63
Liv dalej się nie ockneła, nie podoba mi się to, ale wiem, że na razie nie ma powodu do zmartwień. Wolną rękę przykładam jej do szyi, malutka oddycha, ale słabo. Trochę przeceniłem jej możliwości. Nikt nigdy nie testował jej ciała, więc nie miała kiedy się zahartować.
Nasze telefony na przemiennie dzwonią, ale ja jestem spokojny. Victoria zawsze była przeciwna nadajnikom w autach i wiem, że tu nic nie ma. A i tak zaraz mam porzucić ten samochód
Podjeżdzam pod prywatny sektor na lotnisku. Zanim gaszę samochód widzę, że Liv powoli odzyskuje przytomność. Nareszcie. Jeszcze trochę, a na pokładzie podpiąłbym ją do tlenu. Chociaż może by jej się to przydało. Chcę by jak najszybciej doszła do sobie.
— W końcu pewnie mnie zabijesz — mówi słabym głosem. Mówi te głupoty przez nagłą utratę przytomności.
— Daj spokój Kitty, zaraz znajdziemy się na pokładzie, a tam mam sypialnie. Połóżmy się i przeproszę cię za to co się stało.
Zatrzymuje się, a następnie wysiadam i podchodzę do strony pasażera. Liv już w tym czasie otworzyła drzwi i stara się sama wyjść. Mała bardzo przecenia swoje możliwości. Bez słowa, więc biorę ją na ręce, a ona nie ma nawet tyle siły by mi się wyrwać.
Nawet najsilniejszego człowieka można szybko osłabić odcinając mu dopływ powietrza.
— Nienawidzę cię — mówi to już kolejny raz, ale ja jej nie wierzę. Ona mnie kocha, nie ma innej opcji. Skoro już pierwszy raz w życiu się zakochałem to musi to być ze wzajemnością.
— Niedługo ci złość na mnie opadnie.
Bez żadnego problemu wchodzę na pokład odrzutowca. Ludzie, którzy ze mną współpracują dobrze wiedzą, że ja nie lubię się powtarzać, więc od razu wykonują moje polecenia.
Rozkazuje także pozbyć się samochodu Livii.
Chcę by jak najdłużej zajęło im domyślenie się, że zabrałem Liv do siebie. Torii nie zasługuje na ten strach o córkę, ale niestety nie ma innego wyjścia.
Liv zajmuje miejsce jak najdalej ode mnie. Spodziewałem się, że będzie walczyła i próbowała stąd uciec. Wiem, że jest osłabiona, ale nie na tyle by nic nie zrobić. Widocznie moja księżniczka chce ze mną jechać, lecz nie chce się do tego przyznać.
— Możesz się położyć skarbie — proponuję, a ona nawet nie zwraca na mnie uwagi. Podchodzę, więc do niej i zajmuje miejsce obok. — No chodź Kitty, wy przytulam cię i od razu poczujesz się lepiej.
Dotykam jej głowy, a ona odskakuje zupełnie tak jakbym ją oparzył.
— Nigdy więcej tego nie rób! Nie masz prawa mnie dotykać! — dopiero teraz gdy podniosła wzrok zauważyłem, że ma oczy pełne łez. Nigdy nie znosiłem jak ona płakała, a teraz tym bardziej jej łzy mnie denerwują.
— Oczywiście, że mam i do dużo większe niż inni. Jestem twoim mężem, ja należę do ciebie, a ty do mnie. Już od dawna ustalaliśmy, że przeprowadzimy się do Las Vegas. Byłem pewien, że cieszysz się z takiego obrotu sprawy.
— Po tym co zrobiłeś nie chcę cię już znać. Nie kocham cię już Nero — jej poważny głos nie wróży nic dobrego, ale chcę wierzyć, że ona wcale tak nie myśli. Przecież to nie możliwe by moja słodka Kitty tak szybko przestała mnie kochać, bo wiem, że nie byłem jej obojętny.
Nie dałaby rady aż tak mnie oszukać.
— Twoje słowa mnie bardzo ranią Liv.
— To ty mnie zraniłeś, wykorzystałeś to, że zawsze cię kochałam. Mało kogo byłam tak pewna jak ciebie. A przez ciebie zginął mój kuzyn, a także mój brat został ranny. Najgorsze jest to, że nie zamierzasz nic robić z tym, że twój znajomy chce zabić mi się pół rodziny.
— Teraz to ja jestem twoją rodziną — przypominam jej.
— Nie jesteś. Zmusiłeś mnie do ślubu, a teraz porwałeś. Z dniem dzisiejszym straciłam do ciebie wszelki sentyment i stałeś się moim wrogiem.
Liczę na waszą opinię, a i na moim profilu jest link do mojego Twittera będę tam dawać zapowiedzi i ciekawostki o moim opowiadaniach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top