Noc i polowanie, czyli jak prawie wychodzi na jaw kim jestem

Gdy weszłam do mieszkania, poczułam, że ktoś w nim jest i miałam rację. Gdy tylko weszłam do holu, uderzył mnie zapach Volturi. Warknęłam ostrzegawczo, ale po chwili umilkłam. Westchnęłam i weszłam do salonu, gdzie zauważyłam sześć par jarzących się czerwienią oczu. Moje oczy błysnęły czystym złotem. Pstryknęłam palcami i światło się oświeciło. Rozejrzałam się po salonie.
- Witaj, Aro. Czemu nachodzisz mnie w własnym domu?
- Oh, witaj droga Lilianno. Przepraszam cię jeśli to w taki sposób odebrałaś. Chciałem sprawdzić co u ciebie słychać - powiedział czarnowłosy, a Caius uśmiechnął się do mnie... przyjaźnie. Piekło zamarza, bo Kajusz uśmiechnął się przyjaźnie, a nie złowrogo!
- Nadal podziwiam twój dar, kochanieńka. Czy mógłbym...? - podszedł do mnie i wskazał na moją prawą dłoń. Kiwnęłam głową na znak zgody. Wampir ujął ostrożnie moją dłoń i zagłębił się w moich wspomnieniach.
- No cóż, zostaję się nam tylko z tobą pożegnać. Żegnaj, Lilianno - powiedział i szóstka wampirów opuściła mój dom.

Gdy noc już panowała, udałam się do lasu. Musiałam zapolować, gdyż moje oczy ściemniały po wizycie Volturi. Może i byłam zaprzyjaźniona z Aro, gdyż nie raz pomagałam im zlokalizować wampiry, które nie przestrzegały praw, ale i tak one mnie obowiązywały.

Wracałam już z udanego polowania. W głowie nadal miałam jedną myśl. Kto mnie przemienił.  Te pytanie kłębiło mi się w głowie odkąd pamiętam. Nie wiedziałam kto to był, ale miałam jedną pewność.
Był to jeden z Volturi, wysko postawiony. 

Nawet nie wiedziałam kiedy przede mną pojawił się blondyn z dzisiejszego wieczoru. Carlisle Cullen, czyli jedyny mężczyzna którego kochałam.
- Co tu robisz?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top