51 Fantom

– To którędy idziemy? – zapytał Szarik.

Orion wzruszył ramionami. Czuł się obco i niewygodnie. Nijak nie potrafił się przyzwyczaić do nowych karwaszy, naramienników i nagolenników, podobnie zresztą, jak i Elein, choć chciał wierzyć, że sam miał nieco mniej grobową minę.

– Prrroponuję zacząć od tego przejścia. – Szarik wskazał łapką na półkolistą framugę po lewej stronie. – Tam jeszcze nie byliśmy.

– Niech będzie – zgodził się Orion.

Musiał przyznać, że o wiele przyjemniej spacerowało się po kamieniach, gdy śmierć nie deptała po piętach. Podziemne jeziorka przyjemnie koiło wzrok swoją poświatą. Stłumił ziewnięcie. Chyba zmęczenie zrobiło swoje, gdyż zdecydowanie za bardzo się rozluźnił. Rozejrzał się po drużynie. Jeszcze nie przyzwyczaił się do jej nowego składu, a konkretnie faktu, że ilość zwierząt przewyższała ilość ludzi. Szarik nie potrafił zdecydować na kim jechać, więc okazjonalnie przeskakiwał z Falafela na Maszę (lub na odwrót), by następnie spróbować położyć się na ich plecach, a po chwili nie znaleźć w tym ukojenia. Elein milczała, jak gdyby ktoś zaszył jej usta, choć to wcale nie dziwiło, dostrzegał wszak okazjonalne spojrzenia, którymi mierzyła zarówno swój ubiór, jak i jego. Musiał przyznać, że obecność elementów pancerza Czarnego Rycerza również rzutowała i na jego humor, jak gdyby przepędzony koszmar, zamiast rozproszyć się, osiadł na jego skórze na dobre. Oby wydostali się z tego świata jak najszybciej!

– I jak? – zapytał, gdy wreszcie dotarli do wejścia do tunelu.

– Śmierdzi grzybem – odparował kot.

Masza warknęła.

– To faktycznie pachnie jak zejście do lochu – zgodził się Szarik. – Byłaś w więzieniu Szarego. Pamiętasz to miejsce?

Niedźwiedzica wzruszyła ramionami.

– No tak... zapomniałem, że straciłaś przytomność, gdy cię tam zabierrrali – mruknął kot.

– No dobrze – podjął Orion. – Zmieniamy szyk. Najmniejsi pójdą z przodu. Potem będę ja, bo mogę was osłonić mieczem. Dalej Masza, a na końcu Elein jako straż tylna

Nikt nie protestował. Falafel i Szarik ruszyli przez przejście. Orion dobył miecza i udał się za nimi. Faktycznie natychmiast napotkali schody, które prowadziły w dół. Ceglane ściany trzymały chłód, który przyjemnie koił sińce i otłuczenia. Może tak na chwilę po prostu usiąść na schodku? Zanim zdążył się namyślić, Masza pośpieszyła go prychnięciem.

Wkrótce schody się skończyły. Przed nimi ciągnął się długi tunel, który na szczęście również oświetlono sztucznymi pochodniami.

Masza warknęła.

– Mówi, że zaczyna wyglądać znajomo – przetłumaczył Szarik.

– Idziemy – mruknął Orion. – Szyk bez zmian.

Długi tunel, wkrótce doczekał się prostopadłej odnogi, którą tymczasowo zignorowali. Mimo że starali się poruszać cicho, nawet najlżejszy krok niósł się echem przez całą okolicę. Przynajmniej wilgotne powietrze przyjemnie schładzało siniaki.

– Czy jest tu ktoś?!

Orion zamarł i na wszelki wypadek rozejrzał się po swojej drużynie. Nikt nie powiedział ani słowa.

– Co robimy? – szepnęła Elein.

Orion się zawahał. Tunel nie dawał za dużo miejsca na użycie dwuręcznego miecza. Nie pokusiłby się oczywiście o to, by nazwać broń Elein kompletnie bezużyteczną, lecz zdecydowanie nie miała tu dobrego pola do manewru.

– Słyszałem wasze kroki! – podjął głos. – Jeśli się obawiacie, lepiej zawróćcie, zanim dopadnie was strażnik!

– Chyba znam go – szepnęła Elein. – To ktoś z bunkra Haliny.

– Musimy to sprawdzić – mruknął Orion.

– Mam obiekcję – odparował Szarik. – No bo ten więzień, to Wasilij.

Orion kiwnął. Teraz też już skojarzył głos z jego posępnym właścicielem.

– Rozwiń – poprosił.

– Ten człowiek jessst jak maszyna – wyjaśnił kot. – Ciężko mi sobie wyobrazić, że ktoś go ot tak uwięził.

– Czyli pułapka? – zgadła Elein.

– Właśnie – zgodził się Szarik.

– Naprawdę nikt nigdy go nie pojmał? – zapytał Orion.

– Tego nie powiedziałem... – Kot nastroszył się. – Wasia! – krzyknął. – Czy strażnikiem, jest twoja żona?!

– Szarik?! – odkrzyknął trener. – To ty?!

– Ta!

Cisza.

– No odpowiesz czy nie?! – zirytował się kot.

– Uciekajcie stąd! – polecił trener.

– To na pewno Swietłana – mruknął Szarik.

– To bez sensu – nie zgodził się Orion. – Jest przecieżna zewnątrz.

– Swietłana to jego słaby punkt – odparował Szarik. – Można wrrręcz stwierdzić, że jest jego lękiem. Rozumiesz, do czego dążę?

Orion zaklął. Czarnowłosa Halina wspominała, że uwolniła lęki „pozostałych", a skoro ich nie kontrolowała, to oznaczało, że tym razem śmiertelne zranienie to po prostu koniec. Niedobrze. Wcale nie miał ochoty walczyć ze Swietłaną w wydaniu „koszmar" po raz drugi. Z drugiej strony przynajmniej tym razem mieli przewagę uzbrojenia i liczebną. Stłumił wredną myśl, że poprzednio mieli rewolwer, a i tak skończył na łopatkach.

– Czyli jest tylko jeden strażnik, tak?! – upewnił się Orion.

– Powiedziałem: uciekajcie! – zirytował się Wasilij.

– A ja zadałem ci pytanie! – odparował Orion. – Jeden strażnik! Tak czy nie?!

– Jeden...

– Gdzie jesteś?!

Cisza.

– To nie czas na zabawę w bohatera! – podjęła Elein. – Po prostu odpowiedz!

Cisza.

– Wasia, nie bądź krrretynem! – sfrustrował się Szarik.

– Nic więcej wam nie powiem! – krzyknął trener. – Po prostu stąd uciekajcie!

– Dobra, wiem, gdzie jessst. – Kot zastrzygł uszami. – Słyszałem go wystarczająco wiele razy. Poprowadzę.

Orion się uśmiechnął. Co za sprytny mały drań. Ostrożnie szedł za kotem z uniesionym mieczem. Spodziewał się najgorszego, stąd kolejne spokojne chwile wydawały się czymś nienaturalnym. Powinni już dawno napotkać strażnika.

Orion powstrzymał kota przed skrzyżowaniem dwóch ścieżek. Ostrożnie wyjrzał zza rogu. Ciągle nikogo. Zobaczył równe rządki cel. Na kratach najbliższej wisiało znajome niedźwiedzie futro. Orion kątem oka zerknął na Maszę. Futro zdecydowanie wyglądało zbyt podobnie...

– Lewa odnoga – polecił Szarik.

Orion bez słowa ruszył we wskazane miejsce, obejmując prowadzenie. Starał się mieć oczy dookoła głowy, lecz ciągle skupiał się na niedźwiedziej skórze. W jaki sposób ona po prostu wisiała na kratach? Zupełnie jakby ktoś ją...

Trzymał od drugiej strony!

– To pułapka! – wrzasnął.

Osiągnął połowiczny sukces. Drużyna zdążyła się przygotować, a sam nie oberwał kopniętymi drzwiami od celi. Niestety nie uniknął niedźwiedziego futra, którym ktoś cisnął w niego. Spadło idealnie na ostrze, czyniąc je bezużytecznym. Postać śmignęła przed oczami, nacierając szybkim sierpowym. Orion uskoczył do tyłu, nadeptując na Falafela, który z kolei czmychnął do tyłu, zaburzając szyk. Całe szczęście, że wystawiony przez Oriona bark osłaniał czarny element pancerza, gdyż doczekał się paskudnej rysy. Kolejne uderzenie Orion widział nieco lepiej. Żelazne pazury celowały prosto w jego oczy. Orion upuścił miecz, wydostając w końcu ręce spod niedźwiedziego futra. Oberwał w metalowe karwasze.

– Puść mnie! – Elein przedarła się naprzód.

Zamachnęła dwuręcznym mieczem, który preszorował się po suficie, zwalniając do ślimaczej prędkości. Napastniczka bez trudu umknęła. Orion wreszcie jej się przyjrzał. Istotnie, przypominała Swietłanę, lecz z jakiegoś powodu jej usta niemal płonęły czerwienią, choć może po prostu aż tak kontrastowały z trupim kolorem cery. Miała na sobie zielony uniform i czapkę, którą ozdabiała krwista gwiazda z żółtym sierpem i młotem. Jej ręce w świetle pochodni błyszczały jak wypolerowany metal. Uniosła je, ukazując ostre jak brzytwa palce długości noży. Orion naliczył dziesięć na jednej dłoni.

– Przydałby się ten cholerny rewolwer... – Kucnął i wyciągnął spod skóry miecz. – Wszyscy do tyłu! Elein, ty też! Tu jest zbyt ciasno.

– Chyba śnisz! – warknęła Elein.

Natychmiast natarła na „Swietłanę", która odbiła pchnięcie ostrza dłonią. Zgrzyt oraz snop iskier potwierdził przypuszczenia Oriona, że ręce przeciwniczki faktycznie były z metalu. Po prostu pięknie! Wyminął tanecznie Elein i wykonał kilka skośnych cięć. Trafiły powietrze. Orion zaklął. Cóż za kłopotliwe miejsce pod walkę. Mógł używać pchnięć oraz górnych i dolnych cięć, ale uderzenia z boków nie wchodziły w grę, gdyż ostrze zaklinowałoby się o kraty. To ograniczało arsenał potencjalnych ataków. Tyle dobrze, że znowu ściskał w rękach miecz i mógł utrzymywać „Swietłanę" na dystans.

– Potrzebujemy planu – poinformował Elein.

– Wcale nie – wycedziła wojowniczka.

Ponownie zaatakowała „Swietłanę" do bólu przewidywalnym pchnięciem. Przeciwniczka złapała ostrze, lecz nie dała rady zrobić nic ponadto, gdyż Elein staranowała ją, spychajac tym samym do tyłu. Czarne ostrze zgrzytnęło między metalowymi palcami-ostrzami „Swietłany", wymuszając na niej wpierw unik, a później odwrót.

– Mogę tak do końca świata – zapewniła Elein. – Zmuszę cię, byś zeszła nam z drogi!

Fantomowi Swietłany nie drgnęła nawet brew. Elein wrzasnęła i natarła dokładnie takim samym pchnięciem. Tym razem „Swietłana" przesunęła je subtelnie w bok, po czym wystrzeliła do przodu, szorując palcami po czarnym ostrzu. Orion zaklął i pchnął mieczem pod pachą Elein. „Swietłana" podskoczyła w górę i zgrzytnęła palcami o karwasz Elein, przelatując nad nimi. Orion wiedział, że to koniec. Odwrócił się, lecz musiał ponownie porzucić miecz, inaczej skaleczyłby Elein. Ostrza fantoma zatrzymały się tuż przed jego okiem. Zdążył jeszcze dostrzec niedźwiedzie łapy zaciśnięte na jej pasie, zanim Masza cisnęła rywalką do otwartej celi.

Orion podniósł miecz. Szkoda, że niedźwiedzicy nie udało się tego zakończyć. W ostatniej chwili musiała zmienić próbę ugryzienia na rzecz rzutu. Inaczej straciłaby łapę.

– Chować się za mną! – wrzasnął.

Szarik i Falafel posłuchali, lecz Masza zepchnęła go do tyłu, zajmując jego miejsce. Stanęła na tylnych łapach i wyciągnęła pazury. Groźnie warknęła.

– To nierozsądne! – pouczył Orion. – Mogę utrzymywać ją na dystans!

Masza prychnęła lekceważąco. Miała rację, sama widziała, że średnio mu to idzie.

„Swietłana" wynurzyła się z celi i powoli ruszyła w kierunku Maszy. Wzniecała snopy iskier, szorując metalowymi palcami o kraty. Na niedźwiedzicy nie zrobiło to najmniejszego wrażenia, nawet gdy ta gwałtownie wystrzeliła do przodu. Machnęła pazurami jakby od niechcenia, a strażniczka uskoczyła, zanim łapa dosięgła jej twarzy. „Swietłana" spróbowała ponownie. Masza prawie złapała jej przedramię w pysk, zmuszając ją do odwrotu.

Groźnie ryknęła.

– Mówi, że kupi nam czas – oznajmił Szarik.

– No co ty!? – oburzyła się Elein. – Przecież nie zostawimy jej tu!

– Wasilij nie jest daleko! – odparował Szarik. – A my wcale nie musimy z nią tu walczyć! Przy jeziorze rrrozprawicie się z nią raz-raz! Będzie więcej miejsca na kulturalne machanie mieczem!

– Zostanę – nie zgodził się Orion.

Masza warknęła i kopnęła go tylną łapą.

– Mówi, że masz iść z nimi, tylko mniej cenzuralnie – przetłumaczył Szarik.

Rycerz chciał zaprotestować, ale tak jakoś zabrakło tchu. Skubana trafiła w przeponę...

– Ale... – podjęła Elein.

– Przessstańcie dramatyzować! – Szarik wspiął się po wojowniczce, używając pazurów. – To minuta drogi stąd! Wytrzyma! No już, rrruchy!

Elein niechętnie obróciła się i pobiegła we wskazanym przez kota kierunku. Orion podążył za nimi, przepuszczając uprzednio Falafela. Kątem oka obserwował dalsze starcie Maszy i „Swietłany". Strażniczka coraz bardziej przyspieszała, spychając niedźwiedzicę w defensywę. Masza nagrodziła jej pośpiech pięknym rozcięciem przez połowę policzka. „Swietłana" cofnęła się, po czym wyszczerzyła w uśmiechu, odsłaniając równe rzędy nieludzko ostrych zębów. Teraz dopiero wyglądała makabrycznie...

Orion skręcił w kolejną ponurą uliczkę. Celę Wasilija dostrzegł od razu. Elein już siłowała się z zamkniętymi kratami.

– Potrzebujemy klucza. – Metal wydawał się świeży i zadbany. Raczej nie uda się go zniszczyć siłą mięśni.

– Nie ma... – Dziewczyna szarpnęła za metalowy pręt. – Na to... – Szarpnęła ponownie. – Czasu! – Naparła całym ciałem, wyginając go w bok.

– C-co? – Orion wytrzeszczył oczy.

– Pomóż mi! – rozkazała.

– A t-tak...

Pośpieszył do dziewczyny i razem z nią chwycił kolejny pręt. Pociągnął z całych sił. Razem wyrwali go z celi.

– Wyłaź! – zarządziła Elein.

Wasilij z trudem przecisnął się przez kraty. Z jakiegoś powodu był ubrany w biały uniform w czarne paski, który składał się ze spodni, koszuli i czapeczki. Zdziwiony Wasilij chwycił pręt i naparł z całych sił. Nic nie osiągnął.

– Przestań się wydurniać! – warknęła dziewczyna. – Biegiem do Maszy!

Chwyciła oparty o ścianę miecz i pognała z powrotem. Orion i Wasilij wymienili się porozumiewawczym spojrzeniem. To nie miało się prawa zdarzyć. Niby wiedział, że Elein jest naprawdę silna, ale że aż tak?

Gdy wrócili, zastali samą Maszę. Niedźwiedzica ciężko sapała, lecz poza jednym paskudnym zadrapaniem, trzymała się nie najgorzej. Warknęła z irytacją.

– Jak to uciekła?! – żachnął się Szarik.

Masza mruknęła.

– To nic. – Kot wspiął się po jej futrze, zajmując miejsce między uszami. – Już wykonaliśmy rrrobotę. Idziemy do wyjścia.

– Nie – odparował Wasilij.

– Jak to nie? – zirytowała się Elein.

– Są tu Brajanek i Aneta – odparował Wasilij. – Próbowali mnie uwolnić, lecz zostali pojmani.

– Aneta czeka bezpiecznie przed posiadłością – zapewnił Orion.

– A Brajanek? – upewnił się trener.

– Nie spotkałem go – odparował rycerz.

– W takim razie ciągle może tu być.

Orion otarł twarz z potu. Nie chciał niepotrzebnie ryzykować, ale z drugiej strony faktycznie musiał się upewnić czy nie został tu ktoś jeszcze.

– Musimy zabezpieczyć wyjście z lochu – postanowił. – Nie możemy pozwolić Swietłanie, by nas odcięła.

– Nie zgadzam się! – warknęła Elein. – Znowu chcesz mnie zostawić tu samą!

– Nie samą tylko z Maszą, Szarikiem i Falafelem – odparował rycerz. – Sama zobacz. – Wskazał wokół. – Sufit jest wysoko, a i tunel jest szerszy. W razie potrzeby możesz w pełni używać dwuręcznego miecza, a w dodatku... – Wskazał na schody za jej plecami. – Jest droga ucieczki, którą sprawdziliśmy.

– To dobrrry plan – zapewnił Szarik. – Wasia jessst jak maszyna.

– Już raz go uwięziła! – zirytowała się dziewczyna.

Masza przytaknęla fuknięciem.

– Ooo nie! – odparował Szarik. – Już to przerabialiśmy! Zraniła cię, więc siedzisz grzecznie na tyłku, żeby nie pogarszać rozcięcia!

Masza warknęła.

– No wiem, że też ją zraniłaś! – podchwycił kot. – Dlatego w ogóle podejmujemy się dalszej misji rrratunkowej. Inaczej powiedziałbym: papa, Brajanek, w sumie i tak nigdy cię nie lubiłem.

Niedźwiedzica nadepnęła mu na łapkę.

– No przecież żarrrtowałem... – miauknął Szarik. – Tak naprawdę gość legendarnie głaszcze za uszami...

Orion zmierzył wzrokiem swojego nowego partnera. Wyglądałby solidniej z mieczem przy boku, niestety jedynym, co znaleźli, była okrągła tarcza dekoracyjna, którą zdarli ze ściany. Niemniej dzięki temu miał przynajmniej cokolwiek.

Orion kiwnął na pożegnanie pozostałym, po czym ruszył razem z Wasilijem główną odnogą. Nie przyznał się nikomu, że czuł prawie każdy mięsień w swoim ciele. Przeprawa przez las, a później paniczna ucieczka zdecydowanie nadszczerbiły jego możliwości. Liczył jednak na to, że fantom Swietłany również nie będzie w szczytowej formie.

– Ja jestem od ataku, a ty od obrony – przypomniał.

Cisza.

– Słuchaj, jeśli mamy współpracować, potrzebowałbym kilku słów na krzyż. Na przykład tak lub nie.

– Dziękuję...

– Co?

– Za ratunek – wyjaśnił Wasilij. – I możesz na mnie liczyć. – Uniósł tarczę. – Nie dam ci zginąć.

– Jasne. – Orion skupił się chwilę na drodze, lecz ciekawość okazała się silniejsza. – Jak cię pojmali?

– Wpierw zaatakowała mnie czarna Halina, a potem Swietłana – wyjaśnił.

– To coś nie jest Swietłaną – odparował Orion. – Spotkałem tę prawdziwą. Czeka na zewnątrz razem z Anetą.

Wasilij zatrzymał się w miejscu, po czym zmierzył Oriona przeciągłym spojrzeniem.

– Ma metalowe ręce z palcami ostrymi jak brzytwa. – Orion czuł potrzebę tłumaczenia się, jak gdyby ktoś zarzucał mu kłamstwo. – Nie zauważyłeś?

– Zauważyłem... – Wasilij wznowił marsz. – Nie... wcale nie zauważyłem... Po prawdzie nie chciałem na nią patrzeć. Myślałem, że znowu... – westchnął. – Dziękuję, Orionie. Czyli to nie jest Swietłana? To wiele ułatwia. – Rozprostował potężne barki i uniósł głowę. – Co powiesz na zuchwały plan?

– Zamieniam się w słuch.

– Zamiast przeczesywać wszystko jak złodzieje, zaczniemy nawoływać – odparował. – W ten sposób szybko znajdziemy Brajanka.

– Ale ściągniemy też na siebie strażniczkę.

– Tak jak mówiłem: zuchwały. Zresztą nie łudź się. I tak nas znajdzie. Lepiej, żeby to się wydarzyło na naszych warunkach.

Orion krótko przemyślał propozycję. Właściwie czemu nie? Loch, tak czy inaczej, nienaturalnie wzmacniał pogłos kroków, a skoro skryte podejście nie było możliwe, po co tracić czas?

– Niech będzie. – Zacisnął palce na rękojeści miecza.

– BRAJAAANEEEK! – wrzasnął Wasilij. – JESTEŚ TU?! TO JAAA! WAAASIIILIJ! WYDOSTAŁEM SIĘ Z CEEELI!

Orion ostrożnie wsłuchiwał się w loch. Przez moment odniósł wrażenie, że słyszał jakiś szept.

– BRAJANEK! – zawołał. – TU ORION! POMOGŁEM WYDOSTAĆ SIĘ WASILIJOWI! POMOGĘ TEŻ I TOBIE!

Zamilkł i zaczął nasłuchiwać. Tym razem rozróżnił dwa głosy, chyba się sprzeczały.

– BRAJAAANEEEK! – krzyknął Wasilij. – GDZIE JESTEŚ?!

Orion kiwnął Wasilijowi i ruszył w stronę szeptów. Odbił w prostopadłą odnogę, krocząc wzdłuż krat, wkrótce jednak zamarł. Na samym końcu czekała „Swietłana". Opierała się dłonią o ostatnią celę po lewej stronie. Drugą rękę przycisnęła do boku. Jej spojrzenie przeszywało go na wylot.

– CZY JESTEŚ W OSTATNIEJ CELI?! – krzyknął rycerz.

– TAK! RATUJCIE NAS! – zapiał znajomy głos.

– Cicho bądź! – zirytował się Brajanek. – Przecież ona nas zabije!

Swietłana kompletnie go zignorowała. Ruszyła przed siebie, demonstrując ostrza zamiast palców. Wasilij klepnął Oriona w bark.

– Gotowy? – zapytał.

– A ty?

– Nie – odparował. – Ale najwyższy czas przestać się bać.

Wasilij wysunął się przed Oriona z uniesioną tarczą i ruszył na spotkanie fantomowi Swietłany. Spróbowała go przeskoczyć, lecz odbił ją tarczą, a następnie grzmotnął w pierś kopniakiem z półobrotu.

– Ja od ataku, ty od obrony! – przypomniał rycerz.

Wasilij tylko się uśmiechnął. Niemniej pozwolił Orionowi się minąć. Rycerz natarł na „Swietłanę" serią krótkich zwodów i cięć. Wszystkie okazały się za wolne. Trafił w cel jedynie raz, a i to delikatnie. Rozciął ubranie, ale nic ponadto. Uskoczył przed kontrą, którą Wasilij zablokował tarczą. I natychmiast poczęstował „Swietłanę" pchnięciem miecza, nie dając jej okazji do zniszczenie tarczy.

– Krwawisz – oznajmił Orion, wskazując na strugę krwi, którą strażniczka zostawiała za sobą. – Pazury Maszy to nie przelewki, czyż nie?

Błysnęła chłodnym uśmiechem.

– Nie wiem, czy jako fantom rozumiesz, czym jest strach – ciągnął rycerz. – Ale jeśli cenisz swoje życie, po prostu odejdź.

Swietłana wyprostowała się i puściła dłoń z broczącego boku. Uniosła obie dłonie i rozczapierzyła ostre palce.

– Wybrałaś śmierć – westchnął Orion. – Szkoda.

Zamarkował pchnięcie. Skoczyła prosto na miecz, który werżnął się w jej ciało. Zacisnęła obie dłonie na ostrzu, łamiąc je w połowie.

– Łap! – krzyknął Wasilij.

Orion pochwycił rzuconą tarczę. Ostre palce werżnęły się w drewno, wywracając go na plecy. Orion czuł, jak chłodny metal drapie wierzch jego dłoni. Lada chwila a przejdą na wylot! Atak drugą ręką zablokował resztką miecza, którą strażniczka chwyciła w dłoń, usiłując wyszarpać.

– Wasilij! – wrzasnął.

Swietłana poleciała do tyłu i grzmotnęła plecami o kraty. Wolno osunęła się na ziemię. Orion uniósł oczy, by zauważyć czarno-białą nogawkę Wasilija. Kopniak?! Aż tak silny?! Uniósł się na łokciach, łapiąc krótkie oddechy. Fantom Swietłany wlepił w niego wzrok i błysnął uśmiechem. Miała krew na zębach.

– Co jest z tobą do cholery nie tak? – wydusił rycerz.

Strażniczka spróbowała się podnieść, lecz nogi ugięły się pod nią. Jej głowa opadła na pierś. Nagle rozlała się na boki, zamieniając w kałużę smoły. Na jej środku upadł pęk kluczy.

– HALO?! – zawołał Brajanek. – ŻYJECIE TAM?!

– Jakoś... – Orion stęknął. – A ty? Nic ci się nie stało?

Wasilij nie odpowiedział. Uklęknął przy kałuży, na którą gapił się bez słowa. Wreszcie podniósł klucze.

– Idziemy – polecił.

– Czyli cały i zdrów – podsumował Orion. – Tylko ja coraz bardziej poobijany...

Wasilij zatrzymał się i podał rycerzowi rękę, z której tamten chętnie skorzystał. Gdy stanął na nogi, obejrzał tarczę. Naprawdę niewiele brakowało. Do Regnara! Znowu otarł się o śmierć i tym razem znosił to jeszcze gorzej. Z trudem uniósł tarczę. Może i dziurawa, ale lepsze niż nic. Mieczem już się nie kłopotał. Przeorane pazurami złamane ostrze nie nadawało się do niczego. Początkowo usiłował gonić Wasilija, lecz w połowie drogi dał sobie spokój, był zbyt wyczerpany. Dotrze na miejsce swoim tempem.

– Orionie. – Wasilij zatrzymał się przed celą. – Mówiłeś, że Aneta jest na zewnątrz.

– Bo jest – zgodził się rycerz.

Przyspieszył tak bardzo, jak pozwoliło zmęczone ciało, mając coraz gorsze przeczucia. Zajrzał przez kraty do środka. W środku na kamiennych pryczach siedzieli Brajanek i...

Aneta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top