36 Powrót do przeszłości
Halinka puściła rękę Elein WIlhelm, pozwalając tym samym dziewczynie grzmotnąć o czarno-białe płytki.
– Witamy w kosmicznym bunkrze – rzekła.
Zniosła podróż portalem całkiem dostojnie. Siatka arkad wznosząca się aż do szklanego witrażu sufitowego wyglądała zaskakująco stabilnie.
– Nie zamykaj portalu!
Halinka obejrzała się i utrzymała zieloną elipsę w powietrzu. Chwilę później wyłoniło się z niej czterech ludzi: Brajanek, Aneta, Orion oraz lord Andre Monters. Ci ostatni wkrótce wylądowali na posadzcce obok Elein.
– A niech cię, Halina! – zirytowała się Aneta. – Przecież mówiłam, czym może się zakończyć zabawa portalami!
– Trochę mnie poniosło – przyznała. – Chciałam utrzeć Elein nosa.
– I ci się udało – jęknęła żałośnie Elein Wilhelm. – Czy uczucie młynu w głowie, kiedyś minie?
– Kobiety – prychnął Brajanek. – Niby taka silna i harda, a mała podróż portalem i już po sprawie.
– Ja też podróżowałam portalem – zauważyła Halinka.
– Ty nie jesteś kobietą, tylko jakimś cudacznym bóstwem – odparował.
Nie lubię jego komplementów.
Halinka zgodziła się oszczędnym kiwnięciem.
– A ja? – Aneta położyła dłonie na bokach.
– A ty dla mnie już nie istniejesz.
– Wiesz co? – Aneta dźgnęła Brajanka palcem w pierś. – Mam cię dosyć! DOSYĆ! Jesteś wrednym, zakompleksionym seksistą, który utonie kiedyś samotnie we własnym jadzie!
Ocho...
Halinka również wytrzeszczyła oczy.
– Nawet się ciesze, że sprowokowałam cię na tyle, byś pokazał swoje KOLORY!– ciągnęła Aneta, pchając zaskoczonego Brajanka do tyłu. – Łudziłam się, że cię zmienię, ale wystarczyło jedno drobne potknięcie! JEDNO! Byś zapomniał o wszystkich DOBRYCH rzeczach, które dla ciebie zrobiłam!
– Flirtowanie z całą trójką młodych arystokratów, to wcale nie takie małe potknięcie. – Brajanek przestał się cofać. – Ja też się cieszę, że mi pokazałaś, kim jesteś! Inaczej zmarnowałbym życie z kimś, kto nie rozumie konceptu lojalności!
– A goń się!– Aneta odwróciła się na pięcie i zatrzymała się obok Halinki. – Wiesz co? Chrzanić konsekwencję! Zabawmy się czasoprzestrzenią! Jak za starych dobrych czasów.
Gdy Anetka przestaje się przejmować, zaczyna mnie przerażać...
Halinka niechętnie przyznała Ego rację. Aneta niebezpiecznie przypominała siebie podczas Apokalipsy zombie, gdy przez przypadek zniszczyła pieczęć chroniącą posiadłość przed nieumarłymi.
– Chciałam zapytać, czy przypadkiem nie jesteśmy w przeszłości kosmicznego bunkra, zamiast teraźniejszości – ciągnęła Aneta. – Ale dość już mam zamartwiania się wszystkim! AHOJ PRZYGODO!
Halinka zaklęła pod nosem. Portal faktycznie nie miał w sobie ani dziwacznej poświaty, ani nie wirował jak bęben pralki.
– Jestem najgorszym możliwym bóstwem – mruknęła.
Co nie?
– A zatem w tej chwili mieszamy w naszej własnej przeszłości, tak? – upewniła się.
– No właśnie nie wiem. – Aneta wzruszyła ramionami. – Możliwe, że tak.
Halinka obróciła się twarzą do arkad i rozejrzała po ornamentach nad nieaktywnymi portalami. Wkrótce znalazła podobiznę oblicza ledwo przytomnej Elein Wilhelm.
– Jest ustawiona równo! – Dźgnęła oskarżycielsko palcem w kierunku ornamentu. – A wcześniej była przechylona w lewy bok! Czyli jesteśmy w naszej przeszłości!
– To dobrze. – Aneta z jakiegoś powodu boksowała powietrze. – Znaczy, że ta podróż również była konieczna. Musimy ustawić portal dla samych siebie, żeby później... to znaczy wcześniej... przenieść się do świata Oriona we właściwym czasie.
– Aaa! – wyła Halinka. – Nie cierpię podróży w czasie! Są tak cholernie konfundujące! Cokolwiek nie wymyślę, to się okazuje, że już to zrobiłam!
– Nie histeryzuj – burknął Brajanek. – Po prostu obróć ornament i po kłopocie... – Umilkł, widząc jej zabójcze spojrzenie.
Zrobiła kilka głębszych wdechów i wydechów. Następnie pomogła się podnieść Orionowi, Elein oraz Andre. Ten ostatni natychmiast zaczął się przechadzać wokół, rzucając „ochy" i „achy" dla wystroju i architektury.
– Czemu masz tu moją twarz? – Elein wskazała, drżącym palcem na swój ornament.
– Dobre pytanie... – odburknęła Halinka. – Weź, spróbuj to obrócić.
– Mam obracać swoją kamienną podobizną? – upewniła się Elein.
– Tak.
– Czemu sama tego nie zrobisz?
– Bo nie sięgnę.
Elein przez moment rozważała jej odpowiedź, taksując ją od stóp do głów. Gdy już ostatecznie pogodziła się z tym, że jest sporo wyższa, niechętnie dotknęła ornamentu i spróbowała przekręcić.
– Nie rusza się – powiedziała. – Mam użyć siły?
– Chyba nie. – Halinka podrapała się w potylicę. – A weź, coś tam spróbuj...
– Coś?
– No nie wiem... Może pociągnij na siebie albo wciśnij?
– Pociągnęłam! Nic się nie stało!
Śmiechu warta amatorka.
– Oj cicho bądź!
– Muszę przecież pytać! – zirytowała się Elein.
– Nie ty!
Aneta poklepałą ją po pleckach z uśmiechem w stylu „dobrze idzie, młoda".
– Wcisnęłam! – oznajmiła Elein. – Coś się dzieje!
Halinka w milczeniu obserwowała, jak ornament chowa się w ścianie, a na jego miejscu pojawia się żółta kula, emitująca skomplikowane runy oraz... symbole matematyczne?
– Co się stało?! – Elein się odsunęła. – Czy to normalne? Och... jak ja nienawidzę magii!
– Spróbujmy obrócić, tylko zapamiętajmy, w którą stronę kręcimy – odparła Halinka, lecz niezbyt pewnie. – Orionie?
– Wiedziałem, że padnie na mnie... – westchnął rycerz.
– Bo kobiety... – zaczął Brajanek.
– Cicho bądź! – Elein wskazała go palcem. – Ani słowa! Kompletne sza!
Orion ostrożnie się zbliżył i dotknął świecącej sfefy.
– Żyję! – oznajmił. – Obrócę ją w dół! – Ostrożnie przesunął ręką.
Sfera zamigała i nagle otworzył się portal.
– To wchodzimy! – Aneta odważnie wkroczyła do środka.
– Stój! – Halinka zaklęła pod nosem. – Musiałeś ją aż tak podjudzać? – burknęła na Brajanka. – Dobra, idę za nią! Reszta niech zacze...
Zanim zdążyła dokończyć, Orion wraz z Elein wmaszerowali do portalu.
– Czy ktokolwiek mnie tu słucha?! – rzuciła rozdrażniona.
Brajanek wzruszył ramionami i również wszedł do środka.
– Nie, poważnie! Czy ktokolwiek mnie tu słucha?!
– Chętnie poczekam na was tu! – Andre Monters pomachał Halinie z dystansu.
– Przynajmniej ktoś... – burknęła, wkraczając do portalu.
– PODRÓŻ ZAKOŃCZONA... MIEJSCE DOCELOWE: JANEVE. CZAS: DZIEWIĘĆDZIESIĄT DNI PRZED TERAŹNIEJSZOŚCIĄ. DEWIACJA NUMER ZERO, TRZY, JEDEN, CZTERY, OSIEM, OSIEM...
Halinka słuchała połowicznie, co i tak stanowiło niezły wyczyn. Reszta na przykład po prostu wymiotowała i to w pięknie równym rządku.
– To było najgorsze doświadczenie w moim życiu – zawyrokowała Elein.
Halinka musiała przyznać, że dorzucenie do kombinacji spadania w zielone i wirowania w żółtym jeszcze obracania (tym razem fioletowego) zdecydowanie pogorszyło jakość podróży.
– Orionie, dobrze ustawiłeś czas – pochwaliła Halinka, gdy ponownie uświadomiła sobie, że potrafi mówić. – Tylko co to dewiacja?
– Odchylenie od... normy... – Aneta dźwignęła się z klęczek.
– Cze-mu teraz ... dosta-łem... zbroję?! – Brajanek ciągle klęczał, gdy z przyłbicy lały się...
– Uf... – Halinka się skrzywiła. – Niezbyt to miłe, Ego.
Należało mu się.
– Wiem, ale... Będzie dobrze, Brajanku! Wokół jest sporo śniegu, to sobie wyczyścisz...
– W co ja jestem ubrana? – żachnęła się Elein.
Halinka zmierzyła ją zainteresowanym spojrzeniem. Miała na sobie ocieploną sukienkę sięgającą kolan, która z góry wyglądała nieco jak żakiet. Jej jasne włosy ozdabiał skośny, ciemny beret. Orion prezentował się równie interesująco, gdyż Ego założyła mu długi szary płaszcz, spod którego widniał garnitur starej daty wraz z krawatem pasującym stylem do sukni Elein. Z kolei ubranie Anety przypominało krzyżówkę sukienki wieczorowej z syberyjską szubą. Cóż, przynajmniej w tym nie zmarznie...
Zerknęła w dół i się zaskoczyła. Została ubrana w pruderyjną spódnicę sięgającą kostek, pod którą dostrzegła tę samą parę różowych trzewików. Jej ramiona z kolei skrywał przed zimnem ciemny żakiet.
Zaraz... Czemu tak dobrze widziała? Przecież wokół panowała noc? Halinka popatrzyła w kierunku oświetlonego jak pochodnia miasta.
– Czy to Janeve? – stęknęła.
Miasto już dłużej nie posiadało murów. Zasadniczo też rozciągało się na obie strony rzeki. Halinka wypatrzyła równe rządki kamienic, a to wszystko oświetlone ciepłym światłem gazowych latarni. Na domiar złego sami również już się znajdowali w pobliżu jakichś zaśnieżonych domów, a pod nogami mieli zadbany brukowiec. Z jakiegoś powodu tym razem Janeve najwyraźniej było spektakularną metropolią!
Halinka przełknęła ślinę.
– To gdzie ta Dzielnica Rzemieślnicza? – zapytała.
Halinka odnosiła wrażenie, że za chwilę pięty wejdą jej w tyłek. Już sama nie wiedziała, jak długo maszerowali. Najgorsze, że musieli w całości polegać na pamięci Oriona i Elein, tylko że oni pamiętali miasto ze swojej rzeczywistości. Tu z kolei już kilka razy zawędrowali w ślepą uliczkę, której wcześniej nie było. Zresztą czemu tu się dziwić, gdy całe miasto wyglądało, jak gdyby skoczyło przynajmniej z pięć stuleci do przodu!
– Może zapytajmy jakiegoś przechodnia? – powtórzyła się Aneta.
Nawet gdyby nie obawiała się dalszego mieszania w czasie, przechodni i tak uciekali na widok Brajanka w pełnej zbroi. Musieli przez niego już kilka razy schodzić z oczu policji...
Nagle uwagę Halinki przykuło dwóch ludzi na końcu ulicy. Uniosła dłoń, zatrzymując tym samym marsz i łypnęła tak dla pewności na swojgo Oriona i Elein.
– Czy to my? – Wojowniczka wskazała swoją sobowtórkę na końcu ulicy.
– Na to wygląda – odparowała Halinka. – Spróbujemy was śledzić. Brajanku, postaraj się nie hałasować zbroją.
Młodzieniec odburknął coś spod przyłbicy.
Ustawili się gęsiego. Halinka biegła bezszelestnie na palcach, przez co wkrótce zostawiła Brajanka daleko z tyłu. Dzięki temu nie zgubiła Oriona i Elein z tej rzeczywistości, którzy skręcili w jakąś podejrzaną ciemniejszą ulicę. Halinka ruszyła za nimi, po czym przykucnęła tuż przy blaszanym koszu na śmieci, z którego wystawały wczorajsze gazety. Elein i Orion (w sensie ci, których Halinka już znała) zostali przed zaułkiem, ustawiając się po jego obu stronach.
– Nie rozumiem – powiedziała Elein z tej rzeczywistości, rozglądając się po zniszczonych ścianach kamienic i zamarzniętych kałużach w ubytkach w drodze. – To ślepa uliczka! W jaki sposób to miejsce pomoże mi odkryć tajemnice mojego papy?
Halinka ledwie powstrzymała jęknięcie, gdy Orion z tej rzeczywistości wyjął z płaszcza pistolet.
PACH.
– Dla-czego? – Elein wolno osunęła się na ziemię.
– Selavi, skarbie. – Orion odpalił papierosa, a gdy się zaciągnął, żar na moment ukazał jego beznamiętną twarz. – Umrzesz, a twój przyjaciel Olaf poniesie winę za twą śmierć. Przekupiłem policję. Całe to brudne miasto jest już w mojej kieszeni.
– Mój papa... – wykrztusiła Elein przez łzy.
– Nic nie rozumiesz. – Orion zaśmiał się szaleńczo. – To JA jestem twoim papą!
– Dobra, to było dziwne – podsumowała Halinka, gdy tylko wyszła z portalu.
Jak dobrze znowu się znaleźć w znajomym otoczeniu arkad w kosmicznym bunkrze...
– Nie mogę uwierzyć, że próbowałeś mnie zabić! – Elein machała przed obliczem Oriona pięścią. – Jak mogłeś?!
– A ja nie mogę uwierzyć, że byłem twoim ojcem – odburknął rycerz. – To się wydaje wręcz niemożliwe. Jesteś ode mnie chyba trochę starsza...
– Nie jestem stara – prychnęła Elein.
– Nie powiedziałem, że jesteś. – Orion potarł twarz, ale zakłopotanie na niej widoczne jakoś nie chciało zniknąć. – Posłuchaj, przecież dałem sobie... to znaczy MU... w gębę... Ciebie też w końcu uratowaliśmy. Medycy twierdzili, że przeżyjesz.
Elein rozejrzała się i namierzyła Halinkę jak sokół myszę.
– Co to było? – Chwyciła ją za rękaw i potrząsnęła.
– Chyba coś, przed czym ostrzegała Aneta – westchnęła tamta. – Rozchwiana rzeczywistość.
– A nie mówiłam? – pisnęła Aneta. – A nie mówiłam?!
– Mówiłaś też: zabawmy się czasoprzestrzenią.
– Nooo...
– Dodałaś też: jak za starych dobrych czasów.
Brajanek wygramolił się z portalu. Natychmiast zaczął ściągać z siebie zbroję i wściekle ciskać jej elementami.
– Mam złą wiadomość – wznowiła Halina beznamiętnie. – Ciągle jesteśmy w dewiacji rzeczywistości.
– Skąd wiesz? – żachnął się Orion.
– Nie widzę nigdzie Andre Montersa. Najwyraźniej portale, które tworzę bez bunkra, pozwalają na podróż jedynie w przestrzeni, lecz nie w czasie...
– Och... – Elein usiadła na ziemi. – Już rozumiem, czemu wiedźmy paliło się na stosie.
– Hej! – warknęła Halinka. – Ja tu się staram z całych sił! – Rozejrzała się, by szybko znaleźć coś do roboty i tym samym nadać słowom większą wagę. – Orionie! Dotknij pokrętła i spróbuj wycofać ustawienia.
– Jasne... – Rycerz wcisnął ornament z twarzą Elein nad wskazaną arkadą, poczekał aż pojawi się żółta sfera i ostrożnie przekręcił w gó...
– Cholerna nogawica! – Brajanek zerwał ostatni element zbroi i cisnął za siebie, trafiając Oriona prosto w rękę.
– NIEEE! – jęknęły chórem Halinka i Aneta.
Nie zdążyli nawet zapytać Oriona jak bardzo pokrętło się przesunęło, gdyż mężczyznę już wciągnął otwarty portal!
– Za nim! – zawołała Halinka, rzucając się do środka jako pierwsza.
– PODRÓŻ ZAKOŃCZONA... MIEJSCE DOCELOWE: RUINY JANEVE. CZAS: DZIEWIĘĆDZIESIĄT DNI PRZED TERAŹNIEJSZOŚCIĄ. DEWIACJA NUMER JEDEN, PIĘĆ, CZTERY, CZTERY, OSIEM, OSIEM...
Halinka z trudem zapanowała nad roztrzęsionym żołądkiem.
– Chyba nie jest dobrze – mruknęła.
No bo otaczała ją czwórka cholernych welociraptorów! Z dziwnymi malutkimi rączkami, paszczami pełnymi ostrych zębów i z jakiegoś powodu puszystymi ogonkami! Na szczęście w tej chwili byli zbyt zajęci wymiotowaniem, lecz jeśli da im czas...
Halinka ostrożnie wycofała się i uniosła przed sobą ręce, których z jakiegoś powodu nie zobaczyła. Coś też przeskadzało w odwrocie, bo strasznie ryło po ziemi... Zerknęła w dół. Ogon?
Ogon?!
OGON?!
OGON?!!
Wystarczy już. Po prostu pogódź się z tym, że jesteś dinozaurem.
– AAARGGHH!!!
Ryk zabrzmiał jakoś tak złowieszczo, gdy zasadniczo czuła się przerażona! Na domiar złego zwrócił uwagę czwórki potworów, a ci zaczęli gorączkowo się rozbiegać na boki.
Wtedy nagle dotarło.
– CZEKAJCIE! STOP! WRACAĆ TU! WRACAĆ!
Potwory zamarły i łypnęły na nią podejrzliwie.
– Halina? – wydusił w końcu jeden z nich. Miał ciepłą rudą maść.
– Aneta?
– Nie, Brajanek...
– Ja jestem Aneta! – Zielony welociraptor uniósł nieśmiało rączkę.
– Co tu się właśnie... – zaczął brązowy, lecz zanim Halinka zdążyła odgadnąć z kim ma do czynienia, coś eksplodowało między nimi.
Chwilę później cała czwórka gnała przed siebie dżunglą, jak ognia unikając... no właśnie ognia i laserów!
– ŚMIERĆ WELOCIRAPTOROM! – grzmiało za nimi.
– CZY WŁAŚNIE GONI NAS CYBER-TRICERATOPS?!
Halinka obejrzała się. Istotnie gonił ich trzymetrowy cyber-triceratops z zamontowanym na ogonie działkiem laserowym.
– ZABIERAJ NAS STĄD! – zażądał Brajanek.
Halinka wypadła z portalu. Chwilę leżała na ziemi, głaszcząc pazurami kafelki. Uff...
No i co dalej?
– Oj cicho, mądralo...
– Tyyy!
Coś pociągnęło Halinkę do góry. Nagle znalazła się przed obliczem brązowego welociraptora.
– Ty jesteś czarodziejką! – podjął tamten. – Wiem, że ci nie wierzyłam i ci dokuczałam, ale wyznaję swój błąd! Po prostu przemień nas z powrotem, dobrze? PRZEMIEŃ NAS Z POWROTEM! – Spróbował chwycić ją malutkimi łapkami, lecz nie dał rady.
– Orionie? – Halinka odsunęła się i rozejrzała. – Ornament...
– Tym razem ja też tam nie sięgnę – oznajmił żółty dinozaur.
Halinka oceniła rozmiary każdego z grupy. Niby mieli całkiem długie cielska, lecz raczej nie dało się ich ot tak po prostu użyć w pionie...
– Zbudujemy wieżę – rzuciła gorączkowo Aneta. – Ja, Brajanek i Halina stajemy po bokach. Z góry będzie Elein, a Orion się po nas wespnie.
Halinka żałowała, że nie potrafiła okazać jakiejś ludzkiej reakcji. Po prostu stała z rozdziawioną paszczą i sapała jak pies.
– No dalej! – zażądała Aneta.
A co tam... Halinka ustawiła się w formacji. Elein spróbowała się wspiąć na nią. Musiała jej pomóc, kucając. Orion zbliżył się od strony Brajanka. Nie widziała, co dokładnie robi, ale poczuła dodatkowy ciężar na kręgosłupie.
– Wcisnąłem pyskiem – rzucił rycerz, a w zasadzie welociraptor...
– I czo? – wydusiła z siebie Halinka.
– I nicz... Zresztą, nawet gdyby coś, nie dam rady obracać kulą. Nie mam normalnych rąk.
Orion zeskoczył, a cała grupa strachliwie i bez powodu pierzchła na boki.
– No to jak możemy sterować portalem?! – zirytowała się Aneta.
Halinka zrobiła kilka niezdarnych kroków na swoich dziwnych jaszczurczych nóżkach. Chyba minie dłuższa chwila, zanim się do nich przyzwyczai...
– No dalej, ludzie! Potrzebuję pomysłów! – Aneta podskakiwała niczym piłeczka.
– Technicznie rzecz biorąc, nie jesteśmy ludźmi, więc...
– Świetna obserwacja, Brajanku! Wiesz co? BWARGHH! – Aneta podskoczyła do niego i spróbowała ugryźć.
Brajanek pisnął i zerwał się do ucieczki. Aneta jednak nie odpuszczała, tylko goniła za nim, sycząc i warcząc, a nawet klapiąc zębami przy ogonie Brajanka.
– Nie chcę być przerośniętą jaszczurką! – rozpaczała Elein. – Naprawdę już tacy zostaniemy?! GWBAAK! GWBAAAAK!! GWBAAAAAK!!!
Orion się nastroszył i zaczął krążyć wokół niej, prężąc muskuły. Na początku nic to nie dawało, ale po chwili Elein przestała wreszcie lamentować i skupiła się na jego popisach, mrucząc i powarkując.
Halinka położyła się na kafelkach i zwinęła w wygodny kłębek. Może życie dinozaura wcale nie było takie złe? Na przykład w tej chwili nie martwiła już dłużej losem całego wszechświata. Interesowało ją jedynie jak zdobyć patyki. Może jak się rozejrzy tu i ówdzie, da radę uwić solidne gniazdo?
– Halina!
Zerwała się na nogi i odskoczyła przed wściekłą paszczą Anety.
– Nie gryź! – warknęła.
– To myśl!
– Nad czym?!
– Jak aktywować portal!
– Nie wiem! Może przez komendy głosowe?!
– Spróbuj! – Ostre zęby Anety klapnęły tuż obok nosa Halinki.
– Dobra, ale przestań próbować mnie ugryźć!
– Szybko! – Zęby Anety klapnęły przy ogonku Halinki. – Szybciej! – Niemal musnęły nóżkę!
– Chcę, żeby cholerny portal do Janeve wrócił do ustawień fabrycznych, po czym się otworzył! – wrzasnęła Halinka.
Brajanek zbliżył się do Anety, lecz zagdakał żałośnie, gdy tylko go zauważyła. Orion natomiast przestał na moment się prężyć, pozwalając tym samym Elein skupić się na czymś innym niż jego umięśnienie.
Cała drużyna patrzyła się w napięciu w miejsce, w którym powinien się pojawić portal, lecz słyszeli jedynie dziwne tykanie. Jak gdyby ktoś stroił mechanizm zegara...
– Spróbowałam... – Halinka uskoczyła przed kolejną próbą ugryzienia Anety. – No przecież spróbowałam!
I wtedy ich wciągnęło.
– PODRÓŻ ZAKOŃCZONA...
– C-co?
– MIEJSCE DOCELOWE: JANEVE. CZAS: DZIEWIĘĆDZIESIĄT DNI PRZED TERAŹNIEJSZOŚCIĄ.
– Nie, poważnie... kto to mówi?
– Portal... Chyba... się porzygam.
Halinka dźwignęła się na nogi w ekspresowym tempie, by ujrzeć drugą Halinkę, która właśnie trzymała Anetę za włosy. Bez słowa chwyciła Oriona i Elein pod ręce i pociągnęła w kierunku lasu. Liczyła na to, że jej Aneta i Brajanek sami się zorientują w konieczności odwrotu.
Gdy się obejrzała, odnotowała z satysfakcją, że istotnie kuśtykają kilka kroków za nimi. Halinka z przeszłości na szczęście ciągle była zajęta swoimi półprzytomnymi kompanami, a więc nie zostali zauważeni!
– Potrzebuję... chwili... – poprosiła Elein.
Jednakże Halinka spełniła jej prośbę, dopiero gdy już się skryli za zaspą śniegu tuż przed lasem.
– Jesteśmy we właściwej rzeczywistości.... – Aneta padła na wznak na ziemię. – Chciałabym zwymiotować, ale mam pusty żołądek... – Gapiła się na Halinkę niczym ryba wyciągnięta na brzeg.
– Dziękuję. – Elein kłaniała się w kierunku wznoszących się murów Janeve. – Edno Miłosierna, dziękuję! Nigdy więcej magii! Nigdy więcej! Chrzanić magię! Dobrze, że została zniszczona!
– Zgadzam się... – Orion gramolił się ze zmarzniętej ziemi. – Poradzimy sobie bez niej. Jednakże gdybyście kiedykolwiek spotkali mojego brata nigdy, ale to nigdy nie mówcie mu o tym, co robiłem jako jaszczurolud.
Halinka nie miała sił, żeby wyjaśnić, że zasadniczo znajdują się w przeszłości, a więc osiągnęli wreszcie cel. Na to przyjdzie jeszcze pora.
– Czemu znowu... mam na sobie... zbroję?
Halinka zerknęła z politowaniem na coś cieknącego z zamkniętej przyłbicy Brajanka.
Co złego to ja!
Halinka przewróciła oczami. Teraz łaskawie się odezwała...
Nie chciałam psuć waszej przygody. Świetnie się bawiliście!
Zignorowała wredne chichotanie. Najważniejsze, że znowu mieli kciuki przeciwstawne...
Czy przypadkiem o kimś nie zapomniałaś?
Halinka odruchowo sprawdziła wisiorek. Masza ciągle z nią, a więc wszyscy w komplecie...
A lord Andre Monters?
Halinka westchnęła.
– Zaraz wracam... – oświadczyła. – Czekajcie tu. Tamci z przeszłości nie mogą was zobaczyć.
Dałaś się podejść jak dziecko! A to przecież ja jestem tu dzieckiem. Cofnęłaś się do przeszłości, co oznacza, że lorda Andre jeszcze nie ma w bunkrze.
– Tyyy...
Halinka jęknęła. Ależ ją zrobiła. Może po prostu wróci do leżenia na kafelkach. Mózg, tak czy inaczej, odmawiał już posłuszeństwa. Wiedziała jedynie, że ma serdercznie dość portali. Niby ten poczęstował ją wyłącznie paskudnym uczuciem spadania i jarzącą się zielenią, ale po tylu podróżach czuła się wypruta z sił. Nawet w tej chwili utrzymanie przejścia między wymiarami przed zamknięciem fizycznie bolało!
Zasilasz go energią własnego ciała, co na ogół jest w porządku, ale przy tylu podróżach...
Halinka machnęła ręką, próbując się odgonić od paplania Ego. Jeszcze tylko jedna podróż... Tylko jedna...
Dźwignęła się na nogi i ruszyła w kierunku eliptycznej tafli zieleni, wiszącej tuż pod witrażowym okiem, lecz ją minęła. Zatrzymała się dopiero przy ornamencie z wizerunkiem Elein Wilhelm. Podobizna twarzy była subtelnie przekrzywiona w bok, jak gdyby studiowała coś z zaciekawieniem. A zatem przyszła Halinka trafi we właściwy czas i miejsce. Przyszła czy przeszła?
To co, wracamy?
Halince zadrżała warga. Tak bardzo nie chciała znowu podróżować między światami...
Spokojnie! Będzie dobrze! Już nie masz czym wymiotować.
Nie miała sił, by odpowiedzieć na zaczepkę. Powlokła się w kierunku portalu i niechętnie wkroczyła do środka.
Halinka leżała na śniegu, ciężko oddychając. Jak dobrze, że Aneta już się pozbierała na tyle, by wyjaśnić wszystkim zalety (oraz przede wszystkim wady) położenia, w którym się znaleźli. Sama po prostu pragnęła się przespać. Jej żołądek natomiast dawał sprzeczne sygnały. Niby kurczył się z głodu, a mimo to dobrze pamiętał, czym mogło się skończyć wrzucenie tam pokarmu.
– Czekaj, czekaj... – Elein Wilhelm przechadzała się od drzewa do zaspy. – Chcesz powiedzieć, że nam się udało?
– A ja myślałem, że po prostu widzę podwójnie – mruknął Orion. – Halinka tu, Halinka tam, Halinka wszędzie...
– Czyli twoja magia osiągnęła zamierzony cel? – Elein łypnęła na Halinkę podejrzliwie.
Odpowiedz coś.
Halinka uniosła kciuk.
– A zatem to wszystko, co przeszliśmy... Nie było na marne? – Elein przykucnęła. – Uf... Jakoś lepiej mi się z tym żyje. Czy zrobiłabym to drugi raz? A w życiu! Ale jednak cieszę się, że mamy szansę powstrzymać morderstwo tego całego Arda.
– Nie, nie, nie! – zirytowała się Aneta. – Nie będziemy niczego powstrzymywać! Jeszcze ci się uda, a wtedy kto wie, co się stanie? Chcesz znowu skończyć jako dinozaur?
– Nie znam tego słowa, ale chyba wiem, o co ci chodzi – odburknęła Elein. – Nie planuję już dłużej używać portali, więc nasze ciała nie powinny się zmienić. Chyba...
– Nie! – pisnęła Aneta. – Halinka powiedz jej!
Halinka uniosła kciuk.
– To może, zamiast powstrzymywać morderstwo, schwytajmy mordercę? – Brajanek, który wreszcie zakończył przecieranie twarzy śniegiem, podniósł się z klęczek i zbliżył do towarzystwa. – Pojmiemy go i przytrzymamy, aż nasi odpowiednicy wyruszą w podróż z Halinką.
– A potem, gdy głupcy już zaczną się bawić portalami, odbierzemy z bunkra lorda Andre i zastanowimy się, co dalej – dodała Aneta.
– Brzmi jak cholernie dobry plan! – Elein uderzyła pięścią o swoją dłoń i wyszczerzyła zęby. – No to na co jeszcze czekamy?!
– Najpierw dowiedzmy się, co możemy robić, a czego nie. – Brajanek dorzucił kolejną garść śniegu do swojego hełmu i solidnie nim potrząsnął. – Wydaje mi się, że nie możemy się spotkać z nikim z nas lub was. Gdzie jesteście teraz i co robicie? To znaczy ten... gdzie są wasi odpowiednicy?
Aneta przez moment wyglądała niemal na wdzięczną, lecz wyraz jej twarzy szybko zobojętniał. Halinka, widząc jej spojrzenie, uniosła kciuk.
Zaczynam się o ciebie martwić. A nawet cię nie lubię.
Uniosła kciuk.
– Cały dzień dyżurowałam w karczmie, oczekując wieści o upadku rodu Janeve – oznajmiła Elein.
– Ja ciągałem za język rybaków przy północnej wieży – stwierdził Orion. – Olaf natomiast spędził cały dzień w dzielnicy Rzemieślniczej. Następnie spotkaliśmy się kilka kroków przed karczmą „Królowa" i razem do niej wróciliśmy. Tam poznaliśmy was. – Wskazał ręką Halinkę i jej towarzyszach.
– My z kolei błądziliśmy po Rzemieślniczej – podjęła Aneta. – A potem udaliśmy się do szewca przy ratuszu. Dobrze mówię?
Halinka uniosła kciuk.
– Na głównym rynku dowiedzieliśmy się, że jesteście w karczmie „Królowa" – kontynuował Brajanek. – Tam też się skierowaliśmy. Chyba o niczym nie zapomniałem.
Halinka uniosła...
– DOŚĆ! – Aneta usiadła okrakiem na Halinie i natarła jej twarz śniegiem. – Masz! Kontaktować!
– Ach... – Halinka próbowała się bronić, lecz szło jej to wyjątkowo niezdarnie. – Tfu... Hrghh... Po... Poczekaj...
Aneta podniosła się i poprawiła suknie.
– Dobrze wam przecież idzie – mruknęła Halinka. – Wszystko tak fajnie zaplanowaliście... – Spróbowała unieść kciuk, lecz przerwała w połowie, widząc morderczy wzrok Anety. – Już nie jestem w niczym potrzebna i wspaniale! Bo jestem zmęczona i chcę mi się spać...
– Halina wygląda, jakby przydała się jej długa przerwa. – Orion przykucnął przy Halince i sprawdził jej puls. – Och! Ledwo bije...
Elein długo im się przyglądała, zupełnie jakby szukała w tym jakiegoś podstępu. Wreszcie się schyliła, ostrożnie podniosła Halinkę i zarzuciła sobie na bark.
– To, gdzie się kierujemy? – zapytała.
– Co powiecie na gospodę Lisek Chytrusek? – zaproponował Brajanek. – Byliśmy obok, ale nigdy nie weszliśmy do środka, więc powinna być okej.
– Zresztą tak długo już gadamy, że zanim tam dojdziemy, tamci już zdążą opuścić Dzielnicę Rzemieślniczą – dodała Aneta.
– Tamci? – dopytała Elein.
– No MY, ale z przeszłości...
– Rozmawianie o tym jest takie męczące – westchnęła Elein.
– A jeśli spotkamy Olafa? – zapytał Orion.
– Po prostu postarajmy się go nie spotkać – odburknęła Elein.
Halinka nie spodziewała się, że po tym stwierdzeniu wszyscy po prostu ruszą w stronę murów miasta. Dyndała bezradnie na barku Elein, studiując odciski, które drużyna zostawiała za sobą na śniegu. Gdyby miała siłę, żeby podnieść głowę, mogłaby popatrzeć na las. Zamiast tego ziewnęła, przymknęła oczy i...
Uniosła kciuk.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top