44 Terapia Par
Wasilij rozglądał się po swoim pokoju z zakłopotaniem. Miał wątpliwości czy faktycznie mógł dalej nazywać to miejsce wyłącznie „swoim", gdyż zaszły w nim pewne zmiany w wystroju. Właściwie nie zmienił się tylko rozmiar. Pojawiło się natomiast mnóstwo półek z książkami, które zmieniły barwę całego pokoju z chłodnej na ciepłą i przytulną. Dostrzegł też stanowczo za dużo roślin, o które sam nie miałby czasu dbać. Zieleń i brąz dominowały też na podłodze, gdyż z jakiegoś powodu wszędzie walały się malutkie dywaniki.
Zupełnie jak w domu...
– No chodź! – Ego chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.
Ona również przeszła kłopotliwą metamorfozę. Na jej nosie tkwiły pretensjonalne okulary, a ubrania zamieniły w obcisły biały sweterek z kołnierzem oraz w czarne spodnie. W dłoni ściskała notatnik z wetkniętym do środka długopisem. Machinalnie spojrzał na półki z książkami. „Psychopatologia życia codziennego", „Archetypy i nieświadomość zbiorowa", „O stawaniu się osobą"... Zerknął pobieżnie na nazwisko widniejące na jednej z publikacji.
– Freud... – wycedził, jak gdyby to nazwisko było jakimś przekleństwem.
Ego puściła jego dłoń i wkroczyła do środka czegoś, co mógłby nazwać mini-pokojem. Przestrzeń otaczała półki z książkami, które pełniły funkcję ścian. Wasilij zrobił głęboki wdech i wydech.
– Miejmy to wreszcie z głowy... – mruknął, udając się za Ego.
W środku dostrzegł tylko dwa meble – wygodny fotel, na którym rozsiadła się po turecku Ego oraz kanapa, a na niej...
Swieta.
Choć obiecał sobie, że nie będzie się gapił, ciągle zastygł w miejscu, mierząc wzrokiem jej piękne oblicze. Jak zwykle nie szczędziła makijażu. Oczy podkreślały zielonkawe cienie, a usta aż płonęły czerwienią. Włosy zostawiła rozpuszczone, przez co lekko falowały. Ubrała się wyzywająco – bluzka z dekoltem i stanowczo za krótka spódniczka. Zupełnie, jak gdyby usiłowała zrobić na nim wrażenie.
– Czyli to właśnie ty stoisz za moim porwaniem? – rzuciła z zaczepką.
– Nie ja, ona. – Wasilij wskazała na uśmiechniętą profesjonalnie Ego. – Ale dobrze się składa, wyjaśnimy sobie kilka rzeczy.
– A mam wybór? – Swietłana prychnęła.
– Możemy znowu się bić – zaproponowała Ego. – Ale, jeśli i tym razem przegrasz, to cię przebiorę za klauna.
– Podziękuję.
– Czyli to przez ciebie jest tak... – Wasilij wskazał strój Swietłany.
– Otóż nie – zaprzeczyła Ego. – Sama zażądała takiego ubioru. Spełniłam jej prośbę pod warunkiem, że nie będzie rozrabiać. Usiądziesz?
Wasilij zerknął na miejsce obok swojej żony. Wolałby, gdyby mógł zająć miejsce naprzeciw. Może powinien o to poprosić?
– Chociaż spróbuj. – Ego stuknęła długopisem o notes. – Zaufaj mi, że tak będzie lepiej.
– Sam nie wiem. – Wasilij ostrożnie usiadł obok. – Już raz spuściłem przy niej gardę, a chwilę później ocknąłem się w celi Szarego.
– Bo niepotrzebnie przyszedłeś – odparowała Swietłana, nawet nie patrząc w jego stronę.
– Z perspektywy czasu, masz rację – odbił trener bezlitośnie. – Wtedy jednak łudziłem się, że węzeł małżeński coś dla ciebie jeszcze znaczy.
– Jak się wtedy czułeś? – Ego zawzięcie notowała, wyglądając raz na jakiś czas zza notesika.
– Słuchaj, na poważnie to robimy? – zdziwił się Wasilij. – W sensie ten cały psychologiczny szajs.
– Oczywiście, że tak. – Ego postawiła zamaszyście kropkę. – Nie po to się tyle przygotowywałam!
– A ty? – Zerknął na Swietłanę.
– Nie mam wyboru. – Żona ciągle unikała jego wzroku.
– Widzę jej myśli – zapewniła Ego. – Tylko udaję niezainteresowaną.
– Muszę przyznać, że jesteś jeszcze bardziej wkurzająca od Ulańskiej – wycedziła Swietłana.
– Do tego też dojdziemy. – Ego posłała jej niewinny uśmiech. – A teraz wróćmy do mojego pytania. – Zwróciła się do Wasilija. – Jak się z tym wtedy czułeś?
– Zdradzony. – Wasilij prychnął. Co za idiotyczne pytanie? – A jak niby miałem się czuć?
– A więc nie czułeś się zdradzony przed waszym spotkaniem na arenie Szarego? – drążyła Ego.
Wasilij zamarł. Faktycznie, nie czuł się. W gruncie rzeczy wtedy nadal sądził, że zaszło jakieś wielkie nieporozumienie. W końcu rzeczy zadziały się tak nagle. Jednego dnia szczery uśmiech Swiety, a drugiego – pożegnalny liścik, który nie miał najmniejszego sensu.
– Rozumiem. – Ego zrobiła szybką notatkę. – To musiało być trudne.
Wasilij przewrócił oczami. Niby nie zabrzmiało nieszczerze, ale jakoś tak... szablonowo.
– A ty? – Ego wskazała długopisem ponurą Swietłanę. – Jak się czułaś z tym, że musiałaś zaatakować byłego męża?
– Nie wzięliśmy rozwodu – wycedziła dziewczyna.
– Czyli sądzisz, że to ważny szczegół do sprostowania?
Swietłana zgrzytnęła zębami, a jej ciało dziwnie się spięło. Wasilij zmrużył oczy. Ego przyłapała ją na przypadkowej szczerości. Sam widział to zbyt wiele razy, by nie poznać objawów.
– Nic nie czułam – rzekła wreszcie beznamiętnie.
– To prawda – zgodziła się Ego, robiąc kolejną notatkę. – Kontrakt Szarego właśnie taki jest. Zabija emocje, a w zamian... – Ego przyłożyła ostentacyjnie rękę do buzi niczym ciotka przyłapana na plotkowaniu. – Oj, przepraszam! Wyprzedzam wydarzenia. Ile Szary musiał ci zapłacić, byś potrafiła się tego podjąć?
– Nie mogę powiedzieć. – Swietłana spuściła wzrok.
– Ależ możesz. – Ego zachęciła ją do mówienia gestem ręki.
– Nie, nie mogę! – uniosła się Swietłana, lecz gdy popatrzyła na Wasilija, natychmiast się pozbierała. – Złamię w ten sposób warunki kontraktu.
– Czyli ciągle nie jesteś świadoma. – Ego teatralnie pokręciła głową z fałszywym zakłopotaniem.
– Świadoma, czego? – Na obliczu Swietłany gościła irytacja.
– Że od pewnego czasu, jesteś niewolnikiem na własne życzenie.
Wasilija zżerała niecierpliwość. Pojmował, że rozgrywające się przed nim dyskusja miała ogromne znaczenie, lecz nic z niej nie rozumiał. Pragnął krzyknąć, by się upomnieć, a z drugiej strony bał się przerywać rozmowę, gdyż choć odrobinkę, lecz klarowała pewne wydarzenia. Z trudem zmusił swoje ciało do zamarcia. Nie chciał zdradzać swojej rozdarcia „żonie". Już nie raz użyła tego przeciwko niemu.
– Jaśniej. – Swietłana spiorunowała spojrzeniem małą dziewczynkę, udającą psychologa.
– Halina Ulańska uszkodziła twoją pieczęć. – Ego uśmiechnęła się szeroko. – W tej chwili trzyma się dosłownie na jednej nitce, a i to wkrótce się zmieni.
– C-co? – Makijaż nie dał rady całkowicie zakamuflować krew odpływającą od twarzy Swietłany.
– Twój kontrakt od pewnego czasu umiera – odparowała Ego. – Właśnie dlatego znowu czujesz te wszystkie rzeczy. Poczucie winy, zagubienie, złość, rozgoryczenie... To musi być okropne.
– Nawet... – Głos Swietłany tętnił od bólu. – Nawet sobie nie wyobrażasz. – Zacisnęła drżące pięści. – Mówisz to wszystko wyłącznie po to, by mnie wyprowadzić z równowagi.
– A jeśli powiem ci, że chcę pomóc?
– Ja... – Wasilij miażdżył swoje dłonie w uścisku. – O czym wy mówicie?
– Usiłuję przekonać twoją żonę, że jedynym, co ciągle trzyma ją u boku Krystiana Szarego, jest przytłaczające poczucie winy – odparowała Ego. – Kontrakt nie ma już nad nią władzy. Niestety ona nie potrafi tego zobaczyć, gdyż czuje, że należy jej się kara.
– WYJDŹ Z MOJEJ GŁOWY! – Swietłana również zerwała się na nogi. Wskazała Ego drżącym palcem. – Kim... CZYM ty w ogóle JESTEŚ?!
– Doskonałe pytanie! – Ego klasnęła w dłonie. – Właśnie teraz jest idealny moment, by wrócić do Haliny Ulańskiej! Pamiętasz ją jeszcze, prawda?
Milczenie Swietłany domagało się odpowiedzi.
– Wyobraź sobie, że była kokonem, z którego wykluł się piękny motyl. – Ego wskazała na siebie. – Ja.
– Ty? – Swietłana zmarszczyła czoło. – Jesteś... Ulańską?
– Oczywiście, że nie. – Ego odłożyła notes, po czym uniosła się w powietrzu, gdy wokół niej zatańczyły wyładowania eletkryczne. – Jestem kimś znacznie lepszym!
Ego zakończyła spektakl siły równie niespodziewanie. Po prostu spadła z dziewczęcym piskiem z powrotem na krzesło, podbijając w powietrze długopis i notes, które następnie sprawnie złapała.
– Zbadałam warunki twojego kontraktu – wznowiła jak gdyby nigdy nic. – Pazerność. – Podkreśliła coś w notatniku. – Nie spodziewałam się, że właśnie to okaże się twoją słabością. – Ego spojrzała w sufit z nieobecną miną. – W twoim przypadku każda niegodziwość ma swoją cenę i to dosłownie.
Swietłana zachwiała się, jak gdyby została spoliczkowana. Jej dłoń błądziła gdzieś za nią, szukając podparcia. Gdy spotkała wreszcie kanapę, Swietłana powoli usiadła.
– Ego... – Wasilij z trudem hamował w sobie skomplikowany wir emocji. – Jaśniej. I bez kpin! Miałaś mi pomóc! – Zacisnął pięści.
– Masz rację. – Ego podrapała się w potylicę, na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie. – To wszystko przez głupią Halinę! Niby siedzi gdzieś głęboko w podświadomości, ale jej emocje ciągle dają mi się we znaki. – Ego otrząsnęła się. – Naprawdę zalazłaś jej za skórę... – mruknęła, łypiąc na Swietłanę. – Nie ma co...
– Do rzeczy – wycedził trener. – Na czym polega ten kontrakt?!
– Polegał – poprawiła go Ego. – Zademonstruję. Swietłana!
Dziewczyna aż podskoczyła. Wasilij mógłby przysiąść, że na krótki moment zauważył dziwną ośmiornicę za plecami swojej żony. Świeciła się na żółto i z jakiegoś powodu miała tylko jedną sprawną mackę. Niestety wrażenie minęło tak szybko, że zaczął w nie wątpić.
– Wyceń morderstwo prezydenta Polski.
– Pół miliona dolarów – odparowała Swietłana posłusznie.
– Możesz z tym walczyć, wiesz? – zachęciła ją Ego. – Swietłana!
Potwór ponownie na moment ukazał się oczom Wasilija. Tym razem był pewien, że go zobaczył.
– Wyceń morderstwo Haliny Ulańskiej.
– Opłata już została uiszczona... Dziesięć tysięcy dolarów.
– Świetnie. To teraz wyceń morderstwo Wasilija.
– N-nie...
– Wyceń morderstwo Wasilija.
– Nie.
– Wyceń. Morderstwo. Wasilija.
– NIE!
Oślizgła ośmiornica wydała z siebie skrzek, po czym zerwała się jak tkanina i...
Zniknęła?
– I widzisz? – Ego już stała obok Swietłany, poklepując ją po kolanku. – Mogłaś z tym walczyć i to zrobiłaś. Gratuluję! Znowu jesteś wolnym człowiekiem.
– Co tu się do diabła dzieje? – Wasilij objął głowę rękami. Instynkt podpowiadał mu, by usiąść obok i uścisnąć żonę, lecz gdy poprzedni raz dał się temu porwać, skończył marnie.
– Gdyby kontrakt działał w pełni, nie byłaby w stanie temu się oprzeć – odparowała Ego. – Poprzednio wyceniła twoje życie na cały majątek Szarego. Właśnie dlatego Krystian musiał ostatecznie zlecić, by tylko pozbawiła cię przytomności. A ciągle zapłacił za to, jak za zboże. – Ego się zawahała. – Swoją drogą ciekawy zwrot. Czy zboże naprawdę jest aż takie drogie?
– N-nie jestem... wolnym człowiekiem. – Swietłana uniosła oblicze. Z jej oczu ciekły łzy, niszcząc starannie nałożony makijaż. – Nigdy... nie będę. Nie po tym, co zrobiłam. Ja... to wszystko... I nic nie czułam. Tylko chciwość.
– Właśnie na tym polegał twój kontrakt – wyjaśniła Ego. – Zabijał emocje z wyjątkiem tej jednej.
– Nic nie r-rozumiesz. – Swietłana otarła kąciki oczu. – Podczas każdej negocjacji, ja... zawsze byłam w pełni sobą. Ale... gdy cena... okazywała się zbyt kusząca... myślałam: dobra, chrzanić to. To nie był element kontaktu! To byłam ja... Ja. JA! – Uderzyła się w pierś. – To byłam ja...
Wasilij się zgarbił. Przypomniało mu się, jak czasem żartował z żony, że za odpowiednią cenę zabiłaby samego papieża. Poczuł chłód, jak gdyby połknął sopel lodu.
– Ilu skrzywdziłaś? – Starał się panować nad głosem, lecz nie potrafił pozbyć się absurdalnego wrażenia, że na jego szyi zaciskały się zimne palce. – ILU?!
Swietłana wzdrygnęła się, po czym skuliła jeszcze bardziej.
– Uważam, że przyda wam się przerwa. – Ego wyprostowała się i pstryknęła palcami.
Wasilij zamrugał. Nagle stał w swojej sali treningowej, gdy obok lewitowała Ego.
– Zaczekaj... – Ruszył zdecydowanym krokiem do swojego pokoju, lecz po chwili znalazł się w tym samym miejscu. – Mam prawo wiedzieć! – Ruszył ponownie, z tym samym skutkiem. – EGO!
– Zbyt wielu – zapewniła go dziewczynka. – A teraz spójrz na ten worek treningowy. Przyda mu się lanie, nie sądzisz?
Wasilij zacisnął potężne pięści.
– Wiem, co czujesz – rzekła.– Dosłownie. Właśnie dlatego chcę dać ci czas, byś to przetrawił i ochłonął. Jeśli po trzydziestu minutach okładania worka, ciągle będziesz chciał powiedzieć to, co właśnie myślisz, nie będę ci przeszkadzać.
Wasilij zgrzytnął zębami, po czym zamachnął się i grzmotnął worek z taką siłą, że podleciał niemal pod sam sufit. Prawy prosty, lewy sierpowy, kopniak bok... Czy naprawdę ożenił się z potworem? Lewy prosty, prawy podbródkowy, wysokie kopnięcie z obrotu... W jaki sposób okazał się na to ślepy?! Prawy prosty, lewy prosty, prawy prosty... Czemu nie zrozumiał, zanim założył temu CZEMUŚ pierścień?! Sierpowy, prosty, podbródkowy...
Ego w milczeniu mu się przyglądała. Wreszcie odwróciła się i cichutko ruszyła do wyjścia.
– Ego! – zawołał, łapiąc worek oburącz.
– Tak?
– Dziękuję.
Dziewczynka uśmiechnęła się i uniosła kciuk. Następnie wyszła z sali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top