58 Łysiejący oragutan

Halinka ponownie znalazła się w samym środku zamieszania. Działo się to ostatnio tak często, że przestało już robić jakiekolwiek wrażenie. Przynajmniej tym razem nie chodziło o nią ani o jej pokręcony wewnętrzny świat, gdyż dosłownie kilka minut temu wraz z Surbim wrócili do bunkrowej rzeczywistości.

– W jaki sposób ona w ogóle się tu dostała? – powtórzył się już po raz kolejny Wasilij. Ponownie patrzył się na Elein, jak gdyby liczył, że tym razem powie mu coś nowego.

Halinka pozwoliła sobie zignorować dalszą wymianę zdań, gdyż nie wnosiła absolutnie nic nowego. Fakt, że Swietłana nie tylko odnalazła portalownie, ale również najwyraźniej potrafiła zrobić z niej użytek, pozostawał niezmieniony. Otworzyła portal na Ziemię i wróciła do posiadłości Szarego. Tyle Elein zdążyła potwierdzić. Halinka czuła, że należałoby upomnieć ją za to, że niepotrzebnie ryzykowała. Wbieganie do portalu za Swietłaną, a już zwłaszcza po przeszłych komplikacjach, których Elein doświadczyła na własnej skórze, to nie był najlepszy pomysł. Tyle dobrze, że starczyło jej rozumu, by po rozpoznaniu posiadłości Szarego, po prostu się wycofać i to zanim portal samoistnie się zatrzasnął. Zerknęła ponownie na Elein przepychającą się na słówka z Wasilijem i zrezygnowała. Zdecydowanie nie miała ochoty nikogo pouczać. Wolała położyć się na podłodze – czyli kafelkach ułożonych w kształt szachownicy – i po prostu wszystko olać.

Tak i zrobiła. Dzięki temu sprzed jej oczu na moment zniknęli przejęci członkowie drużyny oraz siatka arkad będących w istocie nieaktywnymi portalami, które rozciągały się na boki oraz w górę aż do sufitu. Ich miejsce zajęły kolorowe witraże ułożone w kształt oka. Ciekawe czy podświadomie wybrała miejsce na wprost źrenicy, czy też zadział się kolejny niewygodny przypadek? Światło bijące przez wizerunek oka przyjemnie grzało jej ciało. Halinka przymknęła na moment powieki. Przydałaby się jej solidna kilkudniowa drzemka. Sama już nie wiedziała, jak długo nie spała. Niby w swoim wewnętrznym świecie nie odczuwała znużenia, lecz tutaj uderzyło ją niczym różowa gorylica.

Przyjemne ciepło na skórze zaczęło się rozpraszać. Na domiar złego wokół zapanowała rażąca uszy cisza. Halinka otworzyła powieki. Gigantyczne oko-witraż właśnie się zamykało.

– Elein – podjął Wasilij głosem pełnym trwogi. – Nie rozumiem, co do mnie mówisz.

– Co? – odparowała wojowniczka. – Człowieku, mów po agwyńsku! Nie znam języka z twojego świata!

– Ło kurwa – stęknął J-baba. – Jazdy jak na dworcu centralnym.

– Co? – zdziwił się Brajanek.

– Nie wiem, co znaczy twoje „co", ale chodziło mi o to, że na centralnym pełno emigrantów – ciągnął J-baba. – I wszyscy napieprzają po swojemu.

– Strasznie bełkoczesz – odparował Brajanek. – Nie łapię ani słowa.

– Co? – żachnął się J-baba. – To szeleszczenie to jakaś mowa?

Przed oczami Halinki pojawiła się kocia mordka.

– Halina, mamy problem – przemówił Szarik.

– Mhm.

– Tak na oko właśnie straciliśmy możliwość komunikacji między sssobą – ciągnął kot.

– Mhm.

– Czy rrrozumiesz nas wszystkich?

Halinka przemilczała. Szarik pacnął ją łapką w twarz. Nawet się nie skrzywiła. Pacnął jeszcze raz, a potem ponownie i znowu. Po kilku minutach takiego okładanie wreszcie się wycofał. Wrócił, ciągnąc za nogawkę Surbiego.

– Podnieś ją – polecił.

– Co? – zdziwił się Surbi.

Szarik wskazał łapą na Halinkę, a następnie w górę. Surbi chwycił ją za dłoń i pomógł wstać.

– Opowiadałem Anecie o Ego – podjął. – Ale w połowie przestała mnie rozumieć. Wiesz, co się dzieje?

– Mam podejrzenia – odparowała Halinka.

– Aha! – ucieszył się Szarik. – Odpowiedziałaś mu, czyli rozumiesz jego mowę!

– Wcale nie – odgryzła się Halinka.

– Drużyna! Chodźcie tu! – zawołał Szarik. – Halina rozumie nas wszystkich!

Aneta kiwnęła i pociągnęła za sobą Elein oraz Oriona. Brajanek natomiast przyprowadził Olafa i Andre. J-baba przyszedł tuż za Maszą, Wasilijem i Falafelem.

– Czemu przestaliśmy się rozumieć? – zapytał Wasilij.

– Zapewne efekt uboczny pokonania przeze mnie Ego – wyjaśniła niechętnie Halinka.

– O co on zapytał? – nie wytrzymała Elein. – Zresztą to nieistotne. Najważniejsze w tej chwili jest dowiedzieć się, czemu nagle przestaliśmy się rozumieć!

Halinka westchnęła. Tak bardzo jej się nie chciało. Wprost nie mogła się doczekać momentu, w którym usiądzie w swoim pokoju, odpali międzygalaktyczną telewizję i wciągnie na jednym wdechu kilka sezonów jakiegoś szmatławca. Może zagryzie to wszystko lodami?

– Wydaje mi się, że to właśnie była odpowiedź na twoje pytanie – podjął Orion, gdy cisza się przedłużała.

– Aha... No tak. – Elein nieco się speszyła. – Czyli pokonałaś Ego, tak?

– Tak jakby – mruknęła Halinka.

– O co ona się spytała? – zainteresowała się Aneta.

– Co ona powiedziała? – Elein wskazała Anetę palcem.

Halinka mruknęła pod nosem przekleństwo.

– Dobra, będę powtarzać pytania, bo inaczej nigdzie nie dojdziemy – oznajmiła. – Elein zapytała mnie, czy pokonałam Ego.

– A Aneta? – Elein skrzyżowała ręce na piersi.

– Aneta rzekła „o co ona się spytała"? Na co później ty odpowiedziałaś „co ona powiedziała"?

– Ale to brzmi męcząco – burknął Orion.

– Oznajmił, że to brzmi męcząco. – Halinka wyprzedziła pytania.

J-baba zaklął.

– Tego nie będę tłumaczyć – podjęła Halinka. – Sami się domyślcie z intonacji.

– A wracając – podjął Wasilij. – Co się stało z Ego?

– Wasilija interesuje los Ego – odparowała Halinka.

Cisza.

– Ekhem... – odchrząknął Szarik.

– Szarik odchrząknął – powtórzyła na głos Halinka.

– Odpowiesz na pytanie, czy nie? – wycedził kot.

– Szarika interesuje, czy odpowiem na pytanie.

– Nas wszystkich interesuje! – zgodziła się Elein. – Przestań się zgrywać i odpowiadaj!

– Elein mówi...

– Nie musisz tłumaczyć – zapewnił Wasilij. – Zrozumieliśmy z kontekstu.

Halinka zerknęła na Surbiego. Tak jak się spodziewała, przyglądał jej się podejrzliwie. Owszem zgrywała głupią, a brało się to z tego, że jeszcze nie do końca sama przetrawiła całe zajście. Chyba wygnała Ego na dobre, a to z pewnością coś w niej zmieniło. Tylko co? Nie zastanawiała się długo. Może odpowie na to pytanie innym razem? W końcu nigdzie jej się nie spieszyło.

– Halinka! – syknął Szarik.

– Ach tak... – odchrząknęła. – No normalnie pokonałam ją. – Halinka machnęła dłońmi niczym w filmach o kung-fu. – Rachu-ciachu i po sprawie. Kryzys zażegnany. I ten... No.

– Nie o to pytałem – odparował Wasilij.

– Nie zrobiłam jej krzywdy – rozwinęła. – Pogadaliśmy sobie i ustaliliśmy, że ma pójść. No i poszła. Nie wiem gdzie.

Wasilij zmarszczył czoło. Podobne zawahanie widziała u prawie wszystkich zebranych.

– Ale macie miny – prychnęła Halinka. – Zupełnie, jak gdybyście woleli, żeby Ego wróciła tu zamiast mnie.

– Nikt tak nie uważa – zapewnił Wasilij. – Ale jeśli o mnie chodzi, sądzę, że Ego jest niezbędna. Zwłaszcza tobie.

– Mhm. – Halinka nie chciała się sprzeczać. Osobiście lubiła przyjemną ciszę we własnym umyśle. Zero wyrzutów, zero oczekiwań, po prostu rób, co chcesz. Brzmi wspaniale, czyż nie?

– Co powiedział Wasilij? – zapytał Orion.

– Uważa, że Ego jest niezbędna.

– Jest silnym sojusznikiem – zgodził się rycerz.

– Mhm.

Ponownie zapadła cisza. Halinka musiała przyznać, że tępe przytakiwanie działało fantastycznie. Eliminowało dalsze sprzeczki, ucinało pole do dyskusji, kupowało święty spokój. Każdy z nich miał w pewnym sensie racje, lecz to nie zmieniało faktu, że Ego opuściła jej głowę bądź schowała się tam głębiej i najwyraźniej nie planowała wracać.

– Chyba jesteś zmęczona – rzekł wreszcie Wasilij.

Święta racja!

– Dopiero wróciłaś, a już cię zarzucamy problemami – ciągnął dalej.

Tak jest!

– Proponuję, by wrócić do tematu jutro...

Otóż to! Czas na lody i serial!

– Zorganizujemy porządne zebranie i wszystko obgadamy – zakończył Wasilij.

Halinka gorączkowo pokiwała. Wasilij z jakiegoś powodu nie przestawał się na nią gapić.

– A... tak... – Halinka podrapała się w skroń. – To ten... Wasilij zauważył, że jestem zmęczona i że zarzucacie mnie swoimi problemami, choć dopiero co wróciłam z walki na śmierć i życie.

Członkowie drużyny rozejrzeli się po sobie z zakłopotaniem.

– Zasugerował więc, że wrócicie do tematu jutro – ciągnęła Halinka.

– Wrócimy – poprawił ją Wasilij. – Łącznie z tobą.

– Tak, tak... – Halinka czuła się niczym zawodowy potakiwacz. – W każdym razie Wasilij proponuje jutro zebranie, na którym ustalicie dalsze kroki.

Członkowie drużyny ponownie rozejrzeli się po sobie jeszcze mniej pewnie niż poprzednio.

– No to ten... Do jutra? – Halinka chwyciła Surbiego za rękę. – Jego sama odprowadzę, bo trochę ucierpiał w starciu.

– Ucierpiał? – nastroszył się Wasilij.

Masza warknęła i również przesunęła się bliżej.

– Nic poważnego... chyba.

Halinka pociągnęła Surbiego w kierunku wyjścia. Ukradkiem sprawdziła czy ktoś ją śledzi. Początkowo jej tropem udał się Szarik, lecz zamarł w pół kroku, słysząc wołanie Wasilija. Tak na oko trener, Aneta, Brajanek oraz kot właśnie urządzali jakąś naradę, gdy Orion i Elein bezskutecznie usiłowali również stać się jej częścią.

Droga przez uliczki przypominające jej rodzinne strony minęła zaskakująco gładko. Z jakiegoś powodu Surbi zachowywał się podejrzanie cicho. Świetnie. Mniejszy kłopot.

– Halinka – westchnął, gdy tylko postawiła nogę w korytarzu bunkra. – Naprawdę masz zamiar po prostu to wszystko przemilczeć?

– Co?

– Twoją bitwę z Ego. – Surbi poprawił kapelusz. – Z jakiegoś powodu ciągle udajesz, że nic się nie stało.

– Jak to? Przecież wszystko opowiedziałam.

– Nie podałaś żadnych szczegółów.

– A w czym niby pomogą?

Surbi zmarszczył czoło. Ociągał się z odpowiedzią, co postanowiła wziąć za znak, że może dalej prowadzić. Po kilku krokach się obejrzała. Surbi dalej stał w miejscu.

– Idziesz? – zapytała.

– Chyba nie.

– Czemu?

– Wolę porozmawiać z pozostałymi. – Wskazał w kierunku sekretnych drzwi prowadzących do portalowni.

– Ale to bez sensu. Przecież się z nimi nie dogadasz.

– Pewnie nie, ale gdy pokażę im bliznę sami cię znajdą, a wtedy zadadzą właściwe pytania.

Halinka schowała dłonie do kieszeni.

– Czemu tak bardzo ci zależy na tym, żebym się przed nimi wyspowiadała?

– Bo wtedy powiedzą ci, że przepędzenie Ego to błąd.

– Ale ja się cieszę, że ona zniknęła. – Halinka z całych sił próbowała uwierzyć w swoje zapewnienia. – Wreszcie mam umysł tylko dla siebie.

– Ale nie jesteś w pełni sobą.

– Wiesz, jakie to jest frustrujące, gdy w twojej głowie siedzi wredna osóbka i ciągle krytykuje?

– Wiem. Jestem przekonany, że każdy z nas ma takową.

Halinka skrzywiła się:

– Nie mogę zrozumieć, czemu jej bronisz. Prawie cię zabiła.

– A potem uratowała.

– Przed czymś, co sama ci zrobiła. Powinieneś jej nienawidzić.

– A mimo to wybaczyłem jej. To ty chowasz urazę.

Halinka czuła się dziwnie. Przez moment doświadczyła ukłucia frustracji, jednakże szybko gdzieś wyciekła niczym woda przez palce. Słowa Surbiego... z jakiegoś powodu znowu przestały ją obchodzić.

Niepokojące.

– Dobrze, wróć do drużyny – zgodziła się. – Ja muszę pomyśleć.

Surbi się zawahał, jakby ważąc czy faktycznie może ją zostawić samej sobie.

– Jak nie chcesz, to nie musisz – zapewniła. – Mogę cię też po prostu odprowadzić do twojego pokoju.

– A co ty będziesz robić?

– Oglądać telewizję i jeść lody. Planuję wciągnąć cały sezon jakiegoś szmatławca.

Surbi wyglądał coraz mniej pewnie, jak gdyby nie potrafił do końca przetworzyć jej słów.

– No co? Każdy czasem ma ochotę po prostu usiąść na tyłku. Od kilku miesięcy jedyne co robię, to rozwiązuję problemy albo z kimś walczę.

– Racja. – Surbi ściągnął kapelusz, który zaczął miętosić w dłoniach. – Tak... może, gdy odpoczniesz, dojdziemy do porozumienia.

– Mhm.

Surbi ukłonił się grzecznie i wrócił do portalowni. Halinka natomiast powlekła się w kierunku swojego malutkiego mieszkanka. Ciekawe czy mogłaby go jakoś powiększyć i lepiej wyposażyć? Z drugiej strony po co? Nie potrzebowała wcale tak dużo przestrzeni, by jeść lody i oglądać głupotki. Tak, zdecydowanie zostawi to sobie na kiedy indziej.

Z jakiegoś powodu jej nogi wcale nie zatrzymały się naprzeciw drzwi prowadzących do domu. Poniosły ją dalej aż do ogromnej sali treningowej Wasilija. Na szczęście świeciła pustkami. W końcu prawie wszyscy domownicy bunkra właśnie urządzili sobie zebranie przy arkadach pełnych portali. Wyjątek stanowili bliźniacy, ale ci najpewniej aktualnie upadlali się do nieprzytomności na stołówce.

A to oznaczało, że miała całe to miejsce dla samej siebie.

– Chyba się sprawdzę – wymruczała nieśmiało.

A mimo to dalej nie podjęła żadnej akcji. Tak bardzo jej się nie chciało.

– No dalej, Halina! – Uderzyła się w policzki. – Masz całą salę tylko dla siebie! Taka sytuacja może się już nie powtórzyć! AAAAA! – Przykucnęła, przyciskając łokcie do boków. – OOOOO!!! – Starała się rozzłościć. Szło to wyjątkowo marnie. – EEEEEEECH...

Uczepiła się niewielkiego impulsu agresji, który w sobie znalazła. Spojrzała na ręce. Wolno porastały ciemną sierścią, co znaczyło, że nie osiągnęła najwyższego stopnia transformacji, czyli różowej gorylicy. Istotnie, gdy zerknęła na siebie w lustrze, prezentowała się raczej żałośnie niż groźnie. Nieznacznie zwiększyła swoje rozmiary, a jej oblicze w ogóle nie pokryło się w pełni sierścią. Wyglądała jak łysiejący orangutan, którego ktoś zanurzył w czarnej farbie.

– Ale smutny widok – wyhukała. – Ugh! Ugh! – zacisnęła pięści a pazury boleśnie się wbiły w dłoń. Niestety nic więcej nie ugrała.

Spróbowała wyrwać z sufitu worek. I nic z tego. Faktycznie miała więcej siły, ale to nie było nawet ćwierć tego, co dawała jej niegdyś transformacja. Zatrważająco szybko też traciła sierść. Chwilę później wróciła do normy, a z niewypału zostało jedynie mnóstwo ciemnych włosów na macie.

– Zawsze coś – pocieszyła się. – O? – Z zaskoczeniem dostrzegła, że rozcięła dłoń. – Idealna okazja, by sprawdzić moce Lęku.

Halinka skupiła się na ranie, a jej cień lekko zamigotał. Faktycznie krew przestała lecieć, a rana subtelnie się zasklepiła, choć nie pozostawało wątpliwości, że jeden zły ruch, a objawi się ponownie.

– Mhm. To może kopia?

Skupiła się, by wyobrazić sobie jakąś wersję siebie.

– No hej.

Halinka żachnęła się, widząc przed oczami postać zawiniętą w śmierdzące koce.

– Nie, nie... To chyba jakaś pomyłka – mruknęła.

Skupiła się ponownie. Tym razem zrobi to lepiej!

– No przecież już tu jestem. – Tłusta Halinka wyjrzała spod koców, prezentując w pełnej okazałości różowe pryszcze na bladej twarzy.

I jeszcze raz!

– Trochę nie chce mi się znikać i pojawiać – wyjaśnił jej klon.

– Czy ciebie przypadkiem nie zeżarło Szaleństwo? – zapytała z przekąsem Halinka.

– Zgadza się, ale pokonałaś Szaleństwo, więc oto jestem. – Postać w kocach nieśmiało dygnęła.

– No ale ja chcę kogoś zdolnego do walki!

– A to źle trafiłaś, bo to na pewno nie ja.

– No wiem!

– No to skoro wiesz, to weź, przywołaj kogoś innego.

– Próbuję!

– Jakoś słabo ci idzie, bo znowu wyciągasz mnie.

Halinka zaklęła i rozproszyła klona pstryknięciem palcami. Czy w takim stanie w ogóle powinna próbować sięgać po moce Szaleństwa?

– Jestem słaba – szepnęła i usiadła na macie.

Musiała się dobrze zastanowić, co zrobić z tym faktem. Walka z Ego nauczyła ją jednej rzeczy. Dało się uniknąć czytania w myślach pod warunkiem, że za bardzo w trakcie takich prób się nie zastanawiało. Niby niezbyt finezyjny wniosek, ale znaczył, więcej niż się z pozoru wydawało. W przypadku, gdyby przed jej oczami objawiło się jakieś kolejne wredne bóstwo, mogła w ten sposób ukryć własną słabość. Jednakże gdyby powiedziała prawdę wszystkim, czy nie zdradziliby jej myślami? A gdyby nawet nie, czy potrafiliby obronić tego sekretu? Sama ciągle posiadała boską iskrę, stąd miała największą szansę przetrwania ewentualnego forsownego świdrowania głowy, co nie oznaczało, że była jakaś wybitnie wielka. W związku z tym w przypadku napotkania kolejnego idioty przepełnionego mocą najlepsza ochroną pozostawał blef.

– Im mniej ludzi o tym wie, tym lepiej – zapewniła samą siebie.

I zdecydowanie nie chodziło tu o to, że nie chciała wysłuchiwać gadek o pogodzeniu się z Ego. Zresztą czy one coś by dały? Na pewno nie. W takiej sytuacji sekretność to jedyne rozwiązanie.

– Idę oglądać seriale – poinformowała samą siebie.

Nie odpowiedział jej ani jeden wyrzut sumienia.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top