12.2 Niech się stanie
Halinka wzruszyła ramionami. Przez mieszaninę smrodów straciła apetyt, ale skoro już tu przyjechali, przynajmniej się napije herbatki. Potrzebowała chwili spokoju, aby usiąść, zastanowić się albo zwyczajnie zasnąć za stolikiem.
Wkroczyła do środka na samym końcu. Turecka muzyka cięła ucho szarpanymi tonami i melodią trudną do zapamiętania. W środku starczyło miejsca na cztery podwójne stoliki, z czego jeden Wasilij przesunął w sam kąt, aby móc położyć na szarych płytkach posadzkowych Maszę. Biały Rycerz w międzyczasie prowadził męczący dialog z Anetą, gdzie usilnie próbował jej wyjaśnić, dlaczego od dzisiaj nie powinna już nigdy niczego zamawiać sama.
Halinka się przepchnęła do kasy. Dziwnie się czuła jako klient, stojąc po tej lepszej stronie. „Artysta kebabów" obcinał właśnie mięso rotujące się na potężnym pionowym ruszcie. Wyglądał prozaicznie — ciemna karnacja, szaro-biały strój, czerwony fartuch oraz czapeczka pożółknięta od oparów tłuszczu. Nie dostrzegła w nim żadnej magii, ot zwyczajny mężczyzna wywodzący się najpewniej z Turcji albo innego kraju Bliskiego Wschodu, no może nieco młodszy niż zakładała. Nie zawiódł natomiast gęstością czarnego jak smoła wąsa.
– Co podać? Co podać? – zapiał z ciężkim akcentem, ale też i z entuzjazmem, który Halinka pragnęła wykazać choćby raz w życiu. – Kebab gruby, cienki, mały czy duży? – Zmierzył Wasilija orzechowym spojrzeniem. – Uuuu... duży człowiek — duży kebab. A jaki sos?
– Wsio rawno – mruknął trener.
– Wsio rawno... – Sprzedawca zamarł, po czym nagle zaczął śpiewać. – A nam wsio rawno! A nam wsio rawno! Haraszo! A dla pani?
– Kebab na cienkim cieście z sosem mieszanym – odparł rycerz.
– Ale ja chcę na grubym i z ostrym sosem – fuknęła Aneta.
– Kompromis! – ucieszył się sprzedawca. – Dla pani mieszany, a dla pana – wychylił się i zapukał w blachę zbroi – ostry!
– Zgoda! – warknęła Aneta, nie pozwalając rycerzowi dojść do głosu.
Brzuch Halinki skręcała podejrzliwość (choć istniała niewielka szansa, że zwyczajnie doskwierał jej głód). Sprzedawca nie zadawał pytań! Dlaczego nie zainteresowały go dziwaczne ubiory zebranych ani niedźwiedzica chrapiąca w rogu?
– Dobrze, dobrze! Dla pani? – Uśmiechnięty sprzedawca wskazał ją palcem.
– Czyste ubrania – odburknęła. – Chciałabym też odzyskać swoje cholerne spodnie...
– O czym ty mówisz? Przecież masz na sobie spodnie – zaprotestowała Aneta.
– Co ty wygadu... – Halinka spuściła wzrok. Spodnie! Różowe! Sportowe! Skąd? Jak? Łypnęła na rękawy swojej bluzy i aż stęknęła. Były czyste! Zupełnie jak gdyby przejazd wentylacją pełną kurzu, szczurów i pająków się nie wydarzył! – Przepraszam was na moment... – bąknęła, po czym wbiegła do łazienki i zamknęła drzwi. Zajrzała do majtek. Czysto! Ani plamki! Miała nawet założoną świeżą podpaskę. – Co do diabła! – Wypadła jak burza na zewnątrz i stuknęła pięścią o blat. – No dobra, koleś! Kim jesteś?!
Mężczyzna w zamian wręczył jej filiżankę z herbatą, którą przyjęła i... spróbowała? Smaczna! Stop! Czemu ją wypiła?
– Ussspokój się Halinka – syknął Szarik.
Powinna go upomnieć za gadanie przy obcych, ale z drugiej strony, ocierał się przecież o jej nogę. Podejrzany typ w fartuszku nie mógł go zobaczyć, gdyż wadził temu zabudowany spód kasy.
– Gadający kotek! – Sprzedawca natychmiast zaprzeczył jej wnioskom. – Ale macie ciekawe towarzystwo. Sam nie pamiętam, kiedy ostatnio trafili do mnie tak różnorodni goście.
Halinka się cofnęła. Coś w mężczyźnie sprawiało, że włosy się jeżyły na karku. Zbyt łatwo przechodził do porządku dziennego z nienormalnością! Zbyt inteligentnie patrzył! Zbyt chytrze się uśmiechał! Obejrzała się głównie po to, by upewnić, że nadal może bezpiecznie wyjść z restauracji. Drzwi stały otworem.
– Proszę jej wybaczyć – zaczęła Aneta. – Wiele wczoraj przeszła.
– Nic się nie dzieje, nic się nie stało! – Sprzedawca gibał się do rytmu swojego nucenia. – Niiiic się nie staaaało! Polacy, niiic się nie staaało!
– Jestem pewna, że nie miałam na sobie spodni – odparła Halinka.
– Ma rację – przytaknął kot. – Owinęła nogi jakąś firanką.
– Kim jesteś? – powtórzyła Halinka.
Wasilij zamknął drzwi na klucz, po czym ruszył do lady i chwycił mężczyznę za kołnierz, a potem...
Po prostu wyparował w powietrzu.
– Wasilij! – krzyknęła Halinka. – Co z nim zrobiłeś?!
– Puff. – Dziwak machnął rękami. – I nie ma.
Sama nie wiedziała, co w nim przerażało bardziej — niepokojąca wesołość czy nagły brak akcentu?
– W-wychodzimy – stęknęła, wycofując plecami do drzwi. Musieli znaleźć się jak najdalej od tego mężczyzny! Później osobiście tu wróci i uwolni Wasilija, ale nie będzie ryzykować pozostałymi.
– Nie radzę. – Dziwak zacmokał językiem. – Lepiej, żeby drzwi zostały zamknięte.
Halinka uparcie sięgnęła do zamka, lecz wtedy uderzyło ją dziwaczność oświetlenia. Wszystko się topiło w krwistej czerwieni! Wolno się obejrzała. Po ludnej ulicy nie zostało ani śladu. Znajdowali się pośrodku pustkowia! Sucha, spękana ziemia ciągnęła się aż do horyzontu, gdy niebiosa przysłaniało olbrzymie, szkarłatne słońce.
– Jeśli otworzysz drzwi, umrzecie – poinformował sprzedawca.
– Wypuść nas! – zażądał rycerz.
– Zgoda! – Sprzedawca klasnął w dłonie. – Droga wolna. Możecie sobie iść. Tylko że spłoniecie! – Serdecznie zarechotał. – Ciekaw jestem, co zrobicie. Zwłaszcza że została wam połowa ze wszystkich życzeń. Jedno dla Halinki, dwa dla Anety, trzy dla Szarika i ostatnie dla Brajanka. Zero dla Wasilija, bo już nie istnieje! – Znowu wybuchnął śmiechem.
– Brajanek? – zdziwił się Szarik. – Tak masz na imię?
Biały Rycerz zadrżał, po czym znowu się wyprostował jak na baczność. Kot wskoczył na blat kasy i przechylił łeb, studiując wnikliwie sprzedawcę.
– Wydaje mi się, że bawisz się z nami w sztuczki – stwierdził. – Ale niech będzie. Sprawdzę cię. Chcę swoje jaja z powrotem. I nie chodzi mi o to, żebyś położył je przede mną, chichocząc jak swołocz. Mają być w pełni funkcjonalne i na swoim miejscu. O tu. – Wskazał łapą na krocze i zamarł. – A niech to! Moje jaja?!
– Szarik! – zapiała Halinka. – No gdzie z tym językiem?!
– Sprrrawdzić muszę!
– Później sprawdzisz! Na razie mamy tajemnicę do rozwiązania!
– Już... ją... rozwiązałem. – Szarik uparcie dokonywał na sobie obrzydliwości językiem. – Prawdziwe! One są prawdziwe!
– Szarik!
– T-to dżin – wybąkała Aneta. – Najp-p-prawdziwszy d-dżin! P-pamiętajcie, aby b-bardzo uważnie sfor-mułować wymagania. Tak brzmiało o-ostrzeżenie Vivien!
– Trafiony zatopiony. – Dżin już nie stał za ladą, lecz siedział na Maszy, jak gdyby znajdował się tam od samego początku. – To wasz szczęśliwy dzień, bo jestem w nastroju na robotę. Albo i nieszczęśliwy. Wszystko zależy od sposobu, w jaki wyrazicie swoje pragnienia. – Rzucił w rycerza kamyczkiem, który grzmotnął o zbroję. – Twoje sformułowanie było jednym z gorszych w całej historii świata. Żeby tak zmarnować okazję? Wypuść nas? A kto was tu niby trzyma? Droga wolna. Idźcie spłonąć w mojej ojczyźnie. – Wskazał ręką za okno.
– Gdzie my jesteśmy? – wycedził Biały Rycerz.
– Mówiłem przecież. W mojej ojczyźnie – westchnął dżin. – I kolejne życzenie zmarnowane...
– Przecież tylko zapytałem!
– To nie chciałeś poznać odpowiedzi? – zakpił dżin. – No pewnie, że chciałeś. Nie oszukasz mnie. Widzę wszystko. – Oczy istoty błysnęły niebezpieczną czerwienią.
– Zaczekaj! – wtrącił się Szarik. – Mam życzenie! Zabraniam ci krzywdzić moją drużynę, przy czym chodzi mi o siebie, Halinkę, Anetę, Brajanka, Maszę oraz Wasilija, gdy już go odzyskamy. Pod pojęcie krzywdzenia podciągam działanie intencjonalne, jak również zatajanie wiedzy, której braki mogą nam zaszkodzić. Nawiasem mówiąc, przenoszenie nas do innego wymiaru, z którego nie możemy się wydostać, również podciągam pod „krzywdę".
Dżin powtarzał pod nosem wypowiedź Szarika. Wreszcie kiwnął.
– Dobre życzenie. Świetnie przemyślane. Niech się stanie.
Szkarłat zniknął. Halinka zerknęła w okno. Znowu widziała tramwaje i przechodniów. Wszyscy na zewnątrz zachowywali się zwyczajnie, jak gdyby nie zauważyli, że restauracja na kilka minut zniknęła z tego świata.
– Moim ostatnim życzeniem jest, żebyś przywrócił Wasilija – ciągnął Szarik. – Przy czym ma wrócić w fizycznym stanie, w jakim był przedwczoraj, ale ze wszystkimi wspomnieniami aż do momentu, w którym go „wyparowałeś". Oczywiście żywy i zdrowy.
– Sprytny jesteś, kocie. – Dżin błysnął zębami. – Podobasz mi się. Niech się stanie.
Wasilij pojawił się w tym samym miejscu, w którym zniknął, ściskając palcami powietrze.
– Szto sluczilos? – zapytał. – Razwie ja nie pogib?
Aneta i Halinka podbiegli do Wasilija i uważnie go obejrzeli od stóp do głów.
– Jak noga? – zapytał Szarik.
Wasilij tupnął kilkukrotnie i uniósł brwi.
– Haraszo... – zdziwił się, po czym łypnął groźnie na dżina. – Nu tak, na cziom my zakońcili? – Znowu ruszył w stronę sprzedawcy, strzelając knykciami.
Dżin westchnął i pstryknął palcami. Wasilj zniknął i pojawił się tam samo gdzie poprzednio. Spróbował ponownie, a kolejny pstryczek posłał go tym razem za kasę. Następny sprawił, że zmaterializował się na nim fartuch i biała czapeczka.
– Miałeś go nie krzywdzić! – oburzył się Szarik.
– I nie krzywdzę – odparował dżin. – Zwyczajnie stroje sobie z niego żarty. Wygląda głupio, ale jest cały i zdrowy, czyż nie?
Halinka przygryzła wargę. Gorzej niż niedobrze! Musieli uważać na każde słówko! Wasilij rzucił czapką na podłogę, zdarł z siebie fartuch i przeskoczył nad kasą.
– Trenerze, wystarczy – poprosiła. – Nie wygrasz z nim. To jakiś magiczny potwór.
– Nie jestem potworem. – Dżin wyprostował się i poprawił pola czarnego garnituru, w który zdążył się przebrać nie wiadomo kiedy. – Moje zachowanie nie jest agresywne, a moja fasada jest przyjemna dla oka. Widzicie? – Machnął rękami, prezentując swoje odzienie. – Przyjazny niczym bankier. To wy zachowujecie się wrednie, mimo że jedyne, co robię, to spełniam wasze życzenia.
– Bardzo wybiórczo i pokrętnie – odgryzła się Halinka.
– Taka już moja natura. Uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać. Bierzcie lepiej przykład z Krystiana Szarego. Bardzo ostrożnie dysponuje swoimi życzeniami. – Pomachał Szarikowi. – I widzisz? Współpracuję! Nie zatajam od was istotnych informacji.
– Skąd wiesz, że jesteśmy tu przez Szarego? – zapytał Biały Rycerz.
– Proszę cię – prychnął dżin. – Ty już może lepiej się nie odzywaj, chłoptasiu. Słyszeliście go? Pyta mnie, dżina, skąd wiem? No nie mogę... – zachichotał.
– Czyli jesteś wszechmogący? – zapytała Halinka, a widząc chytry błysk w oku „sprzedawcy", natychmiast dodała. – To nie było życzenie. Obiecałeś Szarikowi, że będziesz pomocny.
– Obiecałem, że nie zataję wiedzy, której nieznajomość może wam zaszkodzić – wyrecytował. – Nie muszę wam zdradzać swoich ograniczeń.
– Musisz. – Szarik wskoczył na blat stołu i zrzucił łapką na podłogę chusteczki w plastikowym pojemniku. – Kto wie, czy po nas nie objawi się Szary i nie wycofa naszych życzeń?
– To nie takie proste – westchnął dżin.
– Ale nie niemożliwe – ciągnęła Halinka.
Źrenice dżina błysnęły czerwienią, a na jego twarzy na krótki moment zagościła irytacja.
– Nie jestem wszechmogący – wyjaśnił. – Naginam rzeczywistość, ale nie potrafię kształtować jej z niczego.
– Czyli gdyby przed tobą stanął młody, ambitny psychopata, którego dla uproszczenia nazwę Krystianem, i powiedziałby: chcę zostać miliarderem, nagiąłbyś rzeczywistość, aby to się wydarzyło? – wycedziła Halinka.
– No pewnie! – Dżin uniósł kciuki. – Tyle że Krystian jest znacznie sprytniejszy. Wpierw poprosił o pieniądze, a później przyszedł ze sztabem prawników i wręczył mi umowę precyzującą drugie życzenie.
– Moc kontraktów – szepnęła Aneta.
– Właśnie tak! – pochwalił dżin. – Zawarty na piśmie kontrakt z Krystianem Szarym nie może zostać złamany przez drugą stronę. Gdyby spróbowała, no cóż... w najgorszym przypadku może to doprowadzić do śmierci. Najczęściej jednak kończy się na upokorzeniu. Głupie tatuaże, przypadłości takie jak słaba tolerancja światła słonecznego. Sami rozumiecie.
– Rozumiemy – wycedziła Halinka.
Oczywiście, że rozumiała. Plaga milionerów, niedźwiedzie w oktagonach, gadające zwierzątka oraz cholerne wampiry — wszystko było sprawką istoty stojącej przed nią! Istoty, która lekkomyślnie spełniała ludzkie kaprysy! To nie Krystian zniszczył jej życie, tylko cholerny pajac w garniturze!
– Spełniasz każde życzenie? – zapytała, z trudem tłumiąc złość. – Co, jeśli bym zażyczyła sobie biblijnego potopu? Zrobisz to? Zabijesz wszystkich?!
Dzwonek mikrofali brzęknął niczym gong. Dżin nagle znalazł się w kuchni, a chwilę później wręczył Wasilijowi, Anecie oraz Brajankowi zamówienia.
– Proszę bardzo – szczebiotał. – Oto wasze życzenia. Rzecz jasna nie musicie za nie płacić.
Aneta spojrzała na kebaba niczym na brzydkiego robala. Wasilij również się nie skusił. Odłożył jedzenie na stolik, po czym skrzyżował ręce na piersi.
– Otwieczaj na wapros! – ryknął.
Dżin wzruszył ramionami, po czym usiadł po turecku na podłodze. Po chwili już lewitował metr nad posadzką.
– Dawno, dawno temu, bo mowa tu o czasach drugiej wojny światowej, pewien młodzieniec złożył życzenie – zaczął opowieść. – Rzekł: życzę szczęścia całemu mojemu narodowi. Co ciekawe, chwilę później zginął ze sztyletem wbitym w plecy przez najlepszego przyjaciela, który ukradł mu manierkę z wodą. – Rozłożył dłonie i skierował ściśnięte palce do góry, przybierając pozycję medytacyjną. – Długo zastanawiałem się nad jego życzeniem. Jak zapewnić wszystkim szczęście? Co, jeśli szczęście jednego człowieka jest nieszczęściem drugiego? Doszedłem do wniosku, że sytuacja nie ma dobrego rozwiązania. Osiedliłem się zatem w ojczyźnie młodzieńca, otworzyłem restauracje i zacząłem obserwować jego pobratymców. Wszak nie ogranicza mnie czas. Mogę sprzedawać kebaby do samego końca świata, zwłaszcza że niejasność życzenia, czyni mnie jego więźniem. Muszę tu tkwić do momentu, aż cały polski naród nie stanie się w tej samej chwili szczęśliwy!
Dżin zamknął powieki i zrobił głęboki wdech i wydech.
– Pech chciał, że straszne z was grymasy i nawet gdy osiągacie swoje, wcale was to nie cieszy. Doprawdy jestem tu w kropce. Stąd pozwoliłem sobie na drobny eksperyment. Co, jeśli spełnię życzenia niezgodne z naturą świata, lecz nie krzywdzące nikogo wprost? Same pieniądze oraz moc kontraktów Szarego nie czynią nikomu zła, czyż nie? Robi to już sam Krystian, a więc mam czyste ręce.
– Poddałeś się – zawyrokował Szarik. – Nie chcesz już dłużej nas uszczęśliwiać. Chcesz nas unicestwić, nie łamiąc przy okazji życzenia, które cię uwięziło!
– Dokładnie tak! – Dżin wylądował na ziemi. – Stąd, droga Halinko, nie mogę spełnić życzenia o potopie, mimo że bardzo tego pragnę. Ale gdybyś poprosiła o głowicę nuklearną! – Pstryknął palcami, nad którymi uniosły się kłęby dymu przypominające kształtem grzyb. – Puf! I po sprawie.
– Wreszcie łapię! – zapiała Aneta. – Ktoś złożył życzenie, żeby brzydsze kobiety, miały powodzenie! Uff... Świat jednak nie zwariował. Znaczy się, zwariował, ale jest mi lżej, bo go pojmuję.
– Blisko, ale nie – odparł dżin. – Życzenie, o którym mowa, brzmiało następująco: chciałabym, żeby faceci zaczęli w końcu zwracać uwagę na charakter, a nie na sam wygląd.
– Czemu tak milczysz, Halinka? – szepnął Szarik. – Przecież to dossskonała okazja, by utrzeć Anecie nos.
Halinka pokręciła nieznacznie głową. Czemu wszyscy zachowywali się tak beztrosko? Wredna, pradawna istota o mocy niemalże boskiej, wyznała, że usiłuje w pokrętny sposób doprowadzić do końca świata! Może jak dotąd sztuka się jeszcze nie udała, ale kiedyś przyjdzie ktoś wystarczająco głupi albo zwyczajnie rozgoryczony. A wtedy... Zgrzytnęła zębami.
– To eskaluje zbyt szybko – mruknęła. – Do niedawna martwiłam się wyłącznie końskimi zalotami Szarego, a teraz mam na karku Armagedon? Co to ma być? – Uderzyła się dłonią w twarz. – No dobra. Weź się w garść, Halinka. Musimy oszczędnie dysponować naszymi życzeniami...
– Dżinie! – przerwała jej Aneta. – Wnoszę o wycofanie życzenia: chciałabym, żeby faceci zaczęli w końcu zwracać uwagę na charakter, a nie na sam wygląd.
– Aneeeetaaa! – jęknęła Halinka.
– Zrobione. – Dżin uniósł do góry kciuk.
– No co? Wasilij ma jeszcze dwa! A poza tym dowiedziałam się, jak cofnąć życzenie. Trzeba poznać jego dokładną treść.
– W punkt – przyznał dżin. – Bystra jesteś.
– Dziękuję! – Aneta dygnęła.
– Nie dygaj! – zirytowała się Halinka. – Zasraniec planuje zniszczyć świat, a ty mu dygać będziesz?
– No bo ten... mnie skomplementował... i to w taki miły sposób...
– Sza! – warknęła. – Mamy jeszcze cztery życzenia!
– Macie dwa – poprawił dżin. – Po jednym dla ciebie i Anety.
– Ale jak to? – Głos Halinki wrednie się załamał. Niedobrze. Znowu traciła nad sobą panowanie.
– Zażądałaś czystego ubrania, a potem spodni. – Dżin zaginał palce jednej dłoni, na której dla wygody pojawiło się ich sześć. – Aneta zaś poprosiła o ostrego kebaba dla Brajanka, a potem o cofnięcie życzenia. – Pomachał dłonią z odgiętymi dwoma kciukami. – W sumie zostało dwa.
– A Wasilij? – wtrącił się Szarik.
– Zaatakował mnie, a więc zgodnie z kodeksem mojej profesji, mogę odmówić mu usługi.
Trener zaklął tak groźnie, że Halinka aż podskoczyła. Zostało im dwa życzenia? Tak mało... Musi uważnie je przemyśleć!
– Aneta, cokolwiek by się nie działo, nie zużywaj ostatniego – zażądała.
– No przecież wiem! Zamiast mnie pouczać, powinnaś podziękować. Najprawdopodobniej uwolniłam cię od klątwy o imieniu Krystian Szary.
Halinka szybko zamrugała. Racja! Wystarczy, że się znowu spotkają, a zostanie uleczony z obsesji. O ile pozwoli mu na to urażona duma zdobywcy. Oby tak! Westchnęła. Spodziewała się ulgi, a nie migreny. Cóż... rozwiązali przynajmniej jeden problem. Szkoda, że za nim czaił się następny o rozmiarach góry.
– Czy moja inteligencja jest również rezultatem życzenia – zapytał Szarik.
– Nie muszę odpowiadać na to pytanie – zaśmiał się dżin. – Ale zrobię to, bo cię lubię. Owszem, jest. Gadające zwierzątka domowe są częstym wyborem wśród małych dziewczynek. Zwykle jednak brakuje im słownej precyzji, stąd zwierzaki bełkoczą gorzej od dzieci. Aczkolwiek zdarzyło się kilka udanych wyjątków. Jesteś jednym z nich...
– Szary! – Wasilij dźgnął palcem w okno.
Halinka popatrzyła we wskazanym kierunku. Ulice zamykały czarne terenówki, z których wylewali się mundurowi w czerwonych beretach. Krystian Szary kroczył pewnie przed siebie w towarzystwie Swietłany (tym razem ubranej w żółty strój sportowy i z kataną na plecach). Halinka zmarszczyła czoło. Gdzieś już widziała ten strój... Może w jakimś filmie?
– Spokojnie. – Dżin uniósł dłonie. – Nie odważy się włamać do środka. Aczkolwiek nie gwarantuję, że nasza gadka mi się wkrótce nie znudzi i sam mu nie otworzę. – Zbliżył się do Halinki i pstryknął ją w nos. – Co powiesz na moc? Będziesz latać i strzelać z oczu laserami, a twojej skóry nie przebije nawet pocisk przeciwpancerny. Brzmi nieźle, czyż nie?
Halinka przygryzła dolną wargę. Cholerny dżin gapił się jej prosto w duszę. Wiedział, że pożąda siły. Chciała zniszczyć Szarego i jego popleczników! A później powstrzyma każde złe życzenie, utrzymując kruchy balans rzeczywistości aż do końca swoich dni. Być może doczeka się komiksu na swój temat! A dalej? Seriale, gry komputerowe, filmy... Ugryzła się w język.
– A ty? – Dżin dźgnął Anetę w pierś. – Co powiesz na magiczne moce, które pozwolą ci ujarzmić samą naturę? Trąby powietrze, błyskawice, ogień! Wszystko na pstryknięcie palców. – Dotknął jej twarzy. – A może wieczna młodość? Piękna i przerażająca królowa, zasiadająca na lodowym tronie. Wszyscy będą cię kochali i rozpaczali.
Aneta skubnęła rękaw Halinki.
– Ale mnie kusi – jęknęła. – Ale kusi! Że też wzięłam kebaba, zamiast tego!
Halinka przytaknęła, choć z drugiej strony może to i lepiej? Inaczej jak nic skończyłyby w spektakularnym pojedynku, o miano najpotężniejszej kobiety świata. Wzdrygnęła się. Na samą myśl o tym przechodziły ją ciarki ekscytacji. Ciekawe, ile budynków byłyby w stanie rozwalić jednym ciosem?
– Kurde! – Spróbowała przywołać się do porządku. Powinna się skupić na zapobiegnięciu końca świata, zamiast na projektowaniu w głowie stroju superbohaterki. – Chyba... Chyba mam to! – Zbliżyła się do dżina i też pstryknęła go w nos. – Chcę móc cię pokonać i żeby żadne inne życzenie nie mogło mi w tym przeszkodzić. Żadnego wycofywania! Chcę móc cię pokonać! Jasne?
W jednej chwili pogodne oblicze dżina zamieniło się w twarz rozwścieczonego demona z ostatniego kręgu piekielnego — włosy na sztorc, źrenice płonące czerwienią, para z ust i nozdrzy.
– Sprytne, Ulańska – wycedził. – Bardzo sprytne! Niech się stanie.
Halinka zerknęła na swoje ręce, a następnie na dżina. Nie czuła, żeby coś się zmieniło.
– Czy to już działa? – zapytała.
– Kiełkuje w tobie ziarno mocy. – Dżin drżał od gniewu. – Lecz nie doczekasz się momentu, w którym wyda owoc!
– Nie możesz jej skrzywdzić – przypomniał Szarik.
– Oczywiście, że nie, ale znajdę sposób. Wyjrzyjcie za okno. Ile ludzi. Ile możliwości! ILE ŻYCZEŃ! – Echo, które niosło się wokół, nie miało sensu. Tak potężne odbicie dźwięku pasowało do gór, a nie do ciasnego pomieszczenia! – Zacznę od tego, że otworzę gościom.
– Nie możesz! – syknął Szarik. – To intencjonalne działanie na naszą niekorzyść!
– Racja! – przyznał dżin. – A zatem po prostu wymienię pewien element wystroju. – Pstryknął palcami, a drzwi zniknęły, pozostawiając za sobą ramę i zawiasy. Do środka wpadło dwóch mundurowych z karabinami, które natychmiast wycelowali w rycerza i Wasilija. Nowe jaskrawo-czerwone drzwi pojawiły się tuż za nimi.
– Mamy na muszce Rosjanina! – oznajmił jeden z nich do krótkofalówki. – Co robimy?
– Strzelać. Bez odbioru.
– Zaczekajcie! – Aneta wyskoczyła przed trenera, następnie posłała Halince groźne spojrzenie.
– No dobrze... – westchnęła i zasłoniła sobą rycerza.
– Mam ostatnie życzenie! – oświadczyła Aneta.
– Nie pozwólcie jej mówić! – krzyknął dżin.
– Chcę, żeby moja drużyna, to jest: Wasilij, Szarik, Masza, Halinka, Brajanek i ja, znaleźli się bezpieczni poza twoim zasięgiem! – wyrzuciła z siebie z zawrotną prędkością.
Dżin skrzywił się, jak gdyby połknął coś kwaśnego.
– Niech się stanie – stęknął i pstryknął palcami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top