33.2 Królowa
Gospoda „Królowa" kojarzyła się Halince ze starym domem babci na wsi, lecz z tą różnicą, że wszystkie elementy wystroju świeciły nowością. Ręczniki na ścianach były czyste i nakrochmalone, a kolory na dekoracyjnej ceramice nie wyglądały jak sprane majtki. Nawet drewniane bale wydawały się zadbane.
Halinka wpuściła Anetę i Brajanka i zamknęła za sobą drzwi. Wkrótce wypatrzyła w tłumie szlachciców i mieszczan swój cel: wysoką jak posąg wojowniczkę w zbroi rycerskiej; przyjaciółkę Oriona. Dziewczyna siedziała samotnie za stolikiem i rozglądała się niczym pies pasterski. Szybko też dostrzegła zainteresowanie Halinki jej osobą.
– Idziemy – rozkazała półgłosem Halinka.
Przemieszczała się przez tłum, coraz bardziej czując na sobie uwagę wojowniczki.
Przypomina Swietłanę.
Niechętnie, ale się zgodziła. Zielone spojrzenie wojowniczki sprawiało podobny dyskomfort, co zabójcza fiksacja Rosjanki, a w dodatku biła od niej podobna arogancka pewność siebie.
Halinka usiadła naprzeciw wojowniczki i również zaczęła się gapić. Zobaczymy, która się zmęczy pierwsza. Wiedziała, że niepotrzebnie ją antagonizuje, ale skojarzenie z Rosjanką jakoś za bardzo podnosiło ciśnienie.
– Szukamy Oriona herbu Niedźwiedź – nie wytrzymała Aneta. – Przesuniesz się?
Halinka westchnęła. No i popsuła zabawę... Zrobiła miejsce dla Brajanka i przyjaciółki.
– Czemu was interesuje? – odparła wojowniczka.
Miała przyjemny, radiowy głos. Wyraźny, ciepły, ale też i nieco niższy niż Halinka zapamiętała.
– Jest przyjacielem – odparowała Halinka. – Pomógł mi kiedyś w walce z wamp...
– Pomógł nam kiedyś – urwała Aneta, trącając ją pod stołem nogą.
No tak. W sumie nie wiedzieli, czy wampiry w tej rzeczywistości to norma. Z drugiej strony Orion wydawał się z nimi zaznajomiony, więc...
– Kim wy jesteście? – wojowniczka zmrużyła oczy.
– Halina Ulańska.
– Aneta... eee... herbu Śniący Kot.
– Nikt ważny – odburknął Brajanek. – Możesz mnie całkowicie zignorować. Wszyscy jak dotąd to robią.
– Ma gorszy dzień – wyjaśniła Halinka.
Wojowniczka skrzyżowała ręce na piersi. Długo im się przyglądała.
– Elein Wilhelm – przedstawiła się z ociąganiem. – Nie słyszałem od Oriona o żadnym z was. Z drugiej strony to jeszcze o niczym nie świadczy, gdyż skrywa wiele tajemnic. Zbyt wiele.
No dobra, nie najgorszy początek. Może jeszcze się nie polubiły, ale przynajmniej rozmawiały bez pogróżek. No i nie doszło do rękoczynów!
Twoje standardy są szokująco niskie.
– Skąd go znacie? – podjęła Elein.
– Już mówiłam – odparła Halinka. – Pomógł nam kiedyś w walce.
– Mówiłaś, ale ja potrzebuję szczegółów! – warknęła wojowniczka. – Do Regnara, wy się nawet zachowujecie jak Orion! Czy wszyscy jego towarzysze również myślą, że dwa zdania na krzyż wystarczą za wyjaśnienie?!
– Nie znam cię i nie jestem pewna czy lubię na tyle, by się przed tobą spowiadać – odparła Halinka.
Tak jest! Pokaż jej, gdzie jej miejsce!
– Halina... – jęknęła Aneta. – Proszę o wyba...
– Ho-ho! – Elein uśmiechnęła się paskudnie. – Niewiasta w ładnej kiecce próbuje udawać hardą.
– Przynajmniej nie potrzebuje do tego zbroi.
Elein stuknęła pięscią o stół i się poderwała na nogi, lecz nie zrobiło to na Halince żadnego wrażenia.
– Ależ ty się panoszysz – wznowiła. – Nie jesteś przyzwyczajona do tego, że ludzie nie schodzą ci z drogi, co?
– Halinaaa – zawodziła Aneta. – Przestaaaań...
WALKA! WALKA! WALKA!
Elein zrobiła głęboki wdech i wydech, a następnie wróciła na miejsce.
– To teraz posłuchaj mnie uważnie, bo wyjaśnię, co się stanie – rzekła. – Poczekamy sobie grzecznie i w ciszy na Oriona. Jeśli cię rozpozna, przełknę zniewagę. Lecz jeśli nie. – Elein uśmiechnęła się paskudnie. – Wylecicie stąd z odciskiem mojego buta na rzyci.
– Jeśli spróbujesz mnie choćby dotknąć, wydrapię ci oczy – poinformowała Halinka. – Skoro tak bardzo chcesz się bić, wyjdźmy gdzieś i to załatwmy.
Elein wytrzeszczyła oczy.
– Czy ty... właśnie zaproponowałaś mi pojedynek?
– No właśnie, Halina! – syknęła Aneta. – Co ty wyprawiasz?
– Wkurza mnie gorzej od Swietłany – odparła. – Przyda jej się nauczka.
– Ale ty nie możesz walczyć!
– A to niby dlaczego?
– Przez Ego!
Dzień dobry!
Ach... Cholera. Kompletnie o tym zapomniała.
I dobrze. Dzięki temu przynajmniej przez kilka sekund byłaś zabawna...
– Nie, nie, nie... – Elein pokręciła głową. – Teraz już się z tego nie wykręcisz. – Nie masz miecza, więc będziemy walczyć na gołe pięści. Znam świetne miejsce...
– Ale Wasza Łaskawość... – spróbowała Aneta.
– Daruj sobie dworskie grzeczności! – odwarknęła Elein. – Powiedziałam: czekamy w ciszy.
– A chrzań się! – odparowała Halinka. – Jak chcesz, to siedź sobie cicho. Ja tam chętnie pogadam ze swoją drużyną.
Żyłka na skroni Elein zaczęła niebezpiecznie pulsować.
I niby co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?
Halinka spróbowała się uspokoić. Niedobrze. Czuła się, jak gdyby cała jej świadomość podskakiwała z radości. A najgorsze, że naprawdę nie wiedziała, czy eskalacja konfliktu brała się z niej, czy też z Ego?
– Dzisiejszy dzień to jakaś p-porażka – jęknęła Aneta.
– A tam, dzień jak co dzień. – Halinka wzruszyła ramionami.
– Z-zawiodłam już d-drugi r-raz. – Aneta potarła zaczerwienione oczy i...
– Ej!
Rozpłakała się.
O nieee! No nie siedź jak kołek! Zrób coś!
Halinka przytuliła Anetę i pogłaskała po barku.
– Ej... – rzuciła miękko. – Nic strasznego się przecież nie stało. To tylko kolejna mała bitka...
– S-stało – szlochnęła. – M-miałam cię p-powstrzymać...
– Gwoli ścisłości, krokodyle łzy nie robią na mnie wrażenia – odparowała Elein z wyższością.
– Nie interesuję mnie, co ROBI na tobie wrażenie – wycedziła Halinka. – Widzę już wystarczająco wyraźnie, że uważasz się za lepszą od wszystkich. Współczuję Orionowi, że ma takiego przyjaciela jak ty.
Po tych słowach stało się coś nieoczekiwanego – harda Elein Wilhelm straciła swój tupet. Wyglądała wręcz, jak gdyby ktoś ją po raz pierwszy w życiu spoliczkował.
Drzwi gospody skrzypnęły. Do środka wkroczyło dwóch zbrojnych: jeden wysoki jak dąb, a drugi – niski, nieco starszy, lecz ciągle szeroki w barkach jak baryłka i o zaskakująco zadbanej czarnej brodzie.
Mężczyźni przepchnęli się przez stoliki i zamarli tuż przy Elein. Właśnie wtedy Halinka zorientowała się, że ma przed sobą Oriona herbu Niedźwiedź. Ledwo go poznałą. Jego policzki skrywała gęsta szczecina, a włosom na głowie przydałoby się solidne strzyżenie.
A co najważniejsze żył i miał się dobrze!
Halinka wstała i bezceremonialnie przytuliła rycerza.
– Jak dobrze, że nic ci nie jest – rzekła, robiąc krok do tyłu i rozglądając uważnie mężczyznę.
– H-halinka... – mruknęła Aneta.
– Nie wiedziałam, czy przeżyłeś.
– H-Halinka!
– No co? – Odwróciła się do przyjaciółki.
– J-jesteśmy w j-jego przeszłości. – Przyjaciółka otarła łzy.
– W sensie?
– W sensie, że on cię nie p-pamięta. W-właśnie t-tego nie zdążyłam ci w-wytłumaczyć, zanim rzuciłaś się Elein do g-gardła.
– Nie mam zielonego pojęcia, kim jesteś – potwierdził Orion, który wcale nie patrzył na nią, tylko na czerwoną na twarzy Elein. – Ani o czym oni gadają. Naprawdę! Widzę ją po raz pierwszy w życiu!
Elein uśmiechnęła się paskudnie.
– Halino Ulańska, jutro o świcie, chcę cię widzieć na progu tej karczmy – wycedziła. – Czeka cię wspaniała lekcja pokory.
Halinka usiadła i schowała czerwoną jak pomidor twarz w rękach. Ale głupia sprawa... Właśnie przytuliła człowieka, który nigdy nie widział jej na oczy. W dodatku przegapiła tak dużo oczywistych poszlak. Przecież portal faktycznie mówił, że trafiły do przeszłości. Dlaczego nie połączyła dwóch kropek? Czyżby za bardzo zajmowały ją przepychanki z Ego?
W punkt!
Usłyszała w głowie wredny chichot.
– Wiecznie pod górkę... – westchnęła Halinka. – Słuchajcie, może jednak chcecie się zaprzyjaźnić?
– Nie chcemy! – odparła Elein.
– Ale... – zaczął Orion.
– Żadnych „ale"! Ta niewiasta mnie znieważyła i wyzwała na pojedynek.
– A ty się nie zgodziłaś, prawda? – odparował niski kompan Oriona, który dotychczas stał w ciszy. – Prawda? – zapytał błagalnie.
– Halino Ulańska, jutro o świcie masz się stawić na progu karczmy – powtórzyła Elein nieugięta.
– Elein!
– Sama to zaczęla, Olafie!
– Mam trudności, żeby w to uwierzyć! Zresztą nie chodzi o to, kto zaczął! Pojedynek to idiotyczny pomysł! Ile razy mam ci powtarzać, że w ten sposób wpakujemy się jeno w kłopoty?!
– N-no w-właśnie! – podjęła płaczliwie Aneta. – W-właśnie! Jego Miłość d-dobrze mówi.
– Dziękuję, młoda damo. – Olaf posłał jej oczko. – Spokojnie, nie ma co rozpaczać. – Uścisnął przyjaźnie bark dziewczyny. – Zaraz to załatwię.
– B-Brajanek, t-ty t-też im p-powiedz – rzekła Aneta.
– I nagle znowu jestem ci potrzebny, co? – odparował młodzieniec opryskliwie. – Wybacz, ale nic mnie to nie obchodzi. Właściwie, nie mamy już dłużej czego tu szukać. Orion nie pamięta Haliny, stąd, tak czy inaczej, nie pomoże jej zrozumieć, co robić dalej.
Halinka milcząco przytaknęła. Cała podróż właśnie straciła wszelki sens. Najlepiej będzie wrócić i przestawić pokrętło portalu tak, by trafić tym razem we właściwy CZAS i miejsce.
– Nie. – Aneta otarła łzy. – Orion znał cię, gdy cię spotkał po raz pierwszy, czyż nie?
– No tak, ale... Ach...
– Właśnie! – Aneta wskazała palcem zakłopotanego rycerza. – Najwyraźniej właśnie tak się poznaliście, a więc mamy tu jeszcze coś do zrobienia.
– Ach... – Halinka ponownie westchnęłą. A niech to... – Podróże w czasie są strasznie dezorientujące... Słuchajcie! Dałam ciała! I tego... Elein... Chyba popełniłam fatalny błąd.
– Zgadza się, ale za późno się zorientowałaś. Jutro o świcie masz się stawić na progu karczmy! Inaczej sama cię znajdę!
– Aleś ty jesteś! – prychnęła Halina. – No dobra. W takim razie załatwmy to dzisiaj.
– No nieee – jęknął Olaf. – Ona jest dokładnie tak samo stuknięta!
– Nie jestem stuknięta! – wybuchnęła Elein. – To ona zaczęła!
– Dobra, dobra – uciszył ją Olaf.
– Nie mam zielonego pojęcia, co się właśnie dzieje – wtrącił się nieśmiało Orion.
– Witaj w klubie – burknąl Brajanek.
– Co to klub?
– Nieważne...
– Chodzi mi o to, że nie mam pieniędzy, by załatwić mojej drużynie nocleg – wyjaśniła Halinka. – A po nocy przespanej na ulicy raczej ciężko będzie o porządną walkę. Stąd załatwmy to dzisiaj.
– Powiedziałam: jutro! – upierała się Elein. – Karczmarko! Pozwól na chwilę!
– I tak już do was idę! – oznajmiła kobieta.
Wyglądała jak ta fajna ciocia, która po kryjomu rozdaje siostrzeńcom słodycze. Niska, pulchna, o ładnej uśmiechniętej twarzy, a do tego ze ślicznymi lokami i w miłej, zielonej kiecce.
– Elwircio! – Olaf spróbował ją przytulić, lecz odepchnęła go.
– Później sobie pogadamy o tym, jak na moich oczach podrywasz ładne szlachcianki.
Olaf zerknął zaskoczony na Anetę, po czym pokręcił gorączkowo głową.
– T-to nie tak! Dziewczyna popłakała się i...
– Później! – warknęła, a przyjazny wyraz twarzy kobiety na dobre zniknął. – Wasze krzyki straszą mi gości! Bądźcie tak łaskawi i albo pójdźcie gdzieś to wyjaśnić, albo rzucajcie groźby po cichu! Inaczej was stąd wyrzucę!
Halinka rozejrzała się. Istotnie znajdowali się już w samym środku zainteresowania, choć gości zostało jakby mniej. Sporo mniej...
Pouciekali, gdy się kłóciłyście.
Ci, którzy zostali, gapili się ukradkiem i gdy tylko dostrzegali jej wzrok, udawali, że interesowało ich coś innego.
– Karczmarko – powtórzyła Elein. – Chcę opłacić tej niewieście i jej towarzyszom pokój. Na jedną noc.
– A gdy już przegrasz, zapłacisz za kolejną – rzuciła Halinka.
Elein wpierw wytrzeszczyła oczy, a następnie wybuchnęła niepokojącym śmiechem.
– Do Regnara! – wreszcie wycedziła. – Doprawdy jesteś bezczelna!
– A ty zbyt pewna swego.
– Niech będzie! – złowrogi uśmiech Elein zmienił się we wściekły grymas. – Jeśli przegram, zapłacę za tyle noclegów, ile będzie trzeba!
– Zgoda. – Halinka wyciągnęła rękę nad stołem.
Elein uścisnęła przedramię z taką krzepą, że Halinka poczuła to aż w kościach. Potwornie silna!
Załatwię ją raz-dwa!
Halinka zmieliła w ustach przekleństwo. Nagle nie była już dłużej aż tak pewna swego. Czemu sama się wpakowała w coś takiego?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top