56 Samosąd

– Jak tu się znaleźliśmy?

Pytanie padło z ust Elein Wilhelm, lecz równie dobrze mogło też paść i z jej własnych. Halinka rozglądała się wokół, próbując zrozumieć, gdzie tak właściwie ich przeniosło. Czyżby sala sądowa? Szczegóły niby pasowały, ale jednocześnie wydawały się strasznie przejaskrawione. Na przykład z jakiegoś powodu w pomieszczeniu zadbano o nieskazitelne oświetlenie i to w taki sposób, że cienie wszystkich tu zebranych przestały po prostu istnieć. Na tym lista wcale się nie kończyła, gdyż już same kolory prezentowały się zbyt świeżo, zupełnie jak gdyby drewno się nie zużywało, a farba na ścianach została nałożona najwyżej dwa tygodnie temu. Gdzie nie spojrzeć wszędzie widziała miłe dla oka kontrasty, które idealnie nadawały się pod obiektyw kamery studyjnej.

– Czemu nie mogę stąd wyjść? – zapytał Orion.

Halinka zwróciła uwagę na swoich towarzyszy. Poza faktem, że wszyscy siedzieli w miejscu ławy przysięgłych, zastanawiał również ich ubiór a konkretnie ponure prawnicze garnitury.

– Zaraz. – Halinka zmarszczyła czoło. – Ława przysięgłych? W Polsce nie ma czegoś takiego...

– To jest ostatnia rzecz, która w tej chwili powinna cię niepokoić – fuknęła Aneta. – Zrób coś, bo utknęliśmy!

Halinka udała się w ich stronę. I nic. Dalej stała w tym samym miejscu.

– Co jest... – zdziwiła się i ponowiła próbę.

PUF.

– Ale...

PUF.

– Czemu...

PUF.

– To nie jest śmieszne! – zirytowała się Halinka.

– Prawda? – zgodziła się Elein. – Strasznie mi to działało na nerwy podczas uczty w Janeve.

Halinka uważnie obejrzała „swój" stolik. Znajdował się tuż na wprost monumentalnej ławy sędziego. Dopiero teraz zauważyła, że ktoś tam zasiadał. Widziała jedynie czubek głowy, ale tyle wystarczyło. Wszędzie rozpoznałaby te kręcone loczki!

– Ego! – warknęła.

– Cisza! – Nad stołem sędziego wysunęła się rączka z młotkiem, która nie trafiła w drewniany krążek. – Rozprawa się jeszcze nie zaczęła. Potrzebuję wyregulować krzesło... – Ego zniknęła pod stołem, po czym nagle pojawiła się i natychmiast schowała do poziomu oczu. – Ale głupie pokrętło... – Ego wystrzeliła pod sam sufit jak w kreskówkach. Następnie wolno i metodycznie zaczęła opuszczać krzesło w dół. Trwało to wieczność.

– Wypuść mnie! – nie wytrzymała Halinka. Właśnie dostrzegła, że Ego założyła jej pomarańczowy kostium więzienny.

– Oskarżonej nie udzielono jeszcze prawa głosu – poinformowała Ego, nie przestając regulować krzesła. – Proszę uzbroić się w cierpliwość. Czekamy jeszcze na protokolantkę oraz prokuratora.

– Jestem! – Ego w pretensjonalnych okularkach i włosach związanych z tyłu, wynurzyła się zza stolika, na którym stała maszyna do pisania. – Ale bawię się jeszcze samochodzikami!

– To zrozumiałe. – Ego-sędzia założyła białą perukę. – Proszę kontynuować, dopóki nie przyjdzie prokurator.

– Tak jest! – Ego-protokolantka zasalutowała i zanurkowała z powrotem pod stół. – Wziuuuum... Bziuuum...

– Nie będziesz mnie sądzić! – zirytowała się Halinka.

– Właśnie, że będę!

– Nie będziesz!

– Będę, będę, będę!

– Niby jakim prawem?!

– A o takim! – Ego wysunęła język i jednocześnie naciągnęła oko.

– To nie jest uczciwy sąd!

– To świetnie, bo właśnie o taki mi chodziło!

– Daj mi przynajmniej jakiegoś obrońcę!

– Nie dam! Nie dam! Nie dam! – Ego stroiła miny. – Wynik i tak już jest przesądzony!

– No to po co, mnie tu w ogóle zabrałaś?!

– Dla zabawy. – Ego przewróciła oczami. – Wiem, obce dla ciebie słowo.

– Ssskoro bawimy się w sąd, to czy nie powinniśmy jednak w pełni odzwierciedlać jego niuansów? – wtrącił się Szarik.

– Dążysz do tego, że Halinie przyda się prawnik. – Ego-sędzia oparła podbródek na swojej dłoni. – Ale po prawdzie, niuanse mają się zgoła inaczej. Strona sądzona może reprezentować samą siebie w postępowaniu karnym. – Ego stuknęła młotkiem. – A zatem Halina poradzi sobie sama samiusieńka.

Huknęło. Halinka wzdrygnęła się i obejrzała. Kobieta w czarnych spodniach i marynarce właśnie zamykała drzwi na klucz. Gdy się odsunęła, coś grzmotnęło w nie od drugiej strony i... jęknęło z bólu?

– W...uść ...nie! – rozległo się po drugiej stronie drzwi, zanim ta sama osobistość grzmotnęła czymś o drzwi.

Ego-sędzia machnęła ręką. Krzyki i odgłosy wyważania ustały, jednakże dwuskrzydłowe drzwi ciągle się uginały, jak gdyby coś w nie łomotało. Czyżby po prostu je wyciszyła?

– Przepraszam za spóźnienie – rzuciła nieznajoma, poprawiając wielgachne okulary na nosie. – Coś mnie zatrzymało.

Ego-sędzia kiwnęła i przywołała przybyłą gestem. Halinka poczuła pewną ulgę. Z kontekstu sytuacji wywnioskowała, że kobieta była prokuratorem, na którego czekali, zanim zacznie się ten cały idiotyczny samosąd. Tyle dobrze, że to ktoś inny niż Ego... Halinka zamrugała i przyjrzała się twarzy prokuratorki znacznie uważniej. Czyżby...

– Czemu wyglądasz jak ja? – zapytała.

Prokuratorka zignorowałą ją, po prostu usiadła za sąsiednim stolikiem naprzeciw sędziego.

– Loki i zielone oczy – wycedziła Halinka. – Stara Ego? A to ci numer...

– Sama jesteś stara! – zirytowała się prokuratorka. – Mam dokładnie tyle samo lat, co i ty!

– Właśnie powiedziałaś, że jestem stara – zauważyła Halinka.

Prokuratorka prychnęła i odwróciła wzrok w stronę Ego bawiącej się regulacją krzesła.

– Czy możemy zaczynać? – zapytała.

– Nom. – Ego machnęła niedbale młotkiem, w ogóle nie patrząc na żadną z kobiet.

– Potrzebuję wyjaśnień – zażądała Swietłana.

– Wcale nie – oznajmiła Ego. – Potrzebujesz stąd wyjść.

– Zgadza się – przytaknęła Swietłana.

Ego pstryknęła palcami. Swietłana zniknęła.

– Co z nią zrobiłaś? – zaniepokoił się Wasilij.

– Wysłałam ją z powrotem do bunkra – odparowała Ego. – Nie ma co się przejmować. Wkrótce też do niej dołączycie.

– „Wkrótce" może nie wystarczyć – zirytował się Wasilij. – O czym ty w ogóle myślałaś, wysyłając ją tam samą?! Ktoś musi mieć ją na oku!

– Może ty? Albo Orion? – zaproponowała Ego.

– Dlaczego akurat Orion? – Wasilij zmarszczył czoło.

– Już raz ją powstrzymałem – stwierdził rycerz.

– Czyli zgadzasz się wrócić do bunkra, tak? – naciskała Ego.

– Czuję, że jestem potrzebny też i tu – odparował Orion.

– Tymczasem Olaf jest sam na sam z naszą ulubioną psychopatką. – Ego w wersji sędzia uśmiechnęła się promiennie.

Orion zaklął.

– Ja wrócę – postanowiła Elein. – W razie czego ustawie ją do pionu. – Poklepała rękojeść czarnego jak smoła miecza. – A tu... Raczej nie pomogę. Nie dam rady podnieść ręki na dziecko.

– Zgadza się. – Ego w wersji sędzia kiwnęła stanowczo. – Nie dasz. – Pstryknęła palcami, a Elein zniknęła. – Załatwione. Teraz Elein ma ją na oku. Zadowoleni?

– No nie bardzo – wtrącił się J-baba. – Ja też nie chcę tu być.

– Doskonale! – Ego stuknęła młotkiem. J-baba również wyparował. – Pomoże Elein.

– Jakie pomoże? – zirytowała się Halinka. – Ten facet dba tylko o własne cztery litery! Znowu wszystko pogorszyłaś!

Orion westchnął długo i przeciągle, jak gdyby utracił wiarę we wszystkich i wszystko. Wreszcie zerknął przepraszająco na pozostałych:

– Chyba muszę pomóc Elein... – mruknął.

PSTRYK.

Orion dołączył do grona nieobecnych.

– Na jasssny brrrowarek, siedźcie cicho! – nie wytrzymał Szarik. – Nie widzicie, że Ego szuka powodu, by nas stąd wyrzucić?!

Halinka w duchu przytaknęła. Nie do końca rozumiała, czemu Ego potrzebowała głośnego potwierdzenia, jednakże mogła to być ważna wskazówka na później. Zmierzyła wzrokiem ławę przysięgłych. Zostali Wasilij, Szarik, Masza, Falafel, Aneta oraz Brajanek. Ciekawe jak planowała zmusić zwierzaki do werbalnej kooperacji?

– Falafelku... – Ego jak zwykle czytała w myślach. – W bunkrze czeka na ciebie miska pełna świeżej karkóweczki. Powiedz mi, ale tak szczerze: wolisz zostać czy wrócić i na spokojnie zjeść mięsko?

Falafel radośnie zasapał.

– Ani mi się waż! – miauknął Szarik.

Falafel stęknął.

– Bądźmy szczerzy, i tak tu nic nie wskórasz. – Ego wyczarowała kolejnych kilka młotków i zaczęła nimi żonglować. – A tam przynajmniej porządnie pojesz. – Młotek wymsknął się i spadł Ego na czoło. – Au...

Falafel poruszył się, ale natychmiast cofnął pod ciężarem spojrzenia Szarika. Przestał się też oblizywać.

– Niech będzie – westchnęła Ego, poprawiając sędziowską perukę. – Dorzucę też parówki.

– Dobry piesek! – przytaknął gorączkowo Falafel.

– Ty zdradziecki... – Szarik nie zdążył dokończyć obelgi, gdyż pies zniknął.

– Masz zamiar wyeliminować całą ławę przysięgłych? – zapytała Halina.

– Mam zamiar robić, co mi się żywnie podoba – odparowała Ego. – Masz z tym jakiś problem?

– Skąd – prychnęła Halinka. – Daję ci tylko znać, że gdy zniknie ostatni z moich przyjaciół, przestanę milutko kooperować.

– Ileż w tych słowach arogancji. – Ego zachichotała. – Protokolantko, czy zapisałaś, co ona plecie?

– Wziuuuum... – Spod stołu z maszyną do pisania wynurzyła się główka z loczkami. – Co?!

– Zapisuj! – rozkazała Ego swojej kopii. – Bo to jest niezły dowcip! Halinie chyba się coś pomyliło, bo przez moment brzmiała, jakby miała w sobie jakieś ego, a przecież jestem tutaj, kapujesz?

– Nie bardzo – odparowała Ego-protokolantka.

– Całkiem dobre – mruknął Brajanek, a Aneta zdzieliła go łokciem w żebra.

– Dziękuję, Brajanku – westchnęła sędzia, po czym wskazała protokolantkę. – A ty, po prostu zapisuj. Pani prokuratooor, jedziemy z oskarżeniami.

– Zaczynamy od dzieciństwa, co? – Dorosła Ego otworzyła szufladę, z której wyskoczył stos papierów sięgający jej brody.

– Oczywiście!

– Jedenastego lipca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego oskarżona została nazwana „Haliną-praliną", na co mruknęła „chyba ty". W konsekwencji tego godnego pożałowania braku kreatywności aż do liceum była znana na osiedlu jako Pralina.

– Czy oskarżona ma coś na swoją obronę?

– Co? – Halina wytrzeszczyła oczy.

– To jeszcze gorsze od „chyba ty" – zauważyła protokolantka.

– No dalej! – ponaglała sędzia. – Wymyśl coś lepszego! Miałaś dziewiętnaście lat na sensowną ripostę!

– Protestuję – oznajmił Wasilij.

– Bo? – Sędzia zaszczyciła go spojrzeniem.

– Ten cały sąd to jakaś dziecinada.

– Oddalam. – Ego stuknęła młotkiem. – Możesz sobie pójść. Siła cię nie trzymam.

Halina w duchu się zgodziła. Coraz bardziej wolała, żeby faktycznie stąd wszystkich wyrzucono. Niestety Wasilij uparcie usiadł na miejscu i skrzyżował ręce.

– A zatem oskarżona nie ma nic na swoją obronę – wznowiła prokurator. – Co oznacza... – Jej palce błyskawicznie wertowały dokumenty, jak gdyby były maszynką do liczenia pieniędzy. – Że możemy podpiąć pod to kolejne tysiąc zdarzeń.

– Zostaw to z tortem – poprosiła sędzia. – Jest całkiem zabawne...

– Protestuję! – Halinka wskoczyła na nogi. – To zbyt żenujące!

– Że-nu-jące... – powtórzyła protokolantka.

– Oddalam – zachichotała sędzia. – Oddaję głos pani prokurator.

Halinka spróbowała wyjść zza stolika, lecz natychmiast wylądowała w tym samym miejscu. A może użyć mocy? Nie, za wcześnie. Nie chciała wciągać w kolejną kolosalną bitwę całej swojej drużyny. To może po prostu zacząć krzyczeć? Pewnie wtedy Ego ją zagłuszy podobnie jak tajemniczego przybysza, dobijającego się do sali sądowej. A właśnie... Obejrzała się. Drzwi ciągle podskakiwały raz na jakiś czas, co świadczyło o tym, że nie ustaje w próbach.

– Szesnastego września tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego Halina Ulańska potknęła się i zrujnowała swoją twarzą tort urodzinowy niejakiego Michała Gawrona. – Wypowiedź prokuratorki z jakiegoś powodu rezonowała po całym pomieszczeniu.

– Smaczku całej historii dodaję fakt, że ów Michał podobał się wtedy Halinie – zaśmiała się Ego.

– Ojaaa – mruknęła Aneta.

Halinka przymknęła powieki. Czuła, że płoną jej policzki. Ciągle pamiętała smak kremu. Pieprzona wanilia. Nie zjadła jej nigdy więcej.

– I co? Masz dosyć? – zapytała Ego. – Widzę, że ciężko ci znieść ten poziom zażenowania.

Halinka kiwnęła.

– Chyba tobie – odbiła Aneta. – Dawaj pikantne szczegóły!

Halinka otworzyła oczy. Istotnie, Ego w wersji sędzia wcale nie mówiła do niej. Patrzyła się na jej przyjaciółkę, która zacierała ręce, chichocząc złośliwie.

– Nie ma żadnych. – Ego stuknęła młotkiem. – Właśnie dlatego osądzam tę amebę bez ambicji. Wycofała się i nigdy więcej nie powiedziała Michałowi choćby i cześć.

– Ssstop. – Szarik zamiatał blat ogonem. – Czy aby na pewno mowa tu o naszej Halinie?

– No właśnie – zgodził się Brajanek. – Ciężko jest mi wyobrazić, by ot tak sobie zrezygnowała. W końcu jedyne, co ostatnio robi, to nie rezygnuje.

– Właśnie – zgodził się Wasilij.

Słowa obrony dodawały Halince otuchy, lecz nie mogły wymazać przeszłych porażek. Istotnie, tak po prostu zrezygnowała. Damsko-męskie relacje zawsze stanowiły jej słaby punkt, dlatego nałogowo czytała romansidła, aż dotarło do niej, że to bez sensu. Ciekawe czy teraz coś się zmieniło? Przed oczami stanęło jej wspomnienie zmartwionej twarzy Surbiego. Nie. Zupełnie nic.

– Oskarżona ponownie nie ma nic na swoją obronę, więc ruszamy dalej – ogłosiła sędzia.

– Może ruszymy teczkę z postanowieniami noworocznymi? – zaproponowała prokurator.

– Wtedy do jutra nie skończymy – westchnęła sędzia. – Może po prostu przejdziemy do Trzech Kluczowych Porażek?

– Ot tak? – Protokolantka przestała na moment jeździć samochodzikiem po klawiszach maszyny do pisania.

– Sądziłam, że trzeba będzie ją zmęczyć – wyjaśniła sędzia. – A tu mamy praktycznie zero oporu. Pralina po prostu siedzi i kontempluje.

– Sama jesteś Pralina! – zirytowała się Halinka. – A nawet nie! Będziesz Sralina, bo masz jeszcze smarki pod nosem!

– Ale jej powiedziałaaaś – zakpiła Aneta.

– Nie no jest znacznie lepiej – pochwaliła Ego w wersji sędzia. – Wszystko lepsze od „chyba ty".

Halinka zmarszczyła czoło. Sformułowanie „Trzy Kluczowe Porażki" brzmiało wyjątkowo złowieszczo. Ściągało umysł w nieprzyjemne i zakurzone rewiry pełne goryczy.

– Wracajcie do bunkra – poleciła drużynie, nie zdejmując spojrzenia z nadętej miny sędzi. – Poradzę sobie.

Cisza.

– Mówię poważnie! Wracajcie!

– Chyba ty – prychnęła Aneta.

– Nie chcę, żebyście byli świadkami tego, jak smarkula pierze moje najgorsze brudy!

– No to masz pecha.

– Aneto!

– Haliiinka – miauknął Szarik. – Wszyscy znamy cię wystarczająco długo, by wiedzieć, że gdy tylko się stąd ruszymy, rzucisz się na Ego z łapami.

– Gdy zamiast tego powinnaś z nią po prostu porozmawiać – zakończył Wasilij.

– Porozmawiać... – Halinka zaśmiała się. – Porozmawiać?! Kompletnie was pogrzało!

– Ona prrróbuje – mruknął Szarik. – Czemu niby masz być gorsza?

– Znieważa mnie na oczach wszystkich moich znajomych!

– Oczywiście! – Ego poprawiła białą perukę. – Muszą się w końcu poznać twoje prawdziwe oblicze. Noszą w sobie fałszywe przekonanie, że jesteś niezłomna, wręcz niezwyciężona! Po prostu nigdy się nie poddajesz!

– To... – Halinka zgrzytnęła zębami. – Nigdy tak nie twierdziłam.

– Ale oni tak uważają! – zirytowała się prokuratorka. – Dlatego rozwiejemy ich wątpliwości. – Sięgnęła do stosu papierów i wyciągnęła ze środka krwisto-czerwoną kartkę. – Trzecia Kluczowa Porażka – przeczytała na głos. – Czy mówi ci coś imię Alicja?

Halinka westchnęła. Dawno jej nie wspominała. Może zbyt dawno? Aktualne wydarzenia szczęśliwie temu sprzyjały. Ciążący na barkach los kraju a w najgorszym przypadku i całego wszechświata stanowił dość dobre usprawiedliwienie.

Ciekawe co tam u niej?

Ciekawe czy Alicja myślała czasem o niej?

– Kim jest Alicja? – Aneta nie wytrzymała przedłużającej się ciszy.

– Jej starszą siostrą – wyjaśniła prokuratorka.

– Masz siostrę? – żachnęła się Aneta.

– No mam – odburknęła Halinka.

– To, czemu nigdy o niej nie wspominałaś?

Halinka zachowała ciszę. Chyba ciągle miała do tego prawo.

– Wcale nie – zaprzeczyła Ego-prokurator. – Jeśli będziesz milczeć, sama im wyjaśnię.

– Nie mogę się doczekać, aż wreszcie się ciebie pozbędę – wycedziła Halinka. – I ciebie! – Dźgnęła palcem w kierunku sędzi. – I ciebie też! – Wskazała również protokolantkę.

– Oż ty! – zirytowała się protokolantka. – W takim razie zanotuję, że przyznałaś się do całowania butów Krystiana Szarego!

– Ani mi się waż!

– Właśnie to robię, Butolizie!

– Halinka. – Spokojny ton Wasilija w niemal magiczny sposób wybił się ponad jazgot. – Kim jest Alicja?

– Po co ci to?! – odparowała napastliwie Halinka.

– Bo jesteś moją przyjaciółką, która wielokrotnie pomogła mi w potrzebie – wyjaśnił Wasilij. – Chcę ci się odwdzięczyć tym samym.

– I bez tego mi pomagasz!

– Halinka. – Intonacja trenera domagała się odpowiedzi.

– Nie, ale serio! Po co?!

– Bo to zaburza twój spokój – wyjaśnił. – Na samo wspomnienie o Alicji chodzą ci dłonie. A oprócz tego...

– Wcale nie!

– Oprócz tego ciągle krzyczysz.

Halinka przygryzła dolną wargę. Wasilij jak zwykle trafił w dziesiątkę. Nie spodziewała się, że po tylu latach to wszystko wyjdzie i to w tak burzliwy sposób. Najwyraźniej czas wcale nie leczy ran. A może po prostu minęło go zbyt mało?

– A może niektórych rzeczy po prostu nie da się zapomnieć? – zirytowała się prokuratorka.

– Moja siostra... – Halinka zignorowała zaczepkę. – Była dla mnie kiedyś kimś bardzo ważnym. Nie mogę powiedzieć, że świetnie się dogadywałyśmy, bo to nieprawda, ale... przeszłyśmy razem przez wiele. Moja rodzina to niewesoły przypadek. Mam raczej więcej złych wspomnień na jej temat niż tych dobrych. Jednakże Alicja... Ona kroczyła przez to wszystko razem ze mną. Rzekłabym wręcz, że była moim pierwszym przyjacielem.

– Była? – zapytał Wasilij.

– Jakiś czas temu...

– Minęło osiem lat – poprawiła stanowczo prokuratorka. – A dokładnie osiem lat, siedem miesięcy i trzynaście dni.

– Może podaj z dokładnością do sekundy, żeby wypaść jeszcze bardziej nienormalnie? – odgryzła się Halinka.

Prokuratorka lekko poczerwieniała.

– Jakiś czas temu – podjęła uparcie Halinka – pokłóciłyśmy się. Już nie pamiętam, o co dokładnie poszło, choć pewnie nasza prymuska zaraz mnie wyręczy. – Spojrzała złowrogo na prokuratorkę, która o dziwo przemilczała. – Zapewne o rodziców, a o cóż by innego?

– Zgadza się – mruknęła cichutko prokuratorka.

– W każdym razie padło wiele ciężkich słów. Zbyt wiele. Alicja oznajmiła, że jeśli niektórych z nich nie cofnę, z nami koniec. Chyba nie muszę wam tłumaczyć, że ona też jest wybitnie uparta?

– Jeśli jest choć w połowie tak uparta, jak ty, to mogę sobie wyobrazić, skąd się wzięły te osiem lat – stęknęła Aneta. – Próbowałaś się do niej odezwać, prawda?

Halinka potarła kark.

– Próbowałaś, prawda? – błagała Aneta. – Nie? Naprawdę nie? Ech...

– Nie pozwalało mi na to... – Halinka błysnęła złośliwym uśmiechem. – Ego.

– Oskarżasz MNIE? – oburzyła się sędzia.

– A powiesz, że nie miałaś w tym ani krztyny udziału?

– No ale to ty miałaś wpaść na cudowny sposób, by mimo wszystko uratować przyjaźń!

– Bo sama nie potrafisz?

– Potrafię!

– To wymyśl!

– Zaraz wymyślę!

– No to wymyśl!

– No nie popędzaj mnie!

– Wymyślaj!

– Mogłaś do niej zadzwonić! – Ego wypadł z ręki młotek przy próbie uderzenia. – Zadzwonić i udawać, że ta kłótnia nigdy się nie wydarzyła!

– Akurat.

– Po kilku miesiącach, może by wreszcie odpuściła...

– Nie brzmisz, jakbyś była taka pewna, wiesz?

– No pewnie, że nie jestem! Mówimy tu w końcu o NIEJ!

– No to odpowiedz mi jeszcze na to! Czy gdybym zadzwoniła pierwsza, nie wyszłoby, że nie miałam racji?!

– Chyba nie...

– Czyli uważasz, że tak by tego nie odebrała?! Mówimy tu w końcu o NIEJ!

– Kurde. – Ego sędzia schowała twarz w dłoniach. – Ale to męczące jest, no!

– No pewnie, że jest! – warknęła Halinka. – Obwiniasz mnie, że nie wyciągnęłam pierwsza ręki, gdy jednocześnie uważasz to za słabość! To, co ja mam niby zrobić?!

– Coś wymyślić! – Ego stuknęła piąstką o wielgachny blat.

– I wy się dziwicie, że ja chcę się jej pozbyć. – Halinka przewróciła oczami. – Ciągle masz jakieś pretensje, a nie oferujesz nic w zamian! Zupełnie nic!

– Nic? – Ego wskoczyła na blat i cisnęła peruką pod swoje nogi. – Nic?! A niby kto ciągle krzyczał, gdy traktowali cię niewłaściwie, co?! Kto ci kazał zmienić toksyczną pracę?! Albo odgryźć się koleżance w kolejnej, gdy ta usiłowała wsadzić cię sobie pod kciuk?!

Aneta zawierciła się niespokojnie.

– Kto cię zmusił, byś zaczęła trenować?! Kto pchnął cię do walki z Tancernymi Amazonkami?! Kto kazał ci walczyć z Krystianem Szarym i to pomimo faktu, że od początku nie mieliśmy żadnych szans na wygraną?! Logika?! Rozsądek?! NIE! To byłam JA! Twoje EGO! Także nie waż się mówić, że nie oferuję NIC w zamian!

Halinka bardzo chciała móc jakoś się odgryźć. Rozum wysuwał kolejne absurdalne riposty w stylu „to nie prawda" bądź „wcale nie", nie potrafiła jednak ich rzucić na głos podobnie jak i tego, że być może czasami faktycznie potrzebowała...

– Faktycznie potrzebowała mnie, co? – zakpiła prokuratorka. – No proszę.

Na twarzy Halinki ukazał się zdradziecki grymas. Choć z drugiej strony czego tu się bać? Ona i tak czytała jej myśli, jak dobrą książkę.

– Niekoniecznie taką dobrą – odburknęła prokuratorka.

– Zawsze musisz kpić? – zirytowała się Halinka.

– Zawsze.

– W jaki sposób mam z tobą żyć, co? – Halinka zmarkotniała. – W jaki sposób mam znosić w nieskończoność ten głosik pełen pretensji? Tobie nic się nie podoba. Cokolwiek nie zrobię, zawsze mogłabym lepiej. Zawsze!

– To cena ambicji!

– Czy ambicje muszą być aż tak toksyczne? – Halinka skrzyżowała ręce na piersi. – A jeśli muszą, czy nie lepiej zostawić je w cholerę?

– Przejdę teraz do Drugiej Kluczowej Porażki. – Dorosła Ego może i zignorowała to pytanie, ale odcisnęło się piętnem na jej twarzy. – Finanse i Rachunkowość. Mówi ci to coś?

Halinkę ścisnęło w żołądku. Czyżby ciągle się z tym nie pogodziła? Dlaczego?

– Przeze mnie – odparowała prokuratorka. – Pilnuje, byś nie zapomniała. To miała być nasza szansa! Mieliśmy zrozumieć pieniądze i je okiełznać, a nie żyć od wypłaty do wypłaty jak nasi rodzice! A co zrobiłaś ty?

– Rzuciłam studia – wyznała Halinka.

– Rzuciłaś studia. – Prokuratorka gorączkowo wyjęła dwie kolejne czerwone kartki. – A dalej? Niemal dekada pracy na kasie lub zmywaku! Cała cholerna dekada! – Cisnęła kartkami pod stół. – Co w oczywisty sposób jest twoją Pierwszą Kluczową Porażką! Jak mogłaś tak się stoczyć?! Co się stało z twoimi marzeniami?! Co się stało ze mną?! Z nami?!

Halinka potarła potylicę. Niemal czuła na niej wzrok pozostałych, lecz wolała nie sprawdzać. Faktycznie tak to się skończyło. Chyba był to jeden z powodów kłótni z Alicją. Siostra nigdy nie zaakceptowała tego, że ona po prostu zrezygnowała.

– Właśnie! Po prostu zrezygnowałaś! – przytaknęła gorliwie prokuratorka.

– Może i znam Halinkę najkrócej ze wszystkich – podjął nieoczekiwanie Brajanek. – Ale to kompletnie do niej nie pasuje. W sensie, by rezygnować ot tak bez powodu.

Powód? Jakiś miała. Jednakże czy umiała go sobie przypomnieć?

– A na co komu powody? – Sędzia ponownie założyła loczkowatą perukę. – Czy pomagają przepędzać wyrzuty sumienia? Otóż nie! – Stuknęła młotkiem o drewniany krążek.

– Powód... – Halinka zastanowiła się. – Jakiś tam był. Ojciec trafił do szpitala.

– O nie... – jęknęła Aneta.

– Klasyka gatunku. – Halinka usiłowała się uśmiechnąć, ale nie wyszło. – Marskość wątroby. Stary pijak nigdy się nie przejmował swoim zdrowiem, ale Alicja się przejmowała. Zawiesiła studia, by móc pracować, a i tak nie starczało na leczenie. Nic nie mówiła, ale widziałam, jak zżera ją to od środka. Ojciec... zawsze traktował ją inaczej. Jak gdyby naprawdę ją kochał. Pewnie stąd ratowała go za wszelką cenę.

– Eguś, pozwól mi wyjść zza ławy – poprosiła Aneta. – Chcę ją przytulić.

– Oddalam. – Ego stuknęła bezlitośnie młotkiem. – Kontynuuj Halina.

– Chciałam... jej pomóc. – Halinka studiowała drewniane deski podłogowe. – Od początku ledwo radziłam sobie na studiach. Może byłam zbyt głupia? A może po prostu nie dało się dobrze uczyć, gdy się pracowało wieczorami, by móc się utrzymać? Alicja prosiła, żebym zawiesiła studia, ale... po prostu je rzuciłam.

Usiłowała przypomnieć, dlaczego nie przystała na propozycję siostry. Po chwili wróciło zapomniane już uczucie potwornego wypalenia: pulsujący wyczerpany umysł, który uparcie odrzucał żałosne próby nauki z notatek, potykanie się o własne nogi, gdy usiłowała serwować piwo w podłym barze studenckim, a do tego wieczne pretensje kierownictwa oraz docinki prowadzących. Zupełnie jakby cały świat się na nią uwziął. Jak gdyby siła wyższa wskazała palcem jej marzenie, a to zwiędło na oczach. Może właśnie dlatego tak bardzo uchwyciła się walki z dżinem? W końcu od pewnego czasu faktycznie wiedziała, że istnieje wredne bóstwo, któremu osobiście mogła odpłacić pięknym za nadobne.

– Czemu nigdy nie wróciłaś na studia? – zapytał Wasilij.

Halinka wzruszyła ramionami. Tamten okres... Lepiej o nim po prostu zapomnieć i jakoś żyć dalej. Powrót na uczelnie oznaczałby zmierzenie się z demonami, które zamknęła głęboko w sobie, a następnie wyrzuciła klucz.

– Dziwna rzecz ambicja – mruknęła cicho pod nosem. – Niby przeszkadza, a jednocześnie nie da się bez niej żyć.

Próbowała przez tyle lat, a ostatecznie i tak się objawiła niczym para spod gwizdka czajnika. A gdy już wróciła, postawiła ją na nogi, a potem przeciwko całemu światu. Dała siłę, o którą się nigdy nie podejrzewała, i to na długo przed boskimi mocami. Halinka zmierzyła wzrokiem Ego w peruce sędzi. Chyba musiało być jej ciężko widzieć to wszystko. Wegetowanie przed telewizorem oraz unikanie życia w obawie, że znowu postawi ją na kolana, zdecydowanie nijak nie wpisywało się w plany żadnej z nich.

– Norrrmalnie już dawno otarłbym się o twoje nogi, ale ciągle mnie teleporrrtuję z powrotem – zapewnił Szarik.

– Dzięki. – Halinka posłała mu słaby uśmiech.

– Nie rozumiem was! – Ego ponownie wspięła się na stół i wskazała zebranych w ławie przysięgłych palcem. – Pokazałam wam jej najgorsze porażki, a wy jej współczujecie?! Jesteście po prostu nienormalni!

– A kto by tam chciał być normalny – prychnęła Aneta.

– Nawet ty, Anetko?! – oburzyła się protokolantka, notując gorączkowo.

– No pewnie, że ja – zgodziła się. – Tu naprawdę należy współczuć, a nie gardzić!

– Ale...

– Sądzę, że powinnaś już sobie wybaczyć – wszedł jej w słowo trener. – Każdy ma ambicje, ale życie... Życie toczy się swoim torem.

– Wy nic nie rozumiecie. – Prokuratorka obejrzała się na zebranych. – Wcale nie muszę nikomu wybaczać. Wreszcie jestem wolna! WOLNA! Nie potrzebuję już dłużej brzydkiego kokona o imieniu Halina Ulańska. Piękny motyl już się wydostał i nie ma zamiaru wracać! – Wskazała Halinkę oskarżycielsko palcem. – Spełniłaś już swoją funkcję, wydając na ten świat mnie! Jesteś przeżytkiem. Archaicznym, niemodnym, zeszłowiecznym i przeżytym przeżytkiem! A ja?! Mój potencjał jest nieograniczony! Mogę być, kim zechcę! Dlaczego mam być tylko tobą?!

– Bo cię potrzebuję – odparowała Halinka.

– Ale JA cię nie potrzebuję! Potrafię wszystko szybciej i lepiej. Ty ciągle nie umiesz opanować swoich mocy. A w dodatku jesteś o krok od popełnienia Czwartej Kluczowej Porażki.

– Protessstuję – syknął kot.

– Oddalam! – Sędzia natychmiast uderzyła młotkiem.

– Możesz sssobie oddalać, ale nie śmiej mi kłamać w żywe oczy. Wcale nie potrafisz wszystkiego lepiej od Haliny.

– Lepiej uważaj, co mówisz, kotku. – Prokuratorka zawiesiła złowieszcze spojrzenie na Szariku. – Po takich zuchwałych słowach nawet do ciebie może mi się skończyć cierpliwość.

Halinka strzeliła knykciami. Skoro Ego otwarcie groziła Szarikowi, najwyraźniej czas na negocjacje się zakończył. Gdyby tylko mogła ją potraktować ulgowo. Wcale nie chciała zabijać źródła swoich ambicji, lecz miała przeciwko sobie najprawdziwsze bóstwo, gdy sama jedynie takowe odgrywała. Niby poznała nowe sztuczki, ale czy tyle wystarczy, by powstrzymać Ego?

– Wszystko wyjaśnię. – Szarik niecierpliwie zamiatał ogonem stół. – Twierrrdzisz, że jesteś we wszystkim lepsza od Haliny, tak? Jednakże to Halina naprawiała twoje błędy, które prawie kosztowały nas wszystkich życie. Nie ty. To Halina liczy się z naszym zdaniem. Nie ty! To Halina chce pokonać dżina i naprawić naszą rzeczywistość! Ty wolisz się zamknąć w bunkrze i udawać, że świat wcale nie płonie, mimo że właśnie za to gardzisz Haliną!

Protokolantka zamarła z dłońmi nad klawiszami. Sędzia gapiła się z otwartymi ustami. Prokuratorka zaciskała zęby tak, że aż zgrzytały. Właśnie ten dźwięk zakłócał głuchą ciszę, która trwała i trwała.

– Nie może... – stęknęła wreszcie prokuratorka. – Nie może być! Tak długo z nią przebywałam, że jej błędy stały się częścią... mnie? – Zachichotała, lecz wyglądało to dość złowieszczo w połączeniu z wytrzeszczonymi oczami. – Naprawdę nie mam wyboru... Muszę się jej pozbyć raz i na zawsze. Inaczej nigdy nie przestanę zachowywać się jak ona.

– Czyli jednak walka? – upewniła się Halina.

– Jednak walka – zgodziła się prokuratorka.

– Pozwól mi chociaż wszystkich ewakuować.

– Tak... to wielce wskazane.

Halinka obejrzała się na zebranych i posłała im ciepły uśmiech.

– Musicie się zgodzić stąd wyjść – poprosiła.

– Absolutnie nie! – zaprzeczyła Aneta. – Przecież to kompletne szaleństwo! Potrzebujemy was obie!

– Wiem – zgodziła się Halinka.

– To, czemu się zgadzasz na walkę?!

– Bo znam ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że racjonalne argumenty nigdy nie zadziałają. Szarik poczęstował ją prawdą i co z tym zrobiła?

– Oblężoną twierrrdzę – mruknął kot.

Żadna z wersji Ego się nie odezwała.

Masza wstała na tylne łapy i oparła się o ławę. Gromko warknęła.

– Nie jestem głupia! – oburzyły się trzy Ego na raz.

Masza wydała z siebie ponury i przeciągły dźwięk.

– Jak możesz tak mówić?! – zapiały chórem.

Masza nie ustawała w gardłowych pomrukach.

– To ona mnie zdradziła! Stłumiła do żałosnej małej formy i kazała biernie obserwować swój upadek!

Kolejne warknięcie.

– Jak możesz mnie nie rozumieć?! Też spędziłaś pół życia w klatce!

– Masza – poprosiła Halinka. – To nic nie daje. Musimy to rozwiązać między sobą.

Niedźwiedzica pokręciła łbem. W końcu westchnęła i mruknęła.

– Nie zginę – zapewniła Halinka. – Zobaczysz.

Masza ponownie łypnęła ponuro na Ego i wydała całą serię nieprzyjemnych odgłosów.

– Oż ty... – Wszystkie Ego zapowietrzyły się w tej samej chwili. – No dobrze. Skoro tak stawiasz sprawę, z nami koniec!

– Zgodziła się wrócić do bunkra – przypomniała Halinka.

– Zgodziła. – Każda Ego skrzyżowała ręce na piersi, odwzajemniając twarde spojrzenie niedźwiedzicy. – Niemniej zapamiętaj sobie jedno, gdy już tu posprzątam, wracasz na Ziemię.

Masza prychnęła wzgardliwie, po czym stanęła na tylne łapy i wydała z siebie potężny ryk.

– Ja również nie mogę dłużej na ciebie patrzeć! – Krzyknęły wszystkie trzy Ego, po czym pstryknęły palcami.

Masza zniknęła.

– Chwila przerwy? – zapytała Halinka.

Każda Ego uniosła dłoń, po czym opanowała drżące wargi. Wreszcie powoli zaczęły się rozsynchronizowywać. Protokolantka wróciła do ponurego klepania w klawisze. Sędzia wspięła się na skórzane krzesło, na którym sztywno usiadła. Przestała też dyndać nogami. Prokuratorka natomiast gorączkowo porządkowała dokumenty, ostrożnie upychając kolosalny stos z powrotem do szuflady.

– Nie miała tego wszyssstkiego na myśli – przerwał ciszę Szarik. – Po prostu źle jej, gdy tak rzucacie się na siebie z pazurami.

– Halinie nic nie wygarnęła – wycedziła sędzia.

– Bo Halinka przyznała, że cię potrzebuję – wyjaśnił Wasilij. – Wyciągnęła rękę, a ty ją odtrąciłaś.

– Gdyby tyle wystarczyło, nie mielibyście tyle kłopotu z dżinem i Szarym – warknęła prokuratorka. – Ale pewnie! Polecam to sprawdzić! Podejdźcie do nich i powiedzcie: przepraszam, potrzebuję cię!

– Ale ty nie jesteś żadnym z nich – zauważyła Aneta. – Tylko naszą Eguś.

– Ten argument też już gdzieś słyszałam – zirytowała się protokolantka. – W domu rodzinnym!

Halinka przygotowywała swoje ciało, nie przerywając ponurej ciszy, która znowu zapadła. Najpierw krążenie rąk, później bioder, dalej szyja i nadgarstki. Szkoda, że nie dało się robić skłonów, ale głupi stół na to nie pozwalał. Próbowała się nieco cofnąć, lecz szybko znalazła granicę, po której przekroczeniu teleportowało ją z powrotem.

– Eguś... – Aneta przygryzła z napięcia kciuk. – Nie zabijaj jej, dobrze? Jeśli się zgodzisz, wrócę do bunkra.

Halinka usiłowała coś powiedzieć, lecz jakoś utknęło to w gardle. Zerknęła na Ego. Ta uniosła wreszcie wzrok na Anetę i pstryknęła palcami. Przyjaciółka zniknęła.

– Aneto? – Brajanek się rozejrzał, po czym popatrzył na sędzię – Zgodziłaś się, prawda?

– Kto wie? – rzuciła Ego złowieszczo. – Ale o Anetę się nie martw. Jest cała i zdrowa. Zostajesz, czy ruszasz za nią?

– No pewnie, że idę – odetchnął Brajanek. – Byłem tu wyłącznie jako emocjonalne wsparcie mojej dziewczyny – potarł ramię. Halinka przypomniała sobie, że Aneta faktycznie ściskała je niemal cały czas. – Żadna z was, tak czy inaczej, nie będzie mnie słuchać.

– Niech stracę. – Sędzia zachęciła go gestem do mówienia. – Może poprawisz mi nastrój?

Brajanek odchrząknął:

– Człowiek bez ambicji jest czyimś narzędziem, ale ambicja bez człowieka to droga po trupach do celu. Jeśli nasza historia ma się doczekać szczęśliwego zakończenia, potrzebujemy balansu. Potrzebujemy zarówno opanowanej Ego, jak i walecznej Haliny z jej parą wiernych klapków. Inaczej przegramy. Bo naprzeciwko nam stoi właśnie ambicja bez człowieka w postaciach Krystiana Szarego i dżina. A wszyscy doskonale wiemy, do czego oni są zdolni i co już mają za uszami. Nie popełniajmy tego samego błędu!

Brajanek usiadł.

– Łoo... – stęknęła sędzia. – To było...

– Zaskakujące – dokończyła Halinka.

– Co nie? – zdziwiła się protokolantka.

– Może Aneta faktycznie zmienia go na lepsze? – zawahała się prokuratorka.

– Albo upadł na głowę i się jakoś odblokował? – zaproponowała protokolantka.

– Brawo, Brajanku. – Wasilij poklepał go serdecznie po plecach. – Jak chcesz, to potrafisz.

– Musiałem jakoś tym babom wyjaśnić, że szykujemy na walkę z bóstwem, a nie na wizytę u kosmetyczki – podjął pretensjonalne. – Ciągle się żrą, jakby obie zaraz miały dostać okresu.

– A jednak... – Prokuratorka machnęła ręką.

– Cały Brajanek. – Protokolantka wróciła do notowania. – Wszystko zepsuł szowinizmem.

– A tak dobrze się zaczynało – żaliła się sędzia.

– No ale jakiś tam postęp zrobił, nie? – zauważyła Halinka.

Ego w peruce kiwnęła, po czym pstryknęła palcami. Brajanek zniknął.

– Czas i na was. – Halinka zmusiła się do uśmiechu, zerkając na Szarika i Wasilija.

– Ale... – zaczął Szarik.

– Poradzę sobie – zapewniła. – Zawsze w końcu daję radę, czyż nie?

– Czy naprrrawdę musicie to robić? – zapytał kot.

Halinka wzruszyła ramionami, a Ego tylko prychnęła.

– Ja... nie lubię być sentymentalny – podjął Szarik. – Niemniej... nie ma to, jak kolejne przygody z Halinką, czyż nie? Nie chcę, by się skończyły.

– Jak zwykle! Wszyscy chwalą wyłącznie ją – mruknęła ponuro prokuratorka.

– Z kolei ty się mną zajmowałaś jak nikt inny – odparował Szarik. – W życiu nie miałem tylu drzemek. A jedzenie? – Zamruczał. – Łapki lizać.

– Spodziewałam się wszystkiego, ale nie komplementu. – Prokuratorka się lekko zaczerwieniła. – Dziękuję! Miło mi, że ktoś mnie wreszcie docenia!

– Pomogłaś mi ze Swietłaną – podjął Wasilij. – Nigdy ci tego nie zapomnę. Lubię Halinkę, ale to nie oznacza, że chcę, byś odeszła. Obie jesteście kluczowe.

– Uhuhu... Czy to był flirt? – Prokuratorka wyszczerzyła zęby. – A niech to, ostatnio jestem rozchwytywana.

– Musi jeszcze minąć spoooro czasu, zanim zdobędę się na coś tak zuchwałego – odparował Wasilij. – Niemniej cieszy mnie, że poprawiłem ci nastrój. Naprawdę musicie to robić?

– Naprawdę – odparowała prokuratorka. – Dziękuję, Wasia. Gdyby nie twoje treningi, nigdy bym nie wróciła. W moim sercu zawsze będzie dla ciebie specjalne miejsce.

– Czy to był flirt? – zakpiła Halinka.

– Nic ci do tego – warknęła Ego w wersji sędzia.

– Nie bardzo chcę wracać – mruknął Szarik. – Ale czy mogę coś zrrrobić, gdy obie odmawiają pomocy?

– Chyba nie – westchnął Wasilij. – Źle mi z tym.

– Mi też – zgodził się Szarik. – Nie lubię być bezrrradnym.

– No dobra, wystarczy tego dramatyzmu – zawyrokowała Halinka. – Wracajcie do bunkra. Chwila moment i do was dołączę.

– Niech i tak będzie. – Wasilij potarł potylicę. – Ego, jeśli faktycznie mam specjalne miejsce w twoim sercu, okaż miłosierdzie.

Halinka skrzywiła się, a Wasilij zniknął. Nie zapowiadało się to zbyt dobrze, gdy własny trener również w nią wątpił.

– Nie jessstem głupcem – podjął Szarik, po długiej chwili ciszy. – Widzę, gdy kończą mi się rrracjonalne argumenty. – Spuścił łeb. – Nie lubię sięgać do tych emiaucjonalnych, ale... Ego, Halina, przeszliśmy razem przez wiele, prawda?

Halinka kiwnęła. Kątem oka zauważyła, że Ego zrobiła to samo.

– Jeśli którakolwiek z was tu zginie, już nigdy nie będzie tak samo – ciągnął kot. – Nie wiem, czy będę wam to w stanie wybaczyć. Którejkolwiek z was. Halina bez Ego jest zwyczajnie nieciekawa, z kolei Ego bez Haliny jest ssstraszniejsza nawet od Klipsa.

Halinka prychnęła. Niby pierwsza część metafory ją obrażała, ale porównywanie Ego do jakiegoś dachowca było zbyt zabawne.

– Pamiętaj jednak – kot zwrócił żółte oczyska na Ego – że ostatecznie pokonałem Klipsa i zrobiłem to bez jaj. Sytuacja się zmieniła. Moje klejnoty wrrróciły, więc jeśli zrobisz coś Halinie, znajdę sposób nawet na ciebie. To już wszystko. Mogę wrrracać. – Gdy skończył mówić, również zniknął.

Halince zrzedła mina. Szarik również w nią nie wierzył. Niby sama wiedziała, że jest w tym starciu czarnym koniem, ale nie pogardziłaby krztyną zewnętrznej motywacji. Westchnęła, po czym zmusiła się do przyjęcia hardej miny. Przewróciła kopniakiem stół i dziarsko go przekroczyła. Rozejrzała się po każdej z wersji Ego:

– Lepiej sobie nie myśl, że masz przewagę – oświadczyła.

Skoncentrowała się, by wspomnieć kolejne wersje siebie. Różowa gorylica pojawiła się tuż obok i natychmiast zaczęła rozrzucać pod ściany meble. Z cienia Halinki wyłoniła się czarnowłosa Halinka o długich pajęczych kończynach, która lękliwie rozejrzała się wokół.

– Pożałujesz, że mnie nie załatwiłaś, zanim pozbierałam się do kupy – odparowała Halinka.

– Miałabym pozbawić się szansy na porządną walkę? – Prokuratorka zacmokała językiem. – Za kogo ty mnie masz? Ja CHCIAŁAM, żebyś zalizała rany. CHCIAŁAM, byś urosła w siłę. Rozdeptanie cie jak karalucha, gdy jesteś najsłabsza, to żadne wyzwanie. – Prokuratorka pstryknęła palcami, a pozostałe wersje Ego wyparowały. – No dalej. Uderz najmocniej, jak potrafisz.

Halinka zawahała się. Mimo wcześniejszych hardych słów wcale nie paliła się do walki. Czuła się wręcz podobnie jak wtedy, gdy kłóciła się z Alicją – jak gdyby zsuwała się do przepaści i żadne działanie nie mogło tego powstrzymać.

– Nie chcę zaczynać pierwsza – odparowała. – Ta walka to nie mój pomysł.

– Dobra. – Dorosła Ego uniosła rękę.

Halinka wyrżnęła plecami o ścianę. Przez moment zabrakło jej wręcz tchu. Cholera... Jakim cudem to zabolało bardziej niż klapek Esencji Szaleństwa?

– To teraz już masz powód, nie? – Ego przekrzywiła głowę. – Powtarzam jeszcze raz: uderz najmocniej, jak potrafisz. Zanim cię pokonam, chcę zobaczyć, na co cię naprawdę stać.

Halinka zaklęła. Niech będzie. Podejmie rękawice, ale w inny sposób. Zerknęła w stronę kopii Esencji Lęku. Nie musiała mówić nic więcej. Ta po prostu prześlizgnęła się niczym wąż i oplotła Ego kończynami jak pająk. Dotknęła czołem jej policzka.

– Mentalny atak? Na mnie? – Ego zachichotała i uniosła ręce.

Kopia Esencji Lęku rozpadła się na proch. Tak po prostu.

– No była to jakaś próba. – Ego otrzepała kurz z marynarki. – Na twoje nieszczęście mam rozwiązanie dla każdego lęku, który twoja kopia wymyśliła. Na tym właśnie polega boskość. – Kiwnęła palcem. – Spróbuj jeszcze raz.

Halinka poczuła w środku pulsujący chłód. Nie zakładała, że jej się powiedzie, ale sromotna porażka zdecydowanie zaskakiwała w ten mało przyjemny sposób. Zgrzytnęła zębami i kiwnęła Esencji Złości. Gorylica przestała demolować pomieszczenie, uderzyła się kilkukrotnie w pierś i rzuciła się na Ego. Pochwyciła ją i spróbowała oderwać od ziemi, lecz ta nie podniosła się nawet o milimetr.

– Wkładasz w to za mało nóg – pouczała. – Nie wiedziałaś, że podnoszenie zbyt dużych ciężarów samymi plecami to prosta droga do poważnej kontuzji?

Małpa coraz bardziej różowiała ze wściekłości, lecz nie osiągnęła zbyt wiele. Zmieniła taktykę i zacisnęła potężne ramiona na Ego, usiłując ją zmiażdżyć.

– Przytulanie! – ucieszyła się Ego. – Pozwól, że ci się odwdzięczę!

Ręce Ego wydłużyły się i oplotły gorylicę wokół niczym lina. Następnie Ego zamachnęła się i cisnęła małpą prosto w Halinę, która ledwo zdążyła uskoczyć. Ciało gorylicy przebiło dziurę w ścianie, ukazując po drugiej stronie... gwiazdy? Halinka wyjrzała na zewnątrz. Różowa małpa lewitowała w kosmosie i wściekle machała łapami, co tylko oddalało ją od pomieszczenia i to w zatrważającym tempie.

– Powiedziałam: najmocniej jak potrafisz. – Ego wsadziła dłonie do kieszeni i łypnęła na Halinkę spode łba. – Czy jesteś aż taką niedojdą?

Halinka ciągle się wahała. Nie zagrała jeszcze najsilniejszą kartą, lecz czy to właściwe? W sensie użyć czegoś porównywalnego do bomby nuklearnej na własnych ambicjach? Już raz je stłumiła, prawie wręcz zabiła. Czy to naprawdę był jedyny sposób?

– Tak, jeśli chcesz mi udowodnić, że do czegoś się nadajesz – skwitowała sucho Ego.

Halinka zrobiła głęboki wdech i wydech. Czyli to wszystko, to wyłącznie test? Szkoda, że sama nie umiała czytać w myślach, by móc ocenić na pewno.

– Chcesz pokonać bóstwo, czyż nie? – odparowała Ego. – Wszyscy mnie krytykują za to, że w odróżnieniu od ciebie waham się nad walką z dżinem. Szkoda, że nie wzięli pod uwagę, że jako jedyna jestem w pełni świadoma jego możliwości! Ty nie! A zatem spróbuj i zobacz, jak to się zakończy!

– Nie chcę cię zabijać.

– Nie dasz rady – zapewniła Ego.

– Jak zwykle zadufana, co?

– Zwyczajnie wiem, co planujesz. Chcesz użyć złości i szaleństwa. To śmieszne, że uważasz, że tyle wystarczy.

Halinka przełknęła ślinę. Świadomość, że Ego ciągle czyta jej w głowie, wróciła ze zdwojoną mocą. Odsłonięcie jej kart w tak bezpośredni sposób zdecydowanie odbierało odwagę. Czy warto atakować? Niby gdyby uszkodziła ją za bardzo, zawsze może użyć leczenia, ale...

– Martwisz się o mnie? – Ego prychnęła. – Urocze, ale wyciągaj wreszcie te gigantyczne klapki.

– Mówisz, masz – westchnęła Halinka.

Przełknęła niepokój i skupiła się na tym, by się rozzłościć. Krystian Szary, dżin, mielenie jęzorem Ego, szowinistyczne teksty Brajanka, pijany Szarik boksujący metalowy wieszak...

Łypnęła na ręce – różowe futro pięknie lśniło. Uniosła obie łapy. Transparentne klapki zaczęły się formować w powietrzu, lecz rosły zbyt wolno. Ostatecznie ledwie dotknęły sufitu.

– I to wszystko? – Ego westchnęła. – No dalej! Potraktuj mnie poważnie!

Halinka spróbowała je powiększyć, lecz nie do końca rozumiała jak.

– Ech Pralina, Pralina... jak zwykle rozczarowujesz.

Klapki naparły na sufit tak, że zatrzeszczał.

– I co zrobisz dalej?! Znowu zamkniesz się w sobie na dekadę, szorując gary i serwując jakimś dupkom podłe żarcie?!

Klapki przebiły się przez sufit i gwałtownie wystrzeliły do góry.

– No i teraz to już zaczyna nabierać jakiegoś sensu! – pochwaliła Ego. – Szkoda tylko, że cokolwiek nie zrobisz, to będzie twój koniec! Ktoś taki jak ty, nie ma najmniejszych szans, by chociaż mnie drasnąć! Halina-pralina! Pogromca tortu! Rycząca Trzydziecha! Tłuścioch bez ambicji!

Halinka zawyła, a klapki poszybowały w przestrzeń kosmiczną osiągając kolosalne rozmiary. Klasnęła łapami, jak gdyby chciała zmiażdżyć muchę. Gigantyczne klapki natychmiast powtórzyły ten ruch, rozgniatając sufit i ściany w drobny mak. Zbliżały się z obu stron Ego, zabierając jakiekolwiek pole odwrotu.

Czy przypadkiem nie przesadziła?

KLASK!!!

Halinka aż się zachwiała, tracąc małpią formę. Ależ to zabolało w uszy...

– Ego... – Drapanie w gardle potwierdzało, że krzyczy, lecz ledwo słyszała swój głos. – EGO! – Dźwięki otoczenia wróciły wraz z niepokojącym piszczeniem.

Gigantyczne klapki przypominały zaciśnięte imadło. Meble wokół wolno wyparowywały w otwartą już przestrzeń kosmiczną. Z całego pomieszczenia nie zostało zbyt wiele. Ot trochę podłogi i para masywnych drzwi.

Halinka rozsunęła dłonie. Giga-klapki posłusznie podążyły za nią, odsłaniając Ego. Chwiała się na nogach, a jej skóra wyglądała na poparzoną. Wydmuchała krew z nosa. Jej obrażenia goiły się na oczach. Po chwili zarówno na ubraniach Ego, jak i na niej samej nie zostało ani śladu.

– Brawo. – Ego zaczęła klaskać. – Nie spodziewałam się, że dorzucisz do ataku Pierwotny Ogień. – Wskazała wyparowujące meble. – Oczekiwałem raczej tępego fizycznego ataku. Czuję się pozytywnie zaskoczona. – Skrzyżowała ręce na piersi. – To co? Moja kolej?

Halinka poczuła, że jej stopy odrywają się od podłogi. Odruchowo spojrzała na Ego, lecz zauważyła, że ta również unosi się w powietrzu. Pomieszczenie gwałtownie traciło grawitację, jak gdyby wyparowywała razem z podłogą i meblami.

– Lecz najpierw coś szybko załatwię. – Ego zmierzała w stronę Haliny. Każdy postawiony w powietrzu krok obracał ją jak po spirali. Gdy ją minęła, musnęła po twarzy własnymi włosami, by ostatecznie osiągnąć pozycję do góry nogami.

Halinka spróbowała się obrócić. Nic z tego. Wisiała bezwładnie w kosmicznej próżni i dyndała z kończynami. Zaraz! W próżni?! To, w jaki sposób oddychała?! Gdy tylko w jej umyśle zagościły wątpliwość, natychmiast zaczęła się dusić.

– Wystarczy! – rozkazała sama sobie. – Świat Esencji Kreatywności był znacznie gorszy, a jakoś sobie poradziłam!

Przestała się wahać. W jej płucach znowu pojawił się tlen. Właśnie tak! Nie zastanawiaj się! Nie analizuj! Po prostu skup się na tym, by zobaczyć cel, do którego zmierzała Ego. Halinka pozwoliła ciału się unieść do góry i obrócić w obu płaszczyznach. Zobaczyła parę drzwi – jedyny element sali sądowej, który z jakiegoś powodu nie doznał żadnych obrażeń. Wolno się otworzyły, a do środka wkroczył...

Surbi.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top