40.1 Implozja
Anecie nie podobał się pośpiech Wasilija. Niby rozumiała z czego wynika, lecz stanowczo uważała, że wypadałoby wpierw zakwaterować nowych członków drużyny oraz ogólnie dać wszystkim podróżnikom chwilę świętego spokoju. Szkoda tylko, że jakoś nie potrafiła się odważyć na konfrontację. Ściągnięte groźnie brwi trenera oraz jego śmiertelnie poważna mina w połączeniu z umięśnioną sylwetką skutecznie odbierały motywacje. Zwłaszcza gdy miało się świadomość, że za plecami Wasilija mogłyby się schować trzy Anety.
Z tego właśnie powodu Aneta posłusznie dreptała za trenerem, a chwilę wcześniej również się nie wtrącała, gdy trener szorstko popędzał Halinę. Zatrzymali się przed pokojem Wasilija, który ze względu na swój pokaźny rozmiar chyba już oficjalnie został miejscem wszystkich zebrań.
Aneta poczuła dotyk na ramieniu.
– Jestem trochę zagubiona.
Obejrzała się, by zastać zakłopotane miny nie tylko Elein, lecz również wszystkich przybyszy ze świata Oriona (łącznie z nim samym).
– To długa historia – mruknęła. – Na razie niech wam wystarczy, że podjęliśmy pewne decyzje, które były wbrew wizji ustalonej przez całą drużynę i oczekują nas z tego powodu pewne... eee... konsekwencje.
– A co z nami? – żachnął się Damian. A może Daniel? Musi w końcu nauczyć się ich rozróżniać...
– No normalnie, dostaniecie zakwaterowanie i ogółem wszystko, co obiecałyśmy. To nas czeka reprymenda, nie was.
Elein nie wyglądała na przekonaną.
– Po prostu skorzystajcie z okazji, by poznać pozostałych bywalców kosmicznego bunkra. – Aneta wślizgnęła się do pokoju Wasilija, unikając dalszej dyskusji.
Nie podobało jej się, że to właśnie na nią spadła odpowiedzialność wyjaśniania delikatności sytuacji, w której właśnie się znaleźli. Halina zapewne zrobiłaby to lepiej.
Właśnie!
Rozejrzała się, by odnaleźć ją wzrokiem. Halina stała przy prostokątnym wgłębieniu, będącym lożą i studiowała, które miejsce wybrać, gdy Wasilij już siedział naprzeciwko i nie zwodził z niej oczu niczym sokół ze swojej ofiary.
No będzie wesoło!
Ostrożnie ruszyła w kierunku Halinki, starając się nie ściągać na siebie uwagi Wasilija. Niestety z tego właśnie powodu nie zdążyła zaczepić ją jako pierwsza. Wyprzedził ją Surbi i choć podsłuchiwanie wydawało się niewłaściwe, właśnie dlatego tak bardzo korciło!
– Surbi... – Halinka pojaśniała. – Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że cię...
– Przemyślałem twoje słowa – przerwał jej Surbi. – Niech będzie. Zrobimy tak, by nasza relacja nie zaszkodziła twojej misji.
– Surbi...
– Mimo to nawet jako tylko przyjaciel mam ci coś do zarzucenia.
Obliczę Halinki na powrót stało się nieprzeniknioną maską.
– Zamieniam się w słuch – odpowiedziała.
– Zabrałaś mnie ze sobą, bym ci pomógł w uratowaniu twojego świata. Niemniej odrzucasz pomoc, gdy ci ją oferuję. Ja... nie mam zielonego pojęcia, czego tak właściwie po mnie oczekujesz. Czy możesz mi to wyjaśnić?
Halinka zacisnęła usta.
– Nie musisz odpowiadać od razu, poczekam do końca zebrania. – Sam jego ton wystarczył, by się domyślić, co też implikował. A konkretnie: od twojej odpowiedzi zależy czy zostanę, czy też nie, więc lepiej dobrze się zastanów.
Surbi odszedł, by po chwili zająć miejsce po prawicy Wasilija. Halina ciągle stała w miejscu jak wryta. Dobrze, nie zdąży uciec. Aneta ostrożnie chwyciła ją za rękaw.
– To zabawne i smutne jednocześnie – oznajmiła.
Halinka wzdrygnęła się i na nią spojrzała. Najwyraźniej wyrwała ją z myśli.
– Tyle narzekałaś na facetów – ciągnęła Aneta, mimo że przeczucie podpowiadało, że powinna się ugryźć w język – że gdy w końcu pojawił się ten właściwy, całkowicie dałaś ciała.
Halinka po prostu kiwnęła i bez słowa usiadła naprzeciw Wasilija i Surbiego. Aneta westchnęła. Och zdecydowanie mogła się ugryźć w język... Zwłaszcza że nie po to zaczęła rozmowę. Cóż, w każdym czasem budziła się wredota, czyż nie?
Usłyszała za sobą Elein i się wzdrygnęła. Niedobrze, no bo znowu będzie musiała wszystko wyjaśniać, a nie miała na to ochoty.
– Proszę zajmować miejsca! – zawołał Wasilij. – Jeszcze was nie znam, ale wkrótce to nadrobimy. – Zabrzmiał nawet jakoś tak przyjaźniej, a w dodatku przez chwilę szczerze silił się na uśmiech. Niestety mimika jego twarzy kompletnie się zmieniła, gdy jego wzrok ponownie spoczął na Halince.
– Szarik...
Słaby głos Haliny zwrócił uwagę Anety. Kot istotnie zaszczycił wszystkich swoją obecnością, niemniej również wyminął Halinkę i usiadł z lewej strony Wasilija. Ach... Zapowiadało się, jak gdyby czekał na nie werbalny lincz.
Aneta przełknęła ślinę i zmusiła się, by usiąść po prawicy Haliny. Miejsce po lewej stronie zajął Orion, przez co natychmiast zrobiło się raźniej. Rycerz może i ustępował Wasilijowi umięśnieniem, lecz nieznacznie, a w dodatku przewyższał go nieco wzrostem. Dobrze! Potrzebowała komfortu psychicznego, by bronić swego i nie skończyć z buzią zamkniętą na kłódkę.
Prawie przegapiła pojawienie J-baby. Na szczęście gangster również obrał miejsce po drugiej stronie loży (tej od oskarżania). I fajnie, bo nie chciała, by siedział obok niej. Na szczęście wkrótce tę lukę wypełnił lord Andre.
– Dobrze, widzę, że jesteśmy wreszcie w komplecie. – Wasilij podniósł się. – Nazywam się Wasilij. Zanim znalazłem się tu, byłem trenerem sztuk walki. Normalnie poprosiłbym wszystkich, żeby się grzecznie przedstawili, lecz obawiam się, że nie mamy na to czasu...
– A to dlaczego? – Halinka skrzyżowała ręce na piersi.
– Dobrze wiesz, dlaczego! – huknął Waslij. – Z tego powodu poproszę o kilka słów wyłącznie nowych członków drużyny.
– Drużyny? – zdziwiła się Elein.
Aneta przygryzła dolną wargę. Tego również nie zdążyła wytłumaczyć w tym Wasilijowi. Żaden z przybyłych formalnie nie dołączył jeszcze do wojny z dżinem.
– Po prostu się przedstawcie – rzuciła. – Gdy już Wasilij skończy nas rugać, wszystko wam wyjaśnię.
– To chwilę zajmie – warknął trener. – I możesz być pewna, że dostanie się zarówno tobie, jak i Brajankowi!
– Mi też? – żachnął się Brajanek.
– Cisza! – rozkazał trener. – Na was przyjdzie jeszcze pora! Chcę słyszeć tylko naszych przybyszy!
– A gdzie Masza? – zapytał Szarik.
– Wyjaśniłabym – wycedziła Halinka. – Ale Wasilij chce wysłuchać tylko naszych przybyszy.
Trener poczerwieniał na twarzy, ale szybko pomógł sobie kilkoma głębszymi oddechami.
Aneta otarła krople potu. Jeju jakież to wszystko intensywne... Niby nikt nie mówił nic takiego, ale jakoś tak brakowało zwykłej codziennej życzliwości. Na domiar złego ciągle się czuła, jak gdyby jedno złe słowo miało sprowadzić na nią burzę z piorunami.
– Zaczynajmy – warknął Wasilij. – Ty tam! Tak ty, wysoka dziewczyna! Opowiedz mi w dwóch zdaniach, kim jesteś.
– Elein Wilhelm. – Dziewczyna się podniosła i rozprostowała barki. – Wojowniczka i głowa rodu Wilhelmów.
– Jest też potomkiem bóstwa – dodała skwapliwie Aneta, by nieco bardziej ją zarekomendować.
– O nic cię jeszcze nie pytałem! – zgromił ją Wasilij.
Aneta uniosła przepraszająco ręce.
– Orion herbu Niedźwiedź. – Jej sąsiad się podniósł. – Pechowy rycerz. Zanim jednak przejdziemy dalej, mam zastrzeżenie. Przestań krzyczeć na dziewczyny. – Posłał twarde spojrzenie Wasilijowi.
– Zasłużyły sobie – odparował trener, również nie spuszczając wzroku.
– Nic mnie to nie obchodzi – oznajmił Orion. – A przynajmniej jeszcze. Obchodzi mnie natomiast, że uratowały mojego przyjaciela przed pewną śmiercią. – Poklepał siedzącego Olafa po barku. – Dopóki więc nie wyjaśnisz, na czym dokładnie polega ich przewinienie, przestań furczeć, bo mnie to drażni.
– To wszystko? – Wasilij zmrużył oczy.
– Tak. – Orion usiadł jak gdyby nigdy nic. – Olafie, teraz ty.
– No dobrze... – Brodacz wstał i się ukłonił. – Nazywam się Olaf i pochodzę z Wilhelm. Kiedyś dużo podróżowałem i w ten właśnie sposób poznałem ojca Elein. Teraz zwyczajnie staram się mieć ją na oku.
– Choć częściej to ciebie trzeba mieć na oku – odburknęła Elein.
– Kolejni – zażądał Wasilij.
Aneta musiała przyznać, że ten fragment wybitnie jej się dłużył. Obawiała się tego, co nastąpi po nim, lecz jednocześnie nie mogła się doczekać, żeby w końcu mieć to z głowy. Może właśnie po to trener tak to wszystko przedłużał? Żeby je jeszcze bardziej podręczyć?
– Przejdźmy wreszcie do sedna – powiedziała Halinka, gdy lord Andre jako ostatni skończył opowiadać. – Wszyscy macie mi coś do zarzucenia, prawda? No to zamieniam się w słuch.
– Wyruszyłaś w kolejną podróż, choć nie umiesz panować nad mocą! – walnął prosto z mostu Wasilij. – Choć nie masz zielonego pojęcia, co robisz i po co!
– Miałeś nie krzyczeć – zauważył Orion.
– Miałem nie krzyczeć, dopóki nie wyjaśnię, o co chodzi – odparował Wasilij. – To już wiesz, o co!
Aneta otworzyła usta, lecz natychmiast je zamknęła. Musieli przecież poznać Oriona, by ten później je uratował! Tylko jak to wyjaśnić wkurzonemu Rosjaninowi, który pijał wódkę, jakby to była woda?
– Zwykle ssstoję po twojej stronie, ale tym razem prrrawie mnie zabiłaś – syknął Szarik. – Cały twój pobyt w świecie Orrriona, ssspędziłem rzygając w kiblu.
– Na litość boską, Halina! – Trener aż zacisnął pięści. – Czy potrafisz czasem się zatrzymać i się zastanowić?!
– Potrafię, ale świadomie tego nie robię.
– Powód?!
– Bo gdybym tak robiła, nie zrobiłabym nawet połowy tego, co już zrobiłam.
– Tym razem doprowadziłaś do tego, że ludzie, którzy byli po twojej stronie, już dłużej nie są – wtrącił się Surbi. – Nie zgadzałem się wcześniej z Wasilijem, lecz teraz...
Halinka spuściła głowę. Ależ w nią trafił.
– Też mam jej coś do powiedzenia – oświadczył J-baba. – Jak dla mnie to może was wszystkich pozabijać i nic mi do tego, ale co mnie wnerwia, to że siedzę na dupsku i nic nie robię.
– Z tym ostatnim to mogę się utożsamić... – mruknął Brajanek.
Halinka niestety też usłyszała, gdyż nieznacznie drgnęła.
– Dlatego! – J-baba wyjął zza pleców pluszaka i cisnął go pod nogi Halinie. – Przywołaj wreszcie małą wiedźmę, a ta odeśle mnie do domu. Chcę się urżnąć w ciszy i spokoju, zaciągając się smogiem.
– Ta "mała wiedźma" to nie automat do spełniania życzeń – warknął Wasilij. – Sprowadziła na twój świat masową amnezję!
Aneta przyjrzała się z niepokojem Halinie. Coś się w niej zmieniło, lecz nie do końca umiała to nazwać.
– Gdyby Halina nic nie zrobiła, mój przyjaciel by zginął – powtórzył się Orion. – Pomogła nam w potrzebie.
– Nam też – zgodzili się chórem bliźniacy.
– Gdyby jeszcze nie zniszczyła świata podczas misji ratunkowej Olafa, byłabym w pełni usatysfakcjonowana – wtrąciła się Elein. – Co prawda lincz szlachty to już była przesada.
– E tam. – Andre machnął uspokajająco ręką. – Większości się należało, choć przyznaję, że przydałoby się trochę więcej wyjątków...
– Jak to zniszczyła twój świat?! – Wasilij wstał.
– Nie mam zielonego pojęcia. Właśnie jest naprawiany przez Ednę Miłosierną. Ale zajmie to pół roku.
– HALINA! – Wasilij zrobił krok w jej stronę, lecz się opanował. – Tym razem przeszedłaś samą siebie! Po prostu... Już sam nie wiem, co można jeszcze powiedzieć...
Aneta przełknęła ślinę. Chyba wolała, gdy krzyczał. Teraz gdy mówił już spokojnie z jego głosu biło rozczarowanie, które ciążyło jak kula u nogi. Chyba Halinka uważała podobnie, gdyż aż się skurczyła na fotelu.
– No dalej. – Aneta szturchnęła ją w bok. – Chociaż spróbuj się bronić. Potrzebowałyśmy zrekrutować Oriona. Musimy to wyjaśnić.
Halinka ponownie się skurczyła.
Stop!
Aneta przyjrzała się przyjaciółce uważniej. To nie było tylko wrażenie! Zrobiła się mniejsza fizycznie! Mało tego wyglądała, jakby... ubyło jej lat? Co do diabła?!
– Jeśli coś mówisz, Aneto, to do wszystkich – wycedził Wasilij.
– Zaczekaj.
– Naprawdę ciągle próbujesz jej bronić?
– Zaczekaj!
– Zawsze myślałem, że jesteś rozsądna, lecz tym razem...
– ZACZEKAJ! – wrzasnęła Aneta, wskakując na nogi. – HALINA! – Potrząsnęła przyjaciółką, lecz kurczenie nie ustawało. Końcówka liceum, teraz początek gimnazjum, aż wreszcie...
– Cześć! – Ego umościła się wygodnie przy zaskoczonym Orionie, poprawiając piękne loczki. – Co powiecie na herbatkę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top