20.2 Katana

Halinka rozważała, którą stronę wybrać. Ostatecznie ruszyła do śmietnika, gdyż właśnie zza niego dobiegał gwar. Gdy postawiła nogę na chodniku, wytrzeszczyła oczy. Znalazła się w jakieś cyberpunkowej dystopii! Otaczały ją same potężne wieżowce. Głównym źródłem światła były kolorowe neony bijące po oczach odcieniami różu, fioletu oraz niebieskiego no i też oświetlenie samych kolosalnych budowli. Halinka zakaszlała. Powietrze drapało w gardło. Czyżby smog?

– Hej, lalu! Chcesz się zabawić?!

Opuściła spojrzenie na chodnik pełen ludzi. Mężczyzna, który zadał obleśne pytanie, wyglądał jak mocny kandydat do zespołu Tancernych. Założył obcisłe spodnie, które niepotrzebnie uwypukliły genitalia (choć podejrzewała, że wspomógł się skarpetą albo i kilkoma), jak również czarny płaszcz z podniesionym kołnierzem. Niestety okrycie nie doczekało się zamka, stąd jegomość paradował z gołą klatką piersiową pokrytą tatuażami najpewniej po to, aby zamaskować braki w umięśnieniu. Głowa natręta świeciła niczym żarówka za sprawą dziwacznego irokeza przykręconego na śruby do łysej czaszki. Halinka czułaby się lepiej, gdyby mężczyzna wyróżniał się z tłumu, ale rzeczywistość prezentowała się zgoła odwrotnie. No pasował jak ulał!

– Nie umiem się bawić – odparła.

„Żarówka" błysnęła fioletem. Natręt się uśmiechnął, a Halinka aż odskoczyła do tyłu. Na zębach kolesia właśnie tańczyły jakieś panienki! Czemu ktoś zrobił z własnych ust telewizor?! Nie chciała już dłużej kontynuować dyskusji z dziwakiem. Po prostu oddaliła się, ignorując jego dalsze nawoływania. Przynajmniej miał tyle przyzwoitości, żeby jej nie ścigać.

– Poznajesz okolicę? – Halinka podniosła butelkę do poziomu oczu.

– Byliśmy tu – odparła Sandra. – Ale nie pamiętam dokładnie, jaką drogę obrał Szarik. Dużo ganiał między uliczkami, bo cię szukał. A ja próbowałam go zaprowadzić.

W jednej chwili Halinka przestała się złościć na kota. Znajdzie go, a później wygłaszcze oraz poczęstuje piwem i kocimiętką, jeśli istniały w tej rzeczywistości.

– Zobacz, zobacz! Ten płyn rozmawia!

Dwie dziewczyny zatrzymały się tuż obok, przy czym jedna otwarcie wskazywała butelkę z Sandrą. Najgorsze, że ubrały się tak podobnie do Halinki, że postronny mógłby wziąć całą trójkę za grupę przyjaciółek.

– Benzokola. – Jedna z dziewczyn bezpardonowo chwyciła za butelkę, by się jej lepiej przyjrzeć. Spróbowała wyrwać, ale Halinka położyła dłoń na jej twarz i odepchnęła na zdrowy dystans.

– To znaczy, że już wypuścili inteligentne picie! – zapiała przyjaciółka tej odepchniętej.

– Nie! Śledzę to przecież! – pisnęła natarczywa dziewczyna z fryzurą ułożoną w kocie uszy. Halinka postanowiła ją ochrzcić Kicią. – Ej ty! Ile za to chcesz?

– Nie jestem na sprzedaż! – oburzyła się Sandra.

– Przecież nie będę się z tym afiszować – prychnęła Kicia. – Kilka nagrań dla followersów i po kłopocie.

Halinka westchnęła. Już tęskniła za pustym od ludzi światem Zdziczałego Wschodu.

– Idę sobie – poinformowała i spróbowała wyminąć Kicię i jej przyjaciółkę.

– Chyba śnisz! – Kicia zagrodziła sobą dalszą drogę.

Halinka bez słowa zdjęła klapek i zaczęła okładać obie dziewczyny. Bo i czemu nie? W ten sposób przekona się, jak bardzo społeczność nocnej metropolii obchodzi przemoc. Okazało się, że nie bardzo. Przechodnie, którzy zatrzymywali się, robili tylko zdjęcia lub nagrania. Jeden wyjątkowo pstrokaty mężczyzna zaczął wręcz prowadzić transmisję, gdyż żywo gestykulował przed latającym dronem w kształcie spodka i rzucał frazesami na prawo i lewo.

Halinka założyła z powrotem klapek. Z dwójki nieoczekiwanych przeciwniczek została wyłącznie Kicia, choć jej fryzura już dawno przestała przypominać cokolwiek. Ciężko dyszała, przyciskając dłoń do plastikowego policzka. Zdmuchnęła opadający kosmyk potarganych włosów, by nie zasłaniał oczu.

– Dogadajmy się – wycedziła. – Sprawdziłam cię i wiem, że jesteś nikim.

– No i?

– Mogę zapewnić ci rozgłos! Nie chcę się chwalić, ale obserwuje mnie sto tysięcy osób. A od jutra pewnie i więcej, bo trafiłam pod ujęcia Dynga.

– Jakiego znowu Dynga?

– D-N-G – przeliterowała. – To ten palant, który kręci vloga.

– Droga widownia! – zapiał pstrokaty mężczyzna w kierunku drona. – Tego już za wiele! Będę musiał bronić swojego dobrego imienia!

– Spróbuj szczęścia! – krzyknęła Kicia. – Poskładam cię jak niemowlaka!

– Uciekajmy – szepnęła Sandra. – Ci ludzie są nienormalni!

Halinka wepchnęła butelkę do kieszeni dresu i im prędzej się oddaliła. Na szczęście Kicia miała pełne ręce roboty i to dosłownie, gdyż w tej właśnie chwili drapała tipsami twarz vlogera.

– Będziemy gadać jak najmniej – mruknęła Halinka. – Zbyt łatwo ściągamy kłopoty. Ja będę szukała, a ty daj znać, gdy zobaczysz właściwe miejsce.

– Zgoda – odparła Sandra.

Halinka zbliżyła się do skrzyżowania. Chwilę obserwowała ludzi przechodzących przez drogę i nie dostrzegła w tym żadnego prawidła. Piesi po prostu manewrowali między rozpędzonymi autami, jak gdyby mieli własne życie w głębokim poważaniu. A gdy światła drogowe się zmieniły, wyszło na jaw, że kierowców również nie obchodziło to nic a nic.

Halinka skupiła się na moment na samych autach. Wyglądały jak te Ziemskie, ale wyróżniały się bryłą, która jednocześnie kojarzyła się ze sportową, ale z drugiej strony miała w sobie dziwną kanciastość, jak gdyby ktoś budował karoserię z klocków. No i niemiłosiernie błyszczały i to zarówno neonami na podwoziu, jak również felgami z żarówkami oraz podłużnymi liniowymi światłami, które ciągnęły się rzędami z przodu i z tyłu auta.

Gwałtowny huk sprawił, że Halinka podskoczyła. Szybko znalazła winowajców: dymiące samochody, których zderzenie zablokowało całą jezdnię. Dwóch kierowców w skórzanych kurtkach, krążyło wokół rozbitych aut.

– To wina sztucznej inteligencji! – zirytował się jeden z nich. – Znowu się spierdziała!

– U mnie nawaliły ręce. Blokują się, jak robię o tak. – Mężczyzna zademonstrował metalowymi kończynami ruch i nagle utknął w pozycji z dziwacznie poskręcanymi ramionami.

Halinka się otrząsnęła. Zdecydowanie zbyt łatwo rozkojarzała ją obcość świata. Zerknęła na prawo i lewo, po czym skwapliwie przebiegła przez drogę, korzystając z zamieszania. Parła przed siebie, unikając jak ognia innych przechodniów. Starała się nie wsłuchiwać w ich rozmowy oraz nie patrzeć w oczy. Z radością zauważyła, że gdy tylko przestała poświęcać otoczeniu uwagę, stała się kolejnym szarym człowiekiem w tłumie dziwaków. Wystarczyło po prostu zachowywać się, jakby miała jakiś cel.

– Tu odbij w prawo i idź do tego szklanego wzgórza – szepnęła Sandra. – Chyba kojarzę okolicę.

„Wzgórzem" okazała się dziwna pofalowana budowla złożona z pięciu szklanych „garbów". Miejsce mieniło się światłami przez neonowe szyldy oraz ogromne ekrany, w których „pikselami" zostały okna okolicznych wieżowców. Wyświetlały tańczące, skąpo ubrane dziewczyny, czemu wtórował ciężki bit i jazgotliwy śpiew.

Halinka ruszyła w kierunku garbatej budowli. Wkrótce postawiła nogę na schodach i zeszła w dół, ostrożnie manewrując między hałaśliwymi nastolatkami o kolorowych fryzurach. Znalazła się na okrągłym placyku, na którego środku wybudowano fontannę. A przynajmniej tak się Halince wydawało. Gdy podeszła nieco bliżej, dostrzegła, że wrażenie tryskającej wody w rzeczywistości było produktem sprytnej iluzji światła.

– Pojmali go tu – szepnęła Sandra.

Halinka odruchowo zacisnęła dłoń na butelce i się rozejrzała wokół. Świetnie. Ciągle nikogo nie obchodziły.

– Rozpoznajesz kogoś z tych ludzi? – wyjęła butelkę i udała, że pije.

– Tego kolesia, który krzyczy.

Halinka zmierzyła wzrokiem kłopotliwego mężczyznę. Oczywiście, że musiało paść właśnie na niego. Jak na standardy aktualnego świata, wyglądał dość normalnie. Założył rozpiętą kurtkę z podniesionym kołnierzem, który walił po oczach paskami światła, a pod spodem koszulkę i to taką zwyczajną, bez ekranów czy diod. Uczesanie też prezentowało się względnie przeciętnie: krótkie włosy na sztorc oraz wygolone paski na skroniach. Niemniej najistotniejszym szczegółem niezmiennie pozostawał fakt, że mężczyzna wrzeszczał na swoje ramię, a przez to sprawiał wrażenie kompletnego czubka.

Halinka zbliżyła się do dziwaka, próbując nie rzucać w oczy. Ot po prostu przypadkiem znalazła się obok i wyjątkowo zainteresowała zgniecionymi puszkami porozrzucanymi na betonie.

– Halo! – Czubek wpatrywał się w prostokątny ekran na swoim nadgarstku. – Słyszycie mnie?!

– Wybierz jeden, jeśli chcesz pochwalić jakość naszej obsługi klienta – tłumaczyła monotonnie uśmiechnięta animowana asystentka. – Wybierz dwa, jeśli...

– Wylogowało mi uszy! – piał mężczyzna. – Nic nie słyszę! Połącz mnie z jakimś człowiekiem ty durna maszyno!

– Wybierz trzy, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o produkcie smart-smark...

– Operator! Połącz mnie z operatorem! Wylogowało mi uszy! – Mężczyzna rozejrzał się z desperacją wokół. – Ty tam! – Wskazał Halinkę palcem. – Pomóż mi! Nic nie słyszę!

Halinka podsłuchiwała wystarczająco długo, aby uświadomić własną pomyłkę w osądzie. Może jeśli mu pomoże, chętniej zdradzi informację o Szariku? A nawet jeśli nie, to przynajmniej się zamknie.

– Co ona mówi?! – krzyczał jegomość.

Halinka przycisnęła palec do ust. Potrzebowała ciszy, żeby odpowiedzieć na to pytanie.

– Nie wybrano żadnej opcji – poinformowała wirtualna asystentka na ramieniu mężczyzny z uśmiechem tak serdecznym, jak gdyby znerwicowany klient stanowił najlepszą rzecz pod słońcem. – Wybierz jeden, jeśli chcesz pochwalić jakość naszej obsługi klienta. Wybierz dwa, jeśli chcesz posłuchać najnowszego kawałka na naszej infolinii. Wybierz trzy, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o produkcie smart-smark. Wybierz cztery, jeśli lubisz lasery. Wybierz pięć...

Halinka niecierpliwie wystukiwała stopą rytm. Opisy wszystkich numerków brzmiały równie bezużyteczne. A doczekała się już dwunastego!

– Powiedz: stół z powyłamywanymi nogami, żeby połączyć się z operatorem – poinformowała skwapliwie asystentka.

– Stół z powyła... – zaczęła Halinka.

– Nie wybrano żadnej opcji. Wybierz jeden, jeśli chcesz...

Halinka musiała przyznać, że system robił wrażenie. Jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła tak futurystycznej tandety, a przecież nieraz dzwoniła do banku, gdy coś znowu nie działało na koncie. Mężczyzna gapił się na nią z nadzieją, którą powinien był porzucić i to jeszcze przed próbą połączenia z uśmiechniętym apostołem biurokratycznego piekła.

– Nie pomogę – spróbowała i w tej samej chwili wypatrzyła w poszkodowanym interesujący szczegół. Jedno ucho wystawało nieco bardziej, niż powinno. Dostrzegła wręcz srebrne złącza metalu! Ściągnęła klapek i delikatnie stuknęła czystą stroną, wciskając narząd słuchu na swoje miejsce.

– Pogrzało cię?! – żachnął się mężczyzna, po czym szybko zamrugał. – Usłyszałem to! Usłyszałem! – Chwycił Halinkę i szybko zakręcił nią wokół. – Dzięki, lala! Dzięki!

– Odstaw mnie z powrotem! – zażądała.

– A dobra, sorry...

Stopy Halinki ponownie dotknęły ziemi.

– Pomogłam ci, więc miej tyle przyzwoitości i mnie nie dotykaj – wycedziła.

– Spokojnie, lala. – Mężczyzna uniósł dłonie. – Zapomniałem się, zrozumiałem swój błąd. Tylko nie rób mi siary na osiedlu.

Halinka otaksowała go nieco przychylniejszym spojrzeniem. Zdecydowanie pasowałby do dzielnicy, w której się wychowała.

– Szukam kota – poinformowała.

– Kota?

– Ponoć go widziałeś.

Konsternacja na twarzy potencjalnego informatora nie wróżyła niczego dobrego. Może tu też nie mieli kotów? Ewentualnie wypuścili jakieś robotyczne podróby, które raziły prądem przy próbach głaskania...

– Wybierz jeden, jeśli...

– Wyłącz to – poleciła Halinka.

– A tak, racja. – Mężczyzna stuknął swoje ramię.

Asystentka zniknęła, ale w zamian pojawiła się głośna reklama środku przeczyszczającego.

– To też wyłącz.

– Niby jak? – prychnął tamten. – Nie da się!

Halinka uniosła brwi. Obowiązkowe reklamy po nieudanej rozmowie z wirtualnym asystentem? Ależ ta przyszłość do bani!

– Kot – przypomniała. Próbowała ignorować uśmiechniętego staruszka na ekranie, który tańczył wokół ubikacji.

– Jednego dzisiaj widziałem. – „Informator" poprawił zsuwające się spodnie. – Rudy i brudny.

– To ten! – uniosła się Halinka. – Ukradli mi go! Może zobaczyłeś porywaczkę?!

– Oj tak! – Mężczyzna błysnął zębami, a Halinka ucieszyła się, nie dostrzegając tam żadnych ekranów. – Ładna sztuka... – Zagwizdał, lecz najwyraźniej stwierdził, że taki komplement to za mało, stąd dołożył jeszcze wycie niczym wilk.

– Opisz mi ją... – burknęła Halinka.

– Taki tyłeczek! – Mężczyzna rozłożył dłonie, jakby demonstrował kolegom rybakom rozmiar złowionej zdobyczy. – A przy tym talia osy!

Halinka coraz bardziej żałowała, że przywróciła mu słuch. A może by tak trzasnąć go klapkiem raz jeszcze, licząc na to, że cofnie własną poprawkę?

– Opisz jej twarz! – warknęła.

– Jaką twarz? – żachnął się tamten. – Z drzewa spadłaś, czy co? Kto normalny gapiłby się na twarz, gdy zamiast tego...

– Jak mam niby znaleźć to wredne babsko, na podstawie opisu tyłka?!

– Ja bym znalazł... – odburknął mężczyzna.

– Daj mi jakikolwiek szczegół! – zażądała. – Wytęż mózg! Wyjdź poza strefę nastoletnich marzeń!

– Próbuję... – Mężczyzna znowu podciągnął spodnie. – Niosła twojego kota w takim jakby akwarium. No i w drugiej ręce trzymała katanę... dlatego nie podbijałem.

Halinka zatarła dłonie. Wreszcie coś ciekawego! Blondynka z kataną w żółtych spodniach dresowych i w czarnej koszulce z pewnością wyróżniała się z tłumu. Głównie za sprawą broni białej, ale lepsze to niż nic.

– Gdzie ją znajdę? – zapytała.

– A bo ja wiem? Poszła tam i tyle ją widziałem. – Informator wskazał przejście podziemne. – Przykro mi.

Halinka nie od razu pojęła wydźwięk ostatnich słów. „Eureka" dosięgła ją chwilę później, gdy zobaczyła, jak wielu ludzi schodzi lub wchodzi schodami pod ziemię. Przez moment obserwowała niekończącą się rotację masy dziwaków, po czym z przykrością stwierdziła, że nie zobaczyła tej samej twarzy więcej niż raz. Gorzej niż niedobrze.

– Ciekawe, czy mają tu kamery – rzuciła pod nosem.

– Na każdym kroku – westchnął mężczyzna. – Ale nie dla psa kiełbasa. – Jego czoło się zmarszczyło. – A nie, czekaj... Właśnie że dla psa kiełbasa!

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

– Tylko psiarscy mają dostęp. Prawilne mordeczki takie jak ty i ja, muszą się obejść smakiem.

– No ale chyba mogę im zgłosić zaginięcie kota?!

– Możesz – zarechotał. – Ale już widzę, jakie będą mieli gęby, gdy to usłyszą! A zresztą, to nie prawilny sposób. Najlepiej będzie, jak pójdziesz z tym do J-baby. Jak dobrze mu posypiesz, znajdzie sierściucha raz-dwa.

– Kim jest J-baba?

– No już, nie wygłupiaj się. Każdy zna J-babę...

– Ja nie znam.

– To skąd ty się urwałaś? – Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi.

– Gdzie go znajdę? – Halinka nie dała się zbić z tropu. Jeśli pozwoli mężczyźnie na pytania, nie skończą do jutra!

– Jestem Pipistar. Chodź za mną, bidny jelonku. – Informator puścił oczko. – Bo jak pójdziesz sama, to cię jeszcze zeżrą jakieś wilki.

Halinka się zastanowiła. Doświadczyła już miasta wystarczająco, aby zauważyć, jak łatwo w nim było o kłopoty. Okoliczne hieny zbyt łatwo wypatrywały elementy niepasujące do otoczenia. Może lepiej zachować i siły, i klapki na porywaczkę?

– Prowadź – rozkazała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top