24.1 Uroboros

Wasilij uchylił drzwi i zajrzał do „serwerowni". Po prawdzie pomieszczenie nie było faktycznie serwerownią po prostu lubił tak je nazywać, ze względu na pokaźną liczbę sprzętu komputerowego, która tam się znajdowała. Co ciekawe komputery wyglądały podobnie do tych ziemskich z tą różnicą, że błyszczące LED-ami pudła ledwo mieściły się pod stolikami. Nawet klawiatury, pomimo że zawierały na sobie litery i podpisy w obcym języku, prezentowały się względnie klasycznie i to pomimo faktu, że już od dawna istniał ich bezdotykowy odpowiednik. Jedyny przykład nowoczesnej technologii stanowiły liczne ekrany holograficzne, którymi hakerzy zazwyczaj żonglowali oszczędnymi machnięciami.

Zazwyczaj, lecz nie tym razem.

Jajogłowi zachowywali się, jak gdyby całkowicie zapomnieli, kim byli. Wasilij nie słyszał ani jednego niezrozumiałego żartu, nie widział też wyniosłych spojrzeń, ani przemądrzałych gestów, które jemu osobiście kojarzyły się z pretensjonalnym poprawianiem okularów na nosie. W tej chwili hakerzy emanowali dziwactwem i nie chodziło o tę codzienną "dziwaczność" normalną dla ich profesji.

Wasilij ostrożnie wkrzoczył do środka i przyjrzał się uważnie okrąglutkiemu chłopakowi, który siedział w kącie, obejmował się za kolana i bujał do przodu i do tyłu. Kolejny, a zarazem bliźniaczo podobny (choć Wasilij w duchu przyznawał, że miał po prostu problem z rozróżnieniem pasjonatów komputerów), mierzwił włosy i gorączkowo uderzał palcami w klawiaturę, gdy przed jego oczami migały kolejne fora technologiczne. Okazjonalnie zerkał na osobę przy sąsiednim komputerze, która najpewniej była przyczyną zaistniałej sytuacji. Najpewniej? Wasilij przyjrzał się trzeciemu hakerowi. Ten akurat okaz położył się na stole na środku pomieszczenia, skrzyżował ręce na piersi i po prostu gapił się w sufit. Wszelkie wątpliwości zniknęły z umysłu Wasilija. To z pewnością zasługa Haliny Ulańskiej.

Wasilij podkradł się do ostatniego ze swoich pracowników. Ruszał się ostrożnie, aby nie spłoszyć jedynego, który zachował jeszcze resztki poczytalności. Nic dziwnego, że to właśnie on został kierownikiem tej nadętej hałastry.

– Andku? – Wasilij skwapliwie położył szczupłemu mężczyźnie o rdzawej czuprynie dłoń na barku. W ten sposób nie ucieknie.

Nigdy nie rozumiał, czemu hakerzy żądali, aby zwracał się do nich przy pomocy ksywek z Sieci. Tłumaczyli, że w ten sposób czuli się bezpieczniej, stąd – choć nie pojmował – nie potrafił im odmówić dobrego instynktu. Wszak to przedstawicieli tej właśnie profesji najczęściej jak ognia unikali cybernetycznych ulepszeń. Patrząc na nich, mógł sobie przynajmniej wyobrazić, jak wyglądali tutejsi mieszkańcy, zanim rewolucja technologiczna zrobiła im z mózgu obwody.

– T-to nie ma sensu. – Andek wskazał Halinkę, która ze skupieniem stukała po klawiaturze. – Ona... Ona! – Pociągnął nosem, z trudem powstrzymując drżącą wargę.

– Tak? – Wasilij użył wyćwiczonego tonu, który stosował najczęściej na czteroletnim siostrzeńcu, gdy ten przeżywał gorszy moment w przedszkolu. – Co wam zrobiła?

– W-włamała się do bazy... m-miejskiego m-m-monitoringu! – wybuchnął Andek.

– To chyba dobrze? – upewnił się Wasilij.

– Dobrze... – Andek prychnął. – Dobrze?! DOBRZE?! Jakie niby dobrze?! Po prostu uderzała palcami losowe klawisze! Nie wprowadziła ani j-jednej sensownej k-komendy! A p-przed... przed chwilą... zażądała d-drugiej... d-drugiej... – Zamilkł i wykrzywił usta, jak gdyby ostatnie słowo nie chciało mu przejść przez gardło. – Klawiatury! – wykrzyczał.

– Tak będzie szybciej – odburknęła Halinka. – Jakbyś nie robił scen i po prostu zrobił to, o co cię proszę, już dawno znalazłabym Szarika.

– Aaandku. – Wasilij nie podniósł głosu, ale dał do zrozumienia sposobem wypowiedzi, że oczekiwał spełnienia polecenia Hallinki i to dawno temu.

– Ale w jaki n-niby sposób pomoże jej d-druga klawiatura? – Haker ocierał łzy. – Nie rozumiem. Nie rozumiem! NIE ROZUMIEM! – Tupnął nogą. – Nie na tym polega nasza p-profesja! Ona po prostu robi to, co się w-widuje w filmach! To tak nie działa! Tu potrzeba planowania, k-kreatywności oraz czasu! Włamywanie się do systemów potrafi trwać tygodniami albo i m-miesiącami!

– Wiem, ale nie mamy na to czasu – odparła Halinka. – Dlatego skończ wreszcie biadolić i podaj mi z łaski swojej drugą klawiaturę!

– Aaandek – powtórzył się Wasilij, tym razem wkładając w to nieco niepokojących nutek. Powoli kończyła mu się cierpliwość.

– Proszę tylko z-zobaczyć! – Haker dźgnął palcem zakrzywiony ekran holograficzny. – Wytrzasnęła skądś wyszukiwarkę filmowych k-klatek!

– No i?

– No i? – przedrzeźniał Haker. – P-pierwszy raz widzę taką t-technologię na żywo! Przeszukuje filmy k-klatka po klatce, używając obrazu r-referencyjnego! Takie z-zabawki mają wyłącznie n-najwięksi gracze tacy jak Loogle! A uruchomiła to w j-jakimś pospolitym miejskim systemie m-monitoringu! Oni nie p-powinni mieć takich rzeczy! Gdyby mieli, włamywalibyśmy się do nich l-latami!

– Jakże on histeryzuje – westchnęła Halinka. – Trenerze, umiesz podłączyć klawiaturę?

– Umiem.

– Świetnie. – Halinka przerwała na moment losowe uderzanie w klawisze i zmierzyła Andka spode łba. – Chyba wypiłeś dzisiaj o jedną kawę za dużo. Idź i zaparz sobie meliski czy coś.

– A-ale...

– Potrzebowałam cię do obsługi sprzętu, a ty ciągle drzesz włosy na głowie – wtrąciłą się surowo. – Przykro mi, koleś, ale świat taki właśnie jest: dziwaczny, niezrozumiały i przerażająco niekonsekwentny. Każde prawidło, w które tak święcie wierzysz, doczeka się wyjątku.

Andek zadygotał, a jego źrenice gwałtownie się zwęziły. Obrócił się na pięcie i natychmiast opuścił pokój. Wasilij westchnął i przykucnął przy sąsiednim stanowisku, z którego odpiął malutką wtyczkę o kształcie gwoździa z kulistą główką. Następnie wpiął ją w okrągły otwór w komputerze Halinki i położył drugą klawiaturę pod jej dłoń. Dziewczyna natychmiast zrobiła z niej użytek.

– Strasznie jesteś na niego cięta – zauważył. – To porządny pracownik.

– Wiem – odburknęła. – Po prostu... – Zamarła, po czym wznowiła stukanie w klawisze z podwójnym zaangażowaniem. – Kiedyś byłam taka jak on.

Wasilij nie skomentował. To nie był dobry moment na taką rozmowę. Cokolwiek Halinka nie robiła, działało, dlatego lepiej nie rozpraszać jej kolejnymi uwagami. Spróbował skupić się na migających na ekranach klatkach z filmów, lecz szybko zrobiło mu się od tego niedobrze. Zerknął na Halinkę, której najwyraźniej natłok informacji nie sprawiał żadnego kłopotu. Wasilij przeszorował palcami po swojej szczęce. Percepcja dziewczyny istotnie osiągnęła straszliwy poziom. Podczas pojedynku w garażu przez moment walczył o życie. Tylko raz mierzył się z tak dobrą przeciwniczką, a jej imię brzmiało...

– Swietłana – szepnęła Halinka.

Wasilij zesztywniał. Czy dziewczyna czytała mu w myślach?! Popatrzył skwapliwie na ekran, w którym Halinka utkwiła drapieżny wzrok i na ułamek sekundy doświadczył ulgi, lecz szybko zamieniła się w jeszcze większy niepokój. Zobaczył tam swoją żonę. W prawej dłoni ściskała katanę w pochwie, a w lewej niosła przezroczystą klatkę ze znajomym i wyjątkowo rozzłoszczonym kotem.

Nagle poczuł na sobie spojrzenie, za którym nie przepadał, gdyż biła z niego szczera troska. Udał, że nie zauważa. Wolał nie zamartwiać Halinki swoimi rozterkami. Lepiej będzie, gdy uwierzy, że go to nie rusza. W końcu wszyscy wokół zazwyczaj tak właśnie sądzili. Czegóż innego mieliby się niby spodziewać po dwumetrowym i umięśnionym po same uszy Rosjaninie?

– Dasz radę ją wytropić? – zapytał.

– Chyba tak. – Halinka skupiła się z powrotem na ekranach holograficznych. – Choć prawdę mówiąc, nie mam zielonego pojęcia, co ja robię.

– Nie szkodzi – odparł Wasilij. – Po prostu rób w swoje i nie zapominaj, żeby ciągle w siebie wierzyć.

Zabrzmiało to banalnie i doskonale o tym wiedział, jednakże musiał to powtarzać, gdyż najpewniej nikt wcześniej tego nie robił. Dostrzegał w Halince irytację, ale jednocześnie prostowała plecy i unosiła wyżej brodę, jak gdyby właśnie zrzuciła z siebie niewidzialny ciężar.

– Pozwolę ci pracować. – Położył dłoń na jej barku. – Wrócę za godzinkę.

Halinka kiwnęła i ponownie się skupiła na migających ekranach.

Wasilij udał się do wyjścia. Godzina... Tylko tyle, aby wepchnąć wzburzone emocje do szafy, zamknąć i wyrzucić klucz. Przymknął oczy, zrobił głęboki wdech i wydech, a następnie opuścił „serwerownie".

Halinka studiowała wyświetlacz w windzie, który chyba pokazywał numery kolejnych pięter. Z pewnością potrafiła rozpoznać, że jedzie w górę, gdyż towarzyszyło temu uczucie ciężkiego żołądka.

– Chyba się spóźnimy – poinformowała Sandra.

Halinka w odpowiedzi wepchnęła ją głębiej do kieszeni i zasunęła zamek. Może i faktycznie zasiedziała się przed komputerem, ale z drugiej strony dowiedziała się wszystkiego. To właśnie dzięki jej staraniom spotkanie miało jakikolwiek sens.

Drzwi otworzyły się bezszelestnie, a Halinka niespiesznie wychynęła z kabiny. Zobaczyła cały gąszcz biurowych boksów. Ponad labiryntem złożonym z cienkich tekturek znalazła swój cel – wielki pokój konferencyjny. Poznała go po przyciemnionej lustrzanej ścianie, która zdawała się krzyczeć: „ci, którzy siedzą po drugiej stronie, widzą wszystko".

Halinka skwapliwie ruszyła wąskimi korytarzami między boksami. Choć starała się nie pozwolić ciekawości ją spowolnić, uszy mimowolnie wyłapywały strzępki rozmów prowadzonych przez pracowników.

– Potrzebny będzie wyłącznie numer identyfikacyjnej firmy, w której pan jest zatrudniony, a dostanie pan całkowicie za darmo e-garnki. – Pauza. – Oczywiście, że nie będzie pan za nie płacił. Za wszystko zostanie obciążony pański pracodawca...

Halinka przegrała z ciekawością. Stanęła na palcach, by zajrzeć ponad ścianką. Mężczyzna po drugiej stronie przykleił do policzka podłużny mikrofon, a w jego uchu tkwiła słuchaweczka. Całą jego uwagę pochłaniał niewielki ekran holograficzny, na którym widniała pikselowa dwuwymiarowa grafika miasta, na której środku poruszała się różowa postać o fryzurze, przypominającej uszy myszki Miki.

– Ujmę to może tak: nie jest to jeszcze nielegalne, jednak lepiej będzie, jeśli nie będzie pan się chwalił przed pracodawcą – rzucił mężczyzna, unosząc pad ponad stół i klikając z zapałem w przyciski. – Tak, proszę po prostu podyktować ten numer. System automatycznie złoży zamówienie.

Halinka przyglądała się jak zaczarowana, gdy jej animowana i zminiaturyzowana wersja okładała przeciwników klapkiem na ekranie holograficznym. Nagle opamiętała się, przykucnęła i docisnęła swoją zbyt charakterystyczną fryzurę do głowy. Liczyła, że spłaszczy ją niczym naleśnik, lecz gdy tylko cofnęła ręce, koki wróciły do swojej kulistej postaci.

Skwapliwie przemknęła między kolejnymi boksami, starając się nie zabłądzić, a mimo to, kilkakrotnie źle skręciła. Jednakże nie była tym zirytowana, gdyż za każdym razem, gdy podejmowała złą decyzję, wynikała ona z tego, że znajdowała gdzieś swoją podobiznę. Zrozumiałaby jeszcze odtworzony wizerunek na koszulce bądź czapce, ale półnagi plakat to już przegięcie! Wszystko działo się zbyt szybko. Zaledwie wczoraj została memem, a ktoś już zdążył stworzyć grę komputerową (oby jedną!) oraz uruchomić produkcję ubrań z jej twarzą!

– Przyszłość jest do bani – wycedziła.

Chciała zapaść się pod ziemię. Jak dobrze, że pracowników Call Center zajmującego się najwyraźniej SCAM-owaniem innych korporacji, nie interesowało nic innego poza kolejnymi jałowymi rozmowami i ekranami holograficznymi.

Biegiem pokonała ostatni prosty odcinek do pokoju konferencyjnego. Przesunęła palcem po drzwiach i wślizgnęła się do środka. Choć oburzenie niemal rozsadzało ją od wewnątrz, powściągnęła emocje. Najważniejsze to uratować Szarika. Owszem, ktoś ukradł jej wizerunek i najpewniej zarobił na tym krocie, jednakże na szczęście nie planowała tu zostać. Złapała się wręcz na myśli, że coraz mniej obchodzą ją problemy tego świata. Bo i czemu miałaby pomagać ludziom, którzy wbrew woli uczynili ją maskotką?

– No chodź!

Halinka skupiła się na osobie, która wypowiedziała te słowa. Szerokie dżinsy, luźna (choć nie w okolicach brzucha) szara bluza oraz czapka założona daszkiem do tyłu wzbudzały w niej pewną młodzieżową nostalgię, która zniknęła bezpowrotnie, gdy przyjrzała się poszatkowanej zmarszczkami twarzy mężczyzny oraz siwiźnie w zaniedbanej brodzie.

– Siadaj, laska – rzucił.

Halinka zorientowała się już, że to właśnie on prowadził spotkanie. W tej chwili mężczyzna stał przy wielkiej białej ścianie, gdy oczy prawie wszystkich zebranych zasiadających za olbrzymim stołem z blatem o kształcie elipsy skupiały się wyłącznie na nim. Wyjątek stanowił Wasilij, gdyż przywitał ją krótkim kiwnięciem, a następnie położył rękę na łbie Falafela. Pies, mimo że zaledwie kilka sekund temu wyglądał, jakby próbował zamienić własny ogon w śmigło helikoptera, posłusznie położył się przy nodze Wasilija i posłał Halince przepraszające spojrzenie, które zdawało się mówić: pobawimy się innym razem.

Halinka przez chwilę kontemplowała tę scenę. Gdy Falafel ją zauważył, spodziewała się, że zanurkuje pod stół i zacznie gnać w jej stronę, zaplatając w kable, ludzkie nogi i Bóg wie, co jeszcze. Tymczasem pies zachowywał się jak najgrzeczniejsze zwierzątko na świecie. Czyżby Wasilij odprawił na nim jakieś radzieckie egzorcyzmy? Niestety nie było czasu pytać, zwłaszcza że prezenter wymownie chrząknął już któryś raz z rzędu, a trener z coraz mniejszą subtelnością wskazywał wolne miejsce po drugiej stronie stołu.

Halinka udała się do krzesła. Po drodze starała się zorientować, kto też jeszcze zasiada za stołem, lecz rozpoznała jedynie mężczyznę na siedzisku sąsiadującym z tym, które sama po chwili zajęła. Andek – lider zespołu hakerskiego uparcie udawał, że nie obchodzi go jej obecność. Jego oczy zachowywał się niczym magnes, który odpychał się za każdym razem, gdy Halinka znajdowała się w zasięgu. Niemniej widziała na jego skroni krople potu, które mówiły znacznie więcej niż pokazowe oschłe traktowanie.

– No dobra skoro paczka wreszcie w komplecie to się znowu przywitam, co nie? Eluwa! – Podstarzały prezenter zrobił skomplikowaną serię wymachów rękami. – Wszyscy czują się sponio? To gitarka.

Halinka poczuła, jak ktoś delikatnie dotknął jej ręki. Obróciła głowę. Młody chłopak w garniturze rodem z filmów gangsterskich osadzonych w realiach początku dwudziestego wieku pozdrowił ją, dotykając palcami kapelusza. W jego oczach dostrzegła zagubienie.

– Jaśnie pani – szepnął. – Cóż ten waszmość wygaduje?

– Nie rozumiesz go? – zdziwiła się.

– Rozprawia w żargonie emerytów.

– Ekhem! – odchrząknął prezenter. – Ziomo! Ty się w moją nawijkę nie wtrącaj, okej?!

Przestraszony kapelusznik zerknął błagalnie na Halinkę.

– Powtórz jego ostatnie słowo – mruknęła.

– Okej?

– No i gitówa – ucieszył się prezenter. – No to lecimy z koksem. Dzięki naszej nowej ziomkini – dźgnął palcem w kierunku Halinki – wiemy, gdzie trzymają kocura, co nie?

– Jowysz. – Wasilij oparł się policzkiem o pięść. – Dostosuj język do możliwości wszystkich obecnych. Jestem przekonany, że połowa zebranych cię nie rozumie.

– Bardzo byśmy waćpana prosili. – Młoda dziewczyna w eleganckiej sukni poprawiła cylinder, a następnie dotknęła zamontowanego przed okiem monokla, zmieniając kolor soczewki na żółtą.

– Ta uwaga tyczy się również i was – rzekł Wasilij. – Nie wszyscy znają młodzieżowy slang.

– Ale słaaabo...– Prezenter podrapał się w policzek. – Za moich czasów wszystko było prawilniej. No ale, elo, jak szefu mówi, to trza się okiełznać. – Wyprostował się, a jego naturalnie płynne ruchy nagle stały się sztywne, jak gdyby połknął kij. – Na czym to ja skończyłem? Ach racja, prosiłem o aplauz dla tej młodej pani. – Ponownie wskazał na Halinkę, lecz tym razem szeroko otwartą dłonią. – Dzięki jej staraniom wiemy, gdzie znajduje się nasza zguba, czyż nie?

Pomieszczenie wypełniły dźwięki niezręcznego klaskania. Halinka uśmiechnęła się wymuszenie i podziękowała kiwnięciem. Niestety to nie wystarczyło, gdyż z jakiegoś powodu brawa rosły w siłę. Halinka rozciągnęła usta jeszcze szerzej, próbując przekonać samą siebie do życzliwości. Sytuacja coraz bardziej kojarzyła się z gimnazjum, gdy cała klasa z jakiegoś powodu zmyślała już dziesiątą zwrotkę do piosenki „Sto lat".

Oklaski zaczęły wreszcie cichnąć. Prezenter poczekał do momentu, aż z powrotem dało się słyszeć buczenie elektroniki. W międzyczasie założył na prawą dłoń rękawiczkę i dotknął nią na próbę białą ścianę za sobą. Zebrani, widząc to, sięgnęli do pary okularów leżących na stole przed nimi (z wyjątkiem dziewczyny z monoklem, która po prostu zmieniła kolor soczewki). Halinka sięgnęła po swoją parę i przyjrzała się błyszczącym fioletem szkłom. Z ociąganiem umieściła sprzęt na nosie, a wtedy zobaczyła, że stukanie prezentera sprawia, że ściana faluje niczym zburzona tafla wody. Ściągnęła oprawki niżej, by móc spojrzeć ponad nimi, i upewniła się, że w rzeczywistości budynkowi nie groziło zawalenie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top