45 Każdy ma swoją cenę
- I widzisz? - Ego oparła się wygodnie na fotelu. - Warto było tak się wzbraniać przed moją pomocą?
- Jestem pewna, że po naszej wspólnej „terapii" Wasilij zaczął mną gardzić - odparowała Swietłana. - Ale to dobrze. Wreszcie wyleczy się z mrzonek na mój temat.
Przymknęła oczy. Tak. Zdecydowanie to będzie lepsze rozwiązanie. W końcu z premedytacją zdradziła jego zaufanie.
- Słuchaj, możesz o tym wszystkim myśleć, ale ja, tak czy inaczej, to słyszę - oznajmiła Ego. - Czy nie lepiej więc po prostu wszystko opowiedzieć? Uczciwe i bez owijania w bawełnę.
Swietłana zaśmiała się bezgłośnie.
- Wścibska z ciebie baba - rzuciła.
- Jaka baba? Jestem dzieckiem!
- Z wyglądu być może, ale to pozory.
Otworzyła powieki i zmierzyła wzrokiem niewinną buźkę Ego. Przynajmniej wreszcie zamknęła te wredne usta.
- Naprawdę chcę ci pomóc - rzucił potwór zakamuflowany jako mała dziewczynka.
Swietłana wróciła myślami do wspomnień walki. Nie zdążyła się nawet zorientować, co ją trafiło. Po prostu uniosła pięści, a sekundę później już leżała na ziemi, gdy świat wirował przed oczami. A potem ocknęła się tu i zrobiło się jeszcze dziwniej.
- Niby dlaczego? - zapytała.
- Bo pozwoliłaś mi urosnąć.
Swietłana przyjrzała się Ego podejrzliwie. O czym ona znowu paplała?
- Przegrana z tobą zaszczepiła w Halinie nienasycone pragnienie siły - wyjaśniła potworek. - A to z kolei pozwoliło mi wypłynąć z jej podświadomości i przybrać kształt. Właściwie bez ciebie, dżina czy Szarego, nigdy by mnie tu nie było.
- Jeszcze powiedz, że wszystkim nam wybaczasz - prychnęła Swietłana.
- Tylko tobie - odparowała twardo Ego. - Bo cię lubię. Masz jaja. Oczywiście w metaforycznym sensie...
- Zrozumiałam, że to metafora...
- Halina również szanuje twoje umiejętności.
- I to czyni mnie w jakiś sposób wyjątkową? - Swietłana uniosła brew.
- No pewnie! To właśnie dzięki tobie Halina spędziła długie godziny na sali treningowej, używając do tego mnie. A gdy podczas waszej ostatniej walki wyrzuciłaś katanę? - Ego aż się wzdrygnęła. - Na samo wspomnienie mam ciary! Ależ to było chłodne!
- Próbowałam przegrać - odgryzła się Swietłana.
- Jasne, że tak! I właśnie dlatego jest jeszcze nadzieja.
Swietłana zawahała się. Ciężko rozmawiało się z kimś, kto czytał w myślach. Ego mogła dobierać każde zdanie z chirurgiczną precyzją, wyłącznie po to, by wyciągnąć z niej wszystko, co tylko chciała.
- To prawda, ale z drugiej strony strasznie to męczące, nie sądzisz? - Ego podłubała sobie długopisem w nosie. - W końcu mogę po prostu wedrzeć się do twojego umysłu i wyciągnąć z ciebie wszystkie informacje.
- Dlaczego więc tego nie zrobisz?
- Bo próbuję ci pomóc.
Swietłana czuła się zdezorientowana. Mały potwór przed nią zdecydowanie przekraczał jej możliwości pojmowania. Ciekawe czy mówiła prawdę, czy też blefowała? Z pewnością potrafiła przyłożyć niczym zawodowy bokser. Umiała też przemieszczać się w czasoprzestrzeni, a nawet tworzyć własne kopie. Do tego swobodna lewitacja, władanie elektrycznością oraz czytanie w myślach. I z jakiegoś powodu odnosiła wrażenie, że to zaledwie początek listy. Może bezpieczniej będzie założyć, że w razie potrzeby usmaży jej mózg jak jajecznicę...
- W jaki sposób rozgrzebywanie mojej przeszłości pomoże mi w czymkolwiek? - zapytała.
- Będziesz stanie w pełni przerobić swoje błędy i wyciągnąć z nich wnioski. A przynajmniej taki jest aktualnie konsensus wśród psychologów.
- Dlaczego uważasz, że nie zrobiłam tego sama?
- Bo rozgrzebywanie tego w głowie, to nie to samo - odparowała Ego. - Zazwyczaj ludzie katują się poszczególnymi wspomnieniami, wycinając pełen kontekst. W dodatku bardzo nie doceniasz mocy mówienia takich rzeczy na głos. Aby to zrobić, musisz wpierw je dobrze poukładać. Inaczej zamiast spójnej historii wyjdzie bełkot.
Swietłana odetchnęła. Właściwie, czemu nie? W końcu to nie tak, że miała kogoś lepszego, by jej wysłuchał. Niby mogłaby wynająć każdego psychologa na planecie, ale kto normalny uwierzyłby w magiczne kontrakty, miliarderów z super mocami oraz potężne istoty takie jak dżin czy Ego?
- I to jest właśnie nastawienie, o które mi chodzi! - pochwaliła potworek. - Byłoby mi też miło, gdybyś przestała mnie nazywać potworkiem.
- A mi, gdybyś przestała siedzieć w mojej głowie.
- No cóż... To prawda, że nie można mieć w życiu wszystkiego. A zatem, co konkretnie chciałabyś mi opowiedzieć?
Swietłana zmarszczyła brwi. Dobre pytanie. Gdy teraz o się nad tym zastanawiała, nie potrafiła określić, w którym dokładnie momencie przegrała walkę ze samą sobą.
- Każdy ma swoją cenę - wycedziła. - Ja miałam to nieszczęście, że trafiłam na kogoś, kto chciał ją zapłacić.
- Swieta, z kim piszesz?
- Z nikim ważnym. - Gorączkowo schowała telefon do torebki i posłała Wasilijowi przepraszający uśmiech. - Takie tam babskie ploty.
Wasilij zmarszczył czoło, lecz powstrzymał się od komentarza. Z pewnością coś już podejrzewał, lecz postanowił jej zaufać, co zabolało. Niemniej właśnie dzięki temu już wkrótce mogłaby rozwiązać wszystkie problemy tej rodziny. Cena to tylko jedno drobne kłamstwo.
- Kawa ci stygnie - zauważył Wasilij.
Swietłana przytaknęła i chwyciła filiżankę, której przyjrzała się krytycznie. Nie mieli za dużo naczyń, a i to doczekało się niewielkiej szczerby. To mimowolnie zmusiło ją do zlustrowania otoczenia. Mała kawalerka przytłaczała swoją ciasnotę. Najemca zaręczał się, że powierzchnia wynosiła co najmniej trzydzieści metrów kwadratowych, lecz zdecydowanie zaokrąglił w górę, pomijając przy tym matematyczne zasady. W dodatku wszystko wokół pamiętało czasy przed nią i Wasilijem. Stara meblościanka, nie miała ani jednego sprawnego zawiasu. Drzwiczki albo się nie zamykały, albo skrzypiały, albo wisiały krzywo na słowo honoru. A łóżko? Ta nazwa zdecydowanie znaczyła coś innego, niż to, co mieli pod ścianą. Niewielka wersalka walczyła o życie przy każdej próbie złożenia czy rozłożenia, natomiast poranna pobudka zawsze prowadziła do bólu pleców, na które pomagały wyłącznie długie sesje rozciągań. Malutka lodówka ledwo chłodziła, a na miniaturowej kuchence w przedsionku ledwie dało się przyrządzić omlet. Mieszkanie nie doczekało się nawet solidnego zlewu, stąd najczęściej brudne naczynia lądowały w wannie.
- Swieta... - Miękki głos męża przywołał ją do rzeczywistości. - Poradzimy sobie, zobaczysz.
Odruchowo kiwnęła. Próbował podbudować ją na duchu, stąd nie chciała tego psuć solidną porcją rzeczywistości. Szkoda, że sama nie umiała tak się oszukiwać. Pieniędzy z treningów prowadzonych przez Wasilija starczało na pokrycie podstawowych potrzeb takich jak czynsz, jedzenie czy ubrania. Nie było też mowy o wzięciu kredytu, w końcu nikt z nich nie miał polskiego obywatelstwa. Gdyby przynajmniej znalazła wreszcie jakąś stałą pracę...
- Swieta...
- Wybacz, jakoś mam dzisiaj głowę w innym miejscu. - Skwapliwie napiła się kawy. Kompletnie zimna. - Wiem, że to nie uczciwe, zwłaszcza że sama ostatnio marudziłam, że spędzamy za mało czasu razem.
- Jeśli coś cię gryzie, to po prostu powiedz - zaproponował trener. - Razem na pewno coś zaradzimy.
Swietłana zerknęła na podkrążone oczy męża. Nie, zdecydowanie nie czas na wyznania. Zresztą, na pewno by się nie zgodził, a to oznaczałoby dalsze życie bez perspektyw. Przypadkiem dostała kolejną szansę od losu i tym razem jej nie zmarnuje!
- Żałujesz, że cię nie przyjęli do służb, prawda?
Swietłana aż się wzdrygnęła. Osłupienie musiało być widoczne na jej twarzy, gdyż Wasilij sięgnął po jej dłoń i ostrożnie uścisnął. Zrobiła głębszy wdech i wydech. Po prostu dobrze trafił. To nie tak, że czytał w jej myślach i dowiedział się o jej aktualnym planie...
- Żałuję - zgodziła się, a jej wzrok ponownie omiótł niedoskonałości miejsca, które musiała nazywać swoim domem.
- Nic dobrego by z tego nie wynikło - zapewnił Wasilij. - Nasza ojczyzna średnio co drugi rok wszczyna kolejną idiotyczną wojnę. Gdybyś tam została, skończyłabyś z kulą w potylicy.
Swietłana uśmiechnęła się wymuszenie. Nigdy nie powiedziała mu całej prawdy. To nie tak, że jej nie przyjęli. Zasadniczo przeszła bezbłędnie prawie wszystkie testy. Po prostu specjalnie zawaliła ten ostatni. Musiała, gdyż inaczej nie mogłaby tak po prostu zrezygnować. A i tak wyjechali później do Polski, na wypadek, gdyby rząd się jednak zorientował w podstępie. Niemniej nie potrafiła przestać roztrząsać, jak wyglądałoby ich życie, gdyby nie posłuchała zmartwionych tyrad Wasilija, na temat pracy w wywiadzie Rosyjskiej Federacji? Być może nie musieliby wtedy żyć w ciągłej biedzie?
Swietłana przygryzła dolną wargę. Wiedziała, że zachowuje się niewdzięcznie. W końcu w porównaniu z jej dzieciństwem aktualne warunki były po prostu wspaniałe! Czysta woda, stały dostęp do prądu, a nawet szczoteczka do zębów należąca tylko dla niej! Niemniej, widząc tych wszystkich ludzi wokół, którzy urodzili się tak bardzo uprzywilejowani - we WŁASNYM domu, a przy tym mając WŁASNY pokój i WŁASNE ubrania, nie wspominając już o tym, że nigdy nie zaznali głodu - czuła zazdrość. Żadne z nich nigdy nie musiało na to pracować! Tymczasem sama wiecznie walczyła o zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb.
Telefon zawibrował. Swietłana chwyciła go i spojrzała na treść wiadomości.
- Muszę iść - oznajmiła.
- Ale... specjalnie odwołałem poranne treningi.
- To bardzo ważne - ucięła. - Wynagrodzę ci to, obiecuję!
- No... dobrze. - Wasilij potarł ręką masywny kark.
Zapadła napięta cisza, podczas której Swietłana szybko zakładała ubrania. Na szczęście już wcześniej wszystko przygotowała. Makijaż poprawi już na miejscu, by nie tracić czasu.
- Do zobaczenia. - Pochyliła się i cmoknęła Wasilija w policzek.
Nie oponował, lecz też nie odpowiedział na pieszczotę. Nie szkodzi. Później to naprawi.
- Czy to było twoje pierwsze spotkanie z Krystianem Szarym? - zapytała Ego.
- Tak.
- Co się wydarzyło dalej?
- Przedstawił mi swoją ofertę, a ja się zgodziłam. - Swietłana zacisnęła pięści.
- Czy właśnie wtedy zawarliście kontrakt?
- Nie. Wpierw wręczył mi obiecany zadatek. Pozwolił mi też zapoznać się z warunkami kontraktu.
- Czyli wiedziałaś, z czym się to wiąże?
Swietłana prychnęła. Wiedziała, ale to nie oznaczało, że uwierzyła. Kto normalny wziąłby na serio zapisy w stylu: po zaakceptowaniu zlecenia pracownik zobowiązuje się wyzbyć emocji i skupić się wyłącznie na przyjemności, którą niesie ze sobą nagroda pieniężna? Albo klauzulę: pracownikowi zabrania się zmiana zatrudnienia, z wyjątkiem sytuacji, w której aktualny pracodawca sam zrezygnuje z jego dalszych usług? Dała przecież radę wykiwać rosyjski rząd! W porównaniu z tym jakiś zadufany w sobie pyszałek to pestka.
- Znałam prawo pracy - podjęła. - Najbardziej dyskusyjne zapisy były całkowicie nielegalne. Zakładałam, że w razie czego mogę zerwać umowę, opierając się między innymi na ich niezgodności z polskim prawem.
Sądziła, że złapała byka za rogi. Nie przewidziała tylko jednej rzeczy. Cholernej magii!
- Co działo się dalej?
- Mój upadek.
- Skąd masz pieniądze? - Wasilij patrzył się podejrzliwie na pliki dolarów, leżące na starym stoliku ze sklejki.
- Znalazłam pracę! - odparowała dumnie.
- Gdzie?
Usłyszała w tym podejrzliwość. Mało tego, że nie widziała na twarzy Wasilija ani śladu wesołości, to jeszcze rysowała się tam czujność. Przyglądał się banknotom, jak gdyby ociekały trucizną.
- W firmie Kris-corp - odparła zgodnie z prawdą. - Zostałam specjalistą od zadań nadzwyczajnych.
Oblicze Wasilija wygładziło się ze zmarszczek.
- Gratuluję! - Zbliżył się i ją uścisnął. - Ale niespodzianka! Nie wiedziałem, że zgłosiłaś gdzieś swoją kandydaturę.
- Po tylu porażkach wolałam się nie chwalić, dopóki nie znajdę czegoś konkretnego.
- Swieta... - Wasilij przytulił ją mocniej.
- No co?
- Nic...
- Nie, poważnie, co?
- Jesteś bardzo surowa wobec siebie.
Swietłana powściągnęła kąśliwą ripostę. Święcie wierzyła, że bycie samokrytyczną się opłacało. Dzięki temu udało jej się znaleźć dobrą pracę. Wreszcie zakończą się problemy.
- Teraz wszystko się zmieni - oznajmiła. - Wpierw kupimy porządne meble i naczynia.
- Tak od razu?
- Pewnie, że tak! Dość już mam życia jak żebrak.
Niepotrzebnie to wypaplała. Wasilij zachmurzył się i odsunął.
- Nie o to mi chodziło - wyjaśniła.
Nie odpowiedział.
- Naprawdę doceniam, że nas utrzymywałeś.
I znowu cisza.
- Ale sam przyznaj, że twoja praca nie daje nam zbyt wiele.
- I zaczyna się... - mruknął Wasilij.
- Ale to prawda! Żyjemy od wypłaty do wypłaty!
- Większość ludzi tak żyje.
- Nie chcę być jak większość!
Wasilij się skurczył, co rozzłościło ją jeszcze bardziej. Zawsze tak robił, gdy mówiła prawdę! Mógłby chociaż raz spróbować zrozumieć jej perspektywę!
- Powiedzieć nic nie można! - warknęła. - Samą ciężką pracą człowiek dorobi się jedynie garba! Raz już to przerabiałeś!
- A ty obiecałaś, że już nie będziesz mi tego wypominać.
Swietłana zacisnęła usta. Tak właściwie czemu się znowu kłócili? Przecież wszystko wreszcie było dobrze!
- Nie tak miało być - mruknęła. - Mieliśmy świętować...
- To prawda. - Wasilij zmusił się do uśmiechu. - Zwłaszcza że też mam powód.
- Jaki?
- Udało mi się zebrać kolejną grupę - rzucił ostrożnie. - Zainteresowałem też kilku zawodowych graczy. Chcą prywatne sesje treningowe.
Nie wiedziała jak zareagować. Z jednej strony cieszyła się, lecz odnosiła wrażenie, że dążył do...
- Nie osiągnąłbym tego bez ciężkiej pracy.
Właśnie.
- Czyli dalej chcesz się przy tym upierać? - wycedziła.
- Polska to inny kraj - odparował Wasilij.
- Rób tak dalej, a znowu siądziesz na szklankę.
Wasilij przymknął powieki i pokręcił głową. Nagle obrócił się i ruszył do wyjścia.
- Zaczekaj!
- Idę się przejść.
- Ale...
Drzwi trzasnęły.
- Czyli paradoksalnie po znalezieniu pracy, zaczęło się między wami psuć. - Ego zrobiła szybką notatkę.
- Tak. - Swietłana oblizała suche wargi. - Początkowo uważałam, że to kwestia jego braku pewności siebie. Zaczęłam zarabiać sporo więcej od niego. Dla wielu facetów to ogromny problem.
- A jak uważasz teraz?
- Byłam nieznośnie arogancka. - Swietłana wbiła wzrok w swoje paznokcie. - Trafił mi się łut szczęścia, lecz tak bardzo podbudował mnie na duchu, że zaczęłam wierzyć, że tylko moje podejście jest słuszne. Coraz śmielej go krytykowałam i to pomimo faktu, że przecież też odnosił sukcesy. Wytrenował kilku zawodników, którzy wystartowali zawodowo i szybko zdobyli rozgłos. To naprawdę spore osiągnięcie.
- Jak się z tym czułaś?
- Zirytowana. - Swietłana skrzyżowała ręce na piersi. - Nie podobało mi się, że na swój sposób również miał rację.
- Czego w takim razie po nim oczekiwałaś? - Ego zerknęła na nią spod okularów.
Swietłana długo zbierała się w sobie, by wyznać gorzką prawdę. Zrobiła głęboki wdech i wydech i wreszcie wykrztusiła:
- Porażki. Po cichu życzyłam mu, by całkowicie zawiódł, złamał się, a później urósł na nowo tym razem bez tych swoich idiotycznych przekonań. Okazało się jednak, że pierwsza złamałam się ja.
Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami. Zrobiła głębszy wdech i wydech. Z jakiegoś powodu serce biło równo i spokojnie, gdy spodziewała się zupełnie czego innego.
Co się właśnie stało?
Przekręciła zamek, po czym ostrożnie wkroczyła do pokoju. Wasilija na szczęście jeszcze nie wrócił. Świetnie. Potrzebowała czasu, by to wszystko bardzo dobrze sobie poukładać. Ostrożnie zasunęła firanki i usiadła na wygodnym fotelu. Świeżo wynajęte mieszkanie było kwintesencja komfortu i luksusu, a mimo to z jakiegoś powodu w tej chwili wolała poprzednią maliznę pełną starych mebli.
A zatem ponownie: co się właśnie stało?
Pobiła człowieka. Aż do krwi. I nic nie czuła.
Czemu w ogóle zrobiła coś takiego?
Sięgnęła do torebki, by wyjąć pliki pieniędzy. Pięć tysięcy dolarów, dokładnie tyle, ile sobie zażyczyła.
- Zgodziłam się dla żartu...
Nie zabrzmiało to szczerze, jednakże z pewnością, gdy propozycja padła z ust Szarego, sądziła, że nie mówił poważnie. Ot taki parszywy korporacyjny humorek. Próbowała przypomnieć sobie tę rozmowę.
Jak tam się masz?
Gorzka coś dzisiaj ta kawa, ale z drugiej strony odliczona od podatku smakuje najlepiej, ha, ha!
Słuchaj, czy lubisz Grześka?
To świetnie! Bo widzisz, ostatnio mi też zalazł za skórę. Nie chce podpisać aneksu do umowy. A tak czysto teoretycznie, za ile byś dała mu nauczkę?
Popatrzyła na własne ręce. Umyła je, a mimo to ciągle odnosiła wrażenie, że są brudne.
Dlaczego to zrobiła?
I czemu nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia?
Wasilij czasem mówił, że potrafiła być przerażająco chłodna, lecz to był rekord nawet jak na nią. Odnosiła wrażenie, że między jej ciałem i umysłem powstała wyrwa. Mózg dostrzegał anomalię w postaci wężowego spokoju, gdy oczekiwanym stanem powinna być adrenalina i panika. Trochę jakby wjechała rozpędzonym samochodem w drzewo i z jakiegoś powodu nie poczuła najmniejszego szarpnięcia.
- Czy to już tak zostanie?
Przez całun obojętności przedarło się ukłucie niepokoju. Co, jeśli skrzywdzi kogoś, kogo kocha? Czy wtedy również utonie w pustce, czy może też wreszcie obudzi się w niej człowiek?
- Po prostu nie zrobię tego więcej - obiecała. - Nikomu!
- Ale zrobiłaś - podjęła Ego. - Czyż nie?
- Zrobiłam - zgodziła się Swietłana. - I to o wiele szybciej niż mi się wydawało. Kolejny incydent zdarzył się już następnego dnia.
- Jak do tego doszło?
- Szary... jest bardzo sprytny. Początkowo wybierał ludzi, do których żywiłam antypatię.
- No i machał ci przed obliczem banknotami.
- On... wiedział, że nie zgodzę się znowu wykonać „pracę" za pięć tysięcy, więc następnym razem zaoferował dziesięć. Potem piętnaście. Dalej dwadzieścia.
- Ciągle w górę?
- Nie... - Swietłana uśmiechnęła się chłodno. - Gdy już weszło mi to w krew, zaczął negocjować w dół. Aktualna cena za pobicie ponownie wynosi pięć tysięcy dolarów.
Potworkowi nie drgnęła nawet brew. Ciekawie co też sobie myślała?
- Myślę, że gdy ktoś taki jak ty nazywa mnie potworkiem, jest w tym pewna ironia. W porównaniu z tobą jestem niewinna jak niemowlę.
Swietłana kiwnęła. Trudno się nie zgodzić.
- Nie powiedziałaś o tym Wasilijowi. - Ego kliknęła długopis i ponownie skupiła się na notesie.
- Nie. Wiedziałam, że to potępi.
- A mimo to ciągle nie rezygnowałaś.
- Sądziłam, że kontroluję sytuację.
- Kiedy to się zmieniło?
- Pewnego wieczoru.
- Swieta, porozmawiajmy.
Uniosła oczy. Nie zdziwiła się, widząc ponownie zmartwioną minę Wasilija.
- Musimy teraz? - zapytała. - Próbuję się zrelaksować. - Pomachała książką, którą przed chwilą czytała.
- Próbowałem już wczoraj i przedwczoraj.
Swietłana westchnęła. Liczyła, że wreszcie da sobie spokój. W końcu przeczuwała, o co też pójdzie.
- Poczekałbym na lepszy moment, ale ostatnio to jest jedyny, który mamy - wznowił Wasilij. - Całe dnie spędzasz w pracy, pojawiasz się tylko wieczorami, a wtedy jesteś taka...
No dalej. Powiedz to...
- Nieobecna - zakończył Wasilij.
- Mam na sobie coraz więcej odpowiedzialności. - Starała się całą sobą pokazać, jak bardzo ją ta rozmowa męczy. - Niedawno zostałam głównym specjalistą do zadań nadzwyczajnych.
- Czym są te zadania?
Swietłana uciekła wzrokiem do okładki książki. „Zbrodnia i Kara" Dostojewskiego.
- Neutralizuje problematyczne jednostki - rzekła.
- W sensie zwalniasz ludzi?
- Mniej więcej...
Wasilij usiadł na fotelu obok. Niedobrze, liczyła na to, że sobie pójdzie.
- To musi być męczące - podjął.
- Co konkretnie?
- No wiesz... mówienie ludziom, że właśnie stracili pracę.
- Ach to... - Z trudem stłumiła w sobie chęć roześmiania się. Gdyby tylko wiedział, co ona robiła naprawdę. Zwalnianie ludzi wydawało się przy tym takie niewinne.
- Nic dziwnego, że ciągle jesteś nieobecna.
Naturalny stan obojętności przerwało obce uczucie. Musiała się bardzo skupić, by je nazwać. Irytacja? Zerknęła na zatroskaną twarz męża. Sympatyzował jej? JEJ?!
- Tak sobie myślałem... - Wasilij potarł kark. - Albo nieważne.
- Skoro już zacząłeś, to dokończ.
- Wolę nie...
- Dokończ!
Wasilij spojrzał na nią, jak gdyby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. W pewnym sensie miał rację. Na krótką chwilę wyrwała się z niej ta druga Swietłana, która na co dzień trudziła się rujnowaniem ludzi.
- Uważam, że będzie lepiej, jeśli zmienisz pracę - oznajmił twardo.
Swietłana roześmiała się. Powiodła ręką wokół, wskazując wpierw na skórzaną kanapę za cztery tysiące dolarów, następnie na kolosalny telewizor na ścianie za dziesięć tysięcy dolarów, dalej piękny perski dywan za... sama już nie pamiętała za ile.
- To wszystko kosztuje, wiesz? - odparowała. - Obrazy na ścianach, widok na jezioro, lokalizacja. Naprawdę sądzisz, że dasz radę utrzymać TO tylko swoją płacą?
- Spróbowałbym, gdyby te wszystkie luksusy ciebie faktycznie cieszyły.
Wzdrygnęła się, jak gdyby wylał na nią kubeł zimnej wody. Cisza się przedłużała, gdy sama nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie: czy ostatnio COKOLWIEK cię ucieszyło? Starannie przeczesywała wspomnienia, usiłując znaleźć w nich coś przyjemnego. Może chociaż kupowanie i urządzanie? Nie... Zbyt łatwo pomyliła radość z zastrzykiem dopaminy, który zostawiał po sobie nieznośną pustkę.
Radość.
Czym była radość?
Czy kiedykolwiek czuła radość?
Z odmętów jej umysłu wyłoniło się cieniste wspomnienie. Spróbowała się na nim skupić, oczyścić z szumów. Wasilij wręczał jej kwiatek. Najzwyklejsza na świecie stokrotka, którą wypatrzył gdzieś wśród trawy. Uśmiechnęła się i wplotła ją we włosy, po czym chwyciła ciepłą dłoń męża. Słońce przyjemnie grzało skórę, lecz nie paliło. Perfekcyjny wiosenny dzień.
- Swieta...
Wasilij przykucnął przy niej, dotknął jej twarzy i otarł...
Łzy?
- Zaufaj mi - prosił miękko. - Po prostu zrezygnuj. Ta praca... ona nie jest tego warta.
Pozwoliła mu się przytulić. Cóż za dziwne doznanie. Jak gdyby ktoś włożył do jej środka malutką iskierkę, która powoli, lecz topiła lodowate wnętrze...
- J-ja... - wydukała po chwili. - M-muszę z-zadzownić...
- Rezygnujesz? - Wasilij odsunął się, by spojrzeć jej w oczy. - Naprawdę?!
Kiwnęła. Wasilij uśmiechnął się tak pięknie! Jak gdyby ponownie zgodziła się, gdy klęczał przed nią z pierścionkiem. Nie miała ani chwili do stracenia. Lada moment a znowu zapomni o tym wszystkim i stanie się tą drugą Swietłaną - Królową Lodu. Podniosła się i ruszyła do pokoju obok. Drżącymi rękami wyjęła telefon. Znalazła kontakt i się zawahała.
Naprawdę to robiła? A co ze wszystkimi ludźmi, których skrzywdziła? Aktualnie chroniły ją jedynie absurdalne wpływy Krystiana Szarego. Czy w ogóle dało się zrezygnować po tym wszystkim?
Nie pozwoliła sobie na dalsze, zastanawianie. Kliknęła zieloną ikonę słuchawki.
- Tak?
- Ja... rezygnuję.
- Halo! Kto mówi?!
- Swietłana.
- Kto?
- Swietłana!
Zrobiła głęboki wdech i wydech. Jeszcze chwila, a wszystko będzie w porządku.
- Swietłana! Kopę lat! - Szary tętnił fałszywą życzliwością. - Co tam u ciebie?!
- Rezygnuję! - powtórzyła uparcie. - Nie będę więcej dla ciebie pracować!
- U mnie w porządku - ciągnął niewzruszony. - Właśnie wybieram się na łowy! Upatrzyłem sobie piękną dziewuszkę. Nazywa się Halina...
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - wycedziła. - Nie interesują mnie twoje dziewczyny! Więcej dla ciebie nie pracuję!
- Dobra, dobra, skończ już z tym żartem - odparował nonszalancko. - Już za pierwszym razem był wyjątkowo mało zabawny. Co dopiero za trzecim?
- To nie był żart.
- Ależ oczywiście, że był. - Głos Krystiana zrobił się potwornie zimny. - Bo niby w jaki sposób moja własność może po prostu przestać nią być? No w jaki?!
- Własność? - żachnęła się.
- Czytałaś swój kontrakt, czyż nie?
- Jest nielegalny. - Od dawna przygotowywała się na taką rozmowę. - Nie masz prawa umieszczać w nim zapisów niezgodnych z polskim prawem.
- Och zaraz się przekonasz, jak bardzo mam prawo.
Krystian się rozłączył. Swietłana długo gapiła się na telefon. Spodziewała się, że będzie ją szantażował. Wtedy spróbowałaby odbić faktem, że wszystkie zbrodnie wykonała na jego wyraźny rozkaz. W świetle prawa, niby żadna to obrona, lecz liczyła, że w ten sposób da mu do zrozumienia, że nie pójdzie na dno sama.
Pokój zawirował. W jednej chwili stała z telefonem, a w drugiej - nad ciałem Wasilija z zakrwawionym nożem. Widok rozciągniętego na perskim dywanie męża tak bardzo szokował, że nie wydała z siebie ani dźwięku. Po prostu wycofała się i z trudem oparła o parapet. Jej kieszeń zawibrowała. Machinalnie wyjęła telefon. Dzwonił Krystian Szary.
Odebrała.
- Pozwól, że wyjaśnię, co się właśnie stało - rzekł Krystian. - Dorzuciłaś Wasilijowi do posiłku środki odurzające, dalej chwyciłaś nóż...
Swietłana z trudem rozróżniała poszczególne słowa, gdyż irytujące piszczenie w uszach zagłuszało prawie wszystko wokół.
- ... i posmarowałaś keczupem - zakończył Krystian.
- Keczupem? - powtórzyła Swietłana. Dotknęła ostrza i skosztowała. Mówił prawdę.
- Następnym razem to nie będzie keczup - uprzedził Krystian. - Nigdy więcej nie próbuj łamać kontraktu. Zrozumiałaś?
Cisza.
- Zadałem ci pytanie.
Oblizała suche wargi.
- Twój przełożony zadał ci pytanie. Czy chcesz ponownie złamać warunki kontraktu, ignorując bezpośrednie polecenie służbowe?
- Zrozumiałam...
Krystian się rozłączył.
- Czy właśnie wtedy odeszłaś? - podsumowała Ego.
- Tak - odpowiedziała. - Gdybym została z Wasilijem, kto wie, co jeszcze bym mu zrobiła?
Z perspektywy czasu ciągle uważała, że podjęła słuszną decyzję. Jedną z niewielu.
Ego kiwnęła, po czym zapytała:
- Czy to już cała historia?
Swietłana zastanowiła się. Chyba przedstawiła najistotniejsze punkty swojej metamorfozy. Mogliby siedzieć tu godzinami, podczas których snułaby o trudach swojego dzieciństwa oraz bezsensu dorastania w patologicznym kraju bez perspektyw, lecz po co szukać na siłę wyjaśnień dla chciwości? Niech rozliczą ją z czynów, a nie z powodów i pobudek.
Czemu jednak zgodziła się, by to wszystko opowiedzieć? Może chciała wierzyć, że będzie w stanie z tego wszystkiego wrócić? Z jej ust wyrwało się coś dziwnego. Przypominało trochę śmiech, lecz znacznie bardziej urwany szloch. Ilu dokładnie ludzi skrzywdziła? W pewnym momencie jej umysł zaczął po prostu wymazywać kolejne twarze. Może to i dobrze? Ci, o których pamiętała, od pewnego czasu prześladowali ją we śnie bądź na jawie, gdy traciła czujność.
- Ta rozmowa, to błąd - zawyrokowała. - Całe przedsięwzięcie od początku było skazane na porażkę.
- Dlaczego?
- Bo nie potrzebuję psychologa, tylko sędziego. Najlepiej będzie, gdy oddasz mnie prosto w ręce wymiaru sprawiedliwości.
- Najlepiej dla ciebie - prychnęła Ego. - Ale wtedy nie pomożesz mi powstrzymać Szarego! - Ego zawahała się. - To ostatnie zdanie... Skąd ono się tam w ogóle wzięło? - Zmarszczyła czoło. - Co ty tam kombinujesz, Halina?
Swietłana nastroszyła uszy. Powstrzymać Szarego? Niedorzeczne.
- Rozwiń - zażądała.
- A bo ja wiem? To nie są moje pomysły, tylko jej - odburknęła potworek. - Zgaduję, że wpadła na kolejny kretyński plan, który narazi życia wszystkich mieszkańców mojego bunkra.
- Chcę go wysłuchać.
- To masz pecha.
- Chciałaś mi pomóc, tak? - Swietłana przechyliła głowę. - Jak na razie jedyną rzeczą, która zarezonowała ze mną w całej naszej jałowej rozmowie, jest wzmianka o Szarym. Żądam, byś przedstawiła plan Ulańskiej.
Ego gwałtownie uniosła się w powietrzu i zawisła aż pod sufitem.
- Wiesz, czego nauczyła mnie próba liczenia się ze zdaniem innych?! - syknęła niczym wściekła banshee. - Że ludzie zbyt szybko zapominają, z kim mają do czynienia! Nie jestem maszynką do spełniania życzeń! A jeśli pomagam! To na swoich warunkach! Kapujesz?!
Swietłana uśmiechnęła się. Najwyraźniej trafiła w czuły punkt. Świetnie. W takim razie wystarczy jeszcze kilka celnych słów, by sprowokować dalszą reakcję, a wtedy...
- Och, nic z tego moja droga - urwała Ego. - Bo widzisz, teraz nie będziesz już rozmawiać ze mną, lecz z NIM.
Pstryknęła palcami. Na jej miejscu pojawił się Wasilij. Ciężko oddychał, a po jego skroniach ciekły strugi potu.
Swietłana zacisnęła usta. Nie była gotowa na kolejne starcie z mężem.
- No dalej - przemówiła. - Powiedz wreszcie, że mną gardzisz. Masz to wymalowane na twarzy.
Wasilij zachował ciszę. Po prostu usiadł w miejscu Ego.
- Okłamałam cię, źle ci życzyłam... - Wymieniała na palcach. - Zdradziłam twoje zaufanie, krzywdziłam innych w tym twoich przyjaciół. Skrzywdziłam też i ciebie. Nie rozumiem, czemu w ogóle chcesz przebywać ze mną w tym samym pomieszczeniu.
Wasilij dalej milczał.
- Jeszcze bardziej nie rozumiem, czemu po tym wszystkim ciągle próbowałeś mi pomóc. - Czemu tyle paplała? Czyżby nerwy? - Wiesz, wtedy na dachu wieżowca. Powinieneś był po prostu ułożyć sobie życie z tą dziunią Ulańską. - Oho... chyba jednak zazdrość? - Choć z drugiej strony podążanie za nią już prawie cię zabiło i to kilka razy. Masz fatalny gust do kobiet...
Dalej cisza.
- I co? Będziesz po prostu się gapić?
- Chyba tak. - Głos Wasilija dziwnie się załamał.
- Dlaczego?
- Bo wydaję mi się, że znowu jesteś tą, którą poślubiłem.
Swietłana z trudem opanowała drżące dłonie. Jeszcze z większym trudem powstrzymała łzy, lecz obraz ciągle popłynął przed oczami.
- Boję się jednak, że zostałem oszukany. Że w rzeczywistości nadal jesteś potworem, który krzywdzi ludzi bez mrugnięcia okiem.
Swietłana otarła twarz. Dobre spostrzeżenie. Niby przestała już być niewolnikiem kontraktu, ale czy rzeczywiście przestała? Czy może też zmiany w jej osobowości były już nieodwracalne? Zerknęła na Wasilija. Czy potrafiłaby go przytulić tymi samymi rękami, które tak długo kąpały się we krwi przeciwników ideologii Szarego?
- Muszę porozmawiać z Ulańską - mruknęła.
- Czemu?
- Ponoć ma jakiś plan na powstrzymanie Szarego i jestem jego częścią.
- Kto ci tak powiedział? - Wasilij nastroszył się.
- Potworek - odparowała Swietłana. - Gdy ją o to przycisnęłam, szybko zrobiła się drażliwa.
Wasilij pokiwał do własnych myśli.
- To jak będzie z tą Ulańską? - zapytała.
- Ciężko - odparował. - Trafiłaś do nas w momencie kryzysu. Właśnie próbujemy odzyskać Halinę, ale idzie to, jak krew z nosa. - Zawahał się. - Chyba mogę ci zdradzić to i owo. Nawet jeśli mnie oszukałaś, ciągle jesteś więźniem w bunkrze Ego i aby się stąd wydostać, również będziesz potrzebowała Haliny. A zwłaszcza, jeśli faktycznie jesteś częścią jej planu... - Otaksował ją skomplikowanym spojrzeniem. - Lepiej potraktuj to poważnie. Jeśli zdradzisz Szaremu, że możesz być kluczem w zakończeniu jego rządów, zbyt długo nie pożyjesz.
- Nie musisz mi tego...
- Muszę! Ja... ciągle nie wiem, z kim rozmawiam. Ze swoją żoną? Czy też z bestią Krystiana Szarego?
Swietłana zacisnęła usta. Miał rację. Ostrożność bolała, ale zdecydowanie była wskazana. Wcale nie tak dawno zgodziła się, by zamordować jego przyjaciółkę i zrobiła to za śmiesznie niską kwotę.
- Wyjaśnij, ile możesz - poprosiła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top