27.2 Kontrplan

Halinka spodziewała się cięcia, a mimo to sprawiło jej kłopot. Ledwo uskoczyła i z trudem umknęła przed kolejnym. Doprawdy rywalka mogłaby użyć karabinu kałasznikowa, by oszczędzić sobie i jej kłopotu! Halinka zaklęła. Niby jak miała wygrać gołymi pięściami przeciwko ostrzu w rękach kogoś takiego jak Swietłana?

Zwątpienie na szczęście nie powstrzymało ciała przed robieniem jakże potrzebnych uników. Halinka ciągle dziwiła się, że nie straciła kończyny. Nie widziała w ruchach Swietłany ani śladu wątpliwości. Rywalka wymachiwała ostrzem z pełną intencją mordu, gdy Halinka jakimś cudem unikała śmierci o włos z chirurgiczną precyzją.

Halinka po raz kolejny dała nura, po czym wykonała skomplikowany przewrót, który poczuła aż w kręgosłupie. Zerwała się na nogi i intuicyjnie kopnęła we właściwe miejsce, zbijając klapkiem ostrze na bok.

Właśnie! Klapki!

Podrzuciła dwie wierne „bronie" i złapała w dłonie. Natychmiast zrobiła z nich użytek, odbijając płaz ostrza na bok. Kolejny klapek pofrunął Swietłanie w twarz.

KLASK.

Swietłana zachwiała się, a moment wykorzystała Halinka, częstując ją potężnym kopniakiem w brzuch, jak gdyby próbowała wywarzyć drzwi. Rywalka grzmotnęła plecami o ziemię, lecz nawet wtedy zdążyła uniknąć próby zdeptania. Halinka odskoczyła przed cięciem, podrzuciła stopą leżący klapek i ponownie złapała go w wolną dłoń.

– No chodź! – Wcale, ale to wcale nie czuła się pewnie, niemniej zmusiła głos do arogancji. Potrzebowała każdej sposobności, aby wytrącić przeciwniczkę z równowagi.

Swietłana natarła serią szybkich cięć. Jedno z nich przeszło tuż obok ucha Halinki i odcięło solidny kawałek kucyka. Na szczęście w tej samej chwili rzucony klapek ponownie spotkał się z obliczem przeciwniczki.

KLASK.

Swietłana zachwiała się, lecz zachowała na tyle przytomności, by ciąć na odlew, powstrzymując kontrę Halinki, a następnie – posłać kopniakiem klapek kilka metrów na bok.

Halinka zgrzytnęła zębami. No to pięknie! I co teraz?

Odbiła ostrze pozostałym klapkiem, spróbowała wyprowadzić niskie kopnięcie, lecz choć powstrzymała uderzenie w połowie, koniuszek ostrza przeciął ubranie oraz zostawił niewielkie nacięcie tuż nad kolanem. Szlag...

Halinka umknęła przed serią pchnięć. Musiała wymyślić jak TO zatrzymać! Inaczej skończy jak kawałek szwajcarskiego sera! Uniosła klapek oburącz i pozwoliła ostrzu przeszyć go na wylot, po czym obróciła. Ręka Swietłany wygięła się, z czego Halinka natychmiast skorzystała, uderzając kolanem w palce rywalki zaciśnięte na rękojeści.

Miecz brzęknął na ziemię, lecz Halinka nie zdążyła go pochwycić. Oberwała kopniakiem w pierś i upadła na chłodny beton. Tuż obok leżał samotny klapek, odrzucony wcześniej przez Swietłanę. Poderwała się na nogi, ściskając nową-starą broń. Oczywiście rywalka również już trzymała w dłoniach katanę.

Halinka zacisnęła zęby. Pięknie! Absolutnie nic nie osiągnęła, z wyjątkiem rozsmarowania śniegu na dresie! Ciągle miała w dłoniach tylko jeden klapek, gdy drugi pofrunął już ładne kilka metrów za przeciwniczkę.

Swietłana mierzyła ją drapieżnym spojrzeniem, poruszając się po półkolu. Nagle zatrzymała się i... wypuściła z rąk katanę?

– Mam dość brudnych zagrywek, Ulańska! – zawołała. – Co powiesz na drugą rundę? – Posłała kopniakiem ostrze na bok i wystawiła pięści.

Halinka otarła wierzchem dłoni wargi. Cisnęła klapkiem w niewielką zaspę.

– Liczyłam, że to powiesz! – Stanęła w lekkim rozkroku i uniosła pięściarską gardę. Cholernie długo na to czekała! Wyciągnęła dłonie i zachęciła rywalkę śmiałym kiwnięciem palców.

Swietłana nie kazała na siebie czekać. Natarła kombinacją uderzeń i kopniaków. Halinka zablokowała wszystko, niemniej czuła niepokojące mrowienie w przedramionach i goleniach. Ależ silna!

Swietłana uderzyła w brzuch, a potem w szczękę. Halinka przyjęła na gardę trafienia pięściami, a wtedy kopniak werżnął się w odsłonięty bok niczym ostrze katany.

Halinka upadła na ziemię i natychmiast zmusiła się do przewrotu. Zerwała się na nogi, walcząc o oddech. Cholerne uderzenie wypompowało z płuc niemal całe powietrze! Tym razem przynajmniej wszystko widziała. Poprzednio kombinacje rywalki zaskakiwały ją niczym świat noworodka.

Swietłana zaatakowała ponownie, tym razem zaczynając od niskiego kopnięcia, by później uderzyć drugą nogą w udo. Halinka upadła, lecz równie szybko poderwała się do pionu. Znowu to widziała i znowu nie dała rady tego powstrzymać! Potrzebowała więcej czasu, by się zastanowić!

Zasypała Swietłanę szybkimi ciosami prostymi. Nie trafiła ani razu, ale dała rywalce zajęcia, a jednocześnie ochroniła siebie przed zabójczymi kombinacjami. Szczerze wątpiła, że czymkolwiek zaskoczy Swietłanę w zwykłej walce wręcz, jednakże potrafiła za nią nadążyć, co dawało jakąkolwiek szansę na wygraną. W jaki sposób powinna to rozegrać, żeby przechylić szalę na własną stronę?

Halinka zamarła w pół uderzenia, pozwalając Swietłanie uskoczyć na bezpieczny dystans.

– Czyżbyś się zmęczyła? – zakpiła rywalka.

– Nie. – Halinka odetchnęła. – Wymyśliłam, jak cię pokonać.

Swietłana nie odpowiedziała, po prostu natarła ponownie. Halinka zmrużyła oczy. Kombinacja zaczęła się od ciosu prostego w twarz. Pochyliła głowę, przyjmując je na czoło i poczęstowała przeciwniczkę własnym uderzeniem.

TRAFIENIE!

Wzdrygnęła się, walcząc z zamroczeniem. Na szczęście Swietłanę za bardzo zajmowało chwianie się na nogach, by mogła to wykorzystać.

– I właśnie na tym polega twój wielki plan?! – warknęła przeciwniczka. – Cios za cios?!

Halinka oblizała rozciętą wargę i uniosła pięści. Skoro tak czy inaczej zostanie trafiona, sama wybierze, które uderzenie przyjmie, by w tym samym czasie odpłacić pięknym za nadobne. Ryzykowne, ale nie znalazła żadnej innej możliwości.

Swietłana zamarkowała uderzenie prawą ręką, by ostatecznie kopnąć w tył kolana Halinki. Kontra Halinka polegała na identycznym zagraniu. Obie kobiety grzmotnęły na ośnieżony beton. Halinka nawaliła się na Swietłanę od góry i zaczęła okładać ją pięściami. Przeciwniczka cierpliwie odbijała uderzenia. Wreszcie wierzgnęła, zaburzając równowagę Halinki. Świat zawirował i nagle sytuacja się odwróciła. Tym razem to uderzenia Swietłany próbowały wgnieść Halinkę w beton pokryty śniegiem.

Halinka zgrzytnęła zębami i przestała trzymać gardę. Poderwała się do góry, by chwycić rywalkę za kucyk i ściągnąć jej głowę na bok. Pchnęła wychylone ciało i znowu poderwała się na nogi.

Obraz niebezpiecznie wirował przed oczami. Sama już nie wiedziała, ile razy oberwała po twarzy. Zdecydowanie za dużo, a już zwłaszcza w lewe oko. Widziała przez nie jak przez szparkę. Na szczęście Swietłana wcale nie wyglądała lepiej. Rozcięty łuk brwiowy rywalki broczył na oczodół, kompletnie odcinając połowę wizji.

TRZASK!

Na niebie pojawiło się olbrzymie pęknięcie, jak gdyby ktoś przeciął kawałek materiału! Halinka dostrzegła za nim mglistą znajomą czerń firmamentu oraz szczyty wieżowców.

– Twój świat się sypie! – warknęła. – Wypuść mnie stąd, bo inaczej rozwalę go na kawałki!

– Spróbuj – odparła Swietłana.

Halinka uniosła pięści. Niech i tak będzie. Wydostanie się stąd, nawet jeśli będzie musiała zbić upartego babiszona na miazgę! Powlekła się w stronę Swietłany, zmuszając stopy do współpracy. Prawie nie czuła twarzy, a ręce dygotały jak po imprezie z Szarikiem. Przeciwniczka chwiała się na nogach, a mimo to przyjęła właściwą pozycję obronną.

– No dalej – zachęciła ją Halinka. – Atakuj!

Przeciwniczka ani drgnęła. Niedobrze... Taktyka „cios za cios" działała wyłącznie w sytuacji, gdy Swietłana była agresorem. Tym razem jednak ustawiła się w pozycji defensywnej, w pełni oddając inicjatywę. Halinka mocniej zacisnęła pięści. Czy da radę pokonać rywalkę własnymi kombinacjami? Swietłana najwyraźniej już zauważyła, że czas gra na jej korzyść. Nie musiała się spieszyć, w przeciwieństwie do Halinki i drużyny Wasilija.

Halinka spróbowała kombinacji złożonej z ciosu prostego w brzuch, kolejnego w szczękę, a na koniec niskiego kopnięcia. Jej pięść nadziała się na wystawiony łokieć, a sama prawie oberwała potężnym sierpowym. Kolejna kombinacja polegała na niskim kopnięciu, dwóch prostych uderzeniach (pierwsze w gardę przy twarzy, a drugie niskie), a na koniec – potężny kopniak w szczękę. Swietłana zablokowała wszystko, ale kopniak prawie zwalił ją z nóg. Halinka odskoczyła przed kontrą i przyjrzała się dygoczącym kolanom rywalki.

TRZASK.

Swietłana skrzywiła się, zerkając na kolejne zdradzieckie pęknięcie tym razem w bloku. Halinka dostrzegła za nim dach wieżowca Krystiana Szarego.

– Poddaj się, bo źle skończysz – oznajmiła.

Swietłana odetchnęła, po czym wyprostowała się i uniosła pięści. Halinka podskoczyła bliżej i zasypała nogi rywalki niskimi kopnięciami. Swietłana oberwała zaledwie trzy razy, ale tego starczyło, by prawie upadła. Umknęła przed kolejną serią kopnięć, lecz gdy skupiła się na obronie góry, jej nogom ponownie się oberwało. Upadła na kolana.

TRZASK.

Kolejna szczelina ukazała się na zaśnieżonym betonie.

– Wystarczy już! – krzyknęła Halinka. – To cię zabija!

Swietłana podniosła się, odetchnęła i ponownie uniosła pięści. Halinka warknęła, lecz bardziej po to, by dodać sobie potrzebnej motywacji. Walka już dawno przestała być zabawna. Posłała kolejne kopnięcie w stronę Swietłany, które sięgnęło celu, lecz...

Rywalka przyjęła uderzenie, by chwycić ją w pasie i powalić na ziemię!

– Cios... za... cios! – warknęła Swietłana.

Na Halinkę posypał się grad uderzeń pięściami. Tym razem nie mogła sobie pozwolić na nierozważne przyjmowanie ataków, gdyż czuła się zbyt bliska omdlenia! Niech to szlag! Kto by pomyślał, że Swietłana zastosuje jej własną taktykę przeciwko niej? Przepuściła uderzenie, a świat na chwilę zalała czerń. Ocknęła się w samą porę, by odbić potężny wymach łokciem.

Rzeczywistość wokół trzeszczała, pękając w szwach. Halinka zacisnęła zęby, tłumiąc jęki bólu. Kończyny protestowały tępym pulsowaniem. Musi wytrzymać! Jeszcze tylko chwilę! Aż Swietłana się zmęczy!

Oberwała w lewy bok. Jęknęła i wyrwała lewą stopę spod Swietłany, którą pchnęła rywalkę w pierś. Nie zdarzyła się w pełni uwolnić, lecz przynajmniej splotła obie nogi na talii Swietłany, mocno zacisnęła i przyciągnęła ją do siebie.

– Pat – wycedziła. – Ja nie mogę zaatakować cię, a ty mnie!

Swietłana zaprzeczyła temu stwierdzeniu, wyprowadzając słabe uderzenie w bok.

TRZASK.

Blokowiska runęły i odsłoniły dach wieżowca Krystiana Szarego. Halinka przycisnęła bliżej wierzgającą Swietłanę. Musi wytrzymać! Już prawie koniec! Już prawie!

Kolejne uderzenie werżnęło się w żebra z mocą kija. Halinka wygięła się w łuk, a moment wykorzystała Swietłana, by się uwolnić i ponownie usiąść z góry. Zamachnęła się pięścią, lecz nie uderzyła. Zamiast tego patrzyła się gdzieś przed siebie.

Halinka łypnęła za siebie, by zobaczyć to, co ona.

Wasilij taranował barkiem barierę, która coraz bardziej wyglądała jak spękana szyba.

TRZASK!!!

Przezroczysta bariera runęła niczym stłuczone szkło, gdy w uszy wdarł się świszczący wiatr. Halinka krzyknęła i wierzgnęła z całych sił. Swietłana upadła, a Halinka nawaliła się na nią z góry i zamachnęła pięścią.

– No i na co czekasz? – Swietłana spojrzała na nią beznamiętnie. – Zrób to.

Halinka uderzyła pięścią tuż obok ucha Swietłany.

– Nie jestem taka, jak ty! – wycedziła.

Wstała i chwiejnie ruszyła w stronę Wasilija. Krok. Drugi. Trzeci. Upadła na zimną posadzkę. W pierwszym odruchu podejrzewała Swietłanę, lecz gdy się obejrzała, zobaczyła, że przeciwniczka leżała w tym samym miejscu i bezmyślnie gapiła się w czarne zachmurzone niebo. Halinka spróbowała się podnieść, a gdy nic z tego nie wyszło, zaklęła siarczyście. Cholerne nogi ostatecznie odmówiły posłuszeństwa...

– Wygrałaś! – zawołała Swietłana. – Lepiej przygotuj się na piekło! Szary rzuci w ciebie wszystkim, co ma!

Halinka nie dała rady nawet się zaśmiać. Wygrała? Czy zwycięstwo naprawdę polegało na tym, że obie strony konfliktu po walce nie potrafiły kiwnąć choćby i palcem? Nie! Po prostu przetrwała...

Dotyk... Czy coś ją podnosiło? Zauważyła zmartwioną twarz Wasilija, lecz po chwili widziała już tylko potężne plecy. Przewiesił ją przez bark niczym bezwładną kukłę! I nie miała sił, by go w tym upomnieć...

Z trudem zwalczyła irytującą czerń. Czy straciła przytomność? Chyba nie, gdyż ciągle znajdowali się w tym samym miejscu. Ile czasu już minęło?

– Długo będziesz stać i się gapić? – zapytała Swietłana.

Halinka usłyszała w jej beznamiętnym głosie coś więcej niż pozorny chłód. Irytację? A może...

Smutek?

– Potrzebujesz pomocy – stwierdził Wasilij.

– Nie chcę jej od ciebie – odbiła Swietłana.

– Rozumiem... – Wasilij zesztywniał. – Czy ktoś po ciebie przyjdzie?

– Tak...

– Nie kłam.

– Tak!

– Swieta...

– Nie wiem...

Wasilij ruszył w jej stronę.

– Stój! – rozkazała. – Nie rozumiesz?! Zdradziłam cię! Zaatakowałam twoich przyjaciół! I zrobię to ponownie! Zostaw mnie wreszcie w spokoju!

Cisza.

– Słyszałeś?! – krzyknęła Swietłana. – Zostaw mnie w spokoju! Nigdy cię nie kochałam! Chodziło mi wyłącznie o pieniądze! NIENAWIDZĘ CIĘ!

Cisza.

– Dobrze... – Wasilij obrócił się. – Żegnaj, Swieta. – Ruszył w stronę wyjścia.

Halince zabrakło sił, by zaprotestować. Wszystko w słowach Swietłany brzmiało nie tak! Kłamała jak z nut, ale jednocześnie bezlitośnie trafiała w najczulsze punkty trenera. Halinka uniosła głowę i spróbowała wyostrzyć wzrok.

Swietłana kuliła się na posadzcce, gdy nad nią wznosiło się oślizgłe, żołte paskudztwo. Macki stworzenia przypominały długie robale z czarnymi paskami i kleiły się do karku Swietłany, jak gdyby wysysały z niej życie! Ogromny łeb istoty miał rybie usta i wyłupiaste oczy, które nie mrugnęły ani razu.

Czy to sen, czy po prostu majaczyła? Halinka nie była pewna, jednakże wyciągnęła dłoń i wycelowała ją w istotę. Stworzenie zadrżało i uczepiło się jeszcze bardziej swojej żywicielki. Halinka wysiliła się i z trudem oderwała cztery macki, mimo że żadnej z nich nie dotknęła. Stworzenie spróbowało przylepić je z powrotem, lecz Halinka zacisnęła wyciągniętą dłoń w pięść. Macki eksplodowały, a stworzenie zaczęło się miotać i piszczeć z bólu. Niestety dwie pozostałe kończyny tak i nie puściły karku Swietłany.

Powieki Halinki opadły. Głęboka czerń wciągnęła jej świadomość niczym odkurzacz ogon Szarika.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top