53 Koniec

– Aneta! – wołał Orion.

– Nie Aneta, tylko Halina! – warknęła Aneta. – Już wiemy, kim jest mój doppelganger. – Szturchnęła w bok Brajanka. – Nie mogę uwierzyć, że jej największym lękiem jest zostanie mną! MNĄ! Ha! Przynajmniej mamy wreszcie coś wspólnego, bo zdecydowanie nie chcę być w jej butach! Gdy już ją znajdę... – dodała złowieszczo.

– Trzymać się razem! – rozkazał Orion. – Nie chcemy, by las znowu nas rozdzielił!

Rozproszona drużyna zebrała się nieco bliżej. Fatalny pomysł, gdyby mieli napotkać jakiekolwiek dzikie zwierzę, lecz lepsze już to, od przeczesywania całego lasu, by znaleźć kolejnych zaginionych, zwłaszcza że okolica zrobiła się wyjątkowo ponura i nawet rdzawa żywica prezentowała się na korze jakby bardziej matowo.

– Halina! – Elein ułożyła dłonie w kształt tubki i przycisnęła do ust. – Potrzebujemy cię! Naprawdę chcemy stąd wyjść!

– Mam dosyć tego miejsca – mruknęła Swietłana.

– HALINA! – krzyknął Wasilij. – Gdzie jesteś?!

Szarik zamarł w pół kroku i nastroszył uszy.

– Chyba ją usłyszałem – oznajmił.

– Mówisz? – Aneta zatarła ręce. – Ale fajnie, że Sandra naprawiła ci słuch! A tak właściwie, co tam u niej?

– Dopiero doszła do siebie – poinformował Szarik. – Ale ciągle jest na was obrażona.

– S-kąd wiesz? – żachnęła się Aneta.

– Bo siedzi w moim mózgu?

– No tak... Coś o nas wspominała?

– No – zgodził się Szarik. – Ale zaufaj mi, nie chcesz, bym ci to przekazał.

Aneta zmieszała się jeszcze bardziej.

– Naprawdę nie wiedzieliśmy – wydukała.

– Ona o tym wie, ale pewnie musi jeszcze rrrozchodzić.

– Szarik... – upomniał go Orion.

– Co?

– Mówiłeś, że ją słyszałeś – przypomniał.

– Rrracja, poprowadzę.

Kot wysunął się przed drużynę i zniknął w krzakach.

– Szarik... – westchnął Orion.

– Tak? – odpowiedziały krzaki.

– Idź drogą, którą my też możemy – poprosiła Elein.

– A co jest złego w przedzieraniu przez krzaki? – oburzyły się krzaki.

– Może to, że nie lubię obrywać gałęziami? – rzucił Brajanek, nie stroniąc się od ironii.

– No to idź tak, żeby nie obrywać.

– Szarik... – westchnął ponownie Orion.

– No dobrrra... – Kot wyskoczył z powrotem na ścieżkę, po czym skręcił między drzewami. – Lepiej?

– Znacznie – zgodził się Orion. – Prowadź.

Szarik dotrzymał słowa połowicznie. Może nie wskakiwał już do każdego napotkanego krzewu, ale kilkukrotnie wspinał się na drzewo, by robić potężne susy w ściółkę. Rycerz musiał walczyć ze sobą, by nie iść na ślepo jego śladem, a i tak kilkukrotnie prawie utknął między drzewami. Na domiar złego ziemia wokół zrobiła się dziwnie grzęska i nieprzyjemna. Nogi zapadały się, by po chwili jak gdyby nigdy nic się wynurzyć, nie mając na sobie ani śladu zabrudzenia. Miał nieodparte wrażenie, że gdyby się zatrzymali, podłożę wciągnęłoby ich na dobre.

Szarik dał nura w krzaki. Tym razem Orion nie skomentował, gdyż nie widział żadnego rozsądnego obejścia. Wysokie cierniste krzewy ciągnęły się wzdłuż tak daleko, jak sięgał wzrokiem. Orion zasłonił twarz i przebił się przez gałęzie i kolce. O dziwo czuł je na ciele, jak gdyby nie założył ubrań i elementów zbroi. Na drugiej stronie upewnił się, że nie uszkodził skóry. Nie znalazł najmniejszego zadrapania.

– Halinka? – miauknął Szarik.

Orion również ją zauważył. Opierała się plecami o kleisty pień, trzymając się za kolana, i po prostu patrzyła na korony drzew.

– Halina!– zawołał.

Wzdrygnęła się i uniosła głowę.

– Szarik? Orion? – Jej oczy się rozjaśniły. – To naprawdę wy?

– A kogo się ssspodziewałaś. – Szarik wspiął się na jej kolana.

– Kolejnej piekielnej wizji. – Dotknęła go ostrożnie i z obawą. – Naprawdę tu jesteście? – zapytała. – A co z resztą?

Ledwo zdążyła zadać to pytanie, a pozostali członkowie drużyny zaczęli się wyłaniać ze ściany ciernistego żywopłotu. Na widok Swietłany, Halinka odstawiła kota i stanęła na drżące nogi, po czym uniosła ręce.

– Nie jestem tu po to, by walczyć, Ulańska. – Swietłana zaszczyciła ją przelotnym spojrzeniem, po czym wróciła do oględzin swojego ciała.

– A niby po co? – zdziwiła się Halinka.

– Chcę stąd wyjść – odparowała.

– Jak ty się tu znalazłaś? – Halina ciągle nie opuszczała rąk.

– Ego – wytłumaczył lakonicznie Wasilij. – Masz jakiś plan, żeby się stąd wydostać?

– Jeszcze nie... – Halinka się zakłopotała.

– Nigdzie nie pójdziemy, zanim sobie czegoś nie wyjaśnimy! – Aneta zbliżyła się do Halinki i dźgnęła ją palcem w pierś. – Ukradłaś mi tożsamość!

Halinka chwyciła ją za barki i przytuliła.

– Żyjesz... – pociągnęła nosem. – Nic ci nie jest... – puściła zbaraniałą Anetę po czym...

Zaczęłą po kolei przytulać pozostałych, pomijając jedynie Swietłanę i J-babę.

– Mnie też? – zdziwił się Brajanek.

Halinka odsunęła się i poklepała go po plecach. Następnie otarła z oczu łzy.

– To nieuczciwe – mruknęła Aneta. – Jak mam być na ciebie zła, gdy ty się aż tak cieszysz na nasz widok?

– Wystarczy – wycedziła Swietłana. – Chcę stąd wyjść i lepiej, żebyś szybko dała mi ku temu sposobność!

– Czy ty w ogóle nie czujesz momentu? – oburzyła się Aneta.

– Nic mnie nie obchodzi twój „moment" – poinformowała Swietłana. – Chcę. Stąd. Wyjść.

– Aż tak ci się śpieszy do twojego pana i władcy? – zakpiła Aneta.

Swietłana łypnęła na nią tak drapieżnie, że dziewczyna aż się odsunęła.

– Lepiej nie testuj mnie, dziewczynko – zagroziła. – Mogą ci się nie spodobać konsekwencje.

– Hej. – Halinka wcisnęła się między nią a Anetą. – Przed chwilą skończyłam oglądać program pod tytułem „Sto kreatywnych sposobów, na które Swietłana zabija każdego z członków twojej drużyny".

– No i? – Swietłana uniosła brew.

– Nie jestem w nastroju na twoje groźby. – Drzewa za Haliną zaczęły trzeszczeć i ruszać gibać. – Nie zapraszałam cię tu. Wtargnęłaś do mojego umysłu przez przypadek. Lepiej nie sprawiaj problemów!

Swietłana uśmiechnęła się, po czym... Zniknęła? Orion aż zamrugał. I nie tylko on. Wszyscy zebrani wydawali się równie zakłopotani.

– Wciągnęła Halinę! – zapiała Aneta.

Rycerz namierzył ją dopiero po tej wypowiedzi. Gramoliła się na nogi ładnych kilkanaście kroków dalej od miejsca, w którym powinna była stać.

Wasilij zaklął i podbiegł bliżej, tylko po to, by natychmiast grzmotnąć z impetem w powietrze, a właściwie w niewidzialną ścianę.

– Co się dzieje? – Elein uniosła czarną klingę.

– Swietłana...

Orion nie zdążył dokończyć. Głośny trzask niósł się echem przez cały las. Bariera Swietłany sypała się jak szkło, odsłaniając na moment zapadające się ponure wieżowce. Halina górowała nad bladą Swietłaną, która klęczała i gapiła się na nią z niedowierzaniem.

– Wystarczy? Czy chcesz jeszcze raz? – zapytała Halinka.

– Zamieniłaś się w małpę – wycedziła Swietłana.

– To prawda – zgodziła się Halinka. – Jeszcze jakieś obserwacje?

Swietłana zerknęła na swoją nogę, po czym posłała morderczę spojrzenie Orionowi.

Rycerz przyjaźnie jej pomachał. Miał nadzieję, że w ten sposób dał do zrozumienia, że zrobi to samo jeszcze raz, jeśli tylko da mu powód.

– Swietłana. – Twarz Wasilija wydała się pozbawiona jakichkolwiek emocji, lecz rycerz znał ten ton głosu. Przywodził na myśl jego dziadka, gdy ten przyłapał go na czymś wyjątkowo niechlubnym. Niby spokój, ale też i czyste rozczarowanie. – Już nie jesteś pod wpływem kontraktu, a mimo to nadal... Nadal. – Wasilij przymknął na chwilę powieki. – Chyba nie ma dla ciebie ratunku. Ani dla nas. To koniec.

Swietłana straciła zapał. Wbiła wzrok w ziemię. Wyglądała na bardziej pokonaną niż wtedy, gdy Orion celował do niej z rewolweru.

Halinka usiadła naprzeciwko Swietłany i wlepiła w nią wzrok. Zdawała się badać każdy najmniejszy mięsień jej twarzy. Nie odezwała się przy tym ani słowem.

– Długo się jeszcze będziesz gapić? – nie wytrzymała Swietłana.

– Wciągnęłaś mnie do swojego świata, by wycisnąć ze mnie siłą informacje – odpowiedziała.

– No i?

– Rozważam, czy kiedykolwiek będziemy potrafić inaczej. – Halinka przechyliła głowę. – Doskonale wiesz, że tobą gardzę. Normalnie aż pięści świerzbią. Tobie natomiast włosy stają na sztorc na sam mój widok.

– Do czego dążysz?

– Twoja bariera. – Halinka zmarszczyła czoło. – Muszę ją zrozumieć. Chyba jest kluczem do pokonania dżina. Jednakże czy mogę ci zaufać na tyle, by poprosić o pomoc? Czy w ogóle będę w stanie z tobą pracować, nawet gdybyś się zgodziła?

– Chcę odpłacić Krystianowi Szaremu pięknym za nadobne. – Swietłana uniosła oczy. – To pragnienie jest silniejsze od mojej niechęci wobec ciebie.

– Niechęć to dość lekkie określenie – zauważyła Halinka.

– Istotnie, lecz staram się okazać chęć współpracy.

– Wciągając mnie do bariery?

– To ty zaczęłaś mi grozić.

– Naskoczyłaś na Anetę.

– Bo mnie znieważyła.

– No i? Wystarczy ci byle pstryczek w nos, by unieść pięści?

– Ty je uniosłaś na sam mój widok.

– Baby! – Aneta wparowała pomiędzy. – Wystarczy, dobrze?!

– To przez ciebie – odparowała Swietłana.

– Wiem! – warknęła Aneta. – Sądzisz, że niby dlaczego wlazłam między dwie potencjalnie najbardziej niebezpieczne kobity we wszechświecie? Próbuję to zakończyć! Ty! – Wskazała Halinę. – Wyluzuj! A ty złap trochę dystansu do swojej osoby! Po tym wszystkim, co nawyprawiałaś, kilka kąśliwych uwag na twój temat to naprawdę nic.

– Żałuję, że cię uratowałam przed Czarnym Rycerzem – odpowiedziała Swietłana.

– Nie uratowałaś mnie, tylko Halinę! – oburzyła się Aneta.

– Wiem.

– Czyli wracamy do punktu wyjścia, tak? – prychnęła Halinka.

– Nie – odparowała Swietłana. – Wolałabym uratować cię, gdy wyglądasz i zachowujesz się jak ty. Miałabym z tego więcej satysfakcji. Mogłabym ci nawet utrzeć tym faktem nosa.

– A teraz nie możesz? – zdziwiła się Halinka.

– To nie to samo... – Swietłana dźgnęła Anetę palcem w brzuch. – Ciągle mam wrażenie, że uratowałam właśnie ją, a ona mnie jeszcze znieważa.

– Twój problem. – Aneta pomasowała trafione miejsce. – I paluchy przy sobie, dobra?

Swietłana dźgnęła ją jeszcze raz.

– Hej! – pisnęła Aneta.

– Skoro mam tolerować twoje zaczepki, ty wytrzymasz kilka dźgnięć – zawyrokowała. – No i co się tak gapisz, Ulańska? I wilk syty, i owca cała, czyż nie? Ze mnie schodzi złość, a twoja przyjaciółka ciągle ma całe uzębienie.

– Ciekawe, kiedy skończą...

Orion zmierzył wzrokiem Elein, która stanęła obok.

– Myślałem, że się wtrącisz już wieki temu – zauważył.

– Korci mnie, lecz... – Elein rozejrzała się wokół, po czym zniżyła głos do szeptu: – Chyba zwariowałam...

Orion uniósł brew.

– Halina... przez moment wygląda zupełnie jak Janeve Podstępna – mruknęła. – No dalej. Nazwij mnie szaloną, śmiało. Zdaję sobie sprawę, że postrzeganie przyjaciółki jako jednego z Bohaterów raczej nie jest normalne.

– Nie jest – zgodził się. – Choć wokół niej raczej nic nie jest normalne. W co myśmy się wpakowali?

– W jakiś konflikt bogów – mruknęła. – Chyba nie możemy zrezygnować, prawda?

– Chyba nie... – Orion podrapał się w skroń. – Za bardzo zdążyłem się przywiązać.

– Nie o to mi chodziło, ale... – Zmierzyła tłumaczącą coś z zapałem Halinkę skomplikowanym spojrzeniem. – A niech mnie Regnar... No dobra. Może i przyda nam się przysługa jakiegoś przyjaznego bóstwa. – Wskazała dyskretnie Halinkę. – Niby wiem, że Czarny Rycerz, którego tu spotkaliśmy, zrodził się z twoich koszmarów, ale jeśli jest choć w połowie tak niebezpieczny...

– Jest znacznie bardziej niebezpieczny – odparował Orion. – Ten prawdziwy nie zatrzymałby się tylko dlatego, że przeszyłaś go mieczem.

Elein długo milczała.

– Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? – zapytała.

– No?

– Że gdy już naprawią nasz świat, nic z tego nie zapamiętam. Po prostu wrócę do bycia tą Elein Wilhelm, która wątpi w istnienie magii i nieśmiertelnych rycerzy.

– I to pomimo faktu, że sama jesteś nienaturalnie silna – zauważył Orion. – Zwyczajny człowiek nie wyłamałby od tak metalowych krat.

– Teraz, gdy to powiedziałeś, przyszłości pełna ignorancji wydaje się jeszcze gorsza – westchnęła.

– A może ssskupmy się na tym, by stąd wyjść? – wszedł w słowo Szarik.

Halinka po raz kolejny w duchu się zgodziła. Może tym razem nie da się sprowokować? Już dawno powinna była wziąć na siebie ciężar bycia tą mądrzejszą, a mimo to każda kolejna uwaga Swietłany jakby sama wyciągała z niej dalsze zaczepki.

– A co z tą drugą Haliną? – zapytała Aneta.

– To nieistotne – ucięła Swietłana. – Zróbmy to, co proponuje kot.

– Obawiam się, że pytanie Anety jessst tu kluczowe. – Szarik wskoczył na głowę Swietłany, lecz musiał natychmiast czmychnąć, inaczej oberwałby dłonią. – I właśnie wylądowałaś na liście ludzi, którzy wkrótce skończą z prrrezentem w bucie!

Halinka zauważyła, że Elein Wilhelm nieco drgnęła i niespokojnie poprawiła kołnierz koszuli.

– W takim razie wrócę się po twoją klatkę. – Swietłana uniosła kąciki ust. – Bo właśnie tam skończysz, jak spróbujesz.

Szarik syknął, po czym pacnął Swietłanę pazurami. Trafił pustkę.

– Jak na kogoś, kto stara się współpracować, jesteś okropnie konfrontacyjna – zauważyła Halinka.

– Ja jestem konfrontacyjna? – Swietłana prychnęła. – To twój kocur nie łapie koncepcji przestrzeni osobistej.

– I kto to mówi – wypomniała Aneta. – Jeszcze chwilę temu dźgałaś mnie...

Swietłana dźgnęła ją palcem w brzuch.

– Może jednak poradzimy sobie bez niej? – Aneta cofnęła się kilka kroków, masując trafione miejsce. – Mam jej dooość!

– No dalej kocie. – Swietłana unikała kolejnych prób trafienia jej pazurami. – Wytłumacz mi, czemu powinno mnie obchodzić, co się stało z czarną Ulańską?

– Bo to ona jest władcą tego świata! – Zjeżony Szarik desperacko okładał powietrze, mijając Swietłanę o włos. – Bez niej po prrrostu nie wyjdziemy!

– I co? – Halina wyszczerzyła zęby. – Teraz ci dopiero głupio...

– Nie. – odparowała Swietłana. Zabrzmiało wkurzająco szczerze. – Odpowiadaj na pytanie kota.

– Właśnie to usiłowałam zrobić, zanim...

– Halinka... – Wasilij ostrożnie się zbliżył i położył jej rękę na ramieniu. – Wystarczy już. Skupmy się na tym, żeby stąd wyjść.

– Działa mi na nerwy! – tłumaczyła się.

– Wiem – uciął Wasilij. – Zapomnij o niej, dobrze? Skup się na zadaniu. Jak na treningu.

Swietłana otworzyła usta, lecz ostatecznie przemilczała. Halinka nie potrzebowała genialnej dedukcji, by zrozumieć, czemu Swietłana rzucała złośliwościami na prawo i lewo. Sama nie wiedziała, jakby zareagowała, gdyby jej życiowy partner oznajmił (i to jeszcze w taki sposób), że to koniec. Oczywiście nie współczuła, ale potrafiła wyobrazić sobie skalę rozgoryczenia.

Halinka odetchnęła głęboko i rozprostowała ramiona. Następnie klepnęła się kilka razy po twarzy. Najtrudniej szło ignorowanie Swietłany, która, pomimo że milczała, ciągle wierciła ją spojrzeniem.

– Co do fragmentu – podjęła. – Jest znowu częścią mnie. Choć muszę przyznać, że to... wyjątkowo trudny fragment. No ale chyba potrzebny. A przynajmniej tak mi się wydaję...

– Jeden problem z głowy – ucieszył się Orion, a Masza zawtórowała przyjaznym warknięciem.

– I tak, i nie – mruknęła Halinka. – Tak jak mówiłam, jest dość trudna i nawet teraz próbuje mnie przestraszyć...

– W jaki sssposób? – zapytał Szarik.

– Czarne wizje tego, co się stanie, jeśli zawiodę – mruknęła.

Orion się wzdrygnął. Najwyraźniej coś w jej wypowiedzi w niego trafiło. Szkoda, że nie miała czasu drążyć. Potrzebowała się skupić i ograniczyć natarczywe czarnowidzenie Esencji Lęku do minimum. Jeden kroczek na raz. Tylko tyle. Na razie wystarczy, że się skupi na tym, żeby stąd wyjść. A potem zobaczymy.

Uniosła ręce i skoncentrowała na drzewach wokół. Wreszcie wiedziała, czym tak naprawdę były – jedną wielką zasłoną dymną złożoną ze strachów. Każde drzewo symbolizowało jakiś przeszły lub teraźniejszy lęk. Czy potrafiła po prostu je wykorzenić? Albo zmusić, by zmalały do pasa? Chyba nie. Skupiła się i wyostrzyła umysł. Skoro nie umiała ich usunąć, sprawi, że choćby i na moment przestaną przesłaniać świat. Drzewa ugięły się i grzmotnęły o ziemię jedno po drugim. Wkrótce cały las leżał, jak gdyby przeszło przez niego tornado. Niestety aż za dobrze wiedziała, że żaden pień się nie ułamał. Po prostu nienaturalnie się wygiął, jak gdyby był z gumy, jednakże wystarczy chwila nieuwagi, a na pewno wróci do pionu.

– Łoo – wydusił z siebie Szarik.

Poniekąd wypowiedział się za wszystkich, gdyż nawet mina Swietłany wyrażała jakieś emocje i to w dodatku inne niż złość czy pogarda.

– I co teraz? – wykrztusiła Elein.

– Szukajcie bramy – odparowała Halinka. – Czy ktoś coś widzi? – Sama również kręciła głową niemal jak sowa.

– Jest tam. – Wasilij wskazał wielką parę drzwi, stojących pośrodku niczego. Znajdowały się ładnych kilkanaście kilometrów stąd.

– Tyle że stamtąd przyszliśmy – poinformował Brajanek. – Potrzebujemy przejścia dalej.

– Tylko że takiego przejścia nie ma – zaprzeczył Szarik.

Halina ponownie desperacko się rozejrzała. Tak naprawdę poza leżącym u jej stóp lasem wokół nie było zbyt wiele. Poza granicami drzew zaczynała się kamienna pustynia, która ciągnęła się aż do linii horyzontu. Para zdobionych drzwi wyglądała jak jedyny rozsądny cel. Czy to oznaczało, że znalazła już wszystkie fragmenty?

– Może musimy się wrócić? – zaproponowała Elein. – Halina w jakiś sposób się tu znalazła. Może trzeba raz jeszcze sprawdzić sam początek?

– No tak! – Halinka wymieniła się z Maszą znaczącymi spojrzeniami. – No przecież!

– No przecież co? – nie wytrzymała Swietłana.

– Wiem, gdzie znajduje się ostatni fragment! – Halinka poklepała Elein po plecach. – Dobra robota! Ruszajmy!

Halinka wyminęła ją, zmierzając w kierunku drzwi.

– Ale ja nie mam pojęcia, co zrobiłam – mruknęła Elein, udając się jej śladem.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top