Czarne Niebo


Kageyama Tobio od naszego pierwszego spotkania był dla mnie prawdziwą zagadką. Jego krzywe spojrzenie na moją osobę powodowało u mnie dreszcz, które również odbiło się na mojej grze. Nie to, że obwiniam go winą. Po prostu wtedy nie przyzwyczaiłem się jeszcze do jego charakteru. Właściwie to nadal jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem.

- Nie martw się, Oniisan! Jestem pewna, że Kageyama nie jest aż tak zły, jakim go przedstawiasz! - mała Natsu przytuliła się tylko do mojego boku i uśmiechnęła promiennie. Jak jej nie kochać za bezgraniczną dobroć?

- Czasami jest może miły, ale tak naprawdę to istny demon.

- D-de-demon...?! Braciszek ma za przyjaciela d-de-demo-na?! - dziewczynka podskoczyła z wrażenia i zbledła jej słodka twarzyczka. A ja, jak ten idiota analizowałem swoje i jej słowa.

- Nie, nie, Natsu! To tylko taka metafora! Kageyama nie jest demonem, przysięgam!

- N-naprawdę?

- Shouyou? Znowu straszysz siostrę swoimi bajkami o koledze z drużyny? - do salonu weszła moja mama - Może przydałbyś się na coś i poszedł do sklepu po ryż?

Żeby nie wkurzając więcej mojej rodzicielki postanowiłem pójść po ten ryż. A dokładniej to pojechać. Zanim wyjechałem spod domu, widziałem jak Natsu macha mi przez okno. Górka, którą zjeżdżałem była pusta, co wykorzystałem i z całą prędkością zjechałem z niej. To było naprawdę zabawne. Nawet jak kupowałem ryż czułem się jeszcze podekscytowany jazdą. Jednak jechanie pod górę nie należało do  najprzyjemniejszych.

- Hinata? - a najgorsze w tym wszystkim może być fakt, że Kageyama stoi tuż za mną. Na serio?

- K-kageyama! Cześć!

- Ta. Hej. - czemu wydaje mi się, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać? A może to dalej to uczucie jazdy pod górkę? - Chciałbym z tobą porozmawiać.

Tym razem miałem prawo być zdziwiony. Jeszcze zaledwie trzy godziny temu nie chciał mnie za oczy widzieć, a teraz? Tak po prostu chce ze mną porozmawiać? Jednak taka okazja już może się nie powtórzyć, prawa?

Nasza "rozmowa" przeniosła się na bardziej przyjazne okolice. Okolice parku. Zawsze uważałem, że pójdę tam z jakąś dziewczyną i tam będę się pierwszy raz całował. Ale to tylko moje wyobrażenia! I to, że akurat usiedliśmy pod najbardziej romantycznym drzewem jest czystym przypadkiem!

- Więc... chcesz ze mną porozmawiać?

- W pewnym sensie. - odpowiada ze spokojem. Jak dla mnie to on jest zbyt spokojny. - Jeśli jesteś zły za to, że nie odzywałem się do ciebie, to przepraszam. Miałem po prostu coś do przemyślenia.

Spojrzałem na niebo nad nami. Było czarne i prawie pozbawione gwiazd. Jedynie światło latarni i księżyca oświetlało mi jego twarz. Twarz, która w tym momencie wydała się naprawdę ciekawa.

- Nie w tym rzecz! Ty byłeś-  Właściwie byłem troszeczkę zły.

- Troszeczkę? Rzuciłeś we mnie kartonem po soku! - uderzył mnie w tył głowy i tym samym uświadomił, że stary Kageyama wrócił. Zaśmiałem się i spojrzałem w jego oczy. Wydawały się piękne, a usta same mnie przyciągały. Po chwili spostrzegłem, że pocałowałem go.

On jednak bez zawachania (no może z małym) oddał pocałunek. I nawet więcej! Włożył swój język do moich ust. Podobało mi się to i nie chciałem przestać. Sam nawet zacząłem podlegać tej pieszczocie. Jednak to nadal był... pocałunek z Kageyamą. Kilka minut zajęło zanim otrząsnęliśmy się z tego czaru.

- Dlaczego to robimy? - jego ton głosu był poważny. A problem polegał na tym, że ja również tego nie wiedziałem.

- No bo... ja... ech. To był błąd. Przepra-

- Idiota. Nie pytałem dlaczego tak postąpiłeś. Miałem na myśli dlaczego całujemy się gdy na niebie nie ma ani jednej gwiazdy? To nie jest zbytnio romantyczne, wiesz?

-Hę?

-Czy ty zawsze musisz być... TAKI?

-A co to niby miało znaczyć?!

- To, że jesteś kompletnym idiotą. -przysunął się bliżej mnie i kolejny raz się pocałowaliśmy.

A ja podświadomie czułem, że to nigdy nie powinno się wydarzyć. Myślę, że on także tak myślał. Czy to oznaczałoby, że mogliśmy to po prostu zakończyć?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top