81
— To jedziemy? — pytam się wujka. Już się nie mogę doczekać aż będę u mamy. Tak bardzo chcę ją przytulić i na własne oczy zobaczyć, że wszystko z nią w porządku.
— Musimy jeszcze sprawdzić jedną rzecz.
— Dobrze — zgadzam się chociaż nie jest mi to na rękę.
A on wyciąga z kieszeni pudełko z testami ciążowymi.
— Harry bardzo cię kontroluje kochanie, nawet nie masz pojęcia jak jak daleko to zachodzi. On wie o każdej twojej wizycie u lekarza i na dodatek dostaje dokładny raport tego co tam jest omawiane. Ostatnio panikowała, że skończyła ci się ważność zastrzyku antykoncepcyjnego, a Nero na pewno się nie zabezpiecza — Ja pierdole czemu sama o tym wcześniej nie pomyślałam. Przecież ja naprawdę mogę być w ciąży.
— To jedźmy już do tego szpitala, tam zrobią mi badania krwi. One są pewniejsze — ruszam do wyjścia, ale wujek łapie mnie za nadgarstek.
— Nie skarbie. Ty zrobisz ten test tutaj. To ja muszę się dowiedzieć jako pierwszy by ustalić plan działania.
Nie podobają mi się jego słowa.
— Nie rozumiem.
— Przecież jesteś za młoda na dziecko, a chcę teraz córeczki. Poza tym Nero jest mi tak źle winien, on zabrał mi syna to ja wezmę jego córeczkę — dałam się zwieść wujkowi. On ani na chwilę nie odzyskał zdrowego rozsądku. Podstępem sprawił, że mu zaufałam. — Już nie mogę się doczekać — przyciąga mnie do siebie.
— Przecież to jeszcze nic pewnego.
— Ja wierzę, że dasz mi dziecko — wyrywam się z jego objęć. To już nie jest zabawa. Trzeba to jak najszybciej przerwać.
— Nie będzie żadnego dziecka, a teraz chce jechać do mamy — mówię twardym tonem. Do tej pory byłam dla niego miła i nie zdało to żadnego skutku.
— Zrobisz test i wtedy zdecyduję co zrobię. No już leć do łazienki, bo jestem bardzo ciekaw co będzie — podaje mi test, ale ja go nie biorę. W tej kwestii nie ustąpię. Jeśli już jestem w ciąży choć oby nie to jest to moja i mojego męża sprawa. Niczyja więcej.
— Chcę stąd wyjść.
— A ja chcę byś zrobiła test. Proszę tylko byś na to nasikała — wskazuję na pudełko.
— Nie zrobię tego. A nawet jeśli jestem w ciąży to nie znaczy jeszcze, że to będzie córka. Naprawdę chciałbyś wychowywać syna Nero. Wyglądającego dokładnie jak on.
— Jeśli to dziecko istnieje to Nero nie będzie go miał — jego głos nabiera bardzo ostrego tonu. — Córeczka będzie moja, a jeśli to syn to dołączy do mojego Ritchiego. On musi zapłacić za swoje błędy.
Dopiero teraz dociera do mnie jak bardzo potrafi być niebezpieczny wujek Alex. Przecież on teraz mówi o zabójstwie dziecka. I to mojego dziecka. Przecież my jesteśmy rodziną, nie powinniśmy się krzywdzić nawzajem.
— Teraz to na pewno nie zrobię żadnego testu. A ty dopiero co mówiłeś o adopcji.
— No właśnie kochanie, a najlepiej będzie jak to ty urodzisz mi dziecko. To będzie moja krew.
Nie, nie mogę już tego dłużej słychać. Podbiegam do drzwi i zaczynam w nie walić i wołać. Ktoś mnie musi usłyszę i mi pomóc. Przecież do cholery jest tu pełno ludzi.
— Jesteś zupełnie taka jak Victoria i Lydia. One też twierdziły, że mnie kochają i ze mną będą, ale jak już przychodziło co do czego to mnie zostawiły. Tobie już nie dam odejść — chwyta mnie w pasie, a następnie zatyka usta dłonią.
Dla wyjaśnienia od śmierci syna stan Alexa jedynie się pogarszał co on próbował ukryć przed swoją rodziną, a przez to co się u nich działo oni nie zauważyli, że z nim jest coś nie tak.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top