ROZDZIAŁ 10 - ŚLUB
Państwo młodzi po złożeniu przysięgi małżeńskiej przed ołtarzem w kościele i wymianie obrączek, przenieśli się wraz z grupką najbliższych oraz najbardziej oczekiwanych gości, do sali wynajętej specjalnie na okazję przyjęcia weselnego Any oraz Rubena.
Jorge Redferne zdecydował, że zabawa odbędzie się w restauracji Aniołowie, tej samej, gdzie główni bohaterowie dnia po raz pierwszy zjedli oficjalnie kolację we własnym towarzystwie.
– Cara, wyglądasz cudownie – szepnął Ruben na ucho do Any, gdy wszyscy zdawali się zajęci tańcami.
Dobrze wiedziała, co chodzi mu po tej jego ciemnowłosej łepetynie. Gdyby w nikim nie wzbudziło zainteresowania, że już teraz wymykają się z przyjęcia, chętnie zniknęliby w zaciszu sypialni.
– Jeszcze kilka godzin – droczyła się z mężem. – Na pewno wytrzymasz. A może się mylę?
– Z trudem się powstrzymuję – odparł cicho – żeby stąd nie wyjść razem z tobą i zająć się czymś, co nam obojgu przyniesie wiele korzyści. Ja podszkolę technikę, ty nauczysz się czegoś nowego.
– Ruben, na litość boską – Ana poprosiła męża. – Jeszcze ktoś nas usłyszy!
– A co ja takiego mówię? – puścił do niej „oczko". – Przecież nowożeńcom zazwyczaj spieszy się do seksu. Mi również.
Nawet nie zaczerwienił się ani nie zawstydził, bo niby dlaczego miałby się wstydzić reakcji własnego ciała w towarzystwie Any u jego boku?
Przecież nic się jeszcze nie działo konkretnego i na pewno nie dojdzie do niczego w zatłoczonej sali, na oczach kilkudziesięciu zaproszonych gości!
Cortez uśmiechnął się promiennie, jakby dokonał właśnie epokowego odkrycia.
– Wyglądają na bardzo zajętych sobą – powiedziała Anna do swojego męża, obserwując córkę i jej „świeżo upieczonego" małżonka. – On... Znaczy się, Ruben, sprawia wrażenia naprawdę zakochanego w naszej Anie.
– Od razu wiedziałem, że z tej mąki będzie chleb – Jorge przyznał się do wyswatania młodych. – Ruben Cortez często przyjeżdżał do mojej, teraz naszej, willi pod różnymi pretekstami, aby tylko zobaczyć się z Aną. Czasami śmiać mi się chciało z powodu tych dwojga.
– O! – wykrzyknęła cicho Anna. – A to dlaczego?
– Zapierali się rękami i nogami przed wejściem w najpierw zwykłą znajomość, o przebywaniu we własnym towarzystwie nie mówiąc. Wypierali się, jedno i drugie, że nic ich nie łączy, a co i rusz przyłapywałem ich na czułych uściskach po kątach i tam, gdzie myśleli, że z okna w moim gabinecie ich nie dojrzę – Jorge roześmiał się cichutko, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. – No i masz, do czego to doprowadziło, dzieci w drodze i ślub!
– Tak to jest, że czasami nie potrafimy rozeznać się w swoich uczuciach od razu – przytaknęła mu Anna.
– Ja również długo musiałem krążyć po bezdrożach, by wreszcie zrozumieć, co powinienem zrobić i co, a właściwie, kto jest najważniejszy w moim życiu – wyznał don Redferne.
– To ile lat on właściwie ma? Chodzi mi o Rubena.
– A na ile wygląda?
– Z trzydzieści na pewno.
– Trzydzieści dwa. Czternaście lat różnicy między Aną a panem młodym. Nie za dużo?
– Niech tylko spróbuje wymówić się własnym wiekiem przed odpowiedzialnością za własną rodzinę, którą dzisiaj założył!
– Ruben? To swój chłop, równy gość!
Jak coś zaczął, to będzie przy tym trwał, choćby i miał umrzeć!
– Ty to mógłbyś psychologiem zostać – powiedziała Anna z przyganą. – Masz niezłe wyczucie czasu.
– Ale jeśli spróbuje skrzywdzić Anę, nigdy mu nie daruję – mruknął Jorge do siebie, lecz żona nie zrozumiała, co mówi, bo „mruczał" zbyt cicho.
– Pani Cortez – Ruben delikatnie rozbierał żonę w zaciszu ich własnej sypialni. – Naprawdę już nie mogłem dłużej czekać!
– Ja również nie, le daro. Myślisz, że mama i tata również spędzą tę noc tak pracowicie, jak my?
– To w ich wieku jeszcze można uprawiać miłość fizyczną? – Ruben aż się zdziwił. – Po co pytam? Przecież moja teściowa spodziewa się dziecka!
– Nie są tacy starzy – Ana pomogła mężowi pozbyć się koszuli.
Marynarka już dawno wylądowała na podłodze, za nią jego spodnie i bielizna Any - o butach nie wspominając.
Ana syciła oczy widokiem nagiego ciała męża, by po chwili smakować je językiem kawałek po kawałku.
– Jeszcze żadna z moich kobiet nigdy... mnie nie dotykała tak jak... moja żona – oddech Rubena stał się ciężki i urywany. – Czy ja... Czy chcesz, cara, abym... pokazał tobie, czym jest prawdziwa rozkosz?
– Niczego innego teraz nie pragnę – jęknęła Ana, gdy zręczne dłonie męża musnęły jej piersi. – Co ty ze mną robisz, że za każdym naszym kolejnym zbliżeniem jest jeszcze lepiej niż było poprzednio?
Proszę... Nie przestawaj!
– Nie zamierzam – mruknął Ruben, dowodząc żonie swych niebywałych umiejętności jako kochanka.
Wydała z siebie cichy krzyk zadowolenia, drżąc pod naporem jego wciąż sprężystego ciała, gdy w nią wniknął. Przez dłuższą chwilę poruszali się w zgodnym rytmie, a Ana miała wrażenie, iż jej niebezpieczny mężczyzna tylko wobec niej jest gotów na ustępstwa w sypialni.
Wiedziała również, że przy niej nie wspomina swojej pierwszej miłości - Marii - Eleny. Na pewno o niej nigdy nie zapomni choć z czasem wspomnienie dawnej narzeczonej trochę wyblaknie. W końcu mieli się pobrać, lecz teraz była w jego życiu tylko ona - Ana i ich dzieci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top