Czarno-białe Niebo

Nim uświadomiłem sobie co powiedziałem Kageyamie, minął cały dzień. Z jednej strony żałowałem tego, a z drugiej cieszyłem się. Nie obyło się też bez małego morza łez na ukochanej lekcji matematyki. Nawet nauczycielka zauważyła mój humor i pozwoliła mi wyjść z sali. Chciałem grzecznie odmówić, ale zagroźiła mi jedynką...

Dlatego teraz zastanawiałem się, czy lepiej jest skłamać, że boli mnie brzuch i nie wejść do pokoju klubowego. Po drugiej stronie może już być Kageyama i na mnie czeka. Nogi same się pode mną uginały, gdy klamka niebezpiecznie się otworzyła. Na moje szczęście był to Tsukishima.

- O, to ty. Myślałem, że to Yamaguchi. - blondyn chciał zamknąć mi drzwi przed nosem, ale w ostatniej chwili udało mi się go powstrzymać.

- Możemy porozmawiać?

- Ja nie jestem psychologiem. Nie umiem doradzać w sprawach męsko-męskich. - niechętnie wpuścił mnie do środka i o dziwo byliśmy tu tylko my.

- Wiem, ale... co byś zrobił na moim miejscu?

- Że niby miałbym całować Króla? Wolałbym śmierć.

- Ja poważnie mówię. Jestem zagubiony i nie wiem co robić. Przyjaciele sobie pomagają. - Nie wiem czy to dobry pomysł, aby nazywać Tsukishimę przyjacielem, lecz mimo to warto spróbować.

- Ech, ależ z ciebie dziecko. - poprawił swoje okulary i spojrzał na mnie swoimi złotymi oczami - Porozmawiaj z nim. Tyle wystarczy?

- Nawet nie wiem o czym mamy rozmawiać!

- No, chyba coś do niego czujesz, co nie?

- Raczej... tak... - spuściłem wzrok i zacząłem bawić się moimi palcami.

- Więc masz rozwiązanie. Twój mały móżdżek powinien reszty się domyślić.

- Pomyliłem się do ciebie. Jesteś okropnym przyjacielem! - wstawiłem mu język, a on tylko prychnął.

~●~

- Hinata! - Kageyama złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Wyglądał na zdeterminowanego. - Wróćmy razem.

- O-okej...

Przez jakiś czas szliśmy w ciszy, aż nie dotarliśmy to tego samego parku, w którym pierwszy raz się całowaliśmy. Było to trochę zawstydzające, jednak w jakimś stopniu słodkie... STOP. Słodkie? Serio, Shouyou?

- Dokończmy naszą rozmowę. - zagaił i usiadł na ławce pod romantycznym drzewem - Widziałeś nas?

- No... tak... - Ja także usiadłem, ale spory kawałek dalej.

- Jesteś zazdrosny?

- CO?! NIE! NIE JESTEM ZAZDROSNY! PO PROSTU NIE PODOBA MI SIĘ TO! I... I... I... I... - nie umiałem wymyślić nic mądrego. Kageyama cicho się zaśmiał.

- Jesteś. W końcu też bym się wkurzył jeśli ktoś z kim się umawiam całował się z kimś innym za moimi plecami.

Chwila, czy on właśnie powiedział, że... MY SIĘ UMAWIAMY?!

- My... chodzimy ze sobą...? - moje pytanie najwyraźniej go zdziwiło.

- A ty jak zwykle nie kumaty. Chyba nie całowałbym cię gdybyśmy nie byli razem.

- Ale... przecież... Oikawa-san i ty... - język plątał mi się i nie mogłem powiedzieć nic.

- To on pocałował mnie. Nie ja go. Nie chciałem tego. Między nami nic nie ma. - zapewnił mnie i objął moją rękę swoją. Zarumieniłem się na ten gest.

- Czyli... skoro mówisz, że... umawiamy się, to... mógłbym coś powiedzieć?

- Jasne.

Spojrzałem w górę i zobaczyłem wiele gwiazd. Chwilę zastanawiałem się jak mam to powiedzieć (bo w końcu to pierwszy raz kiedy to powiem) i tylko przyglądałem się gwiazdom. Po krótkiej chwili przeniosłem swój wzrok na twarz wyższego.

- Ja... kocham cię.

Nim się obejrzałem Kageyama przyciągnął mnie do siebie i pocałował jak jeszcze nigdy od tych trzech tygodni. Pocałunek był z wielką miłością i łapczywością. Jakby każdy jego ruch miał mnie zachęcić do czegoś jeszcze. Opamiętałem się dopiero wtedy, kiedy jego ręką zaczęła powoli wchodzić pod górną część mojego mundurka.

- Łapy przy sobie! - uderzyłem go w rękę, którą miał zamiar mnie obmacać i odsunąłem się dalej niż poprzednio.

- Przecież mam do tego prawo!

- Nie, nie masz! I lepiej nie rób tak więcej bo dostaniesz niżej niż w rękę! - zagroźiłem mu, a on od razu się uciszył - Masz być milszy dla swojego CHŁOPAKA.

- To, że jesteśmy razem, wcale nie upoważnia cię do tego, że będziesz miał specjalne traktowanie. - rozgrywający wstał i zaczął iść w kierunku wyjścia.

- Nawet odrobiny?! - podbiegłem do niego i szliśmy w równym tępie.

- Nawet odrobiny. - odpowiedział, po czym złapał mnie za rękę, rumieniąc się przy tym - N-nie robię tego dlatego, że chcę! Jest po prostu zimno!

- Powiedzmy, że Ci wierzę...

Szliśmy tak w ciszy. I tylko gwiazdy z góry na czarnym niebie nas obserwowały.

Więc tak... chcę wam powiedzieć, że został jeszcze jeden rozdział... Co prawda miało być ich tylko 7, to naprawdę mi przykro że tak szybko to się skończyło. To do jutra ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top