98


To, że Harry mnie nie znosi nigdy w żaden sposób mi nie przeszkadzało, lecz teraz gdy Victoria na każdym kroku okazuje mi niechęć nie jest dla mnie zbyt komfortowe. Wiem, że bardzo ją zraniłem, ale i tak przez wiele lat starałem się chronić jej rodzinę.

Wiem jednak, że ona teraz tego nie doceni.

Livia wyszła gdzieś z ojcem, bo on od kilku ładnych godzin truł jej, że przyszedł czas by spędzili dzień razem.

Chris też się gdzieś ulotnił, a ja miałem siedzieć w pokoju. Muszę jednak coś zrobić, bo mam dość tego, że Torii nie może nawet spojrzeć w moją stronę.

Schodzę na dół i tym razem szczęście mi dopisuje, bo ona właśnie tam jest. Siedzi z komputerem na kolanach i nie zauważyła, że się pojawiłem.

− Jak zawsze dużo pracujesz – zaczynam rozmowę, a ona niechętnie na mnie spogląda.

− Przypominam ci, że miałeś mi się nie pokazywać na oczy. A tym bardziej nie muszę cię znosić teraz gdy nie ma Liv.

Zamyka laptopa i wstaje.

− Nie mogę nikomu o tym powiedzieć, ale bardzo się boję czy dziecko będzie zdrowe – nie obciążam Liv moimi zmartwieniami, bo nie chce by to jej zaszkodziło.

Victoria staje w miejscu. Wiem, że pewnie przywołałem jej złe wspomnienia, ale musiałem to z siebie wyrzucić.

− Przyznaje, że bardzo chciałem by zaszła w ciążę, ale gdy ją dusiłem to nie miałem pojęcia, że tak szybko nam się udało. Jeśli z dzieckiem będzie coś nie tak to obiecaj, że mnie zabijesz i to w najokrutniejszy sposób jaki tylko przyjdzie ci do głowy.

− Ty pieprzony tchórzu! – Vicky warczy w moją stronę. – Wtedy to będziesz jej najbardziej potrzebny. Nawet nie myśl, że pozwolę ci ją zostawić w takiej sytuacji. A dziecko na pewno będzie zdrowe, nie ma innej opcji. Nie waż się więc ani razu o tym więcej wspominać.

− Nie wiem czy mi uwierzysz, ale ja ją bardzo kocham. I nigdy nie zrobię nic przeciwko niej, ani jej rodzinie. Przysięgam.

− Oby, bo kolejnej zdrady już nie przeżyjesz − oznajmia i wychodzi.

Nie jest tak źle, przynajmniej mnie nie postrzeliła.

Pov Livia

− Od razu ci mówię byś kupiła sobie nowe ubrania, bo to, jak twoje zaczną robić się ciasne to będzie cię niepotrzebnie denerwować – radzi mi mama jak siedzimy w salonie.

− Okej, ale na pewno nie zrezygnuje ze spodni.

− W pewnym momencie sukienki będą dużo bardziej praktyczne i wygodniejsze.

− Na całe szczęście ja nie będę miała bliźniaków – komunikuje, a mama tylko się uśmiecha.

− Tak za tobą tęskniłem księżniczko – podnoszę głowę i zauważam idącego w moją stronę uśmiechniętego wujka Alexa. Wygląda, że już wszystko jest z nim okej.

− Tylko pamiętaj co mi obiecałeś – mówi do niego mama. Najwidoczniej to ona zaplanowała nasze spotkanie.

− Ależ oczywiście, że pamiętam. Oświadczam, że jestem całkowicie poczytalny i przyszedłem przeprosić Liv za wszystko co się ostatnio stało.

Wstaje i do niego podchodzę.

− Ja też przepraszam za to uderzenie.

− Nie masz za co – oznajmia i mnie do siebie przytula. Trzyma przez chwilę w swoich ramionach i puszcza. Spogląda też na mój brzuch. – W ogóle się nie zaokrągliłaś. Victoria bardzo szybko zaczęła mieć brzuszek – dopiero po chwili zdaje sobie sprawę z tego, że nie powinien mówić tego ostatniego zdania.

− Przypominam, że miałam w sobie dwójkę dzieci. A ty kiedy wybierasz się do tego domu dziecka, bo słyszałam, że już przekonałeś Lydię.

Czyli jednak wujek nie porzucił pomysłu adoptowania dziecka. Dobrze.

− W następnym tygodniu. Lydia woli niemowlak, a ja chciałbym taką trzy, czterolatkę, od razu będzie można się z nią.

− Co on tu robi!?

Najwidoczniej tata nie wiedział o wizycie wujka.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top