Rozdział 9
POV AMELIA
Obudziłam się w szpitalu. Na fotelu na przeciwko siedział Ash. Obok mnie na krześle siedziała mama. Oboje spali. Nie wiedziałam co się stało. Po chwili wszystkie wspomnienia jak za dotknięciem magicznej różdżki powróciły. Szkoła. Boisko. Słońce. Zimna ściana. Luke. Branzoletka. Łzy wezbrały mi w oczach. Poruszyłam się nieznacznie, ale i tak obudziłam mamę trzymającą mnie za rękę.
- Och kochanie... tak się martwiłam!
- Hej mamo.- miałam zachrypnięty głos. - Od kiedy tu leżę?
- Od wczorajszego południa skarbie. Teraz jest około siódmej, odpoczywaj jeszcze. Lekarz powiedział, że już dzisiaj będziesz mogła wyjść.
- Okej.- uśmiechnęłam się do niej. Kocham ją i nie chcę by się martwiła.
- Pójdę po kawę. Chcesz coś?
- Nie mamo.
- Dobrze, zaraz wracam.
Po chwili obudził się także Ashton, do niego również się uśmiechnęłam. Odpowiedział tym samym i usiadł przy mnie.
- Jak się czujesz?- jak zwykle troskliwy.
- Jest okej.
- To dobrze. Masz mi więcej nie robić takich numerów. Chcesz żebym zszedł na zawał? Dobrze, że Luke był w pobliżu.
Wzdrygnęłam się na jego imię i mruknęłam coś pod nosem. Gdyby go tam nie było nic by się nie stało. Ale to tylko drobny szczegół, o którym wiem tylko ja i on.
Po południu byłam już w domu. Leżałam w łóżku bo mama kazała mi odpoczywać, a Ash mnie pilnował. Rozmawialiśmy razem, oglądaliśmy filmy i śmialiśmy się cały dzień. Oczywiście nie powiedziałam mu nic o zaistniałej sytuacji w jakiej się znalazłam. I nie zamierzałam mówić. Pięć dni potem normalnie mogłam iść do szkoły. Przez ten tydzień nie wychodziłam z domu. Dziwnie się czułam. Nie, nie fizycznie lecz psychicznie. Czułam się obserwowana. Ale gdy się rozglądałam nikogo nie było. Trochę się bałam.
Lekcje minęły spokojnie. Nigdzie nie widziałam Luke'a. To dobrze. Ale niestety musiałam dzisiaj zostać dłużej by nadrobić zaległości. Nie podobało mi się to ale trzeba to kiedyś zrobić. No wiec po lekcjach zostałam w bibliotece i przepisywałam wszystkie tematy, które mnie ominęły. Skończyłam jakoś po 18. Wiem, że zajęło mi to znacznie więcej czasu ni innej osobie, ale ja wolę pisać powoli i starannie. Dlatego zebrałam zeszyty i odłożyłam książki na półki. Wzięłam plecak i wyszłam z budynku. Znowu to dziwne uczucie. Ruszyłam przed siebie zamyślona i nawet nie zauważyłam, że ktoś idzie za mną. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero gdy zostałam pociągnięta za jakiś stary budynek. Zaczęłam się wyrywać, ale w porównaniu z tym gościem, tak, to facet, nie miałam żadnych szans. Wyglądał na młodego. Miał około 25 lat.
- Przestań się szarpać! Nic tym nie zdziałasz.- syknął mi do ucha. Miał szorstki i nieprzyjemny głos.
Chciałam uciec stąd jak najdalej, ale mój rozum podpowiadał by być spokojnym. Tak będzie najlepiej, a przy ucieczce może mnie złapać i bardziej się wkurzyć. Uspokoiłam się, a on uśmiechnął się do mnie, ale nie był to miły uśmiech. Wręcz obrzydliwy, powstrzymałam mimowolny grymas. Przyparł mnie do ściany. No tak jakie to oryginalnie.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie kochana...powiesz swojemu chłoptasiowi, że się zemszczę.
- Ale o kogo chodzi?
- Nie udawaj! O Hemmings'a chodzi!
- Co? Ale dlaczego ja?
- Bo widać, że mu na tobie zależy...- uśmiechnął się przebiegle.
- Przecież on mnie nienawidzi, to dlatego robił mi te wszystkie rzeczy chciał mnie załamać, ponaśmiewać się ze mnie. Sam mi to powiedział.
- O nie nie. To nie tak. On coś do ciebie czuje, ale nie przyzna się do tego otwarcie...a ja to wykorzystam przeciwko niemu. Na początek zdobądź mi jego numer. Jutro o 7:30 widzę cię tutaj.
- A jak tego nie zrobię?- zapytałam.
- Dla ciebie będzie nie miło, a dla mnie to inna sprawa. Więc co ty na to?
Stałam tak chwilę jak słup soli zastanawiając się nad jego propozycją. Po mimo tego co zrobił Luke nie chciałam się odpłacać. Ja taka nie jestem. Ale jeśli tego nie zrobię to ten typek coś mi zrobi. A tego wolę uniknąć.
- Zgoda.- powiedziałam zrezygnowanym głosem, a on złapał mnie za biodra. Wzdrygnęłam się na uczucie jego rąk. To nie było fajne uczucie. Jedną ręką przytrzymał moje nadgarstki, a drugą zaczął schodzić niżej. Wstrzymałam oddech gdy jego ręka znalazła się pod moimi spodniami i zmierzała dalej. Wsunął ją pod moje majtki i dotykał mojej kobiecości. Wsadzał we mnie swoje palce, a ja płakałam. To było obrzydliwe i miałam ochotę zwymiotować i zniknąć z tąd.
Gdy skończył wziął sobie mój numer i tak po prostu poszedł sobie. A jutro znowu mam się z nim spotkać. Nie wiem jak ja to wytrzymam. Teraz muszę szybko wrócić do domu. Starłam ślady łez z twarzy i uspokoiłam się trochę, ale nadal byłam roztrzęsiona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top