42. Słodka nieświadomość i pewien pies
Dni w Hogwarcie mijają w zastraszającym tempie, nim Harry się obejrzał już jest luty, a szyby pokrywa malowniczy szron. Każda chwila przepełniona jest nauką, trudno znaleźć czas na cokolwiek poza ślęczeniem nad stosem ksiąg. Pomimo ograniczonej ilości czasu Harry próbował wywołać ten dziwny głos ponownie, znów skontaktować się z dziwnym mężczyzną i zadać parę pytań. Jednak każda próba kończyła się fiaskiem. Nie powiedział o tym nikomu. Na samą myśl, że podzieliłby się tym sekretem z Ronem i Hermioną przeszywa go dreszcz - nieprzyjemny i zimny.
Nie może zaprzeczyć, że głos nadal go intryguje. Czasami Harry ma wrażenie, że dziwny łańcuszek od Dumbledore'a nagrzewa się i jakby słyszał echo, ciche wołanie. Jednak nie jest w stanie porozmawiać z głosem tak jak wtedy po szlabanie. I chociaż odbywał go jeszcze wiele razy, po czym krwawił jeszcze mocniej, to nie jest w stanie znów porozmawiać z tajemniczym mężczyzną.
Harry wzdycha i zerka na swoje odbicie w zabrudzonym lustrze. Zielone oczy wyrażają zmęczenie, sam Harry czuje się wypalony, bez celu w życiu. Jego egzystencję można wyrazić w trzech prostych słowach: spanie, jedzenie, nauka. I powtarzaj aż do śmierci.
Przemywa szarą twarz wodą, po czym opiera się o białą umywalkę. Łańcuszek na szyi pali go jakby ktoś wyciągnął go z ognia. Harry podnosi rękę i dotyka nagrzanego metalu. Opuszki gładzą delikatnie misterne ogniwa, zatrzymując się na zapięciu...
Trzask!
Harry podskakuje gwałtownie i odwraca się w stronę drzwi, w których stoi Teodor Nott. Wysoki Ślizgon wygląda marnie - zielony krawat jest przekrzywiony, włosy zmierzwione jakby nie czesane od tygodnia, a twarz to posępne świadectwo przepracowania i zmartwień.
- Potter - oświadcza martwym tonem, po czym mruga, a Harry przez chwilę wpatruje się w jego przekrwione oczy.
- Nott - mówi i kiwa głową. Zastanawia się, jak powinien się zachować. Wszystko w tym nowym świecie jest inne i nieznane, źli stali się dobrzy, a dobrzy źli i Harry zastanawia się, po której stronie stoi właściwie Nott. - Coś ci się stało? - pyta, po czym wskazuje podbródkiem na rękaw szaty chłopaka, który wygląda jakby wylała się na niego żrąca substancja.
- Nie, nic, ta krew to farba, wiesz? - warczy. Wymija Harry'ego, przy okazji szturcha go ramieniem i zaczyna ściągać mundurek.
Harry stoi wpatruje się w Ślizgona. Powinien mu pomóc? Ciemna szata zostaje rzucona na podłogę, a Nott odkręca wodę w kranie i zaczyna zmywać krew. Harry przestępuje z nogi na nogę, po czym robi krok na przód.
- Będziesz tak stał i się gapił? - Teodor wbija w Harry'ego twarde spojrzenie, w którym nie ma ani krzty serdeczności. - Wynocha!
Harry jest tak zszokowany, że aż wychodzi z łazienki. Wyciera mokre ręce o spodnie i opera się o kamienną ścianę na korytarzu.
- Co tu się wyprawia...? - szepcze do siebie.
~*~
- Jak mają się sprawy? - Albus Dumbledore rozsiada się wygodnie na fotelu z fioletowym obiciem i splata ze sobą dłonie, które kładzie na biurku. Przed nim na dwóch identycznych krzesłach siedzi dwójka Gryfonów. Hermiona odgarnia włosy do tyłu i wbija w dyrektora Hogwartu zimne spojrzenie.
- Nie podobają mi się pana metody, profesorze - mówi odważnie. Zakłada ręce na piersi i zaciska wargi w cienką linijkę.
- Nie zawsze można mieć to, co się chce - zauważa starzec. Zerka na pustą żerdź feniksa, na której już dawno osiadł kurz, i wzdycha ciężko.
- Nie jestem głupia, wiem to. Jednak... wymazywanie pamięci? To sprzeczne z podstawowymi prawami człowieka! Czytał pan chociaż Powszechną Deklarację Praw Człowieka? - pyta. Dumbledore milczy, więc dziewczyna kontynuuje: - A powinien pan. Takie działanie jest sprzeczne z artykułem dwunastym, piątym, także osiemnastym i dziewiętnastym tejże deklaracji! Nie wspominając o trzecim oczywiście, bo to absolutna podstawa! W końcu każdy człowiek ma prawo do wolności!
Ron kładzie jej rękę na kolanie, więc dziewczyna i jego mrozi wzrokiem.
- Hermiona... ale to mugolskie prawa...
- To prawa człowieka! A czarodzieje nadal są ludźmi. Chyba że coś mnie ominęło? - pyta, kierując pytanie do Dumbledore'a.
- To nie takie proste, panno Granger.
- Ależ skąd! Moje pytanie jest bardzo proste.
- Pomyślę nad tym - obiecuje dyrektor Hogwartu, po czym przenosi wzrok na Rona: - Z Harrym wszystko w porządku?
Hermiona głośno prycha, a Ron niepewnie spogląda na przyjaciółkę, przełyka ślinę i odpowiada:
- Myślę, że tak, choć zachowuje dystans...
- Oczywiście, że zachowuje dystans! - przerywa mu Hermiona. - Jest skołowany, bo ktoś wymazał mu pamięć. - Spogląda przez chwilę na Dumbledore'a, po czym wbija wzrok w gablotę ze złotymi przyrządami.
- Mam wrażenie, że o czymś nam nie mówi - wyznaje Ron. - Ale z drugiej strony ma problemy z Umbridge, więc może w tym tkwi problem... Naprawdę nic nie można zrobić z tym, że ona torturuje uczniów?
- Już nie wspomnę, ile artykułów łamie jej zachowanie - mruczy Hermiona pod nosem.
- Jak już wspominałem kiedyś, mam związane ręce - mówi Dumbledore i w zamyśleniu gładzi długą, srebrną brodę. - Teraz nie mogę zareagować w jakikolwiek sposób, jeśli nie chcę, by Harry trafił do kolejnego więzienia. - Przez chwilę milczy, a Ron i Hermiona idą jego przykładem. - Obserwujcie Harry'ego uważnie. Amulet nie jest niezawodny. Prędzej czy później Voldemort odkryje wszystkie luki i zaatakuje, gdy Harry będzie najsłabszy.
- Czyli Sam-Wiesz-Kto może swobodnie rozmawiać z Harrym, jeśli ten tylko będzie słaby?
- Niestety.
- Do bani ta ochrona - zauważa Ron i marszczy brwi.
- Zdaję sobie z tego sprawę... Dlatego zastosowałem ją w ostateczności, łącząc z amnezją. To powinno wytrzymać do czasu pokonania Voldemorta... Albo przynajmniej do chwil, gdy nie wymyślimy czegoś lepszego. A teraz, panno Granger, wspominałaś o dziwnych spiralach na palcach Harry'ego?
- Wspominałam - przyznaje niechętnie dziewczyna. - Wyglądają identycznie jak te w książce.
Hermiona nadal ma za złe Ronowi, który poleciał do dyrektora i wypaplał jak to ona ukradła mu książkę. Nie spotkała ją żadna kara, bo skopiowane zapiski okazały się ważne, ale nieprzyjemny uścisk w sercu pozostał. Gryfonka nie może pozbyć się dziwnego uczucia, że te informacje powinny pozostać między nią a Ronem.
- Aktywnie prowadzę badania na ten temat i myślę, że wnioski będą dość ponure i tragiczne.
Dumbledore'owi nie jest dane dokończyć, bo rozlega się głośnie pukanie i do gabinetu w pośpiechu wchodzi Minerwa McGonagall. Poprawia okulary i otwiera usta, ale żadne słowo z nich nie wychodzi, bo do środka wpada Syriusz Black z rozwichrzonych włosach i morderczym błyskiem w oku.
- GDZIE JEST HARRY?!
Za nim wbiega zdyszany Remus Lupin i łapie przyjaciela za rękaw.
- Dzień dobry, dyrektorze - wita się, nawet nie spoglądając na Dumbledore'a i próbuje przemówić Łapie do rozsądku. - Uspokój się, krzykiem nic nie wskórasz.
- A założysz się? - Ton głosu Syriusza zwiastuje, że ten do ostatniego oddechu będzie walczył, by wyszło na jego. Lupin poddaje się z cichym westchnieniem i przywołuje krzesło, na którym rozsiada się wygodnie, by obserwować konfrontację dwóch czarodziejów.
- Witaj, Syriuszu - mówi Dumbledore i wstaje z cichym stęknięciem. - Jak podróż?
- O tym później. - Syriusz macha ręką, jakby fakt znalezienia trupa oczyszczenia imienia niewinnego człowieka w ogóle go nie obchodził. - Harry jest ważny i o Harrym porozmawiajmy. Co nie, Lunatyku?
- Co? - Remus jakby przebudza się z letargu. Poprawia włosy i odchrząkuje. - Ach, tak. Jasne, Harry. Słyszeliśmy, że jest w Hogwarcie, więc przybyliśmy najszybciej jak się dało.
- Chcę się zobaczyć z moim chrześniakiem! - żąda Syriusz i uderza pięścią w burko dyrektora. Dumbledore tylko wzdycha, a zamiast niego odzywa się Hermiona:
- Fajnie, gdyby coś pamiętał - prycha, nie patrząc na nikogo konkretnego.
- Co? - Syriusz rozgląda się po czarodziejach zebranych w gabinecie zdezorientowany, ostatecznie jego wzrok spoczywa na Albusie Dumbledorze. - Coś ty znowu mu zrobił?
- Syriuszu - mówi Dumbledore spokojnie - może najpierw usiądziesz? Weź cytrynowego dropsa i uspokój temperament, nie chcemy tu żadnych zbędnych kłótni.
Syriusz, owszem, siada na krześle, ale każdy gest wykonuje ze zmarszczonymi groźne brwiami zbyteczną siłą niczym dziecko po kłótni z rodzicami manifestujące swoją złość trzaskaniem drzwiami.
- No słucham? - Odchyla się na krześle i zakłada ręce na piersi, co wraz z jego czarnym strojem i ciężkimi butami tworzy obraz buntowniczego nastolatka. Jedyna różnica polega na paru zmarszczkach i zaroście.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jaki wpływ ma Azkaban na...
- Nie będę słuchał takich bzdur! - Łapa gwałtownie wstaje i odwraca się w stronę Lupina. - Lunio! Idziemy!
- Ale gdzie? - pyta Dumbledore. - Syriuszu! To jest szkoła, nie możesz od tak sobie paradować po korytarzach!
- A założysz się? - warczy, po czym wychodzi, głośno trzaskając drzwiami. Oszołomiona McGonagall kręci głową z politowaniem, a Dumbledore wzdycha już po raz kolejny tego męczącego wieczoru.
- To właśnie oznaczało, że pójdzie do Harry'ego i nawet horda hipogryfów go nie powstrzyma. - Lupin uśmiecha się lekko i podnosi się z krzesła. - Lepiej pójdę za nim i go przypilnuję - tłumaczy, po czym pospiesznie wychodzi. - I wezwij zaufanych aurorów, jak wrócimy, będziemy musieli poważnie porozmawiać.
- To ja też już pójdę - wymiguje się Hermiona. Za nią wychodzi profesor od transmutacji, a Dumbledore zostaje sam na sam z Ronem.
~*~
Czarny pies przemierza opustoszałe korytarze Hogwartu, by zatrzymać się przed portretem Grubej Damy. Wystawia różowy język i dyszy głośno. Za nim biegnie były nauczyciel, który cały czerwony na twarzy próbuje coś wydukać.
- Harry... My do Harry'ego.
Pies szczeka donośnie na znak aprobaty słów Lupina. Postać na portrecie przebudza się wskutek głośnego dźwięku, kobieta w sukni aż podskakuje, po czym spogląda ostrym wzrokiem na przybyszów.
- I dlatego mnie obudziliście? - pyta z niezadowoloną miną. - Nie wpuszczę bez hasła.
- Urg Utytłany! - wykrzykuje Hermiona na jednym wydechu. Wymienia z Lupinem zmęczone uśmiechy, gdy Gruba Dama otwiera przejście, a Łapa wskakuje do środka, merdając ogonem.
Syriusz wdrapuje się po schodach i otwiera drzwi do dormitorium chłopców piątego roku, stając na tylnych łapach i opierając się przednimi. Gdy tylko wbiega do pomieszczenia, kieruje się do łóżka swojego chrześniaka. Dzięki wyostrzonemu węchowi odnajduje go szybko i już po chwili wskakuje na łóżko z czerwoną pościelą.
Harry budzi się gwałtownie, czując przytłaczając ciężar na piersi. Jego ręka automatycznie wędruje do łańcuszka, ale szybko opada na łóżko, gdy widzi wielki, czarny kształt nad sobą. Przez chwilę serce dudni w piersi ze strachu, ale przysłowiowe zębatki w umyśle obracają się prędko i Harry rozpoznaje Wąchacza.
- Syriusz? - pyta, otwierając szeroko oczy z zaskoczenia. - Co ty tu robisz?
Harry pospiesznie odsuwa kołdrę i schodzi z łóżka. Rozgląda się w panice po pokoju, na szczęście pozostali Gryfoni nadal smacznie śpią, więc może odetchnąć z ulgą.
- Chodźmy porozmawiać gdzieś, gdzie będzie bezpiecznie, co? - mruczy i głaszcze psa po głowie.
Wybór pada na opuszczoną klasę od transmutacji. Hermiona wyczarowuje wątłe światełko, które starym, dobrym sposobem wkłada do słoika, a Syriusz w sekundę staje się na powrót człowiekiem i od razu miażdży Harry'ego w rodzicielskim uścisku.
- Harry! - woła i ociera niechcianą łzę. Potter uśmiecha się na widok wzruszenia ojca chrzestnego i wtula się bardziej w szeroką pierś mężczyzny.
Remus siada na zakurzonej podłodze i obserwuje ich z uśmiechem, a Hermiona wycofuje się po cichu, stwierdzając, że to nie jest jej moment, ale Syriusza i Harry'ego.
Przez calutką noc ich trójka siedzi na podłodze i rozmawia, próbując nadrobić stracone lata. Są śmiechy, krzyki i parę łez wytartych ukradkiem. Harry czuje się tak jak nie czuł się już bardzo dawno - najzwyczajniej w świecie jest szczęśliwy.
A łańcuszek wisi na szyi zapomniany.
________________________
no hej, hej~! przyznawać się, kto nie śpi? bo powinniście, już prawie północ, a o północy niebezpiecznie: duchy, widma, wampiry i te sprawy...
lupin to mood w tym rozdziale xd to taki pocieszny człowiek, że aż mam ochotę go wyściskać!
nie mam pojęcia, czy Łapa w książkach miał zarost, ale strasznie lubię jego filmową wersję, więc niech już zostanie tak ^.^
i nie byłabym sobą, gdybym nie kazała powiedzieć Hermionie parę prawniczych kwestii, no hej! oxyte edukuje! będziecie mogli zabłysnąć na wosie ;)
ps. wybaczcie błędy ;(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top