Epilog cz.1

Wiercę się po łóżku próbując znaleźć dla siebie wygodną pozycję. Przez mój wielki brzuch jest to jednak bardzo ciężkie.

Jak ja nie znoszę bycia w ciąży.

Kto wymyślił, że dziecko trzeba w sobie nosić przez tyle miesięcy. Przecież to jest nie do wytrzymania.

− Potrzebujesz czegoś? – pyta zaspany Nero. Jak zwykle go obudziłam.

− Nie, muszę się przejść – powoli wstaje, bo z siedmiomiesięcznym brzuchem nie jest to proste. Szkoda, że to wszystko nie tak jak w filmach. Rzeczywistość jest o wiele gorsza.

Mój mąż już nic nie odpowiada tylko przyciska głowę do poduszki.

Opuszczam pokój i idę cicho po korytarzu, bo nie chce nikogo obudzić. Moim rodzicom udało się dokonać niemożliwego i przekonali nas byśmy zostali u nich do porodu. Nero na początku bardzo marudził, że ma swoje interesy do pilnowania, ale tata w dosadny sposób wyjaśnił mu, że on wcale nie jest tu niezbędny i może sobie w każdej chwili jechać.

Ja to jestem tak przestraszona tym wszystkim, że jest zadowolona, że mam przy sobie tyle osób, które mogą mi pomóc.

Jest ciemno, ale ja i tak decyduje się wyjść do ogrodu. Świeże powietrze na pewno dobrze mi zrobi.

Po przejściu kawałka zauważam, że ktoś klęczy obok krzewów. Jest to bardzo dziwne, więc powoli tam podchodzę.

− To już dwadzieścia jeden lat odkąd cię straciłam kochanie – szybko rozpoznaje głos mamy. Staje, więc w miejscu by nie psuć jej tej intymnej chwili. – Nie mam pojęcia czy byłeś chłopcem czy dziewczynką, ale dla mnie to nie ma żadnego znaczenia. I chociaż jak jeszcze we mnie żyłeś o tym nie wiedziałam to wiedź, że kocham cię tak samo jak moje inne dzieci.

Czyli to rocznica śmierci jednego z mojego rodzeństwa.

− Wiem, że czuwałeś nad Liv i Chris'em i dlatego udało mi się ich donosić. I chodź oni pojawili się szybko po twojej śmierci to nie sprawiło to, że o tobie zapomniałam. Mama zawsze będzie cię kochać.

Mama wstaje, ale ja przez swój stan nie daje rady szybko się usunąć z pola jej widzenia.

Jak tylko mnie zauważa to nieruchomieje.

− Czemu nie śpisz kochanie? – pyta ocierając łzy.

Zbliżam się do niej i ją przytulam. Nie mówię nic, po prostu daje jej swoją bliskość.

− Nie proś mnie bym ci o tym wszystkim opowiadała, bo nie jestem w stanie tego zrobić.

− Rozumiem, bardzo cię kocham – mówię to co czuję, że właśnie teraz powinnam powiedzieć.

***

Spodziewałam się, że dzisiejsza rodzinna kolacja okaże się prawdziwą katastrofą, ale póki co nikt jeszcze na nikogo się nie rzucił. Mama jednak zadbała by Nero ani wujek Alex nie siedzieli naprzeciwko siebie.

Wujek jednak jest dziś pochłonięty swoimi nowymi córeczkami. Były pewne problemy związane z adopcją, ale wreszcie on i ciocia Lydia mają dwie trzyletnie dziewczynki. Blondwłose bliźniaczki Julie i Alicie.

Wujek trzyma je obie na kolanach ciągle zagadując.

Nie zwraca uwagi na nikogo poza nimi.

− Jedną zagłaskał by na śmierć – odpowiada ciocia gdy tata pyta czemu właśnie bliźniaczki. − A ty Liv kiedy będziesz rodzić?

− Za około sześć tygodni nasza córeczka powinna być już na świecie – odpowiada jej Nero.

Ona dość szybko pojęła, że Nero nie miał nic wspólnego ze śmiercią Ritchiego. Owszem popełnił błąd kryjąc Roberta, ale ja wierzę, że on nigdy już nie zrobi niczego by zagrozić mojej rodzinie.

− Jak wy je rozróżniacie przecież są identyczne – komentuje Adam.

− Julie ma różową gumkę we włosach, a Alicia niebieską – odpowiada Alex.

− Ja na szczęście miałem łatwo odróżnić moje bliźniaki – mówi tata przez co wszyscy zaczynamy się śmiać.

Wreszcie czuję się naprawdę szczęśliwa.

No to mamy pierwszą cześć epilogu. Liczę na waszą opinię. Jak myślicie druga będzie szczęśliwa czy wręcz przeciwnie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top