Nie straciłam go 3

Eleonor

Siedzimy w tym naszym tajnym schronie od dobrych kilku godzin, w sumie już na dworze za pewne od dawna świta, więc chyba powinniśmy wyjść i sprawdzić... Ale najpierw muszę chyba uprzedzić przyjaciela odnośnie kim są moi rodzice.

-Ed?

-Tak El?

-Muszę ci coś powiedzieć- mówię cicho.

- Słucham maleńka- głaska moją dłoń uspokajająco.

-Moi rodzice, ci adopcyjni oni... oni są zmiennymi. No wiesz potrafią zmienić się w wilka- mówię trochę niepewnie, bo nie wiem jak Ed na to zareaguje.

-Wiem- oświadcza ot tak sobie.

-Zaraz jak to wiesz? Co to ma znaczyć?- Pytam zszokowana.

-Od pierwszego dnia kiedy ich poznałem, wiedziałem. 

-Ale skąd? Na pewno ci tego nie powiedzieli- kręcę głową.- Ale dlaczego mi się nie przyznałeś, że wiesz?- Pytam i spuszczam głowę.

-El popatrz na mnie- rozkazuje mi i podnosi moją głowę do góry. -Wiedziałem, bo sam jestem taki jak oni.- Mówi patrząc mi prosto w oczy.

Ja się chyba przesłyszałam. Czy on powiedział, że jest ....? Nie, to niemożliwe, na pewno źle usłyszałam. Tak, na pewno to w wyniku szoku tego co się stało.

- El, jestem wilkiem- przyjaciel ponownie się odzywa.

-Niemożliwe- kręcę głową.- Jak mogłeś? Dlaczego to przede mną ukrywałeś?!- Podnoszę głos.

-Uspokój się- przyciąga mnie w swoje objęcia. -Powiem ci wszystko, ale uspokój się- mówi do mnie łagodnym tonem i wypuszcza mnie ze swoich ramion.

-Dobrze- mój głos prawie przypomina szept.

-Kiedy pierwszy raz przyprowadziłaś mnie tutaj, wyczułem ich zapach i wiedziałem, że są zmiennymi, tak samo jak oni wiedzieli, kim ja jestem. Twoi rodzicie zaakceptowali mnie tak szybko, bo jestem jak oni. Wtedy również poprosili mnie, żebym się tobą opiekował i uważał na ciebie, bo widzieli, że łączy nas przyjaźń.  Obiecałem im również, że nie powiem ci kim naprawdę jestem. 

Wysłuchałam go i nie wierzę, że mnie okłamywał przez prawie dwa lata. Nie, oni wszyscy mnie okłamywali. Żyłam dwa lata w nieświadomości. Tylko nie rozumiem jaki mieli w tym cel, przecież nic by się nie stało jakbym wiedziała, że Ed jest wilkiem. A to w nocy? Przecież wiedział, co to za dźwięk i jeszcze udawał, że nie wie co to było. Przebrzydły kłamca.

-El powiedz coś- wręcz błaga przyjaciel.

- A co ja mam ci powiedzieć? Nie wiem co chcesz usłyszeć. 

-Nie wiem, cokolwiek. Powiedz, że mi wybaczysz, że nie jesteś na mnie zła.

I co ja mam mu odpowiedzieć, jak sama nie wiem? Okłamał mnie i pewnie dalej by to robił. Przepełnia mnie frustracja. W głowie mam tylko jedno pytanie, które muszę mu zadać, nawet jeżeli kosztowałoby mnie to utratę przyjaciela. 

-Edmund- specjalnie użyłam jego pełnego imienia, którego nie trawi.- Czy to co jest między nami... nasza przyjaźń jest prawdziwa? - Wypowiadam pytanie, a ona marszczy brwi jakby nierozumiejąc o co mi chodzi.- Czy ty przyjaźnisz się ze mną, bo to jest część twojej obietnicy?- Wykrztuszam pytanie, które powoduje ból mojej duszy.

Nie zniosę, jeżeli stracę również jego. 

- Chryste, to nie tak- szybkim ruchem ramion przyciska moje ciało do swojego, że ledwo mogę oddychać. - Maleńka, nie musiałem im obiecywać przyjaźni z tobą. Przyjaźniłbym się z tobą, nawet jeżeliby mi tego zabronili. Kocham cię skarbie- całuje mnie w czoło, po czym kładzie swoją brodę na czubku mojej głowy.

Jego słowa mnie uspokoiły i dały nadzieję, że przez jakiś czas będzie przy mnie. Wiem, że jak znajdzie swoją bratnią duszę, ja pójdę w odstawkę, ale póki co... Nie straciłam go.

-Cieszę się, że nie straciłam cie- mówię słowa prawdy, wtulona mocno w jego klatkę.

-Damy sobie radę mała. Ty i ja musimy jakoś żyć dalej.

Jego słowa sprowadziły mnie do brzydkiej rzeczywistości, z którą za chwilę przyjdzie mi się zmierzyć. Musimy stąd wyjść i sprawdzić co się w nocy stało. Nabieram duży haust powietrze i powoli go wypuszczam.

-Musimy stąd wyjść- mówię z determinacją.

-Wiem, ale nie wiem czy to co zobaczysz jest...

-Musze ich zobaczyć- wcinam mu się w zdanie. -Ed to moi rodzice. Jedyni jakich posiadam. Rozumiesz?

-Tak, więc chodźmy.

Podnoszę dźwignię i powoli przesuwam ścianę, a następnie po cichu opuszczamy nasze schronienie. Pierwszy wychodzi Ed, a następnie ja. Jednak to co zastaje w swoim pokoju, powoduje przyspieszone bycie mojego serca. Pomieszczenie wygląda jakby wybuchła w nim bomba atomowa, wszystko powywracane,poniszczone. Wygląda to tak, jakby ktoś czegoś szukał, bo nawet szuflady z mojego biurka walają się na podłodze.

-Chodź, nie możemy tutaj zostać, bo ten ktoś może wrócić- oświadcza mój przyjaciel, a ja potakuję głową.

-Musimy zajrzeć do...- przełykam głośno ślinę- do rodziców- mówię z zaciśniętym gardłem

-Ok, ale szybko- przyjaciel zgadza się i szybkim krokiem kierujemy się na na drugi koniec korytarza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top