnej komnaty wyglądało niczym z katalogu sklepu...

– A skąd wiedziałaś, że żona trenera też jest u Szarego? – przerwał Szarik.

– Ją też wystalkowałam... – Halinka poczuła irytujące mrowienie w łokciach. Pragnęła wreszcie dokończyć rozpoczętą czynność! – Nie zaczepiaj mnie Szarik, bo się koncentruję!

Znowu powiodła latarką wokół. Wnętrze podziemnej komnaty wyglądało niczym z katalogu...

– Bardzo wygodny zwrot akcji – zauważył Szarik. – W sensie, że i ty i trener macie wspólnego wroga w Szarym.

– Nawet z tym nie zaczynaj! – wybuchnęła. – Tu się nic nie trzyma kupy! Po prostu! Kurwa! Nic! Co z Orionem?! Czy Aneta jest moją przyjaciółką?! Czy Konrad zauważył plamę na marynarce przed swoim spotkaniem?! Nikt nic nie wyjaśnił! Na domiar złego stoję teraz w ciemnym pomieszczeniu, a mimo to...

Usłyszała pstryknięcie. Pokój wypełniło krzykliwie, różowe światło.

– W ciemnym pomieszczeniu! – powtórzyła uparcie. – A mimo to odnoszę wrażenie, jakbym się znajdowała w pokoju pełnym śnieżnej bieli! Potrzebuję szczegółów otoczenia! Natychmiast!

– To patrz na to.

Szarik wskoczył na ogromne, drewniane łóżko o rdzawo-czerwonym obiciu. Potruchtał z gracją do wyrzeźbionego słupka i pobawił się kołatką, do której ciągle był przywiązany kawałek sznura. Następnie przeskoczył na gustowny kredensik, przebiegł się, zaczepiając ogonem pejcze i packi zwisające z drewnianego wieszaka na ścianie, i wylądował na skórzanym fotelu o brązowym oparciu szerszym nawet od pleców Wasilija. Usiadł na środku i podniósł dwie łapki.

– Czerwona pigułka czy niebieska? – zażartował.

– Nie przestawaj! – zażądała.

Szarik posłusznie ruszył dalej i wkrótce znalazł się przy trenerze, który próbował zrozumieć mechanizm działania prostokątnej, metalowej kraty z puchowymi kajdankami wiszącymi na samej górze. Zajrzał za nią, coś przesunął, a wtedy górna rama opadła o dziewięćdziesiąt stopni, grzechocząc kajdankami.

Szarik potruchtał dalej, wskoczył na skrzynkę wódki odstawoną bezpiecznie na ziemi, a następnie na Maszę. Niedźwiedzica stała na tylnych łapach i gapiła się na ścianę, gdzie wisiała pokaźna kolekcja sztucznych peni...

– Wystarczy! – Halinka uniosła ręce jak kapelan proszący o boską interwencję. Natychmiast zobaczyła, że ma głupią minę. Czemu ktoś zawiesił tyle luster na suficie? – Uświadomiłam swój błąd! Uważaj, o co prosisz, czy jak to leciało?

– Tu mamy wyjście. – Szarik uderzył łapą w solidne, metalowe drzwi.

Wasilij pojawił się tuż obok, prawie nadeptując kotu na ogon, po czym uważnie zbadał zamek.

– Dasz radę je rozwalić? – zapytała Halinka.

Wasilij zamachnął się i wyprowadził potężne uderzenie. BAM! Drzwi ani drgnęły.

– Potrzebny będzie klucz... – Trener otarł ukradkiem z oczu łzy. Schował zaczerwienioną dłoń za plecami.

Halinka przytaknęła. Spróbowała przeszukać pokój, lecz nic to nie dało. Jak niby chciała coś znaleźć, gdy brzydziła się dotknąć czegokolwiek? Niech to szlag! Rzuciła tęskne spojrzenie na wrota, przez które się tu dostali. Uwięziono ją w pokoju pełnym plastikowych fajfusów!

– Dlaczego? – jęknęła. – Dlaczego mnie uratowano? Już wolałam śmierć z rąk wampira...

– Popatrzcie na to. – Szarik wskoczył na łeb Maszy, która dalej gapiła się na „kolekcję".

– To jest jedyne miejsce, którego nie chcę widzieć – zapewniła.

– I właśnie dlatego, nie zauważyłaś klucza – odparł kot. – Całe szczęście, że mamy z nami Maszę.

Niedźwiedzica parsknęła przyjaźnie. Wasilij zbliżył się i jak gdyby nigdy nic, zaczął zrzucać ze ściany „kawałki plastiku bądź gumy" z taką intensywnością, że wkrótce w pokoju zapanowała istna nawałnica, tyle że zamiast kropli wody z góry sypały się...

– Przestań! – Słyszała w swoim głosie błagalne nutki, ale miała to gdzieś. Cokolwiek, byleby spadające fallusy zniknęły wreszcie sprzed oczu. Całe szczęście, że nie została jeszcze trafiona...

KLASK.

– NIEEE! – wyjęczała.

– Zobacz teraz. – Szarik wskoczył na bark trenera i pacnął łapką krateczkę, za którą błyszczał się podświetlony od dołu klucz.

Wasilij zerwał kratkę z taką łatwością, jak gdyby była plakatem zaczepionym na taśmę, a nie czymś przykręconym trwale do ściany. Próbował wepchnąć dłoń, lecz szybko zaklinowała się na olbrzymim przedramieniu.

– Halinka, przestań się obijać i nam pomóż! – zawołał.

Westchnęła i poczłapała przed siebie. Czuła, że przed chwilą coś w niej umarło. Kim była? Dokąd zmierzała? Starała się nie patrzeć w dół, przez co czasem ślizgała się na... Nieważne! Żałowała, że założyła klapki. Wzdrygała się za każdym razem, gdy jej skóra stykała się z... NIEWAŻNE! Stanęła na palcach przy Wasiliju i spróbowała sięgnąć do schowka. A niech to! Za wysoko.

– Musisz mnie podnie... – Nie zdążyła jeszcze zakończyć prośby, a już leciała do góry, jak za starych dobrych czasów, gdy tatuś podrzucał ją aż do sufitu. – Wolniej! Wolniej!! – Wasilij opanował się i opuścił ją na właściwą wysokość. Wsadziła rękę do schowka aż po bark, lecz nie potrafiła sięgnąć do klucza.

Wasilij postawił ją, następnie rozejrzał się i podniósł z podłogi... COŚ.

– Użyj tego – zaproponował.

– Sam se użyj! – pisnęła. – Co to w ogóle ma być?! Co to ma być?!

– To tylko kawałek plastiku...

– Hej...

– A wiesz chociaż, gdzie to było i czy kiedykolwiek zostało umyte?!

– Hej!

Trener otworzył dłoń, pozwalając „artefaktowi" klasnąć na podłogę. Sięgnął do kraty wódki, wyjął butelkę, odkręcił i obficie polał zawartością swoje ręce. W nozdrza Halinki uderzyła ciężka woń alkoholu.

– Daj mi też trochę... – Halinka podsunęła dłonie.

– HEJ! – Szarik brzmiał, jak gdyby znajdował się gdzieś za ścianą. Halinka podniosła głowę i zerknęła na schowek.

– Wlazłeś do środka? – zdziwiła się.

– Mam klucz – oznajmił kot. – Ale musisz mnie wyciągnąć ża ogon.

– Za ogon? – upewniła się.

– Ża ogon.

– Trenerze... – Znowu poszybowała do góry, jak gdyby znalazła się w ekspresowej windzie, a nie w rękach Wasilija. Żołądek nieprzyjemnie podskoczył, gdy zawisła pół metra nad ziemią. Wcisnęła rękę do środka i chwyciła ogon. Pociągnęła.

– MIAAAAAAAU!!! – Pazury Szarika szorowały po ściankach schowku.

– Nie zapieraj się!

– Szama się nie żapieraj! MIAAAAAAAAAAAAU!!!

Kot wyskoczył ze środka niczym pocisk. Spadł na cztery łapy i natychmiast przystąpił do oględzin wytarmoszonego ogona.

– Mój ogonek – jęknął, wypluwając klucz. – Mój biedny ogonek...

– Dobra robota. – Trener spróbował go pogłaskać, lecz powstrzymało go syknięcie. Wzruszył ramionami, chwycił klucz oraz skrzynkę wódki i razem z Maszą poczłapali do drzwi.

– I kto tu teraz jest gruby, co? – mruknął kot. – Tylko ja się tam zmieściłem.

– Utknąłeś – przypomniała Halinka.

– Trener też, a jemu jakoś nie wypominasz!

Nie chciała się spierać. Zwłaszcza że usłyszała skrzyp zawiasów, a jej stóp dotknął chłodny podmuch powietrza. Chwyciła Szarika pod pachą i udała się do kolejnego pomieszczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top