39 Małpia sprawiedliwość
Aneta ledwo widziała przez łzy. Równe bicie serca nieprzytomnej Haliny dodawało nieco otuchy, lecz nie pozbawiało poczucia winy. Ile razy już zawiodła? Od momentu, gdy wróciła ze świata Surbiego spędziła kilka bezsennych nocy, roztrząsając swoje porażki. Obiecała sobie, że następnym razem zrobi coś wielkiego lub przynajmniej przydatnego. Tymczasem nie powstrzymała Haliny przed walką z Elein, a teraz...
– Och... – jęknęła.
Jednakże świat zamazany łzami nagle zrobił się dziwny. Na początek – coś rozsunęło kółko arystokratów. Aneta nie do końca pojmowała, jak to się stało, po prostu zarejestrowała, że wszyscy wylądowali znacznie dalej od niej i jej drużyny. Zanim zdążyła się przyjrzeć zbaraniałym minom szlachty, jej ręka zaczęła się unosić. Poprawka: to ciało Haliny zaczęło się unosić. Wyglądało to trochę jak wampir Dracula, który wstawał ze swojego grobu. Na domiar złego w przyjaciółce zaszły niepokojące zmiany. Jej strój zamienił się w różowy dres, a proste jak drut włosy na głowie zaczęły się kręcić. Halinka otworzyła oczy, które błysnęły jadowitą zielenią.
– N-nie... – wydusiła z siebie Aneta. – Nie, nie, NIE!
Halinka przechyliła psotnie głowę i błysnęła przepraszającym uśmiechem.
– Starałam się, Anetko – zaszczebiotała. – Lecz ci tutaj! – Wskazała zamaszystym gestem wokół. – Są zepsuci do szpiku kości!
– Ego, proszę cię! – Aneta zerwała się na nogi i chwyciła "Halinkę" za barki. – Proszę cię, nie!
– Nie mamy wyboru. – Ego pogłaskała Anetę po policzku. – Po prostu usiądź sobie i baw się dobrze. Halina później wszystko ci wyjaśni.
Ostatnie zdanie niepokoiło. Co znaczy, że wyjaśni? Czy Ego działała na polecenie Haliny? Zanim Aneta zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, znalazła się na ławce przy stole. Rozejrzała się wokół i dostrzegła, że obok niej siedzą Brajanek i Orion, a nieco dalej – Elein, lord Andre oraz najemnicy w zbroi.
– Jak ja się tu... Co do licha? – wydukała Elein.
Aneta westchnęła i sięgnęłą do miski z egzotycznymi owocami. Skoro Ego tak sobie pogrywa, przynajmniej spróbuję tę dziwną kolczastą gruszkę, którą upatrzyła sobie od samego początku. A w międzyczasie pomyśli.
Odnalazła wzrokiem Halinę. W tej chwili zasłaniała swoim ciałem jedyne wyjście, wyglądając przy tym, jak mistyczne bóstwo z blokowisk Nowej Huty. No bo jak inaczej nazwać panienkę emanującą zielonkawą poświatą, wokół której krążyły pierścienie złożone z różowych klapków?
Halinka, a właściwie Ego, pstryknęła palcami. Z jej skroni wyłoniła się dziwna transparentna substancja, która – gdy tylko dotknęła podłogi – przybrała kształt... GORYLICY W RÓŻOWYM DRESIE?
– UGH! – zawyła małpa! – UGHH!!! – Sięgnęła do pierścieni Ego i wyjęła z nich dwa klapki.
– Baw się dobrze! – zawołała śpiewnie Ego.
Aneta sięgnęła po nóż i ostrożnie rozkroiła owoc. Czerwony w środku... Ciekawe. Chociaż tak naprawdę wcale nie. Po prostu na siłę szukała czegoś, co odciągnie nieco uwagę od tego, co wyprawiała małpa w dresie. Zwierzę miotało się po całym pomieszczeniu, okładając zebraną arystokrację klapkami. W pomieszczeniu panował już kompletny chaos. Damy wrzeszczały i biegały bez ładu i składu, potykając się o swoje długie suknie. Panowie pierzchali na boki, a co odważniejsi próbowali skonfrontować gorylicę, co zwykle kończyło się bolesnym klaśnięciem i jękiem pełnym bólu. Aneta ostrożnie odkroiła kawałek owoca i wsadziła do ust. Żując, przyglądała się, jak gorylica unosi starszą kobietę z kilkoma podbródkami nad głowę i ciska nią w kolejną starszą kobietę. Jej lot przypominał odbitą z całych sił badmintonową lotkę. Pewnie przez łopoczącą suknie. Aneta odkroiła kolejny kawałek i zaoferowała Elein.
– Ty tak na serio? – Wojowniczka wytrzeszczyła na nią oczy.
Aneta wzruszyła ramionami i sama się poczęstowała.
– RATUJ SIĘ KTO MOŻE! – zapiał arystokrata w pięknym dublecie, który minimalnie, ale odciągał uwagę od jego gołego zadka.
Małpa ponownie go pochwyciła, przewiesiła przez kolano i zaczęła prać klapkiem po czerwonych pośladkach. Rozwrzeszczana reszta rzuciła się do wyjścia.
– Uuu... błąd – westchnęła Aneta.
Arystokraci wkrótce się przekonali, że pierścienie krążące wokół hybrydy Ego i Haliny nie były tam po to, by robić wrażenie. Klapki rozproszyły się i zaczęły samoistnie okładać wszystkich wokół.
– Chyba jest po jednym na każdego – zauważył Brajanek. – Uch... ależ Morv dostał po mordzie! Czekaj! Mam coś lepszego. Ależ Morv dostał po morvdzie!
Nikt się nie zaśmiał.
– Czemu jesteście tacy spokojni?! – Elein zerwała się na nogi i nagle znalazła się pozycji siedzącej. – Ale... co?! – ponownie się zerwała i znowu skończyła z tyłkiem na ławce. – Że jak?! Jak to się dzieje?!
– Nie mam pojęcia – odparował Brajanek. – Ale wygląda to trochę klatki filmów. W jednej stoisz, a w drugiej już siedzisz...
– Lepiej pomyślmy jak ją uspokoić – zaproponowała Aneta.
– I czy w ogóle się da... – odburknął Orion.
– A po co uspokajać? – zapytała Ego.
Aneta przyjrzała się małej dziewczynce o kręconych włosach i zielonych oczach, która właśnie się wspinała na ławkę po drugiej stronie stołu. Następnie zerknęła na Halinkę otoczoną pierścieniem klapków. Jej majestat się nie zmienił.
– Skoro tu jesteś, to kto jest tam? – zapytała.
– Też ja. – Mała sięgnęła do miski z owocami. – Halina nie przeszkadza, więc nie muszę się aż tak skupiać.
– A kim ty jesteś? – zapytała podejrzliwie Elein.
– Ego. – Dziewczynka wspięła się na stół, po czym uścisnęła Elein dłoń. – Ta, co tak cię sprała.
Aneta ponownie rozejrzała się po sali. Liczba arystokratów ganiających bez portek rosła w zatrważającym tempie. Jeszcze nigdy nie widziała tyle czerwonych tyłków na raz...
– UGH! UGH! – Gorylica uderzyła się pięściami o piersi i pomknęła za kolejną wrzeszczącą ofiarą. Po drodze przewróciła stół.
– Co to jest? – Brajanek uprzedził Anetę.
– Sama nie wiem. – Ego wzruszyła ramionami. – Siedziała zamknięta w głowie Halinki, to ją wypuściłam. Muszę jednak przyznać, że sprawuje się wspaniale.
Gorylica dopadła piszczącą arystokratkę w białym czepku, przycisnęła ją do ściany i zaczęła forsownie karmić pszeniczną kaszą.
– Ale dlaczego... – wydukała Aneta.
– Jej dzieci przez nią mają zaburzenia żywienia – wyjaśniła Ego. – Zwykle robi im coś podobnego.
– Ach... – Aneta skrzyżowała ręce na piersi. – Czyli słyszałaś ich myśli?
– Każdego, co do joty – przytaknęła Ego. – Zarówno burmistrz – wskazała okrągłego mężczyznę, uciekającego przed klapkiem w spuszczonych aż do kostek spodniach – jak i sędzia – dźgnęła kciukiem w kierunku olbrzymiego świecznika sufitowego, na którym siedział wrzeszczący jegomość – doskonale wiedzą, że Olaf jest niewinny, ale nie ma to dla nich najmniejszego znaczenia.
– A więc tak to wygląda – mruknął lord Andre. – Cały nasz trud, był na marne. – Poczęstował się winem z kielicha. – Cóż... przynajmniej jest na co popatrzeć.
– Może i jest, lecz... będziemy musieli uciekać – stwierdził Orion. – Jesteśmy towarzyszami Halinki, a w dodatku wszyscy widzą, że omija nas lincz.
– Tym będziemy się martwić później. – Andre machnął ręką. – Na razie rozkoszuj się widowiskiem. Czy widziałeś kiedykolwiek nadobną pani Loret ze złojonym do czerwoności tyłkiem? – Wrednie zachichotał. – Jeśli ceną za takie przedstawienie, jest porzucenie Janeve, jestem bardziej niż gotów zapłacić.
– A zatem to koniec śledztwa – westchnęła Elein. – Nigdy nie znajdę mordercy mojego tatki ani nie dowiem się, kim on naprawdę jest.
– To Czarny Rycerz – wypaliła natychmiast Ego.
– Tyle wiemy i sami – odburknął Orion. – Nie wiemy natomiast, kim jest Czarny Rycerz.
– Sprawdzę. – Ego zmarszczyła czoło i przymknęła powieki. – Hmmm... Dziwne... – Na jej skroni pojawiła się żyłka. – Co?! Niemożliwe...
– Co dokładnie potrafi ta dziewczynka? – szepnął Orion do Anety.
– Chyba wszystko – odparowała.
Ego otworzyła powieki i wytrzeszczyła się na Elein.
– Nikt na całym waszym świecie nie wie, kim on jest – stwierdziła. – Łącznie z nim samym, ale jeśli chcecie, możemy poszperać trochę w przeszłości i...
– To nie będzie potrzebne. – Elein skrzyżowała ręce na piersi. – Po prostu zabierz mnie do Czarnego Rycerza, a ja...
– Nie! – warknął Orion. – Mówiłem ci już: nie da się go zabić!
– A ja ci mówiłam, że nie wierzę w bajki!
– Ty to tak na serio? – odgryzła się Aneta. – Po tym wszystkim, co już widziałaś? – Wskazała ręką na szalejącą gorylicę oraz lewitujące klapki, ścigające wrzeszczących gości.
– To co innego – odparowała uparcie Elein.
– Och... – Ego zachwiała się. Zerknęła trwożnie na Halinę otoczoną klapkami i... zniknęła?
Gorylica również stanęła jak wryta, natępnie zawyła, by po chwili zamienić się w kłąb dymu, który wrócił do skroni Halinki. Tymczasem w samej Halince też zaszły pewne zmiany – oczy przestały się świecić, burza loków się wyprostowała, a krążące pierścienie złożone z klapków spadły na podłogę, podobnie jak i te, które wcześniej uganiały się za uczestnikami bankietu.
Halinka uniosła palec w górę.
– WYMYŚLIŁAM! – krzyknęła.
Następnie podbiegła do kulącego się w kącie burmistrza, chwyciła go za ucho i pociągnęła za sobą do wyjścia.
Aneta zanurkowała pod stół. Nie z nią te numery! Wkrótce już pędziła za Haliną, przytrzymując poły sukni. Tak bardzo się skupiła na celu, że dopiero po chwili zauważyła, że reszta drużyny również biegnie za nią.
– Zostaw mnie wiedźmo! – piał burmistrz. – Spłoniesz na stosie!
– Właśnie taki jest plan! – odparowała Halinka. – Idziemy do strażnicy, a na miejscu ja się przyznaję do wszystkiego!
– I bardzo dobrze! – ryknął burmistrz. – Puść mnie, a sam cię zaprowadzę!
Aneta przyspieszyła kroku. Jasny gwint, Halina!
– Wątpię, a to dlatego, że jesteś tchórzem – ciągnęła Halina. – Właśnie dlatego pójdziemy na skróty. – Błysnęła wrednym uśmiechem.
Kilka kroków przed nią pojawił się zielonkawy portal.
– AAAA! – zapiał burmistrz. – CZARY!
– HALINAAA! – krzyknęła Aneta. – CZEKAAAJ! – Jak tak dalej pójdzie, to nie zdążą!
– Słuchaj mnie uważnie – tłumaczyła Halina, wpychając opierającego się burmistrza do portalu. – To ja zabiłam Arda herbu Bawoł, po czym użyłam magii, by namieszać śmietance waszej społeczności w głowach i przekonać was wszystkich, że to Olaf jest zabójcą. Użyłam również magii na moich towarzyszach, a więc działali wbrew swojej woli...
Halina i miotający się burmistrz zniknęli w portalu.
– SZLAG!!! – ryknęła Aneta.
To się stało znowu i była tak wściekła, że aż słyszała piszczenie w uszach. Zwłaszcza że Halina ponownie się z nikim nie skonsultowała. Po prostu wzięła całą winę na siebie! Niby skuteczne, ale też cholernie niesprawiedliwe.
– Kurwa, Halina! Czemu ty się tak traktujesz?! – krzyknęła Aneta. – To niezdrowe!
– Co robimy? – zapytał Brajanek.
Aneta zmierzyła go wzrokiem. Wreszcie łaskawie raczył się do niej odezwać! Z trudem stłumiła w sobie kłótliwe zapędy. Skoro w obliczu kryzysu jej ekschłopak potrafił zachować twarz, ona też spróbuje.
– Jedziemy do budynku straży – wyjaśniła. – Pewnie będzie tam, na co popatrzeć.
Halinka górowała nad burmistrzem, tupiąc niecierpliwie nogą. Ponure pomieszczenie strażnicze w lochach śmierdziało stęchlizną, a w dodatku przebierało chłodem aż do kości. Niemniej burmistrz przed nią zdecydowanie trząsł się z innego powodu. Nerwowo skrobał piórem na kartce jej przyznanie się do wszystkich win tego świata i okazjonalnie klął pod nosem, gdy na zwoju lądowała kleksa albo wosk ze świeczki.
Zbaranieli strażnicy stali przy solidnych drzwiach okutych żelazem. Raz na jakiś czas przypominali sobie, że dzieje się coś niewłaściwego i próbowali podejść, lecz wtedy wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie Halinki, by potulnie wracali na swoje miejsce. Jednakże pewna rzecz niepokoiła. Im częściej tak się działo, tym bardziej odnosiła wrażenie, że wszystko wokół niepokojąco trzeszczy. Zupełnie jak gdyby otaczała ją tkanina rozciągnięta do granic możliwości, którą ktoś mimo to próbował szarpać.
– G-gotowe... – wymamrotał burmistrz.
– I? – zapytała.
– Ach t-tak... Uwolnijcie więźnia, który siedzi za morderstwo Arda herbu Bawoł. Wiedźma zajmie jego miejsce... – Burmistrz zmrużył oczy. – Zaraz... Jaki ma to w ogóle sens? Przecież ty zaraz uciekniesz!
– Nie interesuj się. – Zdzieliła go kuksańcem w bark.
Ponownie doświadczyła paskudnego uczucia trzeszczenia. Coś zdecydowanie było nie tak...
– No... d-dobrze. Strażnicy, zamknijcie ją w celi w miejscu tego całego Olafa...
– Z całym szacunkiem, Wasza Miłość, lecz podlegamy rozkazom Jego Miłości komendanta Valeriana – spróbował strażnik.
– Nie dyskutuj! – zgromiła go Halinka.
Tym razem reakcja rzeczywistości przypominała małe trzęsienie ziemi.
Przeginasz! Logika tego wymiaru i tak już jest kompletnie rozchwiania!
– Lepsze już to niż używanie przemocy.
Wcale nie! Przemoc, wyobraź ty sobie, jest rozwiązaniem akceptowalnym w sensie logicznym przez większość cywilizacji! Ty natomiast wymuszasz na nich decyzje, które są całkowicie sprzeczne z ich przekonaniami! I nie robisz niczego, by to jakoś uzasadnić!
– Na przykład?
Globalna amnezja! Cokolwiek!
– Skoro to takie niebezpieczne, czemu dżin może to robić w naszej rzeczywistości?
No SAMA nie wiem... Może dlatego, że jest bóstwem już miliardy lat i dokładnie rozumie jak działa logika wszechświata?!
– To skąd niby wiesz, że robimy źle?
Bo ty również to wiesz! Podświadomie, ale wiesz!
Halinka gorączkowo spróbowała znaleźć jakiś kontrargument.
– Pouczasz mnie, a sama wcześniej zrobiłaś cholerny popis dziwactw! – rzuciła wreszcie.
Bo w tym świecie ludzie wierzą w magię! Kołuje ich, owszem, lecz ciągle są w zgodzie z jej istnieniem!
– A gorylica?
Tu mnie poniosło, przyznaję...
– Tak w ogóle, to skąd ty ją wytrzasnęłaś?
– Przepraszam, ale... możemy już? – zapytał nieśmiało strażnik.
– Ach tak, proszę. – Halinka zbliżyła się do zbrojnych i pozwoliła się pochwycić.
Mężczyźni wyprowadzili ją na zewnątrz. Początkowo prowadzili ją ostrożnie, lecz z każdym krokiem wracała do nich pewność siebie. Już wkrótce szorstko wlekli Halinkę ponurym korytarzem, oszczędnie oświetlonym świecami i pochodniami.
– To dokąd idziemy? – zagadnęła.
– Cichaj wiedźmo! – ryknął strażnik. – Nie będziemy z tobą gadać!
– Przesłuchanie poprowadzi mistrz tortur! – wrzasnął kolejny.
– Co?! – oburzyła się Halinka. – Nie!
Mężczyźni gwałtownie się zatrzymali, a Halinka doświadczyła paskudnego wrażenia, jak gdyby wokół niej rozdarło się gigantyczne płótno.
Idiotko! Korzystaj ze standardowych rozwiązań!
– Czyli?
Przemoc albo magia! Coś, w co miejscowe ciamajdy potrafią uwierzyć! Nie naginaj logiki!
– Racja...
Halinka odchrząknęła, po czym zderzyła mężczyzn hełmami. Posłusznie opadli na ziemię.
Och... oby nie było już za późno.
– Wiesz, gdzie jest Olaf?
Tak!
– To prowadź!
Aneta gapiła się na niebo z szeroko otwartymi ustami, co prawie okazało się najgorszym błędem w jej życiu. Paskudna ropucha wpadłaby jej do ust, gdyby nie reakcja, któregoś z bliźniaków (niestety nie umiała ich jeszcze rozróżniać).
– Czemu pada żabami? – zapytała Elein tonem wypranym z życia.
Wspaniałe pytanie, na które odpowiedzieć potrafiłaby zapewne wyłącznie jedna kobieta – Halina Ulańska. Aneta z trudem oderwała wzrok od zielonych i fioletowych chmur bombardujących wszystko setkami ropuch i żab. Wsunęła się głębiej pod skośny, wystający dach budynku straży. Na szczęście zmieściła się tam cała drużyna, choć musiała stać w żołnierskim szeregu. Po przeciwnej stronie, przy gospodzie "Gruby Smok" skumulował się całkiem pokaźny tłum gapiów złożony głównie z pijanych zbrojnych. Mężczyźni w milczeniu gapili się to na niebo, to na lądujące na ziemi żaby. Niektórzy wyjmowali je nawet ze swoich kufli.
– To mi wygląda na koniec świata – zauważył pogodnie lord Andre. – Kto by pomyślał, że zacznie się właśnie w Janeve? – Uniósł rękę. – Naprawdę tylko ja?
– Ej... – Któryś z bliźniaków szturchnął Anetę między żebra. – Ale ta wasza wiedźma umie to odkręcić, nie?
– Powinna – odburknął Brajanek.
– Od dawna miałam ci wyjaśnić jedną rzecz – zaczęła Aneta napastliwie. – Gdy ludzie się mnie o coś pytają, lubię odpowiadać na to sama!
– Lubisz też flirtować ze wszystkim, co się rusza – odgryzł się Brajanek.
– Słuchaj no TY!
– Spokój! – Orion przepchnął się i stanął razem z Elein pomiędzy Anetą i Brajankiem. – Zamiast się kłócić, lepiej zacznijcie się zastanawiać, co robimy dalej. Czy pozwalamy Halinie dalej kombinować, czy po prostu wchodzimy do środka i wyciągamy Olafa siłą?
– Jestem za tym drugim. – Elein strzeliła knykciami. – Dość już mam zdawania się na waszą towarzyszkę. A już zwłaszcza po tym... – Machnęła ręką w kierunku nietypowych opadów atmosferycznych.
– Oczyściła nas wszystkich z zarzutów! – zirytowała się Aneta. – A za chwilę wyciągnie twojego towarzysza! Na pewno!
– Czemu na mnie krzyczysz? – zdziwiła się Elein.
– Bo mogłabyś okazać, choć odrobinę wdzięczności! – Aneta wskazała ją oskarżycielsko palcem. – Bez nas, twój towarzysz zgniłby w lochu i to za przyzwoleniem całej cholernej elity waszego miasta!
– To nie jest moje miasto! – oburzyła się Elein.
– Co nie zmienia faktu, że już mnie wkurzasz swoim gadaniem! Nie jesteś pępkiem świata!
Dalszą kłótnię zażegnało pojawienie się karety. Ledwo wyminęła woźnicę lorda Andre, po czym gwałtownie zatrzymała się na samym środku drogi. Drzwiczki się otworzyły na oścież, a ze środka niczym burza wypadł Artur herbu Czapla. Arystokrata zafiksował swoje drapieżne spojrzenie na Anecie i ruszył do niej, ignorując spadające wokół żaby. Spróbował ją chwycić, lecz zanim zdążył, Brajanek odepchnął go do tyłu. Chłopak stanął między Arturem a Anetą i oparł dłoń na rękojeści miecza.
– Nie radzę – zagroził.
Artur nie czekał, po prostu ze świstem dobył oręż i wskazał ostrzem pierś Brajanka.
– Z drogi! – ryknął. – Zostałem upokorzony przez służkę twojej pani, dlatego ona również poniesie konsekwencje!
– Odejdź w pokoju. – Orion wysunął się naprzód.
– Ja to załatwię – zapewnił Brajanek, dobywając miecza.
– Taa, jasne... – prychnęła Elein.
– Nie jesteście uzbrojeni – odparował bezlitośnie Brajanek. – Nie macie też na sobie pancerza, dlatego zamknijcie się wreszcie i zwyczajnie patrzcie.
Aneta czuła się dziwnie. Z jednej strony ciągle była zła na Brajanka za to całe paplanie, a z drugiej... Cholera ależ w tej chwili robił wrażenie! Choć wrażenie, wrażeniem, a tu chodziło o życie!
Szturchnęła jednego z bliźniaków.
– Pomóżcie mu – zażądała.
– Prosił, żeby się nie wtrącać – odparował tamten.
– No i co z tego? – zirytowała się. – Może zginąć!
– No może, ale powiedział, co powiedział. – Najemnik wzruszył ramionami. – Jak zmieni zdanie i zawoła o pomoc, to zrobimy swoje.
– A jak nie, to nie – dodał jego brat.
Aneta nie mogła w to uwierzyć. Cholerni mężczyźni i ich idiotyczny honor! Na domiar złego Artur i Brajanek już rzucili się sobie do gardeł. Jak na razie wymienili się kilkoma uderzeniami, ale trące o siebie ostrza brzmiały stanowczo za groźnie! Przecież nie machali patykami, tylko mieczami! Och, Halina! Czemu jej jeszcze tu nie ma? Z pewnością znalazłaby jakieś rozwiązanie! Tymczasem mężczyźni okładali się z takim zapałem, jak gdyby chcieli się pozabijać!
– Twój towarzysz jest niezły – pochwalił Orion.
– Jak możesz być tak spokojny?! – pisnęła Aneta.
– Bo ma przewagę – odparował rycerz. – Po pierwsze: jest w pełnej zbroi, stąd, nawet jeśli zostanie trafiony, nie zacznie krwawić, czego nie można powiedzieć o Arturze i jego ładnych łaszkach.
– A po drugie: jest lepszy technicznie – dodała niechętnie Elein. – Nie wiem, gdzie go tak wyszkolili, ale radzi sobie całkiem, całkiem.
Aneta przełknęła ślinę i spróbowała ocenić walkę nieco chłodniej. Nic z tego. Ciągle widziała dwóch małpiszonów, którzy machali zbyt ostrymi patykami, krzycząc i pohukując. Kompletny idiotyzm!
– Przestańcie! – rozkazała. – To głupie!
– Stul pysk! – warknął Artur.
Oż ty!
– Ach tak?! – oburzyła się Aneta. – Brajanku, w mordę go wal! W mordę!
– Z przyjemnością – wycedził Brajanek, po czym zbił ostrze Artura na bok, podskoczył i zdzielił go rękojeścią w usta.
Artur zachwiał się, a moment nieuwagi ponownie wykorzystał przeciwnik, który wybił mu ostrze z ręki.
– Koniec. – Brajanek opuścił miecz.
Aneta musiała przyznać, że taka wygrana zdecydowanie robiła na niej wrażenie. Elegancka i niekrwawa. Wszyscy żywi i zdrowi. No, jeśli nie liczyć jednej rozciętej wargi...
Artur jednakże mało tego, że nie docenił klasy Brajanka, to jeszcze rzucił się na niego z wrzaskiem i powalił na ziemię.
– Ty śmieciu! – zapiał. – Sądzisz, że walka się skończyła, bo wytrąciłeś mi oręż?!
– I ma rację. – Orion zrzucił Artura potężnym kopniakiem w pierś. Podniósł miecz Brajanka i oparł sobie na ramieniu. – Lepiej stąd zjeżdżaj, jeśli życie ci miłe.
Artur gorączkowo się rozejrzał i dopiero wtedy zauważył, że Elein już ściska w dłoni jego ozdobiony klejnotami miecz.
– To moje! – ryknął.
– Twoje, twoje – przytaknęła Elein. – A teraz zjeżdżaj stąd, zanim ci oddam.
Zabrzmiało jakoś tak groźnie. Arturowi chyba również starczyło wyobraźni, żeby zrozumieć, co dziewczyna ma na myśli, gdyż podniósł się, zrzucił z siebie kilka ropuch i wycofał.
– To nie koniec! – Żywo gestykulował rękami. – Jeszcze pożałujecie! – Artur wsiadł do karety, która chwilę później odjechała, rozjeżdżając nieszczęsne płazy opadowe.
– Zachowuje się jak typowy złoczyńca z kina familijnego. – Brajanek stęknął i spróbował się podnieść. – O nie... chyba mam w napierśniku żabę...
Aneta pomogła mężczyźnie wstać. Faktycznie słyszała ze środka zbroi podejrzane kumkanie.
– Co to jest? – Elein wskazała palcem niebo.
Aneta uniosła wzrok. Ostatnim, co zobaczyła, był silny rozbłysk.
– Olafie?!
Halinka się obejrzała. Mężczyzna z jakiegoś powodu zamarł w pół kroku z jedną stopą uniesioną do góry.
– Chłopie, nie ma czasu! – warknęła. – Wyjście jest tuż-tuż! – Wskazała ręką drzwi na końcu korytarza, przy których czatowała niewielka grupa zbrojnych. – Wy tam! – krzyknęła. – Lepiej spadajcie, bo za siebie nie ręczę!
Cisza.
Halinka ostrożnie zbliżyła się do strażnika z obnażonym mieczem, ominęła ostrze i dotknęła policzka mężczyzny. Totalny brak reakcji. Jego kompani również wyglądali dziwnie. Na przykład dowódca całej tej bandy (a przynajmniej tak jej się wydawało, biorąc pod uwagę, że włożył nieco inny płaszcz od reszty) miał nienaturalnie rozchylone wargi, zupełnie jakby zamarł w pół rozkazu. Z kolei chłopak w zbroi, któremu wypadł z dłoni miecz, prezentował już całkiem upiornie. Bo miecz może i wypadł, ale zawisł w powietrzu kilka centymetrów od dłoni!
Niedobrze...
– No co ty nie powiesz?
Mamy poważne kłopoty.
– Tak? Nie zauważyłam...
Przestaniesz wreszcie?!
– A pomożesz mi ocucić Olafa?
Zrobię to, jeśli oddasz mi kontrolę.
Halinka zawahała się.
– A może jakoś tak pół na pół? – spróbowała.
A potrafisz tak?
– Chyba nie...
Halinka zrobiła głęboki wdech, po czym niechętnie, ale pozwoliła się usunąć w tył. Otaczała ją ciemność, a może zwyczajnie bała się rozejrzeć? W końcu znajdowała się w strumieniu własnej świadomości. Chyba...
Długo jeszcze? – zapytała.
Cisza.
Ego?!
Halinka zaklęła. A jednak niepotrzebnie jej zaufała! Udana współpraca za bardzo uśpiła czujność. Spróbowała podejrzeć, co robi mała zaraza, lecz to również się nie udało. Została przechytrzona i odcięta!
No dobra! Sama tego chciałaś!
Halinka wytężyła się i spróbowała odzyskać zmysły. Tym razem szło to piekielnie ciężko. Całe ciało opierało się, a podświadomość stawała niemal dęba. Po wielu wymęczonych chwilach w końcu poczuła na skórze chłodne powietrze, a więc znajdowali się już na zewnątrz. Skupiła się na słuchu.
– ... nie przybyłam tu walczyć – tłumaczył piękny głos o łagodnej barwie.
– Zamroziłaś w czasie moich przyjaciół! – syknęła Ego. – I to JA musiałam ich odmrozić!
– Zamroziłam całą rzeczywistość – wyjaśnił głos. – Inaczej się rozpadnie.
Ego!
– Nie teraz, Halino! Mam ręce pełne roboty!
Nie taka była umowa!
– Zaufaj mi!
Jak ma ci zaufać, gdy nie dotrzymujesz słowa?!
– W takim razie mi nie ufaj! – zirytowała się Ego. – Tak czy inaczej ciągle masz do mnie jakieś pretensje! Przynajmniej wreszcie faktycznie dostaniesz powód!
Halinka fuknęła. No dobra, czas użyć siły! Napięła się i spróbowała przejrzeć na oczy.
– Halina!
Jeszcze raz!
– HALINA!
JESZCZE RAZ!
– PRZESTAŃ!
JESZCZE RAZ!!!
Gwałtownie odzyskała wzrok, a wtedy zobaczyła najpiękniejszą kobietę, którą w życiu widziała. Żadnej skazy na skórze ani najmniejszej zmarszczki! Piękne, czerwone usta, blada cera, prosty nos i niebieskie tęczówki, w których utonął zapewne nie jeden mężczyzna. Kobieta przypominała elficką księżniczkę co do joty (miała nawet spiczaste uszy oraz diadem z białego złota). Śnieżnobiała suknia nieznajomej odbijała nieco światło. A jej włosy! Ciemny blond płynnie przechodził w jaśniejszy odcień, gdy same końcówki tliły się jak żar w ognisku! Cały ten spektakl boskości psuła wyłącznie sceneria wokół. Bo z jakiegoś powodu okolicę dekorowały żaby! Walały się na drogach i dachach, wisiały też w powietrzu! Co do licha?!
Puszczaj!
Halinka z trudem utrzymała Ego w szachu. Z jeszcze większym wysiłkiem wepchnęła ją głębiej. Po kolejnych kilku próbach wreszcie odzyskała kontrolę nad ciałem.
– H-Halinka? – szepnęła Aneta.
Obróciła się. Cała jej drużyna (łącznie z Olafem) chowała się pod dachem budynku straży. Wszyscy byli przytomni, w odróżnieniu od pozostałych gapiów na ulicy, którzy pozamierali w najróżniejszych pozach.
– Wróciłam – oznajmiła.
– Dzień dobry – powitała ją nieznajoma.
Halina postanowiła ją ochrzcić "Galadrielą".
– Galadriela? – zdziwiła się tamta. – Hmmm... Odpowiada mi takie imię.
– Przestań czytać mi w myślach! – warknęła Halinka. – Kim jesteś?!
– T-to... T-to... Edna Miłosierna! – wydukała Elein. – Jedna z Siedmiu! O Bohaterowie...
Orion przełknął ślinę.
– B-brachu. – Daniel zdjął hełm i szturchnął swojego brata w bok. – Czy ona wie, że...no wiesz... że my wtedy... oszukaliśmy Petera w kości i... wypiliśmy całe piwo... i...
– Wiem wszystko. – Galadriela zmierzyła Halinkę spojrzeniem. – A zwłaszcza że twoje nierozważne działanie niemal zniszczyło cały ten świat. Zdaję sobie sprawę, że jesteś jeszcze dzieckiem, lecz musisz zrozumieć, że twoja moc to nie zabawka.
– Przecież nie potrafię... – Halinka przerwała. Po co zdradzać własną słabość potencjalnemu przeciwnikowi?
– Wiem, że nie potrafisz świadomie i w pełni korzystać ze swojej mocy i nie, nie jestem twoim wrogiem.
Halinka zaklęła. No tak... Czytała jej w myślach, a nawet się nie przestawiła.
– Wśród istot mi podobnych jestem znana jako Druga. – Galadriela dygnęła. – Pilnuję, by wymiary pozostawały zrównoważone.
– W takim razie przegapiłaś moją planetę – odpaliła Halinka. – Bo wyobraź sobie, że siedzi tam jedno z was i wszystko psuje!
– Wiem też i o tym. – Galadriela spuściła głowę. – Gardzę Ostatnim za to, że bawi się życiem zwykłych śmiertelników. Jednakże równowagę wymiarów naruszył tylko raz. – Wskazała Halinkę palcem. – Tworząc ciebie.
– To jeszcze mi powiedz, że to moja wina! – Halinka prychnęła śmiechem. – Koleś spełnia życzenia każdej śmiertelnej istoty na prawo i lewo, a tobie to zaczyna przeszkadzać wyłącznie w sytuacji, gdy się ziścił najgorszy scenariusz. A słyszałaś może o prewencji?! Czy wszechmoc naprawdę równa się braku wyobraźni?!
– H-Halina... – jęknęła Elein. – P-przestań p-pouczać jednego z S-siedmiu...
– Ja też jestem jednym z pieprzonych Siedmiu czy ile tam was teraz jest! – warknęła Halinka. – Najmłodszym i niechcianym bękartem!
Galadriela zbliżyła się i położyła dłonie na barkach Haliny, po czym... ją przytuliła?
– Wybacz mi – szepnęła. – Próbowałam powstrzymać Ostatniego, lecz zawiodłam. Zrozum... – odsunęła ją, by spojrzeć w oczy. – Ja nie mam twojego zapału. Nie potrafię chwycić Ostatniego za kark i zmusić, by się ugiął. Owszem, mam siłę, ale... odraża mnie używanie jej w taki sposób. Ja naprawiam rzeczy, nie niszczę.
Bogini się cofnęła i zatoczyła ręką wokół siebie.
– Właśnie dlatego naprawię ten świat. – Obróciła się plecami. – Po prostu zabierz stąd swoich przyjaciół, nawet jeśli to mieszkańcy tego świata. Upomnę się o nich, gdy już skończę swoje.
– W jakim celu? – zapytała Halinka podejrzliwie.
– By dostosować ich do rzeczywistości, z której pochodzą.
Chodzi jej o wymazanie im wspomnień!
– Dokładnie tak. – zgodziła się Galadriela. – Wymazanie pewnych wspomnień jest absolutnie konieczne. Nie będą mogli stać się częścią tej rzeczywistości, gdy ich wspomnienia będą z nią walczyć. Zresztą nie tak powinny się potoczyć ich losy, a więc to również zmienię. – Wskazała Olafa.
– Ha! – Aneta pojaśniała na twarzy. – Wiedziałam! Zmieniliśmy bieg wydarzeń!
– Teraz nie pozwoli nikomu o tym zapomnieć przez dłuuugie lata – mruknął Brajanek.
– Czy chcecie pójść ze mną? – Halinka zwróciła się do Oriona i Elein.
– Co się stanie, jeśli zostaniemy? – Olaf skubał koniuszek swojej brody.
– Zamrożę was w czasie aż do momentu, w którym skończę naprawiać wasz świat – odparowała Galadriela.
– A ile to zajmie? – zapytał lord Andre.
– Ach dosłownie malutką chwilę. W jednostkach śmiertelników to będzie... hmmm... pół roku?
– Pół roku?! – żachnęła się Elein.
– Moje dziecko, zwróć uwagę, że zamiast śniegu spadają na was żaby.
– No tak...
– Czekać pół roku zamrożonym czy przeżyć wspaniałą przygodę w innych światach? – Lord Andre ostentacyjnie przyłożył palce do czoła. – Doprawdy trudny wybór...
– I tak nie będziemy nic z tego pamiętać – zauważyła Elein.
– No i co z tego? – zdziwił się Andre. – Przeżycie to przeżycie! Interesuje mnie to, co poczuję w trakcie.
– Słusznie! – zawołał Olaf.
– Słyszałem, że w bunkrze jest karczma – wtrącił się Damian. – Wolę pół roku żłopać piwsko, niż stać jak kretyn wśród żab.
– Z pewnością dogadasz się z Szarikiem – odparowała Halinka.
– A kto to? – zapytał Daniel.
– Gadający kot.
– Macie gadającego kota? – Elein wytrzeczyła oczy.
– Noo... i psa też.
– Aha... – Elein skrzyżowała ręce na piersi. – Chyba jednak chcę to zobaczyć.
– A ty, Orionie? – zapytała Halinka.
– Proponujesz mi pół roku życia bez Czarnego Rycerza na karku. – Orion uśmiechnął się. – Trudny wybór...
– Mamy też salę treningową – dodała pośpiesznie. – Może i wymażą wam później pamięć, ale ta mięśniowa być może zostanie.
– Wygrałaś. – Orion uniósł dłonie. – W takim razie prowadź.
Halinka uśmiechnęła się, po czym zerknęła z powrotem na Galadrielę. Bogini unosiła się kilka centymetrów nad ziemią i nuciła coś pod nosem. Halina skupiła się i nagle odniosła dziwne wrażenie, jak gdyby niewidzialne strzępy tkaniny wokół niej właśnie zszywała ogromna igła o świetlistej nici. Nietypowe uczucie zniknęło, gdy tylko spuściła wzrok na ziemię.
– No to czas wracać – mruknęła.
Skoncentrowała się i otworzyła portal. Gdy już wrócą do bunkra, pomyśli jak to rozegrać. W końcu ciągle znajdowali się w przeszłości, więc...
– Zdaj się na przyjaciółkę. – Galadriela dźgnęła palcem w portal, a ten zaczął się mienić odcieniami żółtego i fioletowego. – Zaprowadzi cię do właściwego czasu.
– Jaką przyjaciółkę?
Bogini wyciągnęła dłoń. Z kieszeni dresu Haliny wyleciała buteleczka, która wylądowała w uchwycie Galadrieli.
– Au-au-au... – jęknęła Sandra.
– Moje ty biedactwo. – Bogini pogłaskała butelkę. – Rozciągnęła cię przez całą czasoprzestrzeń. Zapewniam cię, że nie zrobiła tego specjalnie...
Halinka rozdziawiła usta. Sądziła, że prorok ma po prostu kaca a tu coś takiego? Jasna cholera... Przecież skakali między tyloma wymiarami! I ciągle wlekli ją za sobą, gdy była połączona z Szarikiem i teraźniejszością! Wzdrygnęła się. Cóż za koszmar!
– Wybacz, że przybyłam tak późno – tłumaczyła Galadriela. – Niestety zablokowałaś swoim ciałem wszystkie ścieżki, którymi zwykle chadzam...
Halinka zbliżyła się, ostrożnie chwyciła buteleczkę i przytuliła do piersi.
– Wybacz mi – rzekła miękko. – Nie chciałam... nie wiedziałam...
Przez chwilę korciło ją, by błagać o pomoc. W końcu nie miała zielonego pojęcia jak zapanować nad... sobą! Co, jeśli znowu kogoś tak skrzywdzi?! Biedna Sandra...
– To tak nie działa. – Galadriela spojrzała na nią przepraszająco. – Każde bóstwo korzysta ze swoich mocy w sposób indywidualny. Nawet gdybym ci wytłumaczyła, co dokładnie robię, nic by ci to nie dało. My wszyscy, zanim podjęliśmy się stworzenia wszechświata, spędziliśmy eony, próbując zrozumieć własną siłę.
Halinka zwiesiła nos.
– Jednakże mam dla ciebie słowa pocieszenia. – Bogini uniosła palcami jej brodę. – Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś kontrolował moc na taką skalę w tak śmiesznie krótkim czasie. Pierwszy spędził miliony lat, by osiągnąć coś takiego.
– Nie mówisz teraz o mnie, tylko o niej... o Ego – odburknęła Halina.
– Ona też jest tobą. Musisz się nauczyć ...
Oby nie mówiła nic o pogodzeniu się.
Oby nie mówiła nic o pogodzeniu się!
– Żyć z nią w zgodzie.
Szlaaag...
Szlaaag...
– Wyobraźnia śmiertelnika to niesamowite narzędzie. – Galadriela z trudem powstrzymywała drżące kąciki ust. – Odruchowo czujecie ograniczenia tkanin rzeczywistości. – Nagle spoważniała i zerknęła jej prosto w oczy. – Właśnie dlatego ciągle masz szansę pokonać Ostatniego. Żadne z nas nie ma intuicji śmiertelnej istoty, a to właśnie ona sprawia, że rozwijasz się we właściwym kierunku w zawrotnym tempie.
– Ale... ja... przecież zepsułam ten świat!
– To? – Galadriela machnęła uspokajająco ręka. – Naprawię to raz-dwa. Nie mniej proszę cię, byś nigdy więcej nie mieszała w czasoprzestrzeni. A przynajmniej dopóki nie będziesz na to gotowa. Jeśli znowu będę musiała po tobie naprawiać, zrobię się niemiła. – Lekko szturchnęła palcami ją w czoło.
Halinka kiwnęła, po czym cofnęła się, lecz o krok. Z jakiegoś powodu nie chciała po prostu odejść.
– Wiem, o co chcesz poprosić – westchnęła Druga. – To zły pomysł. Jeśli stanę do walki, twoja planeta będzie stracona. Ostatni nie lubi, gdy ktoś łamie zasady.
– On też je złamał! – skarżyła się Halinka. – Stworzył w końcu mnie!
– Owszem i powiedział, że nie widzi problemu, bym to... naprawiła.
Halinka zacisnęła pięści. No co za drań!
– A ja nie dam rady. – Galadriela pogłaskała ją po policzku. – Bo jesteś tylko dzieckiem. – Dotknęła butelki. – A teraz ją uwolnij.
Halinka niechętnie przytaknęła. Szkoda, że nie da rady dowiedzieć się nic więcej...
– Chodźcie tutaj i się za mnie złapcie! – zawołała.
Drużyna zbliżyła się. Brajanek chwycił ją za łokieć, a Aneta przylgnęła całym ciałem.
– Widzę, że niektórym nie trzeba tłumaczyć, ale reszta? Złapać się i to mocno! – powtórzyła Halinka.
Znowu rozejrzała się po towarzyszach. Daniel przylgnął do Damiana, który z kolei trzymał lorda Andre. Sam Arystokrata złapał pod ramię Oriona oraz Elein, a ci chwycili się za Anetę i Brajanka.
– Olafie? – ponagliła Halinka.
– Łaskawa pani... – Brodacz uklęknął przed boginią. – Czy mogę poprosić o jeden włos ze złotej głowy?
Halinka prychnęła. No cóż, niektóre historie same się piszą. Podreptała z całym orszakiem, i zaczekała, aż Elein pochwyci brodacza.
– Zaczekajcie! – piał Olaf. – Tylko jeden włos!
– Nie da rady – odparowała Halinka. – Bo jeszcze nas kiedyś za to pozwą. – Odkręciła butelkę.
Sandra wystrzeliła ze środka i zniknęła w portalu. Początkowo Halinka ciągle tkwiła w miejscu, lecz wkrótce coś szarpnęło za butelkę z potworną siłą. Wleciała do portalu niczym pocisk. Mknęła przez czasoprzestrzeń, wrzeszcząc jak opętana. Czy właśnie tak czuły się elektrony, gdy pędziły swoim torem, rotując wokół własnej osi? Nie była nawet pewna czy nie minęła po drodze kilka razy samą siebie! Spróbowała krzyczeć, lecz nie wydobył się z niej żaden dźwięk. Nagle dostrzegła coś przed sobą.
– AAA!!! – Kakofonia wrzasków uderzyła prosto w twarz.
Notatka na przyszłość, lepiej nie krzyczeć. A może na przeszłość?
Podróż zakończyła się gwałtowne. Po prostu znaleźli się na posadzce, doświadczając bolesnego bezruchu. Chcąc nie chcąc musiała pozwolić sobie na popełnieniu kilku obrotów, zanim ostatecznie pogodziła się z tym, że stanie w miejscu jest odpowiednim stanem.
– Wróciłaś – wycedził szorstko znajomy głos.
Halinka usiadła na posadzce i potarła szyję. Znajdowała się w sali treningowej Wasilija. Usłyszała za sobą jęki. Obejrzała się, z trudem skupiła wzrok i zaczęła odliczać: Aneta, Brajanek, Orion, Olaf, Elein, Andre, Damian oraz Daniel. Wszyscy w komplecie.
– Świetnie, w takim razie natychmiast zwołuję zebranie.
Halinka uniosła oczy akurat, by zobaczyć, jak Wasilij odwraca się na pięcie i zmierza do wyjścia. Nie musiała specjalnie się wysilać, by zauważyć, że był wściekły.
No to teraz dostaniesz za swoje.
Wredny chichot Ego brzmiał jak wyrok.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top