24.2 Uroboros
Prezenter przestał się bawić i zaczął rysować kształty. Z początku przypominały dziecięce bazgroły, jednakże nabierały szczegółów w zatrważającym tempie! W taki właśnie sposób koślawy budyneczek złożony z krzywych kresek stał się potężnym wieżowcem o fotograficznej dokładności. Widniały na nim nawet neonowe wyświetlacze z zastygłymi reklamami, a na samym szczycie – potężne litery układały się w napis „Kris-corp".
Zaraz!
Halinka przyjrzała się raz jeszcze napisowi, upewniając, że istotnie potrafi go odczytać! A zatem musiał pochodzić z Ziemi! Cicho gwizdnęła, mierząc wzrokiem wspaniały wieżowiec. Krystian Szary z pewnością nie próżnował...
Prezenter wytrącił Halinkę z rozważań, rysując niewidzialną kreseczkę na ekranie. Robił to okazjonalnie raz na jakiś czas, a powodu Halinka jeszcze się nie domyśliła. Być może zwyczajne natręctwo? A przynajmniej tak było w jej przypadku, gdyż odkryła, że dziwaczne wymachy mężczyzny przeszkadzają. Spodziewała się ujrzeć kolejną metamorfozę z bazgrołów w trójwymiar, a tu nic.
– Czemu on się bawi w dyrygenta? – szepnęła Halinka do Andka.
Haker próbował udawać, że nie usłyszał pytania, jednakże kilka szturchnięć łokciem ostatecznie przekonało go do porzucenia pozorów. Łypnął na Halinkę z wymalowaną na twarzy wyższością i poprawił okulary na nosie, zanim powiedział:
– Zabezpiecza prezentację przed postronnymi. Gdyby ktoś się włamał do naszych kamer i zaczął odczytywać ruchy jego ręki, mógłby zobaczyć to, co my.
– Czyli spodziewacie się włamania? – upewniła się.
Andek przewrócił oczami.
– Zawsze spodziewamy się włamania – burknął. – Nawet głupia lodówka na kuchni jest podpięta pod Sieć. – Wskazał Halinkę palcem. – A myślisz, że jak wydostaliśmy cię z wieżowca J-baby? Nawiasem mówiąc: strasznie utrudniłaś nam pracę, unieszkodliwiając fotel.
– Wieźliście mnie w sam środek strzelaniny – wycedziła. – Nawiasem mówiąc: strasznie jesteś przemądrzały jak na kogoś, kto przeżywał kryzys egzystencjalny przez drugą klawiaturę.
Andek zesztywniał. Z jego oblicza zniknęła nadmierna pewność siebie oraz sarkastyczny uśmieszek. Znowu wyglądał jak zagubione szczenię, które nic nie znaczyło w obliczu skomplikowania świata. I bardzo dobrze!
– Panie i panowie! – wygłosił prezenter. – Trójwymiarowy model budynku jest już gotowy. Porozmawiajmy więc o zabezpieczeniach. Na początek... – Dotknął palcem parteru, a ekran posłusznie zaanimował zbliżenie i pozwolił wręcz zajrzeć do środka. Kolejne dotknięcie palca, a potężna przestrzeń mignęła przed oczami, by w końcu pokazać bramkę przypominającej tę z lotniska służącą do wykrywania metali. – To technologiczne cudeńko sprawdza na poziomie genetycznym każdego, kto próbuje wejść do biura.
– Nic trudnego – odezwał się młody kapelusznik obok Halinki. – Włamiemy się do ich bazy, wstrzykniemy dane włamywacza i po temacie.
Andek tylko prychnął i pokręcił głową. Starszy pan natomiast wykonał palcem wzmach do góry, a obraz poszybował do góry, prezentując na ułamki sekund kolejne piętra, aż wreszcie zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami do pokoju. Uwagę Halinki zwrócił holograficzny wyświetlacz prezentujący zamkniętą kłódkę tuż nad metalowym „lejkiem", w który dałoby się wsadzić całą rękę.
– Żeby wykonać twój plan, musielibyśmy fizycznie wedrzeć się do centrali – wyjaśnił prezenter. – Czyli właśnie tego pokoju. Znajduje się w nim system, który odpowiada za wszelkie zabezpieczenia wieżowca i niestety dla nas jest całkowicie odcięty od sieci zewnętrznej.
– A tak nawiasem mówiąc – wtrącił się Andek, a Halinka westchnęła, słysząc ten wredny ton. Co on miał z tymi nawiasami? – Nawiasem mówiąc: wszelkie próby włamania się do otwartej sieci korporacji Szarego, uruchamiają skomplikowany system detekcji hakowania.
– Właśnie chciałem o tym mówić... – spróbował prezenter.
– Ten system – ciągnął Andek niewzruszony – loguje i zapisuje w chmurze ślady pozostawione przez hakera, a także alarmuje cybermilicję.
– Cybermilicję? – zdziwiła się Halinka.
– Oddział milicji, który służy wyłącznie interesom korporacyjnym – wyjaśnił Wasilij, zanim zrobił to Andek.
– Dostaną dane o włamywaczu – ciągnął haker. – Wyślą oddziały i wszyscy wylądujemy za kratami laserowymi.
– Brzmi, jakbyś mówił z doświadczenia – zauważyła Halinka.
– Bo mówię z doświadczenia! – warknął haker. – Zetknąłem się już kiedyś z takim systemem. Wynająłem hotel na fałszywe nazwisko, a mimo to ledwo umknąłem przed pościgiem. Alarm zawsze jest wysyłany z bezpiecznej instancji. Jedynym sposobem, żeby się dowiedzieć, czy się wpadło, jest monitorowanie samego systemu cybermilicji, który na szczęście jest rządową tandetą.
Halinka kiwnęła, po czym zapytała:
– Czy są tam jeszcze jakieś zabezpieczenia, o których powinnam wiedzieć?
– Standardowe – podjął prezenter. – Skanowanie genetyczne w windach oraz drzwi zabezpieczone zamkami tubicznymi. – Ponownie wskazał na wielki „lejek" na ekranie.
– Jak działa zamek tubiczny?– zainteresowała się Halinka i natychmiast zgromiła wzrokiem arogancką minę Andka.
– Wsadza się do środka rękę – wyjaśnił prezenter. – Jeśli kod genetyczny jest w bazie, a osoba, do której należy, ma właściwe uprawnienia, zamek się otwiera.
– A jeśli nie?
– Mechanizm więzi rękę w środku.
– A zatem podsumujmy – podjął Wasilij. – Musimy obejść bramkę genetyczną, później przedostać się do wind...
– Albo do przeciwpożarowej klatki schodowej zabezpieczonej zamkiem tubicznym. – Prezenter przeciągnął palcem po ekranie, a ten zawirował, ukazując schody, które zdawały się ciągnąć bez końca.
– Dziękuję. – Wasilij odchrząknął. – A zatem albo do wind, albo do klatki schodowej. Wszystkimi zabezpieczeniami steruje system odcięty od zewnętrznej sieci, którego drzwi również są zabezpieczone zamkiem tubicznym. Próby włamania są logowane i wysyłane do cybermilicji. Alarm jest cichy, więc bez monitorowania systemu cybermilicyjnego się nie obejdzie. Czy wyczerpałem temat?
Prezenter przytaknął.
– Andku, jakieś pomysły? – Wasilij wrócił do głaskania Falafela.
– Ten budynek to cholerna forteca. – Haker wzruszył ramionami. – Jedyną możliwością, jest przekupienie jednego z pracowników Szarego.
– Jednakże musi mieć odpowiednie uprawnienia – zauważył Wasilij. – A zatem wpierw potrzebujemy sprofilować niemalże całą korporację.
– Właśnie – zgodził się Andek.
– To czasochłonne i niebezpieczna – rzuciła dziewczyna z monoklem. – Jeśli powinie nam się noga, wzmożemy czujność Szarego, a ten najpewniej dorzuci jeszcze więcej zabezpieczeń.
– I uczuli personel – dodał kapelusznik.
Halinka skrzyżowała ręce na piersi. Pozwoliła sobie na chwilę odpłynąć od dyskusji. W jaki sposób mieli się włamać do systemu-uroborosa? Żeby dodać dane kogoś z zewnątrz, trzeba było przedostać się do pokoju zabezpieczonego zamkiem tubicznym, a żeby pokonać zabezpieczenia genetyczne, trzeba było dodać do bazy kogoś z zewnątrz, a zatem wąż połykał własny ogon.
A przynajmniej tak wyglądała sprawa, gdyby się trzymała reguł.
– W jaki sposób korporacja Szarego przeprowadza rozmowy kwalifikacyjne? – zapytała, wbijając w sam środek żarliwej dyskusji.
– Rozmowy kwalifikacyjne? – żachnął się Andek. – A co to ma do rzeczy?
– Bardzo wiele – odparła. – Rekruci też muszą przejść przez genetyczną bramkę, a później wsiąść do windy.
Zapadła satysfakcjonująca cisza. Halinka uśmiechnęła się. Przynajmniej doświadczenie zdobyte przy szukaniu pracy nie poszło na marne.
– Muszę zadzwonić do naszych informatorów – bąknął prezenter i niemal wybiegł z sali.
Halinka umiliła sobie oczekiwanie na jego powrót, studiowaniem zbaraniałej miny Andka. Starszy mężczyzna wrócił po chwili i natychmiast wlepił w nią wzrok.
– Dają im specjalny żeton – rzucił skwapliwie. – Pozwala przejść przez bramkę, wsiąść do windy i wjechać na piętro, na którym mają umówioną rozmowę.
– Dobra robota, Halinka – pochwalił trener. – A zatem! Jesteśmy w stanie spreparować kandydata i wysłać go do korporacji Szarego jako rekruta. Co dalej?
– Dalej możemy wypytać pracowników tego piętra o kota – stwierdził kapelusznik.
– Ewentualnie liczyć na łut szczęścia, że kot właśnie tam się pojawi – dodała dziewczyna w cylindrze.
– Obie propozycje są beznadziejne – burknął Andek kwaśno. – Nieznajomy kręcący się po zabezpieczonej okolicy i rozpytujący o porwanego na pewno wzbudzi czyjeś podejrzenia. Jedynym pewnym sposobem na znalezienie kota, jest włamanie się do centrali.
Halinka ponownie uciekła myślami. Tak czy inaczej, nie potrafiła doradzić w dyskusji pełnej skomplikowanego żargonu, gdzie słowa takie jak „macierz genetyczna" albo „dziedziczenie kwantowe" padały częściej od spójników. Wiodła spojrzeniem po sali, skupiając się mimowolnie na poruszeniu i zamaszystych gestach uczestników dyskusji. Tym razem do rozmowy dołączyli nawet najcichsi z osobników, co wprowadziło jeszcze większy zamęt.
Oparła się na krześle i splotła palce na potylicy. W jaki sposób można pokonać zabezpieczenia Szarego? Przeanalizowała swoje dotychczasowe doświadczenia z technologią tego świata i podsumowała je określeniem: tandeta! Najpewniej zamki tubiczne przed skanowaniem kodu genetycznego, więziły rękę, aby zmusić pracowników do słuchania obowiązkowych reklam. Prychnęła, wyobrażając sobie, nieszczęsnego chłopca w zbyt wielkim garniturze, który niecierpliwie stuka nogą w oczekiwaniu, aż kretyński zamek wreszcie raczy wykonać swoją robotę, by chwilę później zorientować się, że szmelc się zaciął i nie da się uwolnić ręki. A reklamy ciągle trwają...
Zaraz...
– Zepsujemy zamki! – krzyknęła.
Gwar wolno się rozproszył. Uwaga wszystkich obecnych ponownie skupiła się na niej.
– Jak to zepsujemy? – zirytował się Andek. – To na pewno wywoła alarm!
– Nie wywoła – odburknęła. – Wasza technologia to wyrafinowane gówno. Jestem przekonana, że w wieżowcu Szarego gadżety psują się codziennie. Absolutnie nikogo to nie zdziwi.
Wasilij zerknął na prezentera wymownie, a gdy ten ciągle nie pojął aluzji, rzekł:
– Sprawdź to.
Starszy mężczyzna posłusznie wybiegł z pokoju konferencyjnego. Tym razem powrót zajął mu dłuższą chwilę. Halinka zdążyła przemieścić swoje krzesło do Wasilija i nagrodzić Falafela porcją pieszczot, zanim zasapany prezenter otworzył drzwi i wtruchtał do środka.
– Dziewuszka... ma rację – stęknął. – Usterki istotnie... zdarzają się... codziennie. Och... za stary jestem... na bieganie... Kiedyś... to mogłem trzy dni... chlać... kolejne dwa... ćpać... i czułem się... jak noworodek...
– Jowysz... – Głos Wasilija zdradzał zniecierpliwienie.
– Tak, tak... już... – Prezenter zrobił kilka głębszych wdechów i wydechów. – W większości przypadków usterki nie wzbudzają podejrzeń. Zwykle są eliminowane w ciągu dwudziestu pięciu minterwałów.
– Aha... A ile to jest? – Halinka zwróciła się do Wasilija, ignorując wymowne przewrócenie oczami Andka.
– Około piętnastu minut.
– Tyle wystarczy w zupełności – odparła.
– Wyjątkiem będzie bramka genetyczna na wejściu oraz windy – odparł Jowysz. – Gdy się psują, pojawia się ochrona i ręcznie wszystko sprawdza.
– A centrala? – zapytał Wasilij.
Jowysz westchnął, obrócił się i ponownie opuścił pomieszczenie.
– Nie możemy po prostu wdzwonić ekspertów od zabezpieczeń Szarego? – szepnęła Halinka do Wasilija.
Nie chciała, żeby pytanie usłyszał „ktoś" postronny, ale się przeliczyła. Andek łypnął na nią i rzucił opryskliwie:
– Świeeetny pomysł! Wnieśmy tu mikrofon! Zdejmijmy też pozostałe zabezpieczenia i wyślijmy kartkę świąteczną potencjalnym włamywaczom z napisem „zapraszamy"!
– Po pierwsze: nie CIEBIE pytałam – wycedziła Halinka. – Po drugie: jak dotąd twój sarkazm nic nie wniósł do konwersacji. Właściwie grzejesz tylko stołek i furkasz na ludzi, w tym na mnie, mimo że to właśnie JA znalazłam wszystkie podatności. Masz coś jeszcze do powiedzenia, panie mądraliński? A może chcesz pojedynku hakerskiego? Specjalnie dla ciebie, wezmę trzy klawiatury.
Z satysfakcją odnotowała, jak Andkowi bledną wargi.
– Spokooojnie – mruknął Wasilij. – Wiem, że Andek MA niewyparzony język i POTRAFI działać na nerwy, ale zna się na swojej robocie. Co prawda, MÓGŁBY okazać pewną porcję wyrozumiałości dla osób niewtajemniczonych w jego fach.
– Nie, nie mógłby – odburknął Andek. – Mi na co dzień nikt nie okazuje wyrozumiałości w rzeczach, na których ja się nie znam!
– I dlatego sam przykładasz rękę do tego kręgu idiotyzmu – zakończyła Halinka. – Brawo ty.
Ugryzła się w język. Właśnie upomniała hakera, zniżając się do jego poziomu. Wcale nie była lepsza. Niemniej sprawiało to zbyt dużą satysfakcję, by przestać. Może właśnie tak się czuł Andek, gdy paplał z zadartym nosem?
Do środka ponownie wkroczył Jowysz i otaksował zsuwające się drzwi niecierpliwym spojrzeniem. Pozostał przy wejściu na wpół obrócony, jak gdyby spodziewał się, że za chwilę znowu będzie musiał wyjść.
– Zabezpieczenie centrali jest szczególne – rzekł. – Jeśli zamek zostanie uszkodzony, alarm włączy się za trzy miinterwały od momentu uszkodzenia. Daje w ten sposób szansę osobom uprawnionym, by ręcznie go wyłączyli w centrali.
– Ile to czasu w minutach? – zapytała Wasilija i natychmiast uniosła ostrzegawczo palec w kierunku Andka, który już otwierał usta.
– Lekko poniżej dwóch.
Halinka opuściła oczy i przyjrzała się własnym pięściom. A zatem miała około stu sekund na wparowanie do środka, unieszkodliwienie każdego nerda w promieniu rażenia klapka, a później na włamanie się do systemu. Trudne, ale do zrobienia. Chyba...
– A zatem mamy plan – oznajmiła Halinka. – Wpierw przygotujemy kandydata na rozmowę kwalifikacyjną. Kandydat przejdzie przez bramkę przy pomocy żetonu, dalej zepsuje kilka zamków, by ostatecznie wyłączyć zabezpieczenia centrali i uzyskać pełną kontrolę nad wieżowcem.
– Zgadza się. – Wasilij oparł potężne ramiona na blacie. – Będziemy musieli się pogłowić nad wyborem właściwej osoby i dopracować szczegóły, ale nie potrzebujemy do tego was wszystkich. – Powiódł wzrokiem po zebranych. – Dziękuję za przybycie.
Pracownicy odpowiedzieli gwarem pożegnań, po czym ruszyli do wyjścia. Dziewczyna z monoklem oraz młody kapelusznik uśmiechnęli się i pomachali Halince, zanim opuścili salę. Wkrótce w pomieszczeniu zostali tylko Wasilij, Andek, Falafel oraz Halinka.
– Dasz radę? – zapytał Wasilij prosto z mostu.
Ku zaskoczeniu Halinki, pytanie wcale nie było skierowane do niej, tylko do hakera.
– Nie wiem – odparł tamten. – Na pewno zmylę rekruterów oraz wykorzystam centralę, ale w razie komplikacji będę zgubiony.
– Może jakieś gadżety?
– Nie przejdą skanowania – odparł Andek. – Mogę najwyżej przeszmuglować malutki terminal ukryty w zegarku albo innym typowym sprzęcie, który nikogo nie zdziwi.
– Ja pójdę! – zawołała Halinka.
– Ty? – żachnął się Andek. – Ty?!
– Umiem się i bić, i hakować oraz nie rzucam się w... oczy? – Nagle przypomniała sobie o własnej nieoczekiwanej „sławie". – Szlag... – Może się przebierze? A z drugiej strony jak niby miała wymienić całą twarz?
– Ty?! – pisnął Andek.
– A co? Sam chcesz skopać tyłki pracownikom centrali? – Przechyliła głowę, patrząc się wymownie na jego chuderlawe ciało.
– Ma rację – odparł haker skwapliwie. – Jestem świetny w cyberprzemoc, ale ta fizyczna mnie przerasta i po prawdzie gardzę nią.
– Wyłącznie dlatego, że nie jesteś w nią dobry – odbiła Halinka. – No bo włamywanie się ludziom do komputerów za ich plecami jest jeszcze bardziej podłe. W końcu nie mają szansy na ucieczkę.
– Czemu ze mną walczysz, gdy stoję po twojej stronie? – odburknął Andek.
– Słuszne spostrzeżenie – zdziwiła się Halinka. – Z jakiegoś powodu działasz mi na nerwy i nie potrafię przestać być niemiła.
– Wystarczy... – Wasilij pomasował skronie. – Jestem już zmęczony waszym przekomarzaniem. Nigdzie nie pójdziesz, Halinka. Twoja twarz jest wszędzie...
– No i? – zdziwił się Andek.
– Każdy ją rozpozna – wyjaśnił Wasilij tonem przedszkolanki.
– Wcale nie.
Trener łypnął na niego zirytowany, co zrobiło wrażenie. Przemądrzały haker wyprężył się jak struna i zaczął natychmiast paplać:
– M-maska makijażowa załatwi przecież s-sprawę!
– Maska makijażowa? – zapytała Halinka. – Co to jest?
– Ach! – warknął haker. – Też mi działasz na n-nerwy, k-kobieto! Nie umiem cię z-zaklasyfikować! S-sypiesz genialnymi pomysłami jak z rękawa, by p-po chwili wyłożyć się na p-podstawach!
– A to już twój problem – odburknęła. – Odpowiadaj na pytanie.
– J-jak kobieta... KOBIETA... może nie w-wiedzieć, czym jest maska m-makijażowa? Nosicie to przecież c-cały czas!
Halinka zmarszczyła brwi. Niespodziewanie wróciło wspomnienie z ulic tego świata – dziewczyny z twarzami, które wyglądały jak ekrany holograficzne. Nie zwróciła wcześniej na to uwagi, gdyż ginęły w ogólnym dziwactwie, lecz teraz...
– I nikt nie zajrzy, co jest pod spodem? – zdziwiła się.
– Z-zwariowałaś? – oburzył się Andek. – Za takie c-coś można wylecieć z pracy po p-paragrafach!
Halinka potrzebowała chwili, aby się z tym oswoić, lecz wkrótce ta rewelacja już nie wydawała się taka absurdalna. W końcu nikt na co dzień nie weryfikował, czy pod toną makijażu Anety istotnie kryła się ta sama dziewczyna. Na samą myśl, że ktoś mógłby zażądać zmycia tego wszystkiego, by się upewnić, wstrząsnął nią śmiech. Nagle potrafiła już wyobrazić, jak takie ustrojstwo pojawia się na Ziemi, wyręcza dziewczyny z kilku godzin pracy przed lustrem i wkrótce staje się tak powszechne i niezbędne niczym tlen.
– Oczywiście zgodnie z n-normami bezpieczeństwa zeskanowana twarz m-musi należeć od osoby po drugiej stronie m-maski – podjął Andek. – Ale to m-martwy przepis. Jestem w stanie załatwić ci m-maskę, która będzie posiadała tysiące wzorców t-twarzy.
– Ciągle mi się to nie podoba – odburknął Wasilij.
– Poradzę sobie – odparła Halinka.
– Wiem, ale... – Trener westchnął. – W razie czego będę w pobliżu. Gdyby cokolwiek poszło nie tak, wparujemy do środka i rozwalimy ten cholerny wieżowiec w pył!
– Ale cybermilicja... – spróbował Andek.
– Chrzanić cybermilicję! – zirytował się Wasilij. – Poradzimy sobie z nimi raz-dwa!
– Ale szefie... – wtrącił się nieśmiało Andek.
– Co?!
– Naprawdę robimy to wszystko dla jakiegoś kota?
Halinka wskoczyła na nogi i łypnęła na hakera spode łba.
– Ten kot nazywa się Szarik! I poszłabym za nim w piekło! Lepiej to sobie zapamiętaj!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top