67 Prawie ponad czasem
Głowa Halinki procesowała zbyt wiele rzeczy. Na przykład czemu ktoś sprzedawał na targu kotopultę? Mieszczanin próbował zademonstrować ten wynalazek na jakimś myszołapie, który na szczęście skutecznie się tej próbie opierał, używając wszystkich swoich zębów i pazurów. Kolejny handlarz (w dodatku tuż obok) prezentował trujący bicz, który był w istocie żywym i bardzo rozzłoszczonym wężem. Nic dziwnego, w końcu ktoś usiłował chwycić go za ogon i użyć niczym skręconego ręcznika. To wszystko przeszkadzało się skupić na świeżo poznanej bogini. Trzecia otworzyła usta, ale jej wypowiedź utonęła w krzyku kupczyka:
– Toksyczna kusza na krótki dystans! Toksyczna kusza! Krótki dystans!
Halinka mimowolnie obróciła głowę w kierunku krzyczącego. Handlarz ściskał w dłoniach skunksa przywiązanego do kuszy bez cięciwy. Halinka nie miała już żadnych wątpliwość. Jeśli się rozejrzy odpowiednio długo po straganach, na pewno znajdzie chomika z nożem przyklejonym taśmą.
– Wystarczy!
Halinka zdziwiła się, bo ktoś właśnie ubrał jej myśli na głos. Mało tego, tym kimś okazał się dżin. Ostatni pstryknął palcami, a Halinka poczuła się, jak gdyby spadała z ogromną prędkością przez jakieś pół sekundy, by nagle gwałtownie wyhamować niczym podczas skoku na bandżi. Przed oczami widniał nowy krajobraz. Nie wiedziała, gdzie dokładnie się znaleźli. Las za plecami wyglądał zbyt enigmatycznie, podobnie jak pagórki z trawą, które ciągnęły się aż do zaśnieżonych szczytów górskich. Co ciekawe Ostatni zabrał też całą jej drużynę i to łącznie z Arcytymonem i Falafelem. Orion, Elein oraz Surbi przez moment głupio biegali, próbując doścignąć nieobecną już Swietłanę. J-baba natomiast ciągle trzymał na rękach śpiącego Bolana, gdy bliźniacy i Olaf sprawdzali magiczne amulety i skórzane zbroje, za które najpewniej tak i nie zapłacili.
Halinka bez słowa wyjęła Bolana z ramion J-baby, po czym wyciągnęła poluzowaną sakiewkę zza pasa Damiana. Najemnik próbował zaprotestować, lecz nie zdążył, gdyż Halinka otworzyła portal i wróciła na targowisko. Wiedziała, że nie ma za dużo czasu, w końcu musiała użyć siebie jako źródła, dlatego skwapliwie wcisnęła malucha oraz sakiewkę roztrzęsionemu Galowi, po czym wskoczyła do portalu. Wypadła z powrotem na łąkę, sapiąc gorzej od Falafela. Szkoda, że zachowywanie się w porządku wobec innych kosztowało aż tyle, no ale o ile przełknęłaby jeszcze niezapłacenie rzemieślnikowi za ciężką pracę, bo po prostu mogłaby to zrobić później, to porwanie dziecka, nawet przypadkowe, było miejscem, w którym stawiała twardą granicę.
– Całą sakiewkę oddałaś? – jęknął Damian.
– Nie marudź – mruknęła, wstając z klęczek.
– No ale całą?! – rozpaczał dalej najemnik.
– Ukradliśmy tak na oko cały ognioodporny sprzęt – skwitowała Halinka. – I porwaliśmy też dziecko.
– Przypadkiem!
– To nieważne – odparowała. – W ten sposób może choć trochę zmyłam złe wrażenie, które zostawiliśmy, dzięki dżinowi.
– Nie ma za co mi. – Ostatni machnął ręką. – Po prostu robiłem swoje.
– Czyli mąciłeś – odgryzła się Halinka.
– Właśnie – zgodził się dżin. – Ale do rzeczy. Chciałem cię zapoznać z Trzecią...
– A ja mam to gdzieś! – warknęła Halinka. – Zaszkodziłeś interesowi mojej drużyny!
– Wcale nie.
– Właśnie, że tak! Nie zdążyliśmy się porządnie uzbroić na walkę ze smokiem!
– Ale...
– I zgubiliśmy Swietłanę!
– Ale...
– I porwaliśmy dziecko!
– To akurat faktycznie moja wina...
– Wszystko jest twoją winą!
– Strasznie żywiołowa ta twoja córka. – Trzecia przetrzymywała ręką kapelusz, by go nie zwiało.
Halinkę zatkało.
Córka?!
CO?!
NIE!
– Kogoś mi przypomina... – Dżin zachichotał.
Trzecia dźgnęła go łokciem w żebra.
– Nie spełniłeś życzenia Szarika. – Halinka przejęła inicjatywę. – Złamałeś swoje kredo. To oznacza, że dalsze umowy z tobą nie mają najmniejszego sensu.
– Niczego nie złamałem, Ostatnia. – Dżin spoważniał. – To twoja niemoc przysłania ci oczy.
Halinka skrzywiła się. Nie spodobało jej się, że tak ją nazwał.
– Tropił was oddział magów – ciągnął dżin. – Prawie pojmali twoich trzech towarzyszy, którzy ścigali pracownice mojego Szarego sojusznika.
– Potencjał magiczny targowiska był wyczerpany – zaoponowała Halinka. – Nie otworzyliby portalu.
– Za mało wiesz – prychnął dżin. – Arcymistrzyni zezwoliła na zatopienie swojej sypialni. Dzięki temu klasztor uwolnił potrzebne zasoby magiczne.
– Pozwoliła wodospadowi wrócić na miejsce?! – żachnął się Arcytymon.
– Przynajmniej ktoś tu rozumie, jak bardzo Halina zalazła Arcymistrzyni za skórę. – Dżin wrednie się uśmiechnął. – Rozpętała małą inkwizycję. Fałszywy wybraniec żywy lub martwy. Tak brzmiały jej słowa. Swoją drogą pozostawione przez was symbole na ścianach również baaardzo nie przypadły jej do gustu. – Zerknął na Arcytymona. – Wybroniłem cię, wiesz? Powiedziałem, że namieszała ci w umyśle. Tylko dlatego zostałeś jedynie zdegradowany, a nie wyrzucony. A zatem żegnaj Arcytymon, niech żyje Tymon.
Czarodziej zacisnął usta.
– A co do ciebie. – Dżin wskazał palcem Halinę. – Twoi przyjaciele mają rację w swoich podejrzeniach. Opuściła cię moc. – Powiódł wzrokiem po kamiennych twarzach obecnych. – Halina Ulańska w tej chwili jest wyłącznie żałosnym cieniem swoich prawdziwych możliwości. Na szczęście ciągle chroni was życzenie najmądrzejszego stworzenia w waszej drużynie: Szarika. Dlatego nie rozpaczajcie. – Wyciągnął dłonie niczym kapłan. – Pomogę wam. Stan Haliny doprawdy silnie mnie niepokoi. Potrzebuję wyzwania, a nie płotki do rozdeptania. Właśnie dlatego ją naprawię.
– Skończyłeś już? – Trzecia otwarcie ziewnęła.
– A tak, oczywiście, oddaję głos. – Dżin grzecznie się ukłonił i zszedł na bok.
– Powiem wprost: wara od tkanin rzeczywistości! – Trzecia groźnie uniosła pięść.
Okropny chłód przejmował aż do kości. Halinka popatrzyła w dół. Ziemia wokół niej była twarda i oszroniona i to promieniu kilku metrów!
– Druga już naprawia jedno twoje pokłosie! – Trzecia wskazała Halinkę. – Przez to musiałam wrócić z emerytury i przejąć jej obowiązki! I żeby była jasność, nie jestem jak moja siostra. Jak mnie wkurzycie, to dostaniecie takiego kopa, że się ockniecie na drugim końcu wszechświata! Jasne?!
– Jak słońce – przytaknął dżin.
– To teraz ty. – Trzecia zbliżyła się i zmierzyła Halinkę groźnym spojrzeniem. – Jasne?!
Chłód kąsał skórę Halinę i to tak, że ledwo miała czucie w palcach.
– I niby co ja ci mam odpowiedzieć? – Skrzyżowała ręce na piersi. – Widziałaś może jakiś poradnik na temat tego, jak być bóstwem? Bo ja nie. Wszystkiego się dowiaduję metodą prób i błędów.
– Nie obchodzi mnie to!
– A mnie twoje miauczenie! – warknęła Halinka. Przejmujące zimno już ją nie obchodziło. Niech spróbuję ją zamrozić. Sprawdźmy, co się wtedy stanie! – Płaku-płaku, musiałam wrócić z emerytury! – Pokręciła pięściami przy oczach. – Może, kurwa, najwyższa pora?! Podczas twojej nieobecności ten zasraniec – wskazała dżina – rozwalił mój świat! A ty mi tu strugasz gorzkie żale o tym, że wreszcie łaskawie musiałaś coś w swoim życiu zrobić! Nie obchodzi mnie to! Nie obchodzą mnie twoje groźby! Nie obchodzisz mnie ty! Siedź dalej na swojej zasranej emeryturze i udawaj, że problemu nie ma! Ale skoro sama nie chcesz go powstrzymać, TO ZEJDŹ MI, KURWA, Z DROGI! – Halinka zrobiła krok do przodu.
Coś się zmieniło. Wcale nie czuła się słaba. Miała wręcz wrażenie, że ściska pięściami gwiazdy, które eksplodują, jeśli tylko sobie tego zażyczy.
Trzecia uniosła brew, po czym spojrzała na dżina:
– I to ma być ten „żałosny cień swoich możliwości"? Chyba ci się z wiekiem stępił wzrok, mój bracie. Ona jest o jeden krok od zdetonowania całej galaktyki.
Ostatni nie odpowiedział. Wydawał się zmieszany, jak gdyby nie potrafił zdecydować czy się z tego powodu cieszyć.
– No dobrze, młoda. – Trzecia zmierzyła Halinkę zainteresowanym wzorkiem. – Porozmawiamy chwilę na osobności. – Ściągnęła kapelusz i włożyła go na głowę Halinki.
Sceneria się zmieniła. Miejsce, w którym Halinka się znalazła, przypominało abstrakcyjną mieszankę wszystkich możliwych odcieni bieli. Zerknęła w dół. Zobaczyła swoje stopy. Nie stały na niczym, po prostu lewitowały w powietrzu. Mogła nimi spokojnie pomachać, co też zresztą na próbę uczyniła. Spróbowała otworzyć portal, lecz nic się nie stało. Może jeszcze raz?
I nic.
Była pewna, że tym razem nie chodziło o jej moc, tylko raczej o brak zrozumienia miejsca, w którym się znajdowała. Zupełnie jakby brakowało w nim budulca, do którego przywykła przy czarowaniu.
– Jeśli planujesz mnie uwięzić... – zaczęła groźnie.
– Uwięzić boga? Dziękuję, ale postoję. Jedna nieudana próba w zupełności mi wystarczy.
Halinka uniosła oczy. Trzecia stała do góry nogami na schodach o niemożliwych kształtach. Łączyły się i pętliły, ignorując prawa fizyki czas i przestrzeń.
– Chodź za mną – poleciła bogini.
– Masz tupet. – Halinka skrzyżowała uparcie ręce. – Najpierw raczysz mnie gównianą przemową, podczas której otwarcie mi grozisz. Potem porywasz mnie i oczekujesz, że gdy powiesz „chodź" to po prostu za tobą pójdę. Nie chcę z tobą nigdzie iść. Chcę ci dać w gębę!
– No to dawaj. – Trzecia wzruszyła ramionami.
Halinka wskoczyła na schody, jednocześnie zrzucając klapek z nogi, który natychmiast zaczął rosnąć jak na drożdżach. Halinka zręcznie chwyciła kolosalne obuwie i uderzyła.
KLASK!!!
Halince aż zapiszczało w uszach. Niemożliwe pomieszczenie pełne powykręcanych schodów, które łączyły się w niekończące się pętle po prostu przestały istnieć. Zostały jedynie mieniące się barwy bieli, które migały teraz gwałtownie niczym żarówka w trakcie alarmu.
– Jesteś tam, Ego? – mruknęła Halinka.
Nikt nie odpowiedział, lecz zdecydowanie wyczuwała znajomą obecność. Niestety oddalała się, a razem z nią również odchodziło poczucie siły i sprawczości.
– Jesteśmy kwita. – Płonąca iskra wynurzyła się z mgiełki. Powoli odzyskiwała swoją formę, obrastając kośćmi, mięśniami, tłuszczem...– Masz krzepę. – Trzecia, gdy tylko przywróciła sobie nos, smarknęła krwią. – W życiu tak mocno nie oberwałam.
– Walczymy dalej, czy wolisz dokończyć swój monolog złoczyńcy? – upewniła się Halinka.
– Nie jestem złoczyńcą, kretynko! – zirytowała się Trzecia.
– Nie jestem kretynką, wredny małpiszonie!
– W odróżnieniu od ciebie, nie pochodzę od małpy!
– Bo to małpy pochodzą od ciebie!
Trzecia przewróciła oczami, wydając z ust sfrustrowane prychnięcie:
– Czy nie możemy po prostu porozmawiać?
Zabrzmiało jakoś nieprzyjemnie znajomo. Uczucie déjà vu ostudziło nieco kłótliwy zapał, lecz nie wystarczająco, aby powstrzymać się przed rzuceniem:
– Teraz ci się zebrało na gadanie. Gdy myślałaś, że jestem słaba, usiłowałaś docisnąć mnie do ziemi.
– Dziwisz mi się? Jesteś nasieniem Piątego.
– Nie nazywaj mnie tak! – syknęła Halinka, groźnie unosząc klapek.
– Jestem po prostu szczera – ciągnęła Trzecia. – Widzę w tobie ten sam upór i tupet, który cechuję Piątego. Nawet Pierwszy nie odważył się ot tak podnieść na mnie ręki. Tymczasem ty w ogóle się nie zawahałaś. Zupełnie jak Piąty.
– Bo to jedyny język, który wy, zasrańcy, rozumiecie! – zirytowała się Halinka.
– Coś w tym jest – zgodziła się Trzecia, po czym wybuchnęła serdecznym śmiechem. – Mój młodszy braciszek ma rację. Ty i ja rzeczywiście jesteśmy podobne. – Pokręciła głową. – Zróbmy więc tak: posłuchasz mojego zrzędzenia, a ja w międzyczasie wszystko tu odbuduję.
– A mam wybór? – westchnęła Halinka. – Już próbowałam otworzyć portal, lecz najwyraźniej zabrałaś mnie do miejsca, w którym diabeł mówi dobranoc.
– Blisko. – Trzecia uniosła ręce, a z mglistej przestrzeni ponownie zaczęły się formować niemożliwe schody. – Jesteśmy poza tkaninami rzeczywistości. To dość szczególne miejsce, znane jako „Prawie ponad czasem". Prawie, bo w rzeczywistości czas tu też płynie, lecz znacznie wolniej niż w każdym innym miejscu.
– Czyli co? Moi towarzysze nie wiedzą, że nas nie ma?
– Dla nich będzie to wyglądało, jakbym ci założyła i zaraz zdjęła kapelusz.
– A dżin?
– Nie zdążył zareagować, a więc daliśmy radę chwilowo go wykluczyć. Nie mamy ani chwili do stracenia, młoda. Musisz mnie wysłuchać.
Halinka zmarszczyła czoło. Robiło się coraz dziwniej.
– Od czego by tu zacząć? – zastanawiała się na głos Trzecia. – Może... Czy wiesz, czym się zajmują poszczególne bóstwa?
– Pierwszy dogląda wszechświaty, Druga pilnuje tkanin rzeczywistości, Ostatni wszystko psuje – podsumowała Halinka.
– Z grubsza się zgadza, a przynajmniej aktualnie. Piąty w rzeczywistości jest też twórcą organicznego życia. Była to jedna z przyczyn konfliktu między nim a Pierwszym, który zdecydowanie woli puste planety.
– Nie wydawał się szczególnie miły – zgodziła się Halinka.
– Bo i nie jest. Gdyby nie pozostali, już dawno wymazałby wszystko, co może uszkodzić jego ukochane galaktyki. Nie przepada za chaosem, który wprowadza życie organiczne, choć z drugiej strony skrycie miłuje się w technologii wynalezionej przez twój lud. Uważa ją za satysfakcjonująco uporządkowaną.
– Jakoś wątpię, że ci o tym powiedział – mruknęła Halinka.
– Znanie słabości innych bóstw było niegdyś moją pracą – wyjaśniła Trzecia. – Po pierwszym armagedonie, stałam się czymś na kształt rozjemcy. Wymyśliliśmy prawo, a ja pilnowałam, żeby wszyscy bogowie go przestrzegali.
– A niby co mogłaś zrobić, gdyby jednak nie chcieli?
– Wiele rzeczy. – Trzecia strzeliła knykciami, naprawiając w ten sposób kolejną plątaninę schodów. – Dwukrotnie powstrzymałam Pierwszego przed próbą wymazania życia ze wszechświatów. Skopałam też tyłki Czwartego i Ostatniego, gdy robili dziury w tkaninach rzeczywistości, by zobaczyć, co się stanie.
– I co się wtedy stanie? – palnęła Halinka.
Trzecia nagrodziła ją surowym spojrzeniem.
– Tak tylko zapytałam... – Halinka odchrząknęła. – No dobra, wracając... Wiem, że wszechświaty umierały już dwukrotnie. Czy to dlatego ostatecznie przeszłaś na emeryturę?
– Piąty i Pierwszy... – Trzecia przymknęła oczy. – Zbyt często mieli ze mną na pieńku. Aktualnie jesteśmy w sytuacji, że jakakolwiek próba wtrącenia się przeze mnie w ich sprawy, może się skończyć pełną anihilacją wszechświatów. Traktują moją obecność aż tak poważnie. Nawet teraz gdy musiałam upomnieć Piątego za szarpanie tkanin rzeczywistości, ten prawie zdetonował kilkanaście galaktyk. Sama nie wiesz, jak długo musiałam go przekonywać, że zwyczajnie zastępuję Drugą.
– Jak na rozjemcę jesteś bardzo mało ugodowa – zauważyła Halinka.
– Bo z tym zasrańcami inaczej się nie da! – zirytowała Trzecia.
– Też prawda – zgodziła się niechętnie Halinka. – Czyli jesteś czymś na kształt emerytowanego gliny. W takim razie, co robi Czwarty?
– Zajmował się czasoprzestrzenią. – Trzecia opuściła ręce i kiwnęła. – No i naprawione. Chodź za mną. – Uniosła się w powietrzu, obróciła i wylądowała na schodach.
– Dokąd i po co? – Halinka skrzyżowała ręce.
– Chcę ci pokazać początek twojego wszechświata. – Trzecia wyciągnęła do niej dłoń.
– Ciężko odmówić takiej propozycji... – Halinka chwilę się zawahała, lecz ostatecznie chwyciła Trzecią za rękę, by się podciągnąć i wylądować obok niej. – Czym są te schody?
– Magnum opus mojego braciszka Czwartego. – Trzecia ruszyła przed siebie. – Podobnie jak całe „Prawie ponad czasem". Pozwala bezpiecznie obserwować przeszłość bez tworzenia równoległych wszechświatów. A do tego jest proste jak konstrukcja cepa.
– Wyjaśnisz lepiej? – Halinka zgubiła poczucie orientacji. Szła pionowo w górę, czy może poprzednio wisiała do góry nogami?
– Każda próba podróży do przeszłości najczęściej kończy się równoległym wszechświatem, przez nierozważne zmiany. Jedynie Czwartemu udało się kiedykolwiek zrobić to nieinwazyjnie. Próbował nas tej sztuki nauczyć, ale ostatecznie dał sobie spokój i po prostu zbudował to. – Trzecia powiodła ręką wokół.
– Czy tworzenie równoległych wszechświatów jest złe? – zapytała Halinka.
– Jest nieobliczalne – odpowiedziała Trzecia. – Piąty stworzył przypadkiem twój wszechświat i nagle mamy kolejne bóstwo.
Halinka kiwnęła. Naprawdę się starała, ale zbyt często zachowywała się jak słoń w składzie porcelany. Gdyby przypadkiem popełnić dziesięć wszechświatów i nawet z połowy otrzymać nowe bóstwa... Wzdrygnęła się na samą myśl. Sam jej konflikt z Ostatnim zagrażał wszystkiemu.
– Czyli Druga nie tylko naprawia tkaniny... – zaczęła Halinka.
– Powstrzymuje też kolejny wszechświat przed urodzeniem się – dokończyła Trzecia. – A właściwie wszechświaty. Za bardzo się bawiłaś portalami.
Halinka przełknęła poczucie winy, które kazało jej ponownie się tłumaczyć. Mało tego, że prawie zniszczyła jeden świat, to prawie stworzyła kilka wszechświatów. Czemu nikt nie napisał poradnika „Jak nie psuć rzeczy, będąc bóstwem"?
– Jesteśmy. – Trzecia weszła na platformę.
Halinka stanęła obok i przyjrzała się gigantycznej przezroczystej sferze, która unosiła się kilka centymetrów nad ziemią niczym największa we wszechświecie bańka mydlana.
– Zajrzyj do środka – poleciła Trzecia.
Halinka nie potrafiła wygrać z podejrzliwością. Co, jeśli to pułapka? Trzecia sprawiała wrażenie honorowej, lecz może robiła to wszystko tylko po to, by uśpić jej czujność. Sama w końcu wspominała, że aktywnie wyszukiwała niegdyś słabości innych bóstw. Może już zdążyła przeanalizować jej własne i...
– To po prostu gigantyczny telewizor – wyjaśniła Trzecia. – Też będę patrzeć.
Halinka zerknęła na sferę jednym okiem. Tak na wszelki wypadek. Może wtedy potencjalna pułapka też zadziała na nią w połowie? Niestety zamiast tego poczuła się, jak gdyby przeniosła w zupełnie inne miejsce. Lewitowała pośrodku przestrzeni kosmicznej oświetlonej miliardami gwiazd.
– Oszukała mnie! – krzyknęła.
– Kto?
Halinka odwróciła się w lewo. Znowu stała na platformie przed gigantyczną strefą wpatrzona w zaciekawione oblicze Trzeciej.
– Co się... – wydukała.
– To po prostu telewizor – zapewniła Trzecia.
– Telewizor nie oddziałuje na wszystkie zmysły – odparowała Halinka. – A przynajmniej nie w ten sposób...
– Cóż mogę rzec poza tym, że mój młodszy braciszek to zdolna bestia? – Trzecia uniosła brew. – No dobra, nie traćmy czasu. – Kiwnęła w kierunku giga-bańki. – Zaczyna się.
Halinka skupiła oczy na sferze i znowu poczuła na skórze kosmiczne zimno. Tym razem poza gwiazdami dostrzegła coś więcej. Dwie sylwetki pośrodku czerni.
– Ta pierwsza, to ja – wytłumaczyła Trzecia. – A ten obok to Czwarty.
Halinka cieszyła się, że to powiedziała, gdyż bogini wyglądała zupełnie inaczej. Przypominała hollywoodzką krzyżówkę między grecką boginią Ateną a skandynawską walkirią. Zwłaszcza ogromna para skrzydeł robiły wrażenie i jednocześnie konfundowały, gdyż w połączeniu z mieczem, który bogini ściskała w dłoni, przywodziły na myśl freski z archaniołem Michałem.
– Czemu teraz mogę na ciebie patrzeć, bez takiego skrętu oczu... – mruknęła Halinka.
– W sensie? – zapytała Trzecia.
– No bo patrzę na twoje stare oblicze i widzę w nim cały panteon kiczu. I to samo miałam z Pierwszym i Drugą.
– Ach to... – Trzecia zachichotała. – Nauczyłam się od Czwartego pewnej sztuczki. Pomaga, by się ukryć.
– Piąty też ją umie...
– Również dzięki Czwartemu. A teraz cisza, bo zaraz się zacznie...
Jednakże nic się jeszcze nie zaczęło, co Halinka wzięła za oznakę tego, że Trzecia była jednym z tych stworzeń, które nie cierpiały rozmawiania w kinie, nawet jeśli widziały ten sam film po raz dziesiąty. Zachowała to jednak dla siebie i po prostu skupiła się na ostatniej postaci.
Czwarty nie robił wrażenia. Młoda twarz o dziewiczym wąsie rozglądała się wokół z niepokojem. Jedną dłonią skubał szelki wełnianych spodni, a drugą dociskał do głowy czapkę uszankę. Nie włożył butów, więc raz na jakiś czas pocierał skostniałe palce nóg. Ostatnim element ubioru stanowiła matowa koszula, która wyglądała jak lniana. Ciekawe czy w tamtej iteracji wszechświata też mieli len?
– Nie wiem, czy powinniśmy to robić – wydukał Czwarty.
– Przestań! – warknęła Trzecia w wydaniu Ateno-Walkiria. – Jest już za późno, by się wycofać!
– Ale to mój brat...
– I właśnie dlatego powstrzymanie go jest twoim obowiązkiem!
Czwarty miał minę, jakby naprawdę chciał uwierzyć w słowa Trzeciej, lecz jeszcze nie potrafił.
– Wiesz, że tym razem przesadził – ciągnęła Trzecia. – Nawet Pierwszy przy całej swojej sterylności nie zrujnował aż tylu galaktyk. Druga po dziś dzień ma pełne ręce roboty przy łataniu tkanin wszechświatów. Przypomnieć ci, ile to już trwa?
– Miliony lat... – Czwarty dotknął palcem wąsa. – Próbowałem z nim rozmawiać, ale on... Uważa, że to zabawne.
– Rujnowania życia miliardom istnień?! – Trzecia zacisnęła pięści. – On jest po prostu niemożliwy... To on jest ich ojcem! On ich stworzył! Czemu to właśnie nam bardziej na nich zależy?!
Czwarty wzruszył ramionami, jednakże z jego oczu zniknął wreszcie strach.
– Będę musiał się ukryć – zawyrokował. – Wśród śmiertelników.
– Po co? – prychnęła Trzecia.
– Wiesz po co.
– Nie wyrwie się, bo twoje więzienie jest doskonałe! Testowaliśmy je na mnie i bez twojej pomocy w życiu bym się nie wydostała. Damy mu kilka miliardów lat, a wtedy spróbujemy ponownie przemówić mu do rozsądku.
Mimice Czwartego daleko było do samozadowolenia. Kojarzył się raczej z Szarikiem, który przypadkiem stłukł butelkę pełną piwa.
– Wymyśliłeś sposób jak uwięzić bóstwo! Powinieneś być z siebie dumny! – Trzecia uderzyła się w pierś. – Powiem więcej! Jeśli więzienie zawiedzie, przejdę na emeryturę! Mam aż takie zaufania w twój wynalazek!
Halinka z trudem powstrzymała się, by nie zerknąć na swoją sąsiadkę w kinie wspomnień. Całe szczęście, bo ostatni aktor właśnie pojawił się na scenie. Wleciał między rodzeństwo napędzany deszczem meteorytów. Z jakiegoś powodu wyglądał jak człekokształtna ośmiornica rodem z horrorów. Czwarty westchnął i wyczarował gigantyczną parasolkę, osłaniając pozostałych przed uderzeniami kamieni.
– Piąąątyyy! – Trzecia dźgnęła przybysza palcem w oślizgłą pierś. – Znowu to zrobiłeś!
– Bo nie wiedziałem, że też tu będziesz – wyjaśnił Dżin-Cthulhu.
– Co to w ogóle za odpowiedź?! – Trzecia uderzyła go dłonią w potylicę. – Przestań niszczysz galaktyki!
– Ale dają odrzut. – Dżin wesoło zamachał mackami na twarzy. – Fajnie się wtedy leci.
Trzecia uderzyła Piątego z taką siłą, że zniknął z oczu niczym, oddalający się meteor.
– I CO?! – zawołała mu w ślad. – FAJNIE SIĘ TERAZ LECI?!
– Znowu to zrobi – upomniał ją Czwarty. – Żeby tu wrócić...
– Cholera... – Trzecia załamała ręce. – Zaraz go sprowadzę!
Zniknęła i pojawiła się chwilę później, trzymając Piątego za macki.
– Zdążyłaś? – zapytał Czwarty.
– Nie... – westchnęła Trzecia.
Czwarty zacisnął usta i spojrzał na Piątego spod zmarszczonych brwi.
– To się wymyka spod kontroli – oznajmił.
– Daj spokój. – Piąty radośnie machnął ogonem. – Druga albo Pierwszy zaraz to naprawią.
– Nie o to chodzi. – Czwarty zmarszczył czoło. – Właśnie zabiłeś dla rozrywki całą galaktykę świadomych istot.
– To zrobię więcej.
Czwarty i Trzecia spotkali się spojrzeniami.
– No co? – Piąty rozwiódł macki. – Nie mówcie mi, że się przejmujecie? A zwłaszcza ty Czwarty! Kiedy zamieniłeś się w takiego sztywniaka?
– Kiedy zabiłeś dla zabawy świat, który stworzyłem. – W obliczu Czwartego coś się zmieniło, jak gdyby zrzucił z siebie maskę i pokazał prawdziwe oblicze. Wyglądało jak kalejdoskop młodych i starych twarzy, wśród których Halinka rozpoznała jedynie egipskiego Ozyrysa i greckiego Tanatosa. – Obserwowałem te istoty miliony lat. Znałem każdą z imienia.
– Czym są miliony przy naszej długości życia? – rzucił retorycznie dżin.
– Zdążyłem się przywiązać – odparował Czwarty.
– Przywiązać? Do śmiertelników? – Piąty prychnął. – Oszalałeś!
– Wiedziałem, że nie zrozumiesz... – Czwarty sięgnął do kieszeni i rzucił coś dżinowi. – Łap.
– Co to? – Dżin zręcznie chwycił macką czarny punkt, który natychmiast ją wciągnął do środka.
– Czarna dziura, mój najnowszy wynalazek.
Dżin nie zdążył odpowiedzieć. Został wessany niczym ekskrementy w toalecie samolotu. W czasoprzestrzeni pozostał jedynie czarny punkt, wciągający wszystko w okolicy niczym odkurzacz.
Halinka odchrząknęła. Obraz zniknął sprzed jej oczu. Znowu stała przed ogromną przezroczystą sferą.
– Tego... – rzuciła. – Bo ja już to wiedziałam.
– Jak to wiedziałaś? – Trzecia uniosła brwi.
– Mój kompan wyciągnął to z dżina po kilku głębszych.
– Aha...
– Bardziej liczyłam, że pokażesz mi, gdzie aktualnie znajduję się Czwarty. Chciałam z nim pogadać, bo może razem znajdziemy jakiś kolejny sposób na uwięzienie dżina...
– Heh...
– Ewentualnie mogłaś też wyświetlić moment eksplozji tej czarnej dziury, bo, technicznie rzecz biorąc, właśnie to jest początkiem mojego wszechświata. Pewnie fajnie to wyglądało...
– Nie było mnie przy tym! – zirytowała się Trzecia. – A Czwartego namierzę, tylko potrzebuję czasu!
Halinka kiwnęła i obróciła się, by pójść z powrotem na schody.
– Zaczekaj! – warknęła Trzecia. – Naprawdę aż tak bez sensu wyszło? – Załamała ręce.
– Nom – kiwnęła Halinka. – Cała scena zmarnowana.
– Może przynajmniej czegoś się dowiedziałaś o bóstwach? – drążyła bogini.
– Niespecjalnie. Od początku wiedziałam, że Piąty to palant jakich mało, ale trochę mnie zdziwiło, że poszłaś po czymś takim na emeryturę.
– To akurat zbieg okoliczności...
– Ale zdziwiło tak raczej w stylu „aha", a nie „AHA".
– Dobra! Już! Zrozumiałam! – Trzecia uniosła palec. – Wracamy.
Halinka ściągnęła kapelusz i podała go Trzeciej. Znowu znalazła się za górami za lasami na zielonej trawie wśród swoich towarzyszy.
– Długo was nie było – prychnął dżin.
– O czym ty gadasz? – zdziwił się Surbi. – Cały czas tu stały.
– O czym rozmawiałyście? – drążył Piąty.
– To sekret – mruknęła Trzecia.
– Pokazywała, jak cię uwięzili – rzuciła Halinka.
– Ale przecież już to wiedziałaś – zdziwił się Piąty.
– Dobra! Już! – zirytowała się Trzecia. – Wytrzymać z wami nie idzie!
– Ile zmarnowanego czasu. – Dżin zacmokał.
– Co nie? – zgodziła się Halinka.
– Macie nie psuć tkanin rzeczywistości! – warknęła Trzecia, której nieco ściemniały policzki. – A z tobą jeszcze pogadam! – wskazała Halinkę.
Trzecia zniknęła. Halinka żałowała, że nie spytała, co konkretnie robią bogowie na emeryturze. W końcu po wszystkim również planowała na takową się wybrać.
– To tego... Chyba ruszamy, nie? – wydukała. – Mamy smoka do pokonania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top