10.1 Na mocy kontraktu

Odległy pisk Anety sugerował wyraźnie, że powinien się pospieszyć, jednakże istniały rzeczy ważne i ważniejsze. Ważną rzeczą w tym wypadku było ratowanie Anety, a ważniejszą — przylizanie futerka, aby prezentowało się nieskazitelnie. W końcu wypadało zrobić dobre wrażenie, gdy już się kogoś ratowało, czyż nie?

Szarik po raz ostatni przejechał szorstkim językiem po sierści, następnie charknął i wypluł kłębek rudych włosów. Wybornie. Wreszcie można działać. Potruchtał przed siebie, omijając kłęby kurzu i smugi brudu, których w szybie wentylacyjnym nie brakowało. Usłyszał kolejny pisk. Daleko. Albo Aneta widziała w ciemnościach równie dobrze, co on sam, albo coś wciągało ją do środka z zatrważającą prędkością.

Przystanął i nastroszył prawe ucho. Wśród wizgnięć Anety wyróżnił coś jeszcze — dźwięk wzbudzający pierwotne instynkty i przyśpieszający krew w żyłach. Szarik zamerdał ogonem, przylgnął niżej i wystrzelił do przodu niczym pocisk. W tej chwili nie chodziło już dłużej o życie przyjaciółki, tylko o konflikt starszy od walki dobra ze złem. W mgnieniu oka znalazł się za Anetą, chwycił ścigającą ją bestie w zęby i błyskawicznie zakończył jej żywot.

– Jeszteś beszpieczna. – Nie chciał wypuścić istoty z ust nawet na sekundę. Każdy z jej rodzaju wyćwiczył udawanie do poziomu mistrzowskiego. Jeśli pozwoli sobie na nieuwagę, zostanie wykiwany, a później wyśmiany przez wszystkich znajomych kocurów.

– Szarik? – Światło z ekranu telefonu Anety uderzyło prosto w pysk. Zmrużył oczy i prawie rozwarł szczęki.

– No czo ty wyprawiasz! – oburzył się.

– Co tam masz w zęb... – Aneta wciągnęła powietrze. – B-będziesz to jadł? Przecież to szczur!

Szarik odskoczył od Anety, która próbowała do niego sięgnąć. Co za głupie pytanie? Oczywiście, że będzie TO jadł! Po cóż innego TO złapał?

– Ojej. – Aneta zasłoniła dłonią usta. – Niedobrze mi od samego patrzenia.

– To nie patrz – prychnął.

Irytujące światło zniknęło, a wraz z nim możliwość widzenia. Musiał zaczekać, aż oko znowu przyzwyczai się do ciemności.

– Dziękuję za ratunek – wybąkała dziewczyna. – Niby już miałam styczność ze szczurami, ale nigdy tak bliską.

– O! A gdzie? – Zapytał bardziej z grzeczności. Halinka uczyła, że tak wypada podczas posiłku.

– Na kuchni restauracji, w której pracuję. – Aneta najpewniej wzdrygnęła się, ponieważ ścianki szybu zadrżały. – Słuchaj, długo jeszcze będziesz... no wiesz.

Szarik przyjrzał się fachowo swojemu pożywieniu.

– Dwie minuty.

– To ja może pójdę przodem...

– A jeśli spotkasz kolejnego szczura?

– Zawołam – zapewniła. – Tego możesz być pewien.

Szarik przytaknął. Doskonały pomysł.

W spokoju dokończył posiłek, po czym doścignął Anetę i spróbował się przecisnąć obok niej. W nagrodę prawie dostał kopniakiem, a to działające ucho oberwało kolejnym pisnięciem, niemal tak nieprzyjemnym, jak muzyka w głośniku Tancernych.

– Przessstań wierzgać – syknął.

– Przestań się zakradać jak jakiś koo... Eeeee...

– Czyżbyś chciała powiedzieć: jak jakiś kot?

– Nie, nie chciałam! – zaprzeczyła. – A ty? Co niby próbowałeś osiągnąć? Bo jeśli pieszczoty, to poprosiłeś o to w najgorszy sposób.

Szarik całym sercem się z tym nie zgadzał. Ocieranie się o ludzi zawsze działało. No może z wyjątkiem Mio, ale psychopaci się nie liczą.

– Próbowałem wysunąć się na prowadzenie – wyjaśnił. – Lepiej widzę w ciemnościach no i lubię jeść szczurrry.

– Racja. – Aneta bezceremonialnie chwyciła go i wypchnęła przed siebie. – To do dzieła, kotku.

Szarik otrzepał się z kurzu (celowo blisko Anety), po czym niespiesznie ruszył przed siebie. Z nadzieją wytężał resztki słuchu, ale nie słyszał charakterystycznych pisków. Obejrzał się na Anetę i fuknął z dezaprobatą. Jej krzyki, musiały wystraszyć wszystkie myszy i szczury w okolicy! Ech... oddałby ogon za porządną działkę kocimiętki...

Dreptał już bez entuzjazmu. Nie zważał przy tym, że zamiata ogonem kurz. Żałował, że nie towarzyszył Halince. Przy niej zawsze się działo coś ciekawego. A tu? Cuchnący grzybem szyb całkowicie pozbawiony piwa i jedzenia oraz kichająca Aneta.

Nagle się zatrzymał i zmrużył oczka.

– Wygaś telefon – poprosił dziewczynę.

– Ale wtedy nic nie będę widzieć.

– Na chwilkę.

– Ale ja... ja się b-boję ciemności...

Szarik powstrzymał odruch, by się obejrzeć.

– Boisz się ciemności? – powtórzył.

Aneta przytaknęła.

– To dlaczego wlazłaś do szybu wentylacyjnego?

– Bo mam latarkę w telefonie...

– Żelazna logika. – Szarik boleśnie odczuł brak Halinki. W takiej sytuacji na pewno przycisnęłaby Anetę solidną porcją faktów. Sam nie potrafił być aż tak okrutny, dlatego zwyczajnie się otrzepał z kurzu (dzięki czemu dziewczyna kichnęła) i powiedział:

– Zasłoń latarkę dłonią na dosłownie trzy sekundy. Zdaje mi się, że coś widzę w oddali, ale przez światło za ogonem nie jestem pewien.

– N-no d-dobrze. Jeden...

Szarik wytężył wzrok.

– Dwa...

Prawa odnoga prezentował się nieco jaśniej, a w tej na wprost, na samym końcu dostrzegał... róż? Wypadałoby sprawdzić obydwie. Albo nie. Pójdzie do tej najbliższej. Nie będzie pracował na wyrost.

– Trzy.

Światło telefonu rozproszyło dalszy widok.

– Za mną – rozkazał.

– Jakbym miała jakieś inne wyjście – odburknęła Aneta.

Machnął zakurzonym ogonem przed jej twarzą i z satysfakcją odnotował kolejne kichnięcie.

– Robisz to specjalnie? – zapytała.

– Nie – skłamał.

Skręcił w prawo, a światło bijące z kraty boleśnie uderzyło źrenice.

– Wyjście – szepnęła Aneta. – I dobrze. Mam już dość tego miejsca. Zaraz... co to jest?

To było doskonałe pytanie, na które Szarik wolał nie odpowiadać od razu. Zamiast tego przycisnął pysk do kraty i jeszcze wnikliwiej przestudiował pomieszczenie. Na podłodze wśród trocin wypatrzył kilka myszy, które szybko zasłonił sobą potężny osobnik o czarnej lśniącej sierści.

– Czy to g-goryl? – mruknęła Aneta.

– Szympans – poprawił Szarik.

Kolejne wspinały się po linach rozciągniętych niemal po całym pomieszczeniu. Niektóre siedziały na drewnianych konstrukcjach imitujących drzewa i albo wydawały gromkie okrzyki, albo się iskały. Najmniejszy z szympansów runął z liny prosto w oponę podwieszoną do sufitu i zaczął się bujać.

– Gdzie my do licha jesteśmy?

– Zdaje mi się, że nad małpiarrrnią – wytłumaczył Szarik.

Jedna szympansica zeskoczyła na trociny i zaczęła biegać po całym pomieszczeniu, obstukując twarde jak kamień szyby i wrzeszcząc wniebogłosy. Szarik się podrapał za uchem. Halinka najpewniej zachowałaby się podobnie do szympansicy, gdyby towarzyszyła mu zamiast Anety. Zerknął na blondynkę z nową sympatią. Może i miała minę, jak gdyby wątpiła we własną poczytalność, ale wnioski zachowała dla siebie. Cóż za stoicka postawa!

– To co, zawracamy? – zapytał.

Bez słowa wycofała się z powrotem do głównej odnogi. Szarik szybko ją dogonił i ponownie objął prowadzenie. Za cel obrał dziwną poświatę, którą z trudem dostrzegał przez głupi telefon Anety. Niemniej wkrótce prowizoryczna latarka przestała kamuflować róż ogarniający okolicę. Szarik widział nawet pajęczyny wraz z ich mieszkańcami i Aneta też widziała, stąd wtulała się w ściankę przeciwną do tej, na której bytowali pajączki, częstując je światłem telefonu.

– Kolejne rozwidlenie – poinformował Szarik. – A to co?

– Niemożliwe... – Aneta przysunęła się bliżej i poświęciła telefonem (zupełnie niepotrzebnie) na mapę umieszczoną na ścianie szybu, podświetloną od góry i dołu różowymi żarówkami.

Szarik przechylił łeb, studiując kolejne znaczniki.

– Zbrrrojownia, galeria – przeczytał. – Harem?

– Koloseum? – jęknęła Aneta.

– O! – Szarik uderzył łapą o mapę. – Niedaleko jest forteca i wodospad. Chcesz sprawdzić?

– Chcę... – Aneta pokręciła głową. – Tfu... co ja gadam. Nie jesteśmy na wycieczce, Szarik. Musimy znaleźć sposób, w jaki możemy pomóc Wasilijowi i Maszy.

– I Halince – dodał Szarik.

– Skoro nalegasz – westchnęła.

– Nie łapię, czy się lubicie, czy też nie – mruknął Szarik.

– Ja też nie.

– Ludzkie mrrrelacje są takie skomplikowane...

– Zgoda. – Aneta dźgnęła palcem punkt na mapie. – A co powiesz na pokój architekta? – Uruchomiła na telefonie aparat i zrobiła zdjęcie.

– Po drodze jest wodospad i forteca. W takim razie jestem za. Swoją drogą nie dziwi cię obecność mapy w takim miejscu?

Aneta nieznacznie się wzdrygnęła.

– Chodźmy już – rzuciła podejrzanie szybko.

– Unikasz odpowiedzi.

Aneta przestała się czołgać i posłała Szarikowi przenikliwe spojrzenie.

– Nie chcę skończyć jak ona. Gdy już się zacznie kwestionować rzeczywistość, nie ma odwrotu. To najprostsza droga do szaleństwa, kapujesz? – Powiodła ręką wokół. – Dlatego będę traktować to wszystko jak najnormalniejszą rzecz na świecie.

– No dobrze – mruknął Szarik.

– To faktycznie wodospad! – zaśmiał się Szarik.

Krata zamykała przejście do nowego, wspaniałego świata. Świeża bryza, świergoty ptaków (a razem z nimi burczenie w brzuchu) oraz potężny szum. A przed oczami zielone od mchu wzgórze, z którego tony wody spadały prosto do rzeki z taką siłą, że powietrze aż się mgliło.

– Chodźmy stąd – zażądała Aneta.

– Ale dlaczego? Wejdźmy lepiej do środka. Chętnie zapolowałbym na wróbelka!

– Po prostu chodźmy!

– No dalej!

Szarik zamerdał ogonem. Ignorowanie rzeczywistości przez Anetę działało mu na nerwy. Halinka przynajmniej nie bała się mierzyć ze światem niezależnie od tego, jak bardzo szalony się stawał.

– Przegapiasz naprawdę wspaniały widok – odparł. Nie na co dzień przecież oglądało się przez szyb wentylacyjny najprawdziwszą fortecę! I to taką z fosą, mostem zwodzonym oraz rycerzami pilnującymi murów. A w oknie jednej ze strzelistych wieżyczek wypatrzył księżniczkę.

– Chodź!

Jaskrawo-niebieskie niebo przesłonił olbrzymi smok. Zbliżał się w zatrważającym tempie do murów. Na jego widok rycerze zaczęli wrzeszczeć i machać pikami.

– Chodź!!

Palce dłoni Anety zacisnęły się na ogonie Szarika i pociągnęły do tyłu.

– Nie!! – Miauknął. – Ja chcę się dowiedzieć, co dalej! Mam prawo się dowiedzieć!!!

Szarik ledwo przebierał łapami. Spędzanie czasu z Anetą było najgorsze. Zero ducha przygody! Tylko nudny szyb wentylacyjny pełen kurzu, szczurzych odchodów oraz pająków, gdy po drugiej stronie znajdowały się smoki! Kto normalny wybrałby TO zamiast smoka?!

Obejrzał się dyskretnie na Anetę. Przynajmniej wyłączyła wreszcie latarkę. Obraną przez nich drogę, jak dotąd oświetlały różowe, płaskie żarówki obecne na „podłodze" i „suficie" szybu. I dobrze, bo zaczynał się czuć niezręcznie przez fakt, że dosłownie świecił tyłkiem.

– Nie podoba mi się to – burczała Aneta.

Szarik zignorował ją. Jeszcze nie zdecydował, czy kiedykolwiek wybaczy dziewczynie odciągnięcie go od najprawdziwszego smoka. Gdyby pozwoliła mu zostać, pokonałby bestię w pojedynku, a wtedy wszystkie kocury okrzyknęliby go swoim królem. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Niestety przez Anetę do niczego nie doszło. Nie zrobiła nawet głupiego zdjęcia, żeby móc udowodnić istnienie mitycznego stworzenia!

– Nie podoba mi się to...

– Bo ci się ogólnie nic nie podoba – mruknął Szarik. – Nie podejrzewałem cię o taki pesssymizm. Zwłaszcza że doprawdy nie ma powodu do narzekań. Szyb jest tu najczystszy i najbardziej oświetlony.

– I właśnie dlatego mi się nie podoba – odparła. – Wyłącznie droga prowadząca do pokoju architekta jest oświetlona. Za każdym razem, gdy zapuszczaliśmy się w odnogi, aby zaspokoić twoją głupią ciekawość, traciliśmy źródło światła.

Szarik przystanął. Nie kłamała. Odnoga szybu prowadząca do wodospadu czy fortecy istotnie nie posiadała ani jednej żaróweczki.

– Co to oznacza? – zapytał.

– Pułapkę – odparła bez wahania. – Powinniśmy zawrócić. – Wyciągnęła telefon i się przejrzała ekranowi, na którym kot dostrzegł zdjęcie mapy. – Może udamy się do kanciapy sprzątających? Powinniśmy znaleźć tam jakieś ubrania, żeby lepiej się dopasować do otoczenia...

Szarik przestał słuchać dalszego natłoku informacji. Czuł się kompletnie rozczarowany. Pokój architekta wzniecał w nim ciekawość, której już nigdy nie zaspokoi. A może zostawić Anetę i poddać próbie kocie szczęście? Obejrzał się i fuknął. Miała go na oku. Jeśli spróbuje samowoli, znowu chwyci go za ogon. Skapitulował. Z dwojga złego wolał już żyć z męczącą niewiedzą niż z faktem, że ktoś wytarmosił jego puszysty tył czterokrotnie tego samego dnia.

– Będziesz musiała się czołgać wstecz – spróbował. – Na pewno tego chcesz?

– Na pewno. – Nie wahała się, a więc nic nie wskóra.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top