Rozdział 4

#Mia
Nie nie zrobię tego...CHYBA...nigdy...nie dzisiaj jeszcze...
Bez niego jestem.taka sama taka bezbronna. Muszę mu pomóc w końcu on jest zawsze przy mnie i mnie ochronina ja?? Ja uciekam bo powiedział mi prawdę.
Nie rozumiem siebie. Ja NienawidZę kłamstw a uciekam od prawdy. Co jest ze mną nie tak?? Nie umiem i nie mogę...bez niego żyć...

#Luke
Boję się...a co jeśli coś się jej stało?? Powinienem już spać bo jest noc ale nie mogę...
Jak można spać jak mojej księżniczce może coś zagrażać...nie odpisuje mi nawet a od zawsze telefon był tym co nas łączyło bo nie zawsze mogliśmy się widzieć ale przez telefon się kontaktowaliśmy. Gdy nie mogłem jej ujrzeć to patrzyłem się na telefon i zawsze wspomnienia wracały a teraz?? Wszystko zepsułem ale przecież nie mogłem jej dalej okłamywać bo bardziej bym ją skrzywdził. Wiem że nienawidzi kłamstw więc powiedziałem jej prawdę.
Teraz przynajmniej wiem że już nigdy nic z tego nie będzie...

#Mia
Po odłożeniu żyletki postanowiłam się przejść. Szłam i szułam bez celu nie patrząc w tył jednak po pewnym czasie stanęłam przed budynkiem........szpitalA
To tutaj jest mój przyjaciel i on jest tutaj...przezemnie...
Zaczęłam płakać ale w głowie ciągle słyszałam jego słowa:
Nie płacz...to nie twoja wina...
Czemu on jest taki dobry a ja taka zła?? Źle mi z tym... Jeszcze nigdy tak bardzo się nie rozstawaliśmy jak teraz...
Światło w jego pokoju było zgaszone więc pomyślałam że śpi dlatego weszłam po cichu do budynku i skierowałam się w stronę sali. Weszłam naprawdę cicho ale musiał mnie usłyszeć kurde...
-Kto to?
-ojj sorry myślałam że śpisz już idę...-odparłam i pociągając za klamkę ale tak naprawdę nie chciałam wychodzić bo...on...nadal jest moim wielkim przyjacielem
Przy nim od razu lepiej się poczułam...
Bo pomiędzy nami jest takA Wielka więź...taka wieczna...
-NIE zostań-rozkazał-To znaczy jak chcesz...
-C.H.C.Ę...-jąkałam się
-Chodź...-rzekł łagodnie tak mówił zawsze jak chciał czegoś bardzo lub mnie uspokajał ale tym razem to były dwie opcje.
Grzecznie go posłuchałam i usiadłam on złapał mĄ dłoń i chciał coś powiedzieć ale mu przerwałam:
-Nic nie mów...to ja przepraszam.
Po czym położyłam się koło niego i przytuliłam go on mnie Pocałowal w czułko i powiedział lekki ciche i kochane:
-Dobranoc...
-Luke mam jedno pytanie...
Skąd wiedziAłeś że to ja przecież jest ciemno bardzo.
-Gdy moje oczy będą zamknięte będę Cię widzieć.
Kiedy ciemność będzie nas otaczać i nie będzie żadnego oznaku światła ujrzę cię...
Bo jesteś jedyna piękna i moja...
-Prawda Luki Twoja...
Po tych słowach coś mnie ruszyło...bo uświadomiłam sobie że jestem dla niego całym światem a on dla mnie chyba też częścią...
Może ja też go kocham??
Sama nie wiem miłość jest trudna...





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top