Rozdział 1

Moją pierwszą lekcją była znienawidzona przeze mnie matematyka. Udałam się do mojej szafki po książki w między czasie przeglądając Facebooka. Wpisałam szyfr, otworzyłam szafkę wyciągając potrzebne rzeczy. Do rozpoczęcia lekcji zostało siedem minut więc poszłam jeszcze do toalety. Jednak nie dane mi było tam dotrzeć gdyż w moim zamyśleniu, które jest na porządku dziennym, wpadłam na kogoś wychodzącego zza rogu i pacnęłam tyłkiem na podłogę. Spojrzałam do góry aby zobaczyć zdenerwowaną twarz nieskookiego blondyna, który wpatrywał się we mnie z nienawiścią. Szybko wstałam żeby bardiej się nie pogrążać, otrzepałam ciuchy i znowu na niego spojrzałam.

- Kurwa... - nie zdążyłam dokończyć bo Pan Nie Potrafię Chodzić mi przerwał.

- Uważaj jak chodzisz niezdaro! Masz przeprosić bo inaczej pogadamy!

- Takich dupków jak ty nie przepraszam masz na to za wielkie ego i jeszcze nie wiadomo co by ci odwaliło, a teraz spadaj spieszę się na lekcję. - zlustrowałam go krytycznym wzrokiem i trzeba było przyznać, że nawet niezły jest.

Nie miałam zamiaru tam tak stać więc  wyminęłam zdezorientowanego chłopaka - pewnie nie spodziewał się, że pierwszego dnia ktoś mu się sprzeciwi. Nagle na moim nadgarstku poczułam mocny uścisk i szrpnięcie do tyłu przez co uderzyłam o szafki.
Jego twarz była zdecydowanie za blisko, poczułam nieprzyjemne dreszcze biegnące po moim ciele. Spojrzałam mu w oczy i pierwsze co przestraszyłam się go i chciałam jak najszybciej stamtąd uciec niestety byłam bardzo mocno przyciskana do szafek. Po chwili wpatrywania się w moje oczy pociągnął mnie w mniej zatłoczoną część korytarza stając w tej samej pozycji. Przełknęłam ślinę i modliłam się by zdarzył się  jakiś cud.

- Nie takim tonem młoda bo coś może ci się przypadkiem stać. Radzę współpracować bo może być niemiło.- zaśmiał się.

- Grozisz mi?
- Tak, dokładnie  to w tej chwili robię.
- Nie zamierzam cię za nic przepraszać to ty wpadłeś na mnie, a teraz wszystko zwalasz na mnie.

Ach co on sobie wyobraża to, że jest nowy nie oznacza, że wszystko mu wolno. Nie pozwolę aby mnie tak traktowano.

- Przeprosisz tylko jeszcze o tym nie wiesz.- uśmiechnął się  wrednie.

Z końca korytarza usłyszałam śmiech Caluma zapewne idącego z Michaelem. Odetchnęłam z ulgą kiedy podeszli do mnie a blondyn puścił mnie i cofnął się kilka kroków w tył.

- Hej Amelia gdzie podziewa się Ashton? O! Widzę, że już  nie muszę was sobie przedstawiać. Siema Luke.- przybili z nim po kolei piątki.
- Idziemy bo trener nie odpuści nam tego spóźnienia?- zapytał niczego nieświadomy Cal.

- Jasne już idę.- odpowiedział.- A z tobą jeszcze nie skończyłem.- szepnął mi na ucho i z tym swoim uśmieszkiem ruszył za chłopakami.

W tej samej chwili zabrzmiał dzwonek zwiastujący początek męczarni. Miałam co do tego złe przeczucia pobiegłam szybko w stronę sali matematycznej, usiadłam w ostatniej ławce pod oknem i wyciągnęłam podręcznik i zeszyt.
Niedługo potem do sali wszedł nauczyciel, usiadł za biórkiem i zaczął czytać listę obecności. W środku jego mowy do klasy wszedł jakże dobrze już znany Luke Hemmings we własnej osobie. Większość dziewczyn od razu się do niego uśmiechnęła, ja tylko wywróciłam oczami i spojrzałam za okno.

- Pan Hemmings jak widzę?- zapytał facet po czterdziestce z lekką nadwagą i poniekąd siwymi włosami na głowie.

- Tak to ja.- wyszczerzył się.
- Zatem usiądź z panną Irwin i przepisz notatki.

Na te słowa zamarłam, chwilę potem ON siedział obok i przyglądał mi się uważnie. Nienawistny wzrok wszystkich dziewczyn skierował się oczywiście na mnie. Jakżeby inaczej. Westchnęłam cicho i skupiłam się  na monologu nauczyciela próbując nie myśleć o osobie obok mnie. Nie za bardzo mi to wychodziło bo przecież jego wzrok mnie pożerał, odwróciłam się do niego i posłałam mu zdenerwowane spojrzenie. Na co odpowiedział mi tylko tym swoim debilnym i irytującym uśmieszkiem.

- Człowieku czego ty ode mnie chcesz? - zapytałam rozdrażniona.

- Wyduszę z ciebie te przeprosiny ale wtedy zrobisz to przed całą szkołą.

- Nie zmusisz mnie do przeprosin za coś czego nie zrobiłam to ty na mnie wpadłeś.

- Cisza tam z tyłu! -wrzasnął pan Smith.

- Wiesz, że ci tego nie odpuszczę młoda, jeszcze pożałujesz, że mnie obraziłaś. -po czym zaczął wpatrywać się w tablicę.

Oczywiście wtedy nie miałam pojęcia w co się wpakowałam. Nie miałam
zamiaru mu odpuszczać. Może i uczę się tak ja się uczę i jestem miła, ale nie załamię się przez jakiegoś dupka.

Gdy zadzwonił dzwonek szybko wybiegłam z sali. Do końca dnia go uniakałam, a przynajmniej próbowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top